POST BARDA
W odpowiedzi na krzyk Very, z piętra niżej dotarł ich wściekły krzyk, który mogli przypisać Mardzie, jednak ciężko było powiedzieć, czy była to bojowa furia, zatwierdzenie rozkazów, czy może odpowiedź na otrzymaną ranę. Z dołu również powoli zaczął unosić się dym, a łuna lampy powiększała się z każdą chwilą, sugerując, że płomienie opuściły bezpieczny szklany klosz i rozlały się po drewnie tawerny. Zaczynając od dołu, mogły szybko strawić budynek. Kobiety wkrótce pojawiły się na schodach. Pogad miała paskudne cięcie pod okiem, jednak prócz tego, obie wyglądały na w pełni sił. Pojawiły się dokładnie w momencie, w którym z góry schodziły posiłki. Schody były wąskie i mężczyźni musieli iść jeden za drugim. Wsród tych, którzy schodzili z piętra, Vera dostrzegła Abelarda Speke, trzeciego w kolejności.
Zamęt na półpięterku powodował, że jej reakcje były nieco opóźnione. Choć odskoczyła od ciosu, to miecz i tak prześliznął się po jej boku. Choć cięcie zostało zatrzymane przez pancerz, samo uderzenie bolało jak jasna cholera. Mniej szczęścia miał Ashton.
Kiedy przeciwnik został przerzucony do niego, tuż po tym, jak sam pokonał swojego płaszcza, nie był gotowy na kolejne uderzenie. Ostrze utknęło tuż pod jego obojczykiem, gdy obniżył się w porę, by uniknąć ciosu w serce. Ostrze zakleszczyło się między obojczykiem a żebrami, a niemogący go wycofać niebieski sam otrzymał cios prosto w szyję, kończąc jego żywot.
Nim Rivera poradził sobie z szermierzem, dostał płytkie cięcie na ramieniu. Nic, co mogłoby mu przeszkadzać w dalszej walce.
Obaj zbliżyli się do Very. Ashton splunął krwią.
- Kapitanie, kurwa, czas na odwrót! - Zawołał Rivera. Piątka nadchodziła z góry, jeden pokój na tym piętrze wciąż był zamknięty, a powietrze coraz bardziej wypełniało się dymem.