Komandoria Zakonu Sakira
: 16 wrz 2021, 12:20
POST BARDA
Lucasowi ponowy kontakt z innymi ludźmi (nawet jeśli byli to oskarżający go o przestępstwa Sakirowcy) z pewnością pomagał w powrocie do sił mentalnych, choć ciało nie dawało po sobie znać. Na szczęście jego zdolności retoryki rozkręcały się z każdym wypowiedzianym słowem, niczym niedźwiedź wybudzony z letargu. Jego rozmówca, szanowny Pan Rycerz o Blond Włosach, zdecydowanie to dostrzegł, toteż uniósł prawą brew w zaintrygowaniu, pomimo tego że na jego twarzy wciąż malowała się obojętność i znurzenie.- Och, a więc kłamie pan na temat swojej tożsamości podczas oficjalnego przesłuchania? Nie omieszkam zapisać tego do protokołu. - po czym jak rzekł tak zrobił, bazgrząc coś na papierze. - Radzę uważać następnym razem, o ile takowy nastąpi. Zakon ma swoje sposoby potwierdzania tożsamości raz zarejestrowanego "dzikiego maga", że się tak wyrażę.
Przesłuchujący wysłuchał krótkiego wywodu Szakala a na jego koniec skwitował go swoim pierwszym okazem emocji - krótkim, delikatnym parsknięciem śmiechem przez zamknięte usta i mimowolnym uniesieniem kącika ust.
- O tak, z pewnością tak potężny czarnoksiężnik jak pan był wręcz zmuszony uciec się do magii w starciu z bandą rozjuszonych żebraków... - Zaskakującym było jak nagle jego ton wypowiedzi wręcz ociekał ironią. Niemniej zaraz powrócił do wcześniejszego, bardziej formalnego siebie. - Widocznie obcy panu termin "przekroczenia obrony koniecznej", a w przypadku magów jest to pojęcie niezwykle przydatne w poruszaniu się po meandrach oskarżeń prawnych, ale... skąd panu to wiedzieć? W końcu nie skończył pan żadnej uczelni magicznej.
Ich głosy odbijały się po trochu echem w prawie że pustej celi, toteż każda pauza niosła ze sobą cień ostatniego wypowiedzianego słowa. Płomienie świec zdawały się reagować na każdy najmniejszy powiew wiatru z ich ust a ich światło tańczyło po nierównych kamieniach ścian, nie dając ukojenia oczom Lukasa, nawet kiedy były skierowane na dół. Jednak teraz, na pewną chwilę, spróbował wbić wzrok w młodego rycerza, próbując dodać sobie powagi, czy być może złowieszczości. Niestety nie obyło się to z jakąkolwiek reakcją od rozmówcy. Ten tylko, jedną ręką pisząc słowa Barkera, drugą podpierając podbródek, spoglądał to raz na Szakala a raz na papier. Nie zdawało się go poruszać nic - nie zareagował słysząc nazwisko Johnstona, czy też gdy Lucas mówił o Sarze. W całej tej wypowiedzi jedynie raz przerwało mu kaszlnięcie zza pleców, które pochodziło od starszego strażnika więziennego.
Lucas Barker wykonał teatralną przerwę po podsumowaniu swojej wersji wydarzeń, a przesłuchujący nie zakłócił jej żadnym słowem od siebie, gdyż dalej notował. Wtedy karmazynowogrzywy wygłosił swoje przypuszczenia odnośnie swojego losu i opinię na temat prawości Zakonu. Choć trzeba było mu przyznać, że język i bystrość umysłu wracały do swojego naturalnego stanu, tj. cwaniactwa, a modulował głos naprawdę przekonująco to blond rycerz... dalej zdawał się mieć to wszystko gdzieś. Ba, nawet miał czelność ostentacyjnie ziewnąć, zasłaniając paszczękę wierzchem dłoni.
- Do tego, co pana czeka w najbliżej przyszłości jeszcze przejdziemy, ale z racji mojej własnej ciekawości chcę coś sprawdzić. Otóż pana historyjka zawiera pewne luki.
Niespodziewanie rycerz odłożył pióro do inkaustu i odsunął swój raport na bok. Pochylił się następnie nad stołem, teraz opierając podbródek o obie wyprostowane dłonie, tworząc podpórkę. Nagle ze znudzonego biurokraty zamienił się w zaintrygowanego rozmówcę, a Lucas był w stanie dostrzec teraz nawet błękitną barwę jego tęczówek.
- Mówi pan o dobrych relacjach z karczmarzem, tymczasem z naszego wywiadu nie dość, że pan Thomas podał pana drugie nazwisko, Lucas Barker właśnie, to w dodatku nie mówił o panu miło. Coś tam co prawda mówił o wcześniejszej dobrej znajomości, ale wczorajszego wieczoru był pan dla niego jedynie utrapieniem. Powiedział coś o byciu "durniem", "dupkiem", "chlejusem" i o "braku szacunku", ale mniejsza.
- Wspomniał pan też o innej magini, tak? Niejakiej... - tu zakonnik musiał na chwilę zerknąć na swe notatki - Sarze? Nasz patrol nie zastał nikogo takiego na miejscu zdarzenia, karczmarz mówi że był z panem sam. W końcu podczas epidemii interes mu się nie kręcił. Anomalie magiczne, których pan doświadczył, z pewnością mają wiele wspólnego z tym co się dzieje teraz na niebie, więc wyjątkowo byłbym skłonny uwierzyć w zwalanie winy na bogów niż jakąś wyimaginowaną niemowę. A odnośnie pożaru... - rycerz wyprostował się na chwilę, jakby przeciągając się ze sztywności, a następnie usiadł prosto, znów opierając tylko palce jednej ręki na brzegu stołu.
- Pożar mógł pan wywołać nieumyślnie. Ostatnio w mieście dochodzi do samoistnych zapłonów natury demonologicznej. Pana popisy magiczne i brawura, w połączeniu z tym przedziwnym zaćmieniem, po prostu przyciągnęły uwagę jakiejś szkarady. I tyle. Niemniej i tak zostanie pan pociągnięty za to do odpowiedzialności, bo gdyby nie pan... być może nic takiego by się nie wydarzyło.
Znów nastała jakaś przedziwna cisza, w której głos blondyna zawiesił się na chwilę w złowrogiej aurze. Lucas mógł nawet przysiąc, że gdzieniegdzie znów słyszy kapanie wody. Był to dobry objaw - zmysły wracały do funkcjonalności. Reszta w tej sali pozostawała niezmienna -kolos w zbroi nawet nie drgnął, stojak ze świecami dalej stał w tym samym miejscu, może trochę strażnik przy drzwiach wiercił się z dyskomfortu, ale Pan Rycerz... uśmiechał się. I nie był do miły uśmiech.
- Czy na koniec naszego spotkania ma pan jeszcze coś do dodania, panie Barker?