Port w Ujściu

121
POST BARDA
Żadne z tych, którzy byli uwięzieni za płotem, nie było problemem Very. Nie było nikogo z jej załogi, kto trafiłby do obozu pracy. Nie była winna niczego, żadnemu z uwięzionych piratów, a jednak... serce krajało jej się na myśl, że miała zostawić tam swoich pobratymców, na pewną śmierć z wycieńczenia, z twarzami w błocie. Nie miała pojęcia, ile jeszcze wytrzyma każde z nich. Erinel, który wyróżniał się wśród pracowników, wyglądał na złamanego ciężką pracą. Mógł w każdej chwili trafić pod pręgierz - Vera nie mogła mieć pewności, że przeżyje kolejną chłostę.

Pogad wyciągnęła z dekoltu ucho, którym wcześniej wymachiwała. Jej mina sugerowała, że nie uważa tej sprawy już za zabawną.

- Kapitanie... ten chłostany... czy to mógł być elf? - Zapytała retorycznie, wpatrując się w wysuszony kawałek ciała w swoich dłoniach. Choć była twardą babką, wizja tego, że przez zabawy dzieci, a później również jej własne żarty, ktoś stracił życie w tak okrutny sposób, ciążyła na sumieniu. Tym bardziej, gdy wizja okazywała się rzeczywistością.

Orczyca przerzuciła ucho przez płot.

- Zostawcie go, dranie!

Równiez Lashar i Yenndar wydawali się zaszkowani, jednak nic nie mówili, chcąc zostawić decyzję Verze.

- Wracamy na Siostrę? - Podpytała Pogad. Mocno zaciskała dłonie w pięści, a cała aż drżała z emocji. W pewnym momencie nie wyrtzymała i uderzyła w płot, robiąc dziurę między deskami.
Obrazek

Port w Ujściu

122
POST POSTACI
Vera Umberto
Za późno złapała Pogad za nadgarstek, bo ta zdążyła już jednym uderzeniem wybić dziurę w płocie. Pokręciła przecząco głową, usiłując ją tym samym uspokoić, choć ciężko było jej mówić o rozsądnym podejściu do tego, gdy sama miała ochotę przeskoczyć przez ogrodzenie i wbić strażnikowi jego własną pikę w oko, a kurczowo zaciśnięte zęby były jedynym, co powstrzymywało ją przed wybuchem.
- Nie. Jest wieczór. Na pokładzie i tak nie ma teraz nikogo poza tymi, którzy dziś pilnują statku.
Pociągnęła ją za sobą i puściła dopiero, gdy orczyca ruszyła obok niej. Vera była wściekła, tak samo, jak zielonoskóra. Chłopaki, którzy pewnie skorzystali z dziury w płocie, żeby zajrzeć do środka, zanim zostali przegonieni przez strażnika, też zapewne nie podeszli do tego obojętnie. Każdy o zdrowych zmysłach zareagowałby tak samo, choć może nie każdy od razu byłby tak zdeterminowany, żeby skrócić zdrajcę o głowę. Piratom zdarzały się sprzeczki, jasne. Niektóre kończyły się konfliktami zbrojnymi, przejmowaniem statków, morderstwami, wieloma niehonorowymi rozwiązaniami konfliktów. Ale nie sprzedawali się organizacjom z zewnątrz. Nie zbierali pieniędzy od straży za głowy tych, których wizerunki wisiały na listach gończych. Jej twarz też zapewne wisiała już w Karlgardzie, nic więc dziwnego, że Kompania wiedziała, kim jest, skoro stamtąd ściągali sobie niewolników.
- Wiem, że was nosi, bo uwierzcie mi, mam ochotę wrócić teraz do Wędzonego i rozpierdolić Speke'owi krzesło na mordzie. Ale nie możemy tego teraz zrobić. Trzeba to zaplanować.
Czy to znaczyło, że zdecydowała już, że nie zostawi tego tak po prostu, zmywając się z Ujścia i pozwalając Kompanii działać dalej? Chyba tak. Zorientowała się, że dłonie w kieszeniach ma zaciśnięte tak, że paznokcie boleśnie wbijają się jej w skórę. Gdzieś w międzyczasie zgubiła zabrane z tawerny kawałki mięsa; nie przypominała sobie tego, ale musiała je wyrzucić.
- Muszę porozmawiać z Corinem i z Iriną. Muszę zastanowić się, co jesteśmy w stanie realnie zrobić. Zajebać Speke'a za bycie dwulicowym chujem, to na pewno. Ale jeśli chodzi o tę budowę... o to, co ta kompania robi z naszymi ludźmi... - zamilkła na moment, zamyślając się. - Tak czy inaczej, to trzeba zaplanować. Co znaczy, że wy przez najbliższe dni macie nie rozpierdalać płotów, ani nie wpakować się w żadne inne gówno, jasne, Pogad? - uniosła na nią poważne spojrzenie. - Choćby ci od Speke'a zesrali się z wysiłku pod siebie, mają nie znaleźć niczego, za co mogliby was zamknąć. N i c z e g o. Zrozumiano? Jak podejmę jakieś konkretne decyzje, to się o nich dowiecie.
Nie wiedziała, ile mogły zająć potencjalne przygotowania, kiedy i jak mogliby zaatakować. Ale to wszystko było do ustalenia. Przez dłuższą chwilę szła w milczeniu, z płonącym wściekłością spojrzeniem wbitym w bruk.
- Chyba... chyba widziałam tam Erinela - przyznała cicho, zdając sobie sprawę z tego, że akurat Pogad też go znała.
Obrazek

Port w Ujściu

123
POST BARDA
Pogad gotowa była obalić płot i ruszyć piratom na ratunek, jeszcze bardziej zdeterminowana niż Vera. Krzyki strażnika, który wrzeszczał, że zaaresztuje wszystkich, którzy naruszą spokój budowy, nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Musiała jedynie posłuchać Very i pójść za nią, w stronę, z której przyszły.

Frustracja orczycy była widzialna na jej twarzy, gdy zaciskała usta, marszczyła brwi i warczała pod nosem:

- Tak jest, kapitanie. Ale im dłużej oni tam są, tym więcej... - Nie dokończyła, ale Umberto wiedziała, co chciała przekazać. Więcej krzywdy, więcej śmierci, każdy dzień był dla nich mordęgą. Trudno było jej zrozumieć, dlaczego Vera nie chciała działać już, od razu. Mieli załogę, musieli być silniejsi, aniżeli kilku strażników. Poza tym, czy przy ataku uwięzieni równiez nie rzucą się do natarcia, wiedząc, że nie mają już nic do stracenia?

Lashar i Yenndar szli za kobietami, nienaturalnie cicho. W temacie dawnych towarzyszów broni nie mieli wiele do powiedzenia.

- Co? Erinela? - Pogad wyglądała, jakby potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie, kim była postać, do której pasowało to imię. Pół roku to dużo czasu, by zapomnieć, nawet jeśli mowa była o kapitanie Pocałunku Krinn. Nerwy wyciągnęły z jej gardła warkot, nim zaczęła mówić. - Kapitanie, nie. On zginął w ataku syren, pamiętasz? Ja wiem, że wy spotykaliście się, ale on nie żyje. Ci z Pocałunku wyprawili mu pożegnanie. - Próbowała ją przekonać, przedstawiając sprawę wprost. Cóż było gorsze, od chwytania się nadziei? - Zobaczysz, to ktoś inny. Ale też musimy go uratować. Chłopacy, pobiegniecie do Cechu po Osmara i pana Corina? - Poprosiła, odwracając się do ich męskich towarzyszy.
Obrazek

Port w Ujściu

124
POST POSTACI
Vera Umberto
- To nie o to... - zaczęła z irytacją, by ostatecznie machnąć ręką i zrezygnować z prób tłumaczenia czegokolwiek. Nie rozumiała, dlaczego wszyscy robili z tego takie wielkie zamieszanie. Poszła z elfem do łóżka raz, no, może dwa, ale wciąż tej samej nocy i poza tym nie wydarzyło się nic więcej, a nawet Speke te pół roku temu twierdził, że w sercu Very na pewno jest specjalne miejsce, przeznaczone dla elfa. Corin przekazywał jej informacje o jego zniknięciu tak ostrożnie, jakby miała zaraz wpaść w spazmy wywołane utratą umiłowanego, a teraz Pogad uznała jej przypuszczenia za nadzieje zbolałej duszy. A Umberto wspomniała o tym teraz wyłącznie dlatego, że był znany na Harlen. Był kapitanem, nie jakimś załogantem, którego można było pomylić z kimś innym. Ale skoro wszyscy reagowali na to tak samo, postanowiła nie wspominać o nim więcej. Elf, czy też nie elf, w jednym orczyca miała rację - trzeba było ich stamtąd wyciągnąć. Wyrżnąć Augusta Speke'a razem z jego kompanią, a więźniów zabrać do domu.
- Tak - potwierdziła polecenie Pogad, odwracając się do dwóch mężczyzn. - Tak będzie lepiej. Powiedzcie, że czekam na nich na statku i że to ważne.
Rozmowa na pokładzie Siódmej Siostry była rozsądniejsza, niż omawianie tego w dużym gronie, wśród pijanej załogi i obcych, którzy mogli usłyszeć coś, czego usłyszeć zdecydowanie nie powinni. Westchnęła ciężko, odprowadzając ich spojrzeniem. To miał być taki miły wieczór. Tak dobrze się zapowiadał. Przez te kilkanaście minut, zanim nie zostały wykopane z karczmy przez nadętych dupków w niebieskich płaszczach, Vera bawiła się naprawdę bardzo dobrze. Teraz, w złości, jaka w niej buzowała, wspomnienie to wydawało się nierealne, choć przecież bardzo świeże.
Skierowała się na statek, którego maszty widziała z oddali, odcinające się od pomarańczowego nieba. Szkoda, że nie miała nastroju, by docenić ten widok. Gdy wspięła się po rampie na pokład, ponownie uniosła wzrok na Pogad, teraz już trochę spokojniejsza, choć nadal tak samo zdeterminowana.
- Możesz wrócić do dziewczyn - zasugerowała. - Zorganizujemy to najszybciej, jak się da, ale na pewno nie dzisiaj, nie bez przygotowania. Ale nie zostawię tego tak. Masz moje słowo.
Poklepała ją po zielonym ramieniu i usiadła na jednej ze skrzyń przy relingu, w miejscu, z którego dobrze widać było nabrzeże. Z tego wszystkiego zapomniała, że boli ją noga, przypomniała sobie dopiero teraz. Widać dało się skutecznie odwrócić uwagę od nieprzyjemnych rzeczy, gdy w życiu pojawiało się coś znacznie gorszego. Powinna w sumie rozejrzeć się za Iriną, ale to za chwilę, jak odpocznie trochę. I tak pewnie trochę czasu minie, zanim Corin z Osmarem dotrą na statek.
Obrazek

Port w Ujściu

125
POST BARDA
W temacie Erinela, każdy obchodził się z Verą jak z jajkiem właśnie przez wzgląd na świeżość ich relacji. Była z nim widziana ledwie kilka razy, a jeszcze niedawno, sama mówiła o nim w karczmie, nawiązując jak do kogoś, do kogo mogłaby wrócić na Harlen. Wzruszenie Gerdy tylko podkreśliło i wyolbrzymiło relację, która miałaby być wyobrażeniem załogi. z drugiej strony, jej własne wspomnienie o Erinelu, przyznane cicho i z wahaniem, jakby jego obecność w obozie była pokorną prośbą, kazało myślec Pogad, że jest w tym drugie dno.

Lashar i Yenndar ruszyli w stronę Cechu, zostawiając orczycę i kapitan samym. Musieli się zastanawiać, jak przekonać oficerów, by opuścili zabawę w karczmie ze względu na polecenie kapitan. Nie mogło być łatwo.

- To nic złego, Vera. - Zwróciła się do Umberto orczyca, pozwlając sobie na spoufalanie się. - Każdy z nas tu kogoś stracił i też czasami widzimy ich w przypadkowych przechodniach. Będę błagać Drwimira, żeby to jednak był on i żeby wrócił. - Skończyła, nie dodając, że Erinel powinien wrócić do niej. - Odbijemy ich, prędzej czy później.

Orczyca skinęła głową w pożegnaniu i podziękowaniu i zeszła z kładki. Nie wydawało się, by zielona miała nastrój do dalszej zabawy.

Vera została na statku, czekając na powrót oficerów. Miała chwilę, by obserwować kręcące się po nabrzeżu osoby. Kilku w niebieskich płaszczach, dzieci, kupców, tragarzy, żebraków, całe mrowie różnych osobistości... ale żadna, ani jedna, nie przypominała jej Erinela, nie tak, jak postać, którą zobaczyła za płotem.

Słońce zdążyło schować się za budynki na zachodzie nim Corin i Osmar wtoczyli się na statek. Za nimi, w pewnym oddaleniu, szła Irina. Jej dystans stał się dla Very jasny w momencie, gdy poczuła, że to Corin śmierdzi jak gorzelnia. Osmar był pierwszym podejrzanym, jednak zapach ciągnął się zdecydowanie za pierwszym oficerem.

- Słyszeliśmy, co się nawyczyniało. - Stwierdził Osmar wprost. Nie był zupełnie trzeźwy, ale daleko było mu do upojenia. - Jaki masz plan? Podpalić ten cały grajdołek w cholerę? Możemy ukraść tym skurwysynom największy statek, podpalić i wpierdolić się w nabrzeże! Kurwa, ale najpierw przydałoby się oswobodzić tych biedaków. To co, powiesim przywódców za jaja? Zaczniemy od Speke. Chuj. - Osmar splunął. Corin przysiadł przy relingu.
Obrazek

Port w Ujściu

126
POST POSTACI
Vera Umberto
Przewróciła oczami, gdy Pogad zaczęła ją pocieszać, ale uśmiechnęła się krzywo i rzuciła jakieś "dzięki", nie chcąc ciągnąć dłużej tego tematu. Vera nie modliła się, żeby czerwonowłosy z obozu był Erinelem, ale gdyby nim był, nie zmieniłoby to absolutnie nic. Za dużo rzeczy jednak składało się na to, by nie przypuszczać, że to naprawdę był on. Miała jednak wrażenie, że za każdym razem, gdy usiłuje przemówić do rozsądku tym, którzy podejrzewali ją o obezwładniającą tęsknotę za elfem, robi się coraz mniej wiarygodna. Najprościej było więc odpuścić temat.
Podczas oczekiwania na oficerów, miała czas zastanowić się nad potencjalnymi rozwiązaniami. Wiedziała już nawet, co może im zaproponować i z chęcią wysłuchałaby ich opinii na temat tych pomysłów... gdyby nie fakt, że Corin przyszedł nawalony tak, że ledwo trzymał pion. Westchnęła ciężko, przecierając twarz dłonią. Czego się w sumie spodziewała? Był wieczór, nie mieli żadnych zobowiązań, cud że cała trójka nie przyczołgała się tu, albo nie została przyniesiona, nieprzytomna, przez Pogad.
- Może powinnam poczekać do jutra - zasugerowała. Jedna noc w tę czy w tę nie zbawi niewolników, którzy zaharowywali się od pół roku, a przynajmniej oni będą w stanie dojść do jakichś konkretnych wniosków. Może Yett jutrzejszą rozmowę by zapamiętał, w przeciwieństwie do dzisiejszej. Westchnęła i przeniosła wzrok na Irinę i Osmara, który już miał świetny plan w postaci wbicia się w nabrzeże płonącym statkiem. Nie była w stanie powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
- Chłopaki wszystko wam już powiedzieli, hm? - upewniła się. - Chuje poklepują się pewnie po plecach i podziwiają za to, jak to oczyszczają morza z piratów i czynią świat lepszym, uznając robienie z nich niewolników za świetne rozwiązanie. Ale już abstrahując od tego, to co robi Speke jest obrzydliwe. I tak, Osmar. Jego trzeba będzie za jaja powiesić.
Podniosła się ze skrzyni i zrobiła kilka kroków w tę i z powrotem po pokładzie.
- Musimy dowiedzieć się więcej. Co dzieje się z niewolnikami w nocy. Czy łatwiej będzie wyciągnąć ich skądś nocą i przegonić do nas na pokład, czy faktycznie w ciągu dnia wpierdolić się w budowę od strony morza. I co z niebieskimi? Z tymi z kompanii, w sensie. Czy mają jakiś swój lokal, czy wynajęte piętro, czy też gdzieś w dokach jest Mżawka, na której stacjonują. Tę moglibyśmy podpalić - uśmiechnęła się złowieszczo, opierając dłonie na biodrach. - Jest nas teraz dużo. Z jednej strony być może wystarczająco dużo, żeby sobie z tym poradzić. Z drugiej zastanawiałam się, czy nie warto byłoby nawiązać współpracy z którymś z tutejszych gangów, jakim budowa Kompanii, albo niewolnictwo w mieście jest nie na rękę. Taka współpraca mogłaby być przydatna teraz i lukratywna w przyszłości. Myślałam o tym już wcześniej, ale póki co nie widziałam powodu, by bawić się w relacje z tutejszymi. Chciałabym w miarę możliwości załatwić to bez nastawiania przeciwko Siostrze całego miasta, o ile jest to w ogóle możliwe. Co o tym sądzicie?
Wróciła na swoją skrzynię i zerknęła na Corina, zastanawiając się, czy którekolwiek z jej słów do niego dotarły.
- Zabralibyśmy wszystkich naszych i odwieźli ich na Harlen. Myślę, że mamy na statku wystarczająco dużo miejsca, by ich tam przetransportować, jeśli wszystko by się udało.
Obrazek

Port w Ujściu

127
POST BARDA
Irina przysiadła na relingu, bliżej Very, aniżeli Corina, który nie wydawał się do końca kontaktować. Duża ilość alkoholu we krwi miała skutek w senności, która szybko zaczęła dopadać pierwszego oficera. Skrzyżował ręce na piersi i podkulił nogi, a jego głowa opadła na ramię. Z Corina nie będzie pożytku tego wieczora.

Osmar, za to, był w pełni sił. W jego przypdku, wypity rum tylko podburzał go do walki. Przypadkowi marynarze, którzy pełnili wartę, schowali się pod pokład z sobie tylko znanych przyczyn.

Krasnolud podsunął sobie skrzynię i wskoczył na nią jak na mównicę.

- Wszystko wiemy! I o niewolnikach, i o ciałach w zatoce, i o strażnikach z kańczugami! - Mówił Osmar, podburzony sprawą z każdą chwilą bardziej. - Daj mi noc, kapitanie, a skrzyknę inne załogi. Skurwysyny pożałują, że podnieśli rękę na któregoś z nas! - Odgrażał się. - Myślisz, że to tylko Speke? Pewnie znajdziemy więcej takich chujów, sterczących jak syfy dupsku dziwki! Wszystkich ich powyrywamy!

W tonie Osmara wiele było złości. Nie potrafił on do końca jej powstrzymać, gdy doszły do niego takie wieści. Pieklił się do tego stopnia, że po brodzie spłynęła mu stróżka śliny.

- Dowiem się, jak działa budowa. - Zoferowała cicho Irina. Wydawało się, że ona jest zupełnie trzeźwa.

- Obiję morrrdę jednemu z drugim, wszystko mi wyśpiewają! - Osmar nie proponował, a stwierdzał fakty. - Vera, kurwa! Tutaj każdemu koło chuja lata, co robią inni, póki nie wpierdalają się z butami w inne interesy. Niewolnictwo to najmniejszy problem w Ujściu! Sami damy radę, powiadam!
Obrazek

Port w Ujściu

128
POST POSTACI
Vera Umberto
Idąc śladem Corina, Vera skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, choć w przeciwieństwie do niego nie zasnęła. Przyglądała się tylko rozentuzjazmowanemu krasnoludowi, zastanawiając się, co też ją podkusiło, żeby dać się namówić Pogad na omawianie tego dzisiaj. Ewidentnie żadne z nich poza Iriną i samą Umberto nie nadawało się w tej chwili do niczego. Może i Osmar nie był mocno pijany, ale nie zachowywał się też normalnie.
- Myślałam że to wy pilnujecie mojego rozsądku, a nie odwrotnie - zauważyła.
Skinęła twierdząco głową w kierunku elfki. Przynajmniej jej deklaracja była sensowna i logiczna.
- Nie miałam czasu tego zrobić, miałam kilka sekund, zanim strażnik zaczął się do nas pluć - poinformowała ją. - Nie wiem zbyt wiele, poza tym, że mają pierdolony pręgierz na środku. Trzeba się zorientować jak budowa wygląda od strony wody. Czy dałoby się tam wpłynąć, nawet jeśli mielibyśmy to zrobić siłowo, przebić się dziobem przez jakiś płot, nie wiem. Ale podejrzewam, że od strony morza nie będzie zamknięte. Chcę też wiedzieć, co dzieje się w nocy z robotnikami, masz kogoś, kto może to sprawdzić? Dokąd ich zabierają, o ile w ogóle? I nie daj się zauważyć, ale tego chyba nie muszę ci mówić.
Przeniosła wzrok na Osmara i westchnęła ciężko.
- Nie teraz. Nie dzisiaj - podkreśliła, a w razie gdyby bosman protestował, stanęła naprzeciwko niego, kilka centymetrów od skrzyni. Byli teraz równi wzrostem, ciekawa odmiana. - Osmar. Słuchaj co do ciebie mówię, kurwa mać. Kompania wie, kim jestem i czym się zajmuję. Grozili mi już wylądowaniem tam razem z resztą mi podobnych. Nie chcę, żeby wszystko pierdolnęło, zanim zdążymy to dobrze zaplanować. Trzeba zebrać naszych ludzi, zanim zaczniemy skrzykiwać kogokolwiek innego. Wiem, że rum ci już pewnie siadł na mózg, ale przestań się drzeć i pomyśl o tym logicznie. Dopóki nie zaczniemy działać, nie możemy ściągnąć na siebie żadnych podejrzeń. Jak będą wiedzieli, że coś planujemy, to wyjdzie nam z tego wszystkiego jeden chuj.
Dla podkreślenia ostatnich dwóch słów, dwa razy stuknęła wyprostowanym palcem w jego klatkę piersiową, po czym odsunęła się i oparła o reling, znów spoglądając na nabrzeże. I tak nie było w zbyt dobrym stanie. Wpierdolenie się w nie płonącym statkiem nie zmieniłoby tu zbyt wiele.
- Zostanę już na Siostrze, i tak nie mam nastroju na beztroskie chlanie - mruknęła. - Corin też powinien. Zaprowadzę go zaraz do kajuty. I ty zastanów się, czy potrafisz powstrzymać się od robienia burdy już dzisiaj, bo jeśli nie, to może lepiej, żebyś poszedł pod pokład i wrócił rozsądniejszy rano.
Obrazek

Port w Ujściu

129
POST BARDA
- Dał się namówić na jakieś prochy. - Wyjaśniła Irina, jakby sama była zmęczona tym, co wyczyniał Osmar. Krasnolud był gotów w jednej chwili skoczyć do gardła wszystkim niebieskim płaszczom, nawet jeśli nie wiedział, że tego koloru kubraczki nosili jego wrogowie.

Irina odepchnęła się od relingu.

- Pójdę tam tej nocy. - Powiedziała. - Postaram się zebrać jak najwięcej informacji. Wezmę szalupę... - Zastanowiła się chwilę, jakby ta decyzja nie była najlepszą. Nie miała jednak innego pomysłu. - Zabiorę ze sobą Eldara. - Zaraportowała. Eldar był jednym z nowych nabytków załogi, a do tego elfem, tak jak Irina, choć od niej sporo młodszym, ledwie podlotkiem wśród swojej długowiecznej rasy. Poruszał się cicho i zwinnie, mógł przydać się jako szpieg. - Jest jeszcze coś, co powinniśmy wiedzieć? Ilu strażników widziałaś, kapitanie? - Cichy, łagodny głos Iriny zupełnie różnił się od krzyków pobudzonego Osmara.

Krasnolud nadął sięjak bania, gdy Vera próbowała załagodzić jego emocje. Przez chwilę milczał. Myślał.

- Kurwa, Vera. - Westchnął w końcu. - Ja to nie lubię, tak po cichu. Może ja też pójdę, wybadam, co? Będę grzeczny! Się narobiło!

Corin zaczął chrapać.
Obrazek

Port w Ujściu

130
POST POSTACI
Vera Umberto
- Dwóch - odparła na pytanie Iriny. - Ale to nie znaczy, że nie było ich więcej. Tylko na tych zwróciłam uwagę, bo jeden zaczął się na nas drzeć, a drugi biczował niewolnika na pręgierzu. Widziałam za to kilku ludzi z Kompanii plączących się po porcie, jak na was tu czekałam. Wszyscy noszą niebieskie płaszcze - uprzedziła ją. - Nie wiem, czy szalupa to taki dobry pomysł, chociaż może nocą będzie wystarczająco ciemno, żebyście nie podpływając zbyt blisko pozostali niezauważeni. Widziałam niedokończony pomost i nabrzeże, które... ktoś brukował. Może najpierw się przejdźcie, zanim postanowicie wypłynąć. Może to wystarczy.
Prochy, których nałykał, czy też nawciągał się krasnolud, nie służyły sprawie. Generalnie żałowała, że wyciągnęła ich wszystkich z karczmy. Mogła pójść tam sama, zorientować się w jakim są stanie i zabrać stamtąd tylko drugą oficer, tej dwójce pozwalając zezgonować sobie beztrosko gdzieś w kącie tawerny.
- Dzisiaj Irina idzie załatwić co trzeba po cichu. Jutro, a może pojutrze, jak już ogarniemy temat, ty będziesz mógł wjechać na pełnej kurwie. Zgoda? - spytała, jakby rozmawiała z małym dzieckiem, choć jej głos był zmęczony i zirytowany. Chociaż w sumie nie była to żadna różnica. Z dziećmi zwykle rozmawiała tak samo, jak już na jakieś trafiła. Może tylko nie proponowała im wjeżdżania nigdzie na pełnej kurwie. - Nie będę powierzać swojego życia w ręce kogoś tak naćpanego, jak ty teraz. Masz się trzymać dzisiaj od tego z daleka. To rozkaz.
Musiała to podkreślić, bo nie spodziewała się, by zwykła prośba o rozsądek w jego przypadku dziś zadziałała. Podeszła do Corina i potrząsnęła nim, by choć trochę wybudzić go z otępienia. Potem zarzuciła sobie jedną z jego rąk na ramię i pociągnęła go w górę, chcąc zmusić go do wstania. Jak już przyszedł na Siostrę, to równie dobrze mogła pomóc mu dotrzeć do własnego łóżka, żeby nie spał jak żul, oparty o reling na środku statku. Skoro doczłapał na Siostrę o własnych siłach, teraz też powinien dać sobie radę z przejściem tych kilkunastu metrów z jej pomocą. Powoli ruszyła w stronę kajut oficerskich, zerkając jeszcze przez ramię na Irinę.
- Jeśli czegoś jeszcze będziesz ode mnie potrzebowała, zaraz tu wrócę. Muszę zejść na dół po coś do picia, bo przecież i tak nie zasnę, a o suchym pysku siedzieć nie będę - mruknęła. - Znajdź mnie też od razu jak wrócicie. Pewnie będę u siebie.
Kopnięciem otworzyła drzwi do części oficerskiej, wprowadzając tam Yetta i krzywiąc się od wszechogarniającego smrodu gorzelni i z bólu protestującej od rana nogi. Spróbowała otworzyć jego kajutę, a jeśli była zamknięta, poszukała klucza w kieszeniach mężczyzny. Byle zrzucić go na koję i będzie mogła zająć się... czym właściwie? Przede wszystkim, zdobyciem jakiejś przyjemnej, pękatej butelki z zapasów siostry, a potem zapewne bardzo ogólnym planowaniem.
Obrazek

Port w Ujściu

131
POST BARDA


Irina skinęła głową, przyjmując do wiadomości ostrzeżenia pani kapitan. Jej twarz zakrył cień, gdy Verą wspomniała o biczowaniu niewolników. Piraci, choć często bezwzględni, rzadko pastwili się nad ofiarami. Jeśli mieli je zabić - po prostu to robili. Przeciągnie pod kilem i inne nieprzyjemności zarezerwowane były na szczególne okazje, dla szczególnych osób. Nieszczęśnicy na budowie nie mogli uchronić się przed karą, skoro byli tak wymęczeni, że dzieci kradły im uszy, które, zresztą, również były skutkiem okrutnej kary.

Irina była jednak najlepszą osobą do zwiadu, niosąc najniższe ryzyko, że zostanie złapana i również wysłana do kamieniołomu.

- Widziałem paru skurwysynów w niebieskich płaszczach! - Ożywił się znów Osmar. - Zajeb ich wszystkich, kotku! - Zagrzał Irinę do walki. Elfka skrzywiła się. - Tylko zostaw mi paru!

Towarzystwo rozeszło się w swoje strony. Irina odeszła, tak samo cicho, jak i się pojawiła, Osmar krzyczał coś o powrocie do karczmy i obiciu paru mord właścicieli nie-niebieskich płaszczy, a Corin, potulny jak baranek, pozwolił zaprowadzić się do swojej kajuty i ułożyć w koi, gdzie zasnął snem sprawiedliwego.

***

Verze czas mijał zadziwiająco wolno, a towarzystwo butelki nie było tak ekscytujące, jak być może powinno. Słońce zaszło, więc jedynym źródłem światła był wiszący na niebie księżyc i oliwne lampy, porozstawiane w strategicznych miejscach pokładu. Umberto widziała, jak zmienia się warta, gdy jedni marynarze wracają z miasta, a inni szykują się, by po skończonej służbie oddać pijaństwu w porcie. Paru zagadywało do pani kapitan, ale nikt nie pozostawał przy niej na tyle długo, by zając jej czas w wystarczający sposób.

Irina nie wracała, a Vera nie wiedziała nawet, czy zabrała się za zadanie od razu, czy czekała do późnych godzin nocnych. W pewnym momencie na statek wróciły nawet kobiety, z którymi wcześniej bawiła się Vera, nim wieczora nie zepsuły im niebieskie płaszcze. Greta nie rzuciła się na panią kapitan ze łzami, co mogło dowodzić, że Pogad zostawiła domniemaną obecność Erinel w Ujsciu dla siebie.

Kiedy minęła północ, a rum skończył się w butelce, Vera postanowiła wrócić do swojej kajuty. Nie zdążyła jednak nawet przebrać się do łóżka, gdy do kajuty zapukała Pogad.

- Kapitanie, mamy problem.

To wystarczyło, by otrzeźwić Verę. Orczyca zabrała ją pod pokład, gdzie na podłodze ładowni, siedzący w kałuży swojej własnej krwi, znajdował się ciemnowłosy mężczyzna, koło trzydziestki, zupełnie przerażony swoim położeniem. Z rozciętych ust sączyła się krew, tak jak z rozbitego nosa i całkowicie zmiażdżonego łuku brwiowego. Oko mężczyzny podpuchło do tego stopnia, że nie był w stanie to otworzyć, a kolor purpurowego zasinienia ładnie zgrywał się z granatem jego płaszcza.

- Zamknęliśmy go, bo by zatłukł drania. - Wyjaśniła orczyca, nie mając bynajmniej na myśli mężczyzny na podłodze, a Osmara, który wykrzykiwał obelżywości zza drzwiczek oddzielających jedną z części ładowni. Tłukł się niczym tygrys w klatce. Bardzo niski, ale krwiożerczy tygrys.

- Dałem wam pieniądze! Nie mam nic więcej! - Jęczał więzień.

- Może wyciągniemy coś z niego, zanim wrzucimy do zatoki? - Zaproponowała Pogad. - Skoro już tu jest? Szkoda byłoby zmarnować, skoro Osmar już go tu przyciągnął...
Obrazek

Port w Ujściu

132
POST POSTACI
Vera Umberto
Spędziła zdecydowanie zbyt wiele czasu stopniowo opróżniając butelkę rumu, jaką przyniosła sobie z ładowni i raz po raz zerkając z pokładu na nabrzeże. Nie zamierzała wypić za dużo, w przeciwieństwie do niektórych oficerów na tym statku, którzy pochłonęli takie ze trzy, ale przynajmniej jakoś pomagało jej to wytrzymać dłużące się oczekiwanie. Próbowała zaplanować działania na najbliższe dni, ale nie była w stanie tego zrobić, gdy nie miała od Iriny choćby szczątkowych informacji dotyczących funkcjonowania budowy, które ta miała zapewnić. Naturalnie, po kilku godzinach zaczęły w jej głowie pojawiać się obawy, że Kompania musiała schwytać elfkę, ale tak czy inaczej nie mogła niczego z tym zrobić w tym momencie - gdy większość jej załogi rozeszła się po mieście, a ci, na których pomoc liczyła, byli albo nieprzytomni, albo naćpani.
W końcu zrezygnowała z oczekiwania, co nie znaczyło, że będzie w stanie ze spokojem zasnąć. Groźba brodatego mężczyzny, który oburzył się ich zachowaniem w karczmie, rezonowała w jej głowie, przypominając o tym, że w każdej chwili może wylądować na budowie, razem z całą swoją załogą. Tylko czy Kompania miała takie możliwości, tylu ludzi tutaj, w Ujściu? Skąd ogóle się tu wzięli? Nie słyszała o nich te kilka miesięcy temu, gdy przypłynęli rekrutować. Wypity alkohol i znużenie w końcu jednak przekonały ją do tego, by zaszyła się w swojej kajucie i zmusiła się do chociaż kilku godzin snu.
Okazało się, że nie było jej to dane. Zdążyła jedynie odpiąć sejmitar, a potem zdjąć płaszcz i odwiesić go w kąt, zanim przyszła Pogad. Wybudzona pojawieniem się nowego problemu, ruszyła za orczycą od razu, spodziewając się wszystkiego. Broń zabrała z powrotem. Tak na wszelki wypadek.
Szybkim krokiem zeszła do ładowni, słysząc dobiegające stamtąd zamieszanie. Całe szczęście, że znajdowali się na najniższym pokładzie, bo oburzone wrzaski Osmara mogłyby przyciągnąć uwagę niewłaściwych osób. Takich, jak chociażby ten, który z obitą mordą siedział na podłodze. Na widok znajomego płaszcza Vera zaklęła wściekle i podeszła do drzwi, za którymi miotał się krasnolud, by kopnąć w nie i warknąć do niego przez warstwę drewna:
- Zamknij kurwa japę, Osmar! Co ci mówiłam? Jeden pierdolony rozkaz dostałeś. Może sobie przypomnij, co robisz załogantom, którzy nie wypełniają twoich. Będziesz tam kurwa siedział przez jebany tydzień, a potem się zastanowię co dalej - odwróciła się do pozostałych i przesunęła spojrzeniem po twarzach swoich ludzi. - Co on wziął? Ktoś wie? Brał to dzisiaj ktoś jeszcze, poza nim?
W kilku wściekłych krokach znalazła się nad rannym mężczyzną. Przez chwilę przyglądała się mu w milczeniu, badając wzrokiem obrażenia, jakie zostały mu po spotkaniu z bosmanem i plamy jego własnej krwi, barwiącej niebieski płaszcz.
- Ktoś to widział? - spytała. - Jakaś... straż? Zakładam, że nie, bo już byśmy tu mieli więcej podobnych problemów.
Choć była wściekła na Osmara jak chyba nigdy, tak w zaistniałych okolicznościach była w stanie odnaleźć parę dobrych stron. Siedzący przed nią człowiek niedługo umrze i wyląduje na dnie zatoki, owszem, ale zanim do tego dojdzie, mógł się przydać. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo przerażony był już teraz. Kopnięciem przysunęła sobie jakąś pustą skrzynię i usiadła naprzeciw niego, by z góry rzucić mu paskudny uśmiech. Wiedziała, że tuż za nią stoi Pogad, dużo groźniejsza, niż ona sama. Dawało to sporą przewagę negocjacyjną.
- To mój statek - poinformowała go. - A ja lubię znać swoich gości. O tobie za to wiem tylko tyle, że należysz do szanownej Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula i brudzisz mi ładownię. Wypadałoby się przedstawić. Może opowiedzieć pokrótce, czym się zajmujesz.
Obrazek

Port w Ujściu

133
POST BARDA
- Gavin! Gavin Vasyli! - Wyjąkał mężczyzna, tak przerażony, że słowa nie chciały się formować w równym rytmie. Pogad była tylko kolejnym powodem, dla którego kapitan nie wydawała się odpowiednią osobą do prowokowania. To, jak szorstko potraktowała zamkniętego krasnoluda, również sugerowało, że to ona tam rządziła.

Osmar miotał się po składziku, jakby jutra miało nie być. Kiedy mu przejdzie, z pewnością bedzie czuł się nienajlepiej z tym, co zrobił.

- Wciągał z orkami. - Podpowiedziała Pogad. Zieloni w Ujściu nie byli mile widziani, ale w porcie znajdowało się ich wielu, gdy przybywali na statkach. - Po równo. Za duża dawka, za małe ciałko. - Orczyca brzmiała jak znawca. Jakkolwiek twardy Osmar by nie był, w przeliczeniu na kilogram ciała, ustępował orkom znacznie. - Dorwał to bydlę niedaleko, było paru świadków. Pewnie będą go szukać. - Dodała.

Gavin kulił się na ziemi. Klęcząc, przyciskał dłoń to do spuchniętego oka, to do krwawiącej wargi. Fakt, iż jego kubraczek zmieniał kołor, nie zdawał się interesować go wcale.

- Proszę! Proszę! - Jęczał, korząc się przy stopach Very. - Ja nic nie wiem! Zajmuję się spedycją! - Tłumaczył, a z oczu zaczęły mu cieknąć łzy wielkie jak grochy. - Zacząłem pracę dla Kompanii ledwie w zeszłym miesiącu! Ja nic nie wiem!

- Prosi się o kopa. - Podpowiedziała Pogad. - Wykonać?

Propozycja Pogad wywołała kolejny jęk trwogi.
Obrazek

Port w Ujściu

134
POST POSTACI
Vera Umberto
Gavin był żałosny. Vera przez chwilę zastanawiała się, czy wszyscy w Kompanii zachowywali się w ten sposób. Ci, których szyje krępowały ozdobne kryzy, na pewno zesraliby się pod siebie w podobnej sytuacji, prezentując się z jeszcze bardziej tchórzliwej strony. Spoglądała z góry na klęczącego pod jej nogami mężczyznę jak na portowego kundla, zbyt zapchlonego, żeby zaszczycić go kopnięciem. Może i zaczął pracę dla Kompanii miesiąc temu, ale miesiąc powinien wystarczyć, żeby zorientować się, na jakich zasadach ich organizacja funkcjonuje. Dopóki nie przeszkadzało mu to, jak traktuje się tam więźniów, dopóty był takim samym chujem, jak oni wszyscy.
Może poza Augustem. On był najgorszym.
Gestem powstrzymała Pogad przed kopnięciem Gavina w żebra.
- Przestań jęczeć jak pizda, to może porozmawiamy bez kopniaków - zasugerowała. - Odpowiesz mi na moje pytania bez zachowywania się jak spanikowana pięciolatka, to nawet nie wrzucimy cię za drzwi, do krasnoluda.
Vera nie była szczególnie honorowa, a już na pewno nie względem kogoś takiego. To była propozycja, do której nie zamierzała się stosować. Każdy martwy pracownik Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula to jeden krok w kierunku zakończenia tego piekła, w jakim żyć musieli robotnicy. Ten człowiek nie musiał tego jednak wiedzieć. Skoro bał się Pogad, mógł w Verze widzieć szansę na swoje wybawienie, technika stara jak świat.
- Skąd jesteście? - zaczęła. - Kompania zaczęła działalność w Ujściu, czy gdzieś indziej? Kto ją finansuje? Jak to się dzieje, że skupujecie więźniów z Karlgardu? Pewnie spedycją tych więźniów się zajmujesz, Vasyli, co?
Pochyliła się nieco, opierając łokcie na kolanach i spoglądając na niego uważniej.
- Powiedz mi wszystko, co wiesz o Auguście Speke, o niewolnikach i o tej budowie w porcie. I mam na myśli wszystko. Jak zaczniesz kręcić i pomijać ważne informacje, dam jej wolną rękę - gestem głowy wskazała orczycę. - Masz jedną, jedyną szansę na ocalenie swojej granatowej dupy. Skoro pracujesz dla nich od miesiąca, pewnie nie jesteś szczególnie przywiązany. Na twoim miejscu bym nie była.
Obrazek

Port w Ujściu

135
POST BARDA
Gabin nie potrafił opanować emocji. Na pierwszy rzut oka można było określić, że nie jest wojownikiem, a typem zwykłego, codziennego kupca, który prędzej zatrudni najemników niż sam podniesie szablę. Wątpliwym było, by Vasyli kiedykolwiek wcześniej dostał taki łomot, jak od Osmara. Widok jego własnej krwi dostatecznie go szokował.

Dobry i zły strażnik - technika stara jak świat, do tego skuteczna. Kolejny jęk przerażenia z gardła Gavina wyrwała sama sugestia tego, że mógłby znów trafić pod pięśći Osmara. Pogad nie musiała nawet grać tego złego, gdy za drzwiami był zupełnie naturalny, naćpany krasnolud.

Potrzebował chwili, by zebrać się w sobie. Ból utrudniał mu myślenie.

- Proszę, mam żonę i dzieci... - Zakwilił jeszcze, jakby to miało zmienić jego położenie.

Kilka głębszych wdechów i wyplucie krwi z ust pomogło mu zebrać się w sobie.

- Z Everam. - Zaczął w końcu odpowiadać na pytania. - Kompania ma centralę w Karlgardzie, tam jestem zatrudniony. Ja nie wiem... - Pokręcił głową, wpatrując się w Verę jak w ostatnią deskę ratunku, nie wiedząc nawet, że rzeczywiście to ona była panią jego życia i śmierci. - W-więźniowie? To dobrowolni robotnicy! Nie mają nic wspólnego z niewolnikami! W zamian za zmniejszenie wyroku i darowanie życia, pracują dla Kompanii! To dla nich łaska! - Próbował ją przekonać i rzeczywiście brzmiał, jakby sam w to wierzył. - Przenieśliśmy robotników do Ujścia, ale to dla ich dobra!

Nawiązanie do Speke zbiło Gavina z tropu. Spojrzał na Verę i nawet udało mu się rozchylić podpuchniętą powiekę.

- Kapitan Speke wie więcej o transporcie robotników, on się tym zajmuje. I łapaniem piratów. Jesteście piratami? On... On wie, że tu jesteście? - W spojrzeniu mężczyzny zapaliła się lampka nadziei. Skoro Speke nie załatwi Very, to kto?! - A w porcie buduje się magazyn... Nie byłem tam. Nie wolno tam wchodzić bez glejtu.
Obrazek

Wróć do „Ujście”