Re: Droga ku Zaavral

46
Sen zmorzył de Ragnara niemal natychmiast - szlachcic ledwo zdążył się położyć i już odpłynął w jednej chwili, zupełnie jakby ktoś go zdzielił deską przez łeb.

Zbudził się na godzinę przed świtem. Nieprzebyta ciemność nocy poczęła się już rozrzedzać - choć na razie jeszcze leniwie i nieznacznie - w nieprzyjemną, zimną szarość. Pomimo szczelnego okrycia mężczyzna czuł, jak przez szpary pomiędzy deskami stodoły wciska się chłód.

Przerwany sen nie chciał już powrócić, a raz otwarte oczy - ponownie się zamknąć. Regis, nie całkiem jeszcze przytomny, kątem oka dojrzał, jak parę kroków od niego nad Lerathem leżącym tak, jak wczoraj legł, pochyla się chuda dziewczyna z gołymi nogami. Ten widok rozbudził w nim wspomnienie obrazu, śnionego jeszcze przed paroma chwilami - rozczochrane włosy Hali łaskoczące go w wilgotną jeszcze od pocałunku szyję, jej chude, pokryte gęsią skórką uda oplecione wokół jego torsu i jej drobne, rozbiegane dłonie. Może sen, może nie sen - musiał stwierdzić po chwili, czując lekkie pieczenie tam, gdzie zapamiętał jej usta.

Zdawało się, że córka Jassira nie była świadoma przebudzenia Regisa - zresztą siedziała odwrócona do niego tyłem, tak że nie wiedział on nawet do końca, co też dziewczyna właściwie robi. Wyglądało to jednak tak, jakby tuliła się do Leratha i szeptała mu coś do ucha. On natomiast leżał bez ruchu, jak trup. Ale zapewne nie był trupem. Po prostu spał.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

47
Wędrówka z Keronu ku Zaavral co raz mniej podobała się Regisowi. Ostatnie naprawdę miłe chwile spędził w prowincji Nowe Hollar, w zajeździe "Dębowa Chata", gdzie niebrzydka, choć żonata, gospodyni przyrządzała wyśmienite posiłki, a pościel była nadzwyczaj miękka.
Tymczasem de Ragnar leżał na sianie, w śmierdzącej stodole i przyglądał się jak nieletnia dziewczyna wręcz obmacuje jego rannego kompana. Tego powoli było już za dużo. Najpierw dziwne ostrzeżenie elfa, potem atak niedźwiedzia kerońskiego, później spalona gospoda, a teraz młoda, niewyżyta córka karczmarza obłapia niedoszłego rycerza Zakonu Sakira.
- Hejże panienko, co wy tam wyrabiacie? - spytał rześkim tonem szlachcic - Takich sposobów leczenia nie widziałem nigdzie. Poślij po swego ojca, gdyż chcę się pożegnać. Niech ktoś siodła mego konia i zbudźcie w końcu pana von Dreissa.
Stanowczy i nieco zimny głos mężczyzny spod gór Daugon zapewne musiał, przynajmniej w małym stopniu, wpłynąć na dziwnie zachowującą się młódkę. Regis uznał, że przyszedł czas pożegnań, nie tylko z Larethem, ale także miejscem, w którym spędził ostatnią, niezbyt przyjemną noc. Ostatecznie ku Zaavral nie było dalej niż dwa dni jazdy konnej, spokojnym tempem.
Spoiler:
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

48
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie do Regisa, skuliła się i prychnęła - zupełnie jak wystraszone zwierzę. Wyraźnie nie spodziewała się jego przebudzenia.

- Pan von Dreiss nie obudzi się tak prędko - wysyczała, mrużąc oczy i odzyskując prędko równowagę.

W szarawym świetle przedświtu de Ragnar zobaczył wyraźnie jej burą sukienkę, jej dziwną, metalową bransoletkę w kształcie węża czy smoka, jej płowe, rozwichrzone dziko włosy, jej chudą i bladą twarz, jej niezdrowo płonące oczy w odcieniu miedzi oraz... oraz świeżą krew, zalewającą dolną wargę i podbródek Hali. Nie było wątpliwości co do tego, iż ta krew pochodziła z żył Leratha von Dreissa, który leżał wciąż na sianie i prawdopodobnie nie był świadom niczego... o ile w ogóle jeszcze żył.

Przez moment oboje - Hala i Regis - mierzyli się wzrokiem. Wbrew pozorom jednak dziewczyna nie rzuciła się na niego, klęczała tylko najspokojniej w świecie u boku śpiącego szlachcica.

- Zajmę się nim. Hildur! Idź do Śledzia, każ osiodłać pańskiego konia! - zawołała władczo do brata. Tamten chyba posłusznie wykonał jej polecenie, bo coś zaszumiało w stercie siana, po czym drzwi się uchyliły i drobna sylwetka chłopaka w pośpiechu opuściła stodołę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

49
Sytuacja, mimo iż mocno śmierdziała, powoli zaczęła się klarować. Być może zeznania "Śledzia" wcale nie mijały się z prawdą. Co gorsza kobieta w czerwieni, mogła okazać się opętaną córką karczmarza. Co gorsza opcja opętania i tak była jedną z łagodniejszych opcji, gdyż ostatecznie postać mogła okazać się groźnym sukkubem bądź mimikiem zwanym inaczej dopplerem.
Regis postanowił nie czekać na dalszy rozwój sytuacji, w momencie gdy Hala wydawała dyspozycję swemu bratu, de Ragnar postanowił ogłuszyć istotę uderzeniem drewnianym palikiem w głowę. Szlachcic miał nadzieję, że jego interwencja się powiedzie, a dziewczyna straci przytomność na wystarczająco długi czas, by potwierdzić lub obalić teorię o jej niezwykłym pochodzeniu. Ponadto mężczyzna spod Zaavral nie omieszkał jak najszybciej powiadomić jej ojca Jassira.
Regis na wszelki wypadek mocniej chwycił sztyl, by w razie sposobności ponowić uderzenie. Musiał działać sprawnie, gdyż każda minuta mogła okazać się na wagę życia jego kompana Laretha von Dreissa. Niedoszły, a być może i przyszły rycerz Zakonu Sakira, miał równie krętą drogę do Zachodniej Prowinicji Keronu, jak szlachcic de Ragnar zmierzający pod Góry Daugon, do swego wuja Marvala.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

50
Regis miał tym razem dość szczęścia, by powalić słabą dziewczynę na ziemię, jednak nie ogłuszył jej od razu, bo najpierw wrzasnęła na niego rozdzierająco, aż uszy zabolały, potem zaczęła do niego mówić, czy raczej mamrotać, coś w stylu "nie rozumiesz, głupcze, ja nic mu... nie wiesz chyba, kto ja jestem... zostaw mnie!", a potem już tylko prychała na niego, szczerząc zakrwawione zęby. Drugie uderzenie chwilowo rozwiązało problem, bo Hala zamilkła i znieruchomiała.

Mając nadzieję, że jassirowa córka przez chwilę jaszcze poleży jak trzeba, Regis postanowił jak najszybciej powiadomić jej ojca, w tym celu wystarczyło jedynie wychylić nos ze stodoły, bo tamten był już na nogach i robił coś na podwórku, choć słonko jeszcze nie wstało. Zdaje się zresztą, że wedle wczorajszych wskazówek kopał grób pod drzewem dla elfa, bo trzymał w rękach łopatę - teraz natomiast, zaniepokojony krzykiem Hali, zmierzał ku szopie z sianem.

- Co się dzieje? - zapytał twardo Jassir, stając w drzwiach na tle szarzejącego nieba i celując łopatą w Regisa. - Krzywdzicie moją córkę, zbóje? Co to ma być, do wszystkich diabłów?! Tak odpłacacie człowiekowi za nocleg? Mało to nieszczęść na mnie spadło?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

51
Choć nazwanie szlachcica "zbójem" było obrazą wysokich lotów, de Ragnar postanowił nie domagać się przestrzegania etykiety, choć mimowolnie zacisnął mocniej dłonie na kijaszku. Chłop z łopatą w rękach nie stanowił dlań większego zagrożenia, aczkolwiek Regis wolał się mieć na baczności.
- Uspokójcie się Jassirze. Spójrzcie lepiej na twarz swej córki, jest usta są zakrwawione i bynajmniej nie jest to jej własna krew a mego kompana von Dreissa. Zatopiła swe zęby w nim. Co więcej, w akcie swego szał przypominała postać, o której wczoraj wspominał niejaki "Śledź", będący twym pachołkiem. - rzekł zdecydowanym i chłodnym tonem mężczyzna - Chyba nie będziecie tłumaczyć, iż Hala wysysała "złą" krew z żył Laretha? Lepiej karczmarzu przypilnujcie swą dziatkę i poślijcie po kapłana albo egzorcystę. W najgorszym wypadku ubezpieczcie się, wykupując polisę na życie w postaci srebrnego miecza.
Kończąc wypowiedź de Ragnar zbliżył się do leżącego znajomego i odwrócił go na plecy. Jego twarz była nienaturalnie blada, a ciało chłodne. Mimo to szlachcic z Gór Daugon nie był pewien czy Dreiss żyje. Bratanek Marvala z niechęcią spojrzał ku gospodarzowi, który dalej trzymał w prawicy łopatę. Regis uznał, że bójka z kimś kto mimo wszystko zaoferował mu nocleg w stodole, jest ostatecznością, dlatego bez nerwowych ruchów przepasał wokół siebie pas z mieczem.
- To jak będzie panie Jassirze? Mojemu przyjacielowi jest potrzebna prawdziwa pomoc medyczna, a nie znachorskie działania. Jeżeli nie możecie tego dla niego zrobić, to przynajmniej udostępnijcie mi zioła i kociołek z wodą, a także wskażcie drogę do najbliższej, królewskiej strażnicy. - ponownie przerwał ciszę przybysz wędrujący z "Dębowej Chaty" w Nowym Hollar - Co postanowiliście w sprawie swej córki? Nie chciałbym donosić na was władzy, bo nie jestem szpiclem, ani konfidentem. Nie bądźcie jednak ślepi w tej kwestii, gdyż nieszczęścia będą was prześladować.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

52
- Co... co wy mówicie? - wystękał Jassir, po czym odrzucił łopatę i ciężko przysiadł na przewróconym wiadrze, chowając twarz w dłoniach. - Dobrzy bogowie... Hala, moje biedne dziecko... Teraz wszystko się robi jasne. A nie wierzyłem... Śledziu! - krzyknął przez drzwi. - Albo nie, nie ty... Orvik! Orvik, słyszysz mnie? Bierz konia i jedź po uzdrowiciela! Panie... Co ja mam z nią zrobić? To dziecko przecie. A i wy wiecie, i ja wiem, że tu kapłan ani egzorcysta nie pomoże... Teraz wszystko mi się układa. Przygarnąłem te dzieciaki, kiedy tu przylazły jednej nocy. No bo co miałem nie przygarnąć? Biedne takie! Za dnia tylko zawsze się gdzieś chowały pod jakąś wymówką. A potem domownicy i goście poczęli słabnąć i blednąć... Spał tu raz jeden sakirowiec, bardzo dziwne i nietypowe miał metody. A potem nagle to podpalenie. On się poznał na nich prędzej niż ja... A wiadomo, jak potwory takie lękają się płomienia... Panie, w taką histerię wpadły po tym pożarze... Ale zwiały, spalić się nie dały. I co mam zrobić, na litość wszystkich bogów?! Przygarnąłem, to teraz zabić? Łeb łopatą obciąć osobiście, bo dzieciak jest wampirem...? Choć dom i dałem i chciałem na ludzi wyprowadzić? Ooo, dlaczego mnie to spotyka?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

53
Szlachcic widząc karczmarza odrzucającego łopatę, sam przyjął luźniejszą pozycję. Przynajmniej ze strony Jassira minęła możliwość ataku. Regis raz jeszcze omiótł stodołę wzrokiem, na dłużej zatrzymując spojrzenie na leżącym von Dreissie, by przenieść je na gospodarza.
- Wybaczcie, ale słyszałem tylko jedną legendę, czy też możę plotkę o wampirze, który zajadał się pasztecikami, raczył ziołami i innymi korzonkami. Swoją drogą w owej opowiastce, ten stwór był moim imiennikiem. Dlatego też by zakończyć wszelkie nieszczęścia, wynieście córkę, ekhem, a raczej to stworzenie na zewnątrz. Zobaczymy jaki będzie efekt, każcie też pozostać pachołkom w pogotowiu, sam też będę czuwał. - rzekł zdecydowanie de Ragnar - Nie wiem jak z tym chłopakiem, ale dla pańskiego dobra, a także osób postronnych proponowałbym uczynić to samo. Proszę też nie zapomnieć o moim kompanie Larethcie, który miał być rycerzem Zakonu Sakira. Chyba nie muszę wspominać jakie możecie mieć nieprzyjemności, gdyby ów giermek nie dojechał do siedziby zgromadzenia? A teraz każcie otworzyć wrota tej stodoły.
Regis nie czekając ani chwili dłużej sam podszedł do jednej z połówki drzwi i zaczął przy nich majstrować. Mimo jesiennej pory, na niebie lokalna gwiazda próbowała przedrzeć się przez niezbyt gęste chmury. Pierwszy podmuch świeżego powietrza, korzystnie wpłynął na Regisa, ostatecznie wypędzając resztki snu z jego głowy. Po chwili pojawili się podwładni Jassira.
- No panie Jassirze, nadszedł czas decyzji. Myślę, że i tak dostatecznie wycierpieliście. Zwłoka tylko można przysporzyć nowych problemów. - dodał szlachcic, stojąc przy lekko uchylonej połówce drzwi, dodając - Co z uzdrowicielem? I czy mój koń już osiodłany? Muszę wiedzieć, czy zajmiecie się Larethem von Dreissem czy może muszę gnać do najbliższej strażnicy królewskiej?
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

54
Słońce wciąż jeszcze nie wzeszło, choć już niebawem miało się to stać. Na dworze było szaro, ponuro i zimno.

- Wysłałem człowieka po uzdrowiciela, słyszeliście przecież - westchnął mężczyzna. - A pański koń oraz niedźwiedź czekają z tym durnym Śledziem przy stajni... Idźcie już, jeśli chcecie, ja się sam zajmę swoim dzieckiem... - Milczał przez dłuższą chwilę. - Ale przecież dom im dałem, przygarnąłem, jakże to teraz, dzieciaki na śmierć wydać...?

Jassir uklęknął koło Hali i zmartwiony patrzył na nią. Nie bardzo potrafił zdobyć się na jakiekolwiek działanie, dlatego starał się jak najbardziej odwlec moment decyzji. Był jednak ktoś, kto tę decyzję podjął już za niego.

- Jassir, nie wygłupiaj się - rzucił jeden z mężczyzn, którzy stanęli w drzwiach. W rękach trzymał zwój grubego, konopnego sznura.
- To jest bestia, a nie twoje dziecko! Przylazło to nie wiadomo skąd, a ty, naiwny, pod swój dach wziąłeś i masz! A pfu! To przez nią tamten cholerny sakirowiec spalił ci gospodę, a ty się jeszcze zastanawiasz?!
- Przez nią i przez jej brata! Obydwoje taka sama zaraza!

Rosły brunet w niebieskiej koszuli pokazał Jassirowi związanego mocno i zakneblowanego chłopaka. Był chudy, blady, rozczochrany i podobny do siostry-bliźniaczki jak jedna kropla wody do drugiej. Nawet na nadgarstku miał identyczną bransoletkę, podobną do cielska jakiegoś zwiniętego gada. A na ubraniu miał ślady krwi. Czyjej?

- Ale nie martw się, gospodarzu. Lada chwila przyjdzie dzionek, słonko wstanie i zobaczymy, co zostanie z tych plugawych krwiopijców...

Hildur, słysząc te słowa, pobladł jeszcze bardziej, oczy zrobiły mu się wielkie i okrągłe jak monety, począł się wyrywać, a potem zakwiczał błagalnie, padając na kolana. Trudno orzec, co dokładnie mówił, bo knebel dławił jego słowa, ale raczej nietrudno było się domyśleć. Młody wampir nie chciał umierać, ot i cała historia.

Z sześciu zgromadzonych, trzech potężnych chłopów podeszło do nieprzytomnej Hali - a byli to zresztą ci sami, którzy pomagali wczoraj gospodarzowi przy odbudowie spalonej karczmy. Podnieśli ją brutalnie za włosy i zaczęli ją krępować sznurem, na wypadek, gdyby miała się jeszcze obudzić. A właśnie wtedy oprzytomniała. Od razu pojęła, co się dzieje. Najpierw wyszczerzyła zwierzęco kły, chciała się wyszarpnąć, ale trzymali ją zbyt mocno. Wtedy zapłakała gorzko i krwawe łzy popłynęły jej po twarzy. Widok był makabryczny.

- Nie zabijajcie, błagam...! - krzyknęła rozdzierająco, zanim i ją zakneblowali. - To nie moja wina, ulitujcie się... Hildur, kochany! Tatku, ratuj! Przepraszam, ja już nigdy tego nie zrobię, tatku, odejdę stąd, odejdziemy z Hildurem, tylko nie zabijajcie, błagam! Regisss... To przez ciebie wszystko, przeklinam cię, pfu!

Hala z nienawiścią splunęła krwawą śliną pod nogi Regisa. A patrzyła na niego tak złowieszczo, że de Ragnarowi coś kazało się zastanowić, czy to przekleństwo z ust małej wampirzycy nie ma aby jakiejś realnej mocy...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

55
Regis poczuł się delikatnie urażony słowami Jassira. W końcu jakby nie było, odkrycie iż jego przybrane dziatki są wampirami, najprawdopodobniej uratowało kilkanaście istnień, a być może i samego karczmarza, który pewnego dnia albo sam stałby się wampirem albo sczezł by we własnej chacie.
- Nie czas na sceny miłości. To przez nie straciliście swój dobytek, cieszcie się żeś żyw gospodarzu. - mruknął niezbyt sympatycznie de Ragnar, gdy do stodoły przybyło kilku mężczyzn, a jeden z nich w mniej dyplomatycznych słowach przyznał rację szlachcicowi i próbował wyperswadować właścicielowi zajazdu dalszą opiekę nad Hal i Hildurem. Szczęście w nieszczęściu, że oboje byli najprawdopodobniej młodymi krwiopijacami, pozbawionymi doświadczenia, choć i tak udało im się omamić biednego karczmarza.
- Sami się przyjrzyjcie mości Jassirze. Na własne oczy widzicie krew w kącikach ust i kły. A te bransoletki? Nie bądźcie ślepi, a cieszcie się, iż rycerz Zakonu Sakira i was nie posądził o kolaborację z bestiami, choć chcieliście być dla nich jedynie dobrzy jak ojciec. - dodał gość spod Zaavral - Nie oskarżam was, ani nie potępiam. Nie na takich jak wy, bestie z sukcesem rzucały urok. Jednak niech to będzie cenna nauka. A jeśli słońce nie wyrządzi im krzywdy, poślij po jakiegoś maga, może uda się odmienić zły los tych dwojga.
Nim de Ragnar skończył mówić, kilku rosłych mieszkańców okolicznej wioski wzięło się za wiązanie jeszcze nieprzytomnej wampirzycy. Zrobili to wnet, gdyż Hala właśnie się ocknęła próbując się uwolnić, by po chwili błagać o litość. W jej spojrzeniu była ogromna nienawiść, gdy skrzyżowała wzrok z oczyma Regisa.
- I ja ciebie przeklinam krwiopijco, choć już wcześniej zostałaś zdekonspirowana przez szlachetnego człowieka od Sakiry. Wykorzystałaś naiwność Jassira, który ofiarował ci ojcowską miłość, a sam przez ciebie i przeklętego brata stracił praktycznie cały dobytek. Kto wie ilu ludzi i innych istot posłaliście w zaświaty. - odparł zdecydowanym tonem człowiek z Gór Daugon - Wyprowadzić tych obojga na zewnątrz.
Szlachcic popatrzył chwilę jak stwory mocują się z ogromnymi chłopami, choć ich działania skazane były na porażkę. Nim wyszli, podszedł jeszcze do najbardziej nieszczęśliwej osoby w tym całym towarzystwie. Jakby nie było, musiał się już przyzwyczaić do wychowywania oryginalnego rodzeństwa.
- Nie chowam do was urazy, a i wy nie powinniście nic mieć do mnie. Zajmijcie się Larethem von Dreissem, a także poślijcie kogoś do siedziby Zakonu Sakira. Tam na niego oczekiwali. Gdyby o mnie pytał, powiedzcie że najpewniej jestem u swego wuja Marvala w Zaavral. - powiedział tym razem łagodnym głosem Regis - Jeśli ukoi wam to ból, to zawsze możecie przygarnąć jakieś sieroty, najlepiej z przytułku. Tam powinno obejść się bez przykrych niespodzianek. A teraz czas na końcowy akord naszego spotkania.
Nadeszła chwila prawdy, choć de Ragnar postawiłby trochę grosza na to, że pierwsze promienie gwiazdy zrobią swoje i odeślą wampiry tam gdzie ich miejsce. Choć szlachcic należał do osób niezmiernie tolerancyjnych, to granica owej tolerancji najprawdopodobniej kończyła się na wampirach. Legenda o "dobrym" i pomocnym Emielu Regisie Rohellecu Terzieff-Godefroy'u musiała należeć zdecydowanie do innej historii...
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

56
Jassir w odpowiedzi pokiwał tylko martwo głową, a potem ukrył twarz w dłoniach. Zamarłszy w bezruchu, podobny był do pogrążonego w rozpaczy anioła z pewnego słynnego na cały świat malowidła, które zdobiło kaplicę Usala w dalekim Salu. I siedział tak, podczas gdy pozostali mężczyźni wywlekali dwójkę jego wyjących nieludzko wychowanków na podwórze, wprost pod różowiejące właśnie niebo.

A poranek był piękny - zupełnie, jakby jeden, zagubiony przypadkiem przez bogów czerwcowy dzionek zaplątał się w sam środek ponurej jesieni.

Krzyki Hali i Hildura wzmogły się - i nagle ucichły, kiedy obydwa młode wampiry, dotknięte długimi promieniami słońca, zapłonęły gwałtownym, bardzo jasnym ogniem. Parę chwil później została z nich tylko garść lekkiego popiołu... A potem dmuchnął rześki, poranny wiaterek - i już nawet popiołu nie było. Płomień oszczędził tylko dwie wężowe bransoletki, które pozostały jedyną pamiątką po nieszczęśliwej dwójce i prawdopodobnie jedynym świadectwem ich istnienia.

- Ekhem, panie... - usłyszał Regis znienacka. To pryszczaty, jak zawsze umorusany czymś Śledź przyprowadził osiodłanego Kasztanka. Właściwie to chyba stał tu z nim już od jakiegoś czasu, bo sądząc po jego dziwnym tonie i niepewnym wzroku musiał również oglądać egzekucję, która się tu przed chwilą odbyła. - Panie... Waszego konia przyprowadziłem... A i o niedźwiadku nie zapomnijcie! Nakarmiłem bo, bo tak piszczał, biedak...

I tak oto kończyła się niezbyt wesoła wizyta szlachcica z Zaavral w gospodzie "Trzy niedźwiadki". Na horyzoncie widać było jakichś zmierzających w tę stronę jeźdźców - można było mieć nadzieję, że to wezwany do biednego von Dreissa uzdrowiciel pędził właśnie na pomoc.

Droga wzywała, wuj Marval czekał, a dzień zapowiadał się naprawdę pogodny, w sam raz na podróż...
Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

57
Regis bez zbytniej egzaltacji przyglądał się jak promienie Słońca sięgają ciał Hildura i Hali, by w mgnieniu oka oboje stanęli w niespokojnie żarzącym się ogniu. Nim ktokolwiek nawet pomyślał by zebrać prochy wampirów i oddać je jakiemuś magowi, wiatr zrobił swoje i rozwiał wszystko w świat.
- Będą z ciebie ludzie młodzieńcze. Myślę, że jak Jassir otrząśnie się z nieszczęścia i nieco podreperuje swój budżet, to powinieneś zyskać w jego oczach. - rzekł życzliwie de Ragnar, poszukując coś w wewnętrznej kieszeni swego płaszcza - Trzymaj, tu masz jedną srebrną monetę i cztery miedziane. Trochę drobnych każdemu się przyda. A w tym puzderku masz maść z żyworódki pierzastej, drapacze lekarskiego, lawendy i paru innych rośli. Smaruj tym twarz, powinno ci pomóc na twą dolegliowść. Czas na mnie, bywajcie. Napiszę do Jassira i spytam też jak się macie i jak ostatecznie wyszedł na tej historii Lareth von Dreiss..
Szlachcic wsiadł na konia i ruszył traktem ku Zaavral, gdzie pod słynnym miastem majątekiem de Ragnarów zarządzał jego wuj Marval. Według słów karczmarza do miejsca docelowego nie było dalej niż 2 dni spokojnej, konnej jazdy. W okolicy zapewne było już więcej zajazdów, więc prawdopodobnie nie musiał po raz wtóry ryzykować noclegu pod gołym niebem.
Człowiek spod Gór Daugon pochwalił w duchu Śledzia za wykorzystanie dosyć długiego sznura, na którym uwiązany był niedźwiadek, gdyż jego koń Kasztanek jeszcze nie do końca był przyzwyczajony do obecności, jakby nie było, drapieżnika. Choć Góry Daugon były od dawna widoczne na horyzoncie, to po kilku godzinach niezbyt intensywnej jazdy, z każdą chwilą wznosiły się co raz wyżej. Był to najlepszy znak, iż Regis powraca w rodzinne strony.
Lekki, ciepły wiatr wiejący od strony masywu jeszcze podziałał kojąco na zmęczonego blisko siedmiomiesięczną tułaczką, jednego z dwóch żyjących de Ragnarów. Nawet Kasztanek jakby żwawiej ruszył przed siebie, czując pod kopytami zbliżający się trakt handlowy. 28-latek był pewien, iż niebawem ujrzy pierwszych wędrowców czy też przydrożną gospodę, w której spędzie ostatnią noc, przed powrotem do rodzinnego majątku.
Spoiler:
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

58
.
Obrazek


Jak każdy kij ma dwa końce, tak każdy trakt prowadzi tam i z powrotem. Ta ubita ludzką stopą powierzchnia nieopodal ciągnącego się wzdłuż jeziora Keliad, łączyła dwa ośrodki. Ośrodki, w których latem 88 roku III ery można było spotkać, niegdyś zdominowaną przez Keron, rasę Wysokich Elfów. Spójnik między Nowym Hollar a Zaavral lata świetności miał już dawno za sobą, przeto używany bywał coraz rzadziej. Przynajmniej w celach turystycznych tudzież handlowych. Częściej natomiast obserwowano migrację na korzyść południowego brata, wywołaną gorącymi nastrojami w stolicy Wysokich Elfów.
Obrazek
Zajmując siodło, Erzsébet Tepes stanęła w strzemionach, potarła i poklepała szyję wierzchowca, pokręciła głową, stwierdziwszy, że sucha. Jabłkowa klacz targnęła łbem i zawizżała przeciągle. Była w pełni sił - tego była pewna. Chodź słońce paliło znad horyzontu ona i koń czuli się dobrze, nadzwyczajnie dobrze. Pełni wigoru, zdolni pokonać trakt galopem.

Wzdłuż wpadającego do rzeczki potoku, spływającego ze stromego, gęsto zalesionego zbocza, wiodły w górę schody wykonane ze złomów omszałego piaskowca. Schody były wiekowe, nieco spękane, przerzedzone korzeniami drzew. Zygzakowały w górę, niekiedy przecinając strumień mostkiem i dalej za horyzont w kierunku jeziora Keliad. Dookoła był las, dziki las, pełen starych jesionów i grabów, jaworów, ciosów i dębów, dołem zmierzwiony gęstwą leszczyn i porzeczek. Pachniało piołunem, szałwią, pokrzywą, mokrym kamieniem, wiosną i pleśnią.

Erzsébet w milczeniu, dygnęła klacz łydką. Ta zrywem przeszła w kłus, a potem galop. Czarodziejka hamowała temperamentną bestię, co rusz ściągając wodzę. Zdarzyło jej się nawet sięgać po manewr wędzidła. Polegał on na przecieraniu żelaznym łukiem w pysku konia tak długo, aż ból nie ukorzył upartego zwierzaka. Toteż przemierzała trakt eleganckim, harmonijnym galopem na północ.

Pierwszą rzeczą, którą dostrzegła na otwartej przestrzeni, był przewrócony powóz. Z oddali widziała jak na piaskowym trakcie przefikołkował w lewo. Nie zwalniała klaczy, poczuła, jak w skroniach zaczyna jej tętnic. Lament niósł się w eter z każdym kolejnym krokiem w kierunku przyczepy. No jasne, pomyślała, to było do przewidzenia. Wóz przewrócił się, tym samym przygniatając rudowłosego elfa. Był unieruchomiony od pasa w dół. Jego, jak się zdawało, żona. Usilnie próbowała podnieść powóz, lecz z daremnym skutkiem. Miała blond włosy do ramion i długi niebieski płaszcz. Bez słowa spojrzała na przejeżdżającą czarodziejkę, bowiem gdzieś za wozem zapłakało dziecko i to przykuło dalej uwagę rozbitej elfki.

Re: Droga ku Zaavral

59
Okolica była nostalgicznie piękna, w typowy dla popadających z wolna w niepamięć miejsc sposób. Erzsébet z zaciekawieniem prześledziła wzrokiem zygzakujące po lesistym zboczu schody i przez chwilę bawiła się myślą, co też może być na ich końcu. Las był tutaj tak bogaty, dziki i nabuzowany energią odradzającego się na wiosnę życia, iż wyobraźnia czarodziejki podsuwała jej obrazy strzeżonego przez skrzaty garnca po brzegi wypełnionego złotem czy skrytego pośród ogromnych paproci źródełka wiecznej młodości. Niegdyś z wypiekami na twarzy zaczytywała się w baśniach opowiadających o podobnych rzeczach. Wówczas nie wiedziała jeszcze, że wiele z nich zobaczy na własne oczy, a do stworzenia niektórych nawet sama przyłoży rękę.

Reminiscencje pierzchły równie szybko, jak się pojawiły. Czarodziejka z rozkoszą wciągnęła w nozdrza przesycone zapachem ziół i lasu powietrze. No już, już – pomyślała, gładząc delikatnie kark srebrzystej klaczy, niecierpliwie drobiącej w miejscu. – Już jedziemy. Nie ma się co pieklić, moja droga. Mamy czas. Kobieta popędziła konia i już kilka chwil później mknęła na północ pełnym gracji galopem. Rozochocone wiosenną aurą zwierzę próbowało parę razy przejść w cwał, lecz próby te spełzały na niczym. Erzsébet Tepes nie zamierzała wjechać do miasta jako strach na wróble.

Gdy wyjechała z leśnego wąwozu na otwartą przestrzeń, doskonała nieruchomość rozciągającego się przed nią krajobrazu została zakłócona przez koziołkujący w oddali powóz. Z perspektywy Erzsébet wyglądało to tak, jakby niewidzialne dziecko odrzuciło zabawkę, która mu się znudziła. Na moment cała scena utonęła w kurzawie, a gdy pył opadł czarodziejka była już na tyle blisko, by dostrzec dwie postaci i usłyszeć trzecią. Zatrzymała się nieopodal wozu, nie schodząc jednak z konia.

Witajcie, nieznajomi — odezwała się uprzejmie, lustrując uwięzionego mężczyznę. Po chwili przeniosła spojrzenie na jasnowłosą elfkę, próbując jednocześnie zlokalizować płaczące dziecko. — Widziałam z daleka jak wasz powóz wypada z drogi. Czy wszyscy są cali? Potrzebujecie pomocy? — Być może pytanie było absurdalne w obecnej sytuacji, ale z elfami różnie bywało i lepiej wprzódy upewnić się czy w ogóle życzą sobie, by wtrącała się w ich sprawy. Jakkolwiek przytłaczające by nie były.
Obrazek

Re: Droga ku Zaavral

60
Widok ustawionego na boku drewnianego powozu przypominał dobitnie, że trakt ten nie należy do użytkowanych i ma się ku zarośnięciu. Wśród piętrzących się od boków traw leżały mniejsze i większe kamulce. Były tam wielkie ćwiartki dawnych głazów, coraz częściej wędrujących na środek drogi. Taki właśnie to element nieożywionej natury znalazł się pod kołami nieostrożnych elfów. A pędzić musieli nieubłaganie, w innym wypadku nie koziołkowlaiby tak strasznie - tego była pewna. Tylko po co Wysokie Elfy z Zaavral lgnęły do Nowego Hollar? Mogłaby ich oto zapytać, gdyby sprzyjało miejsce i czas. Nie miała żadnego z nich.

- Gdybyś podpięła konia swego, pani i odjechała. Mogłabyś postawić na koła naszą karocę - odpowiedziała, a jej głos drżał po każdym wypowiedzianym słowie.

Wróć do „Królewska prowincja”