Port w Ujściu

106
POST POSTACI
Vera Umberto
Fałszywy uśmiech kapitana Speke'a od razu rzucił się jej w oczy. Nawet gdy rozmawiali na Harlen i uśmiechał się do niej z teoretycznie taką samą sympatią, teraz coś wyglądało inaczej. Nie zajęło jej długo dojście do wniosku, że jej pojawienie się tutaj było dla niego niewygodne, może wręcz problematyczne. Do tego wyglądało na to, że zajął się mniej lub bardziej uczciwą pracą, co samo w sobie było zaskakujące. Mało który z kapitanów, którzy zasmakowali wolności, decydował się na działalność dla jakiejś organizacji. Owszem, czasem zdarzały się robótki typowo najemnicze, jakaś ochrona, opłacony transport, ale jednolite płaszcze i coś, co nazywało się kompanią handlową? Umberto była szczerze zaskoczona. Do tego, jeśli dobrze pamiętała słowa Yenndara, organizacja ta zajmowała się budową, z której dzieciaki kradły uszy - budową, na której trzymano między innymi schwytanych piratów, takich samych, jak Speke. Może i nikt nigdy nie miał nastawienia "wszyscy za jednego", ale wciąż wydawało się to... nie na miejscu, delikatnie ujmując.
Przeniosła wzrok na mężczyzn, siedzących obok brodatego kapitana, zarówno po ich strojach, jak i po suto zastawiony stole orientując się teraz, że przeszkodziła w czymś raczej ważnym. Tak jak nie przedstawiła się portowemu dziecku, tak nie przedstawiła się też im, nie sądząc, by jej osoba jakkolwiek ich interesowała. No proszę. Czyli kapitan Mżawki znalazł sobie sponsorów. Zapewne niepochodzących stąd, skoro dopiero budowali sobie tutaj placówkę.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, choć dużo mniej szczerze, niż na początku.
- W takim razie nie będę przeszkadzać. Gdybyś znalazł chwilę na rozmowę, znajdziesz mnie gdzieś tam - gestem wskazała drugą stronę sali. - Byłabym tutaj, ale szanowni panowie uznali, że nikomu nie przeszkodzą, nie siląc się zapewne na spytanie o to miłego karczmarza.
Skłoniła lekko głowę w stronę grupki w sterczących kołnierzach - gest, którego oni zapewne nie mogli wykonać, ograniczeni swoimi kryzami jak psy po kastracji. Ciekawe, co skłoniło Augusta do tej współpracy. Naprawdę chciałaby się dowiedzieć. Cóż, będzie musiała na to poczekać, o ile w ogóle będzie jej dane porozmawiać z brodaczem na osobności. Nie miało to większego znaczenia, wynikało z czystej ciekawości; odepchnęła się od stołu, życząc im smacznego i wróciła do czekającej na stół grupki kobiet, z którymi w końcu zasiadła do stołu, gdy ten został dla nich przygotowany.
Darmowa kolejka i przekąski raczej nie sprawią, że właściciel zubożeje, biorąc pod uwagę, ile prawdopodobnie zostawią dziś tu złota. Na pewno mniej, niż Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula, ale nadal sporo. Zajęła miejsce u szczytu stołu, ściągając z siebie płaszcz i wieszając go na oparciu krzesła. Jej czarna, falbaniasta koszula z odsłoniętymi ramionami wciąż nie była nawet w połowie tak niedorzeczna, jak kryzy na szyjach tamtej grupki, a przynajmniej zostawiała miejsce na gruby, złoty naszyjnik w kształcie węża zjadającego swój własny ogon. Nic na to nie mogła poradzić; gdy miała dobry nastrój, lubiła obwiesić się biżuterią, zwłaszcza, że przez ostatnie lata nazbierała jej sporo.
- Widzę, że korzystacie z Ujścia, ile się da - rzuciła do reszty, opierając łokcie o stół. - Dobrze. Myślę, że jeszcze ze dwa, trzy dni i będziemy ruszać dalej. Moglibyśmy popłynąć na Harlen. Dawno nas tam nie było, a stąd mamy niedaleko.
Obrazek

Port w Ujściu

107
POST BARDA
Nikt nie pytał Very o jej miano. Kimże mogła być, skoro była kobietą? Co najwyżej żoną mężczyzny, który mógłby być dla nich interesujący. Ona sama pozostawała niewiastą. Tylko Speke okazywał jej szacunek.

- Dziękuję za zaproszenie, kapitan Umberto. - Speke po raz kolejny skłonił się, jednak tym razem tak lekko, że ledwie opuścił brodę. - Doszły mnie słuchy o tragedii na wyspie i chciałbym więcej o tym usłyszeć. Jakaż szkoda, że nie wszyscy mogą być tu z nami i raczyć się twoimi historiami. - Zaintonował, zapewne sugerując coś więcej, jednak nie zatrzymywał Very. - Proszę wybaczyć nam zajęcie miejsca. Nawet ten miły karczamrz rozumiał, że spęd kobiet pod przewodnictwem zielonej nie jest nawet w procencie tak szanownymi goścmi, jak członkowie Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula! - Ostatnie słowa, wypowiedziane podniesionym, uroczsytym głosem, skierowane były do towarzyszących mu mężczyzn. Z chęcią podnieśli swoje szklanki, by w zgodnym toaście wypić ku komplementom Speke'a.

Karczmarzyk uwijał się przy ustawianiu stołów i krzeseł, przynajmniej do czasu, aż Pogad nie dostrzegła jego męczarni i sama nie przystąpiła do ustawiania mebli wedle własnego widzimisię. Udało jej się nawet przegonić dwóch marynarzy, którzy zajmowali stolik potrzebny do jej projektu. Na szczęście nie wydawali się zainteresowani wizją walki z orczycą.

Kobiety wraz z Yenndarem i Lasherem rozsiadły się przy stołach. Zaraz też na blat wjechały kufle i deski z porozciąganymi na nich paskami suszonej ryby i innego mięsa.

- Ayeee! - Ucieszyła się Pogad, podnosząc kufel. - Ujście to dobre miejsce! Za Ujście, za kapitan Umberto! - Wzniosła głośno toast, co przyporzyło jej spojrzeń ze strony stołu kapitana Speke. - Kapitanie, trzeba odczarować Harlen! Nie możemy na każdą wzmiankę o wyspie szczać po gaciach!

- To jak to było z tą syreną? - Dopytywał Yenndar. - Mówili, że żeś z gołymi... - Zzezował na biust Very. - Z gołą klatą ujeżdżała węża morskiego.

- Spodni też nie miała. - Podpowiedziałą mu Pogad.

Lasher parsknął w kufel.
Obrazek

Port w Ujściu

108
POST POSTACI
Vera Umberto
Miała zbyt dobry nastrój, by dać się sprowokować głupim komentarzem, jaki rzucił Speke ku zadowoleniu swoich nadętych towarzyszy. Rzuciła mu tylko pełne politowania spojrzenie i zostawiła to towarzystwo, na którego szacunku szczególnie jej nie zależało. Miała swoich ludzi i to z nimi chciała tu spędzić wieczór.
Podniosła też kufel w geście toastu za samą siebie, unosząc w półuśmiechu kącik ust i napiła się. Nie był to może alkohol najwyższej jakości, ale daleka była od narzekania. Dziś generalnie jej wyrozumiałość względem całego świata wskoczyła na nietypowo wysoki poziom. Nie chciała, żeby coś zepsuło jej nastrój, dlatego nie przejmowała się stołem, nie narzekała i ignorowała irytujące zaczepki, jakich normalnie nie puściłaby płazem.
- Nie ma co szczać - zgodziła się z Pogad. - Nikt z nas przecież tego nie robi. Przesiedzieliśmy tam tyle czasu po ataku, że gdyby coś miało przypłynąć ponownie, już by przypłynęło. Może wywieszone truchło Caldwell przegania kolejne chętne.
Sięgnęła po kawałek suszonego mięsa.
- Ale do tej pory byliśmy zupełnie z drugiej strony kontynentu przecież. To był pracowity czas, moglibyśmy w sumie znowu zaszyć się na Harlen na chwilę. Wy jeszcze tam nie byliście - ugryzionym mięsem wskazała większość kobiet i dwóch chłopaczków. - Spodoba się wam. To jedyne takie miejsce na świecie chyba. Chociaż, kto wie? Może jest ich więcej? Tylko o żadnym podobnym nie słyszałam. Syreny będziecie mogli sobie pooglądać z bliska też, a właściwie ich wyschnięte trupy.
Słysząc wersję Yenndara, która ewidentnie nie pochodziła z prawdziwych historii, a z szanty, jaką wciąż uparcie podśpiewywał Osmar (niesamowite, jak długo potrafiła mu się ona nie nudzić), Vera zaśmiała się i rozparła wygodnie na krześle.
- Dokładnie tak było. Wszyscy wiedzą, że najlepsze przygotowanie do walki z morskimi potworami, to rozebranie się do naga. W wodzie stajesz się śliski. Nie mogą cię wtedy złapać - napiła się. - A i mężczyźni, którym na widok syren rozum odbiera, wracają wtedy do zmysłów, bo skupiają się na widoku mokrych cycków. Widziałeś kiedyś jakieś, Yenndar, czy liczysz na to, że syreny zaatakują ponownie, żeby twoja kapitan rozebrała się jeszcze raz?
Odchyliła się na krześle, z rozbawieniem wpatrując się w chłopaka. Nie dziwiło jej zachowanie niektórych nowych; czasem typowa męska fantazja o zdobyciu zdobywczyni była silniejsza, niż rozsądek. Życie szybko rewidowało podobne pomysły, albo robiła to po prostu Vera, zwykle w mało uprzejmy i delikatny sposób. Na jej statku nawet tacy szybko uczyli się hierarchii, jaka tam panowała.
- Ale to było kiedy zaatakowały na morzu. Później przypłynęły też na Harlen, a jedna z nich potrafiła przyjąć ludzką formę. Miała pod kontrolą cały statek otępiałych facetów, którzy patrzyli na nią tak samo, jak teraz ty w mój dekolt - wytknęła mu, pstrykając kilka razy i znaczącym gestem wskazując swoją twarz. - Na waszym miejscu byłabym ostrożna. Nigdy nie wiecie, która z kobiet, jakie zaciągacie do koi, jest morskim potworem, gotowym odgryźć wam głowę, jak tylko będzie po fakcie. Nie da się ich rozpoznać po niczym, poza magnetycznym urokiem i boskim głosem. I nawet jeśli się zorientujecie, już pewnie będzie dla was za późno. Nie zdążycie się nawet pożegnać z życiem.
Gwałtownie uderzyła kuflem w blat stołu, chcąc ich wystraszyć. Rozbawienie błyszczące w jej oczach świadczyło o tym, że nie mówiła do końca poważnie, ani teraz, ani przedtem. Zaśmiała się cicho i przeniosła wzrok na orczycę.
- Chuja bym zrobiła, gdybym była wtedy sama. W ostatniej walce Pogad uratowała mi życie. Razem zajebałyśmy tę kurwę.
Obrazek

Port w Ujściu

109
POST BARDA
Pogad ugryzła kawałek wołowiny. Długie włókno weszło jej między zęby, więc orczyca bez pardonu zaczęła dłubać, by włókno wyciągnąć.

- Niektórzy ciągle nie wiedzą, czy chcą wracać. - Zdradziła Pogad, na chwilę wyciągając paluchy z ust. - Mówią, że w miastach bezpieczniej. Nie słyszeliśmy nic o syrenach od tamtej pory, ale kapitanie, jak ona cię dziabnęła, tośmy z dziewczynami myślały, że będzie po tobie. I prawie było.

Stan Very po ataku pozostawiał wiele do życzenia, jednak dzięki opiece uzdrowicieli i przede wszystkim swojej własnej załogi, szybko wróciła do pełni sił.

Pogad upolowała kawałek mięsa spomiędzy zębów, wyciągnęła go z ust, przyjrzała się, a następnie ponownie wcisnęła go między szczęki.

Gerda podparła się ramionami na stole i nachyliła bardziej do towarzyszek. Rzuciła dwójce chłopaków spojrzenie, jednak postanowiła mówić.

- Olena mówiła, że na Harlen można przebierać wśród mężczyzn. - Podzieliła się plotką. Sama Olena poczerwieniała na uszach. - Bo jest niedużo kobiet, ale aż nadto marynarzy. - Ciągnęła dziewczyna. Wychowana w dość dobrej, kupieckiej rodzinie, zapewne miała zbyt romantyczne wyobrażenie o świecie, podsycane babskimi powieściami, które namiętnie czytała. - Masz tam kogoś, kapitanie? Do kogo wracasz? - Pytała, a oczy błyszczały jej ekscytacją.

Yenndar zastanowił się chwilę, nie wyczuwając w głosie Very kpiny.

- Nie pomyślałem o tym. - Mruknął. Siedzący obok niego Lashar zakrył dłonią oczy w geście bezradności i zrezygnowania nad głupotą kolegi. - I ja, ten. No. Jasne, że widziałem! - Obruszył się. - Widziałem całe mrowie cycków! Kapitanie, jestem ekspertrem w tej kwestii. - Chwalił się, ale jego policzki były niemal tak czerwone, jak uszy Oleny. - Chociaż, czekaj, może, żeby być bezpiecznym cały czas, to myśmy powinni na statku bez ubrań, co? - Podzielił się pomysłem, który z pewnością wydał mu się błyskotliwy.

Siedząca naprzeciw niego Pogad pochyliła się i ścisnęła ramionami biust, uwydatniając go, odwracając uwagę od krągłości Very. Jej prosta skórzana koszula nie nadawała się do eskponowania wdzięków w normalny sposób. Naturalną koleją rzeczy, oczy Yenndara, jak i Lashera, powędrowały do dekoltu orczycy.

- Pół biedy, żeby odgryzły głowę... - Skomentował Lasher, zbierając się po szoku, jaki wywołała opowieść Very, cycki Pogad i uderzenie kufla o stół.

Dziewczęta śmiały się z dwójki chłopców. Komplement, jakim Vera uraczyła Pogad, sprawił, że ta machnęła ręką. Nie udało jej się ukryć faktu, że zrobiło jej się miło.

- Aj tam, kapitanie. Musimy sobie pomagać, nie?
Obrazek

Port w Ujściu

110
POST POSTACI
Vera Umberto
Mruknęła tyko jakieś "mhm" w odpowiedzi, bo Pogad miała rację. Ona sama też do samego końca nie wiedziała, czy się z tego wyliże. Tak poważne rany miała dotąd tylko raz i też została jej po niej jedna brzydka blizna, przecinająca brzuch. Teraz do zestawu miała drugą, choć tej z jakiegoś powodu tak się nie wstydziła. Nie miała problemu choćby dziś rano, zakładając odsłaniającą ją koszulę. Syrenie zęby odciśnięte na skórze w równych odstępach traktowała jako swojego rodzaju trofeum, skoro nie było jej dane zawiesić sobie wielkiej, rogatej głowy i długiego cielska na dziobie Siódmej Siostry.
- Olena nie kłamie, ale zapomina o tym, że praktycznie każdy tam zajmuje się tym samym, co my - zauważyła, uśmiechając się w reakcji na rozmarzenie dziewczyn. Były takie młode. - Nikogo porządnego tam sobie nie znajdziecie. Ale ci porządni zwykle są nudni. Tak czy inaczej, z całą pewnością jest w czym przebierać.
Pytanie skierowane bezpośrednio do niej samej, Vera początkowo skwitowała ukryciem się za kuflem, z którego wypiła duszkiem sporą część zawartości. Nie dlatego, że poczuła się zażenowana, czy coś. Musiała zastanowić się nad odpowiedzią.
- Nie - odparła w końcu, zupełnie ignorując fakt, że było wśród nich dwóch mężczyzn, których takie tematy nie interesowały. - Może miałabym do kogo wracać, gdyby nie zginął w ataku syren, jak sądzę. Nie znaleziono jego ciała, ale umarło wtedy tak wielu... Zresztą... był szalony i zbyt wiele nas różniło. I nie łączyło nas nic, poza jedną wspólną nocą. Nie wracam na Harlen dla nikogo, wracam tam dla siebie. Nie licząc ostatniej wizyty, to jedyne miejsce, w którym nie muszę oglądać się przez ramię i o nic martwić. Jeśli interesuje cię moje życie uczuciowe, Gerda, to uwierz mi, jest wyjątkowo nieciekawe.
Uniosła wzrok, zerkając w kierunku kontuaru.
- To co, zamawiamy tę beczkę wina? Niech ktoś pójdzie powiedzieć karczmarzowi, żeby ją przygotował. Ja zapłacę.
Z rozbawieniem przyglądała się potem orczycy, kokietującej biednego Yenndara. Ekspert w kwestii cycków wyjątkowo łatwo dawał się nimi rozproszyć. A gdy padła propozycja, by następnym razem to mężczyźni żeglowali bez ubrań, Umberto nie była już w stanie powstrzymać głośnego śmiechu, choć natychmiast poinformowała chłopaka, że to najlepszy pomysł, jaki ktokolwiek z tej załogi kiedykolwiek miał i że powinien możliwie najszybciej wprowadzić go w życie.
- Nie podoba ci się nikt z Siostry, Gerda? - zagadnęła, zawieszając łokieć na oparciu krzesła i przyglądając się młodej kobiecie. - Jeśli szukasz kochanka, u nas też przecież jest w kim przebierać. Może to na pokładzie własnego statku czeka na ciebie romans życia, hm?
Obrazek

Port w Ujściu

111
POST BARDA


- Ale... - Gerda nie wydawała się przekonana słowami pani kapitan. Westchnęła lekko i poprawiła jasny warkocz. - Jest tylu porządnych mężczyzn, nawet na Siódmej Siostrze. Choćby pan Yett?
Spoiler:
Corin przyciągał spojrzenia niewiast i Vera miała prawo być zazdrosna, gdy Gerdzie oczy błyszczały na samo wspomnienie o pierwszym oficerze. I choć ne szczycił się podbojami miłosnymi, tak jak robili to niektórzy marynarze, nie było tajemnicą, że Corin ma swoje potrzeby cielesne tak, jak każdy zdrowy facet. Nie miałby problemu, by zaciągnąć do łóżka młodą, naiwną Gerdę, gdyby tylko chciał.

- Najlepiej zapytać Echo. - Burknęła Raylene, trącając siostrę ramieniem.

- Hej! Jesteś nie lepsza! - Zaśmiała się Echo, nie biorąc do siebie przytyku. Nie było tajemnicą, że obie czerpały garściami z dobrodziejstwa męskiej części Siódmej Siostry.

Gerda zawstydziła się. Za uśmiechem starała się ukryć rumieniec, jednak nic jej z tego nie wyszło. Za to wpatrzyła się w Verę, gdy ta zaczęła mówić, i jej własny wstyd odszedł tak szybko, jak się pojawił.

- O-ojej... przykro mi, kapitanie. - Jęknęła. - Tak mi przykro. Może mógłby się zmienić, dla ciebie, gdyby nie... - Przetarła dłonią twarz. Była zbyt wrażliwa w tego typu tematach, a utracona miłość pobudziła jakąś strunę w jej sercu. - I wtedy bylibyście razem do końca świata. - Dodała, łamiącym się głosem.

Atmosfera przesunęła się w stronę tej ponurej. Pogad starała się uratować sytuację nim wszystie pogrążą się w nostalgii za utraconymi kochankami. Podłapała słowa Very.

- Beczka! Dobrze, że przypominasz, kapitanie! - Ucieszyła się, a wieść o tym, że jest na koszt pani kapitan, tym bardziej pobudziła ją do działania. Poderwała się z miejsca, by poczłapać do szynkwasu. Karczmarzyk zbladł na widok orczycy, jednak nie miał wyjścia, jak tylko wysłuchać jej zamówienia.

- Gerdzie podoba się Trip! - Parsknęła Olena, nie mogąc wytrzymać z powierzoną jej tajemnicą. - To dlatego obiera z nim ziemniaki! - Śmiała się felczerka. - Spośród takich wojów wybrała największą fajtłapę!

Śmiechy w dalszej części sali nie spodobały się oficjelom z Kompanii. Burczeli pod nosami, zerkając w stronę kobiet.

- Cicho bądź! Cicho! - Piszczała Gerda, niemal wchodząc na stół, by móc zdzielić koleżankę otwartą dłonią. - To nieprawda! Nie jest fajtłapą!

Żarty i przekomarzanki przerwało głośne, znaczące chrząknięcie.

- Drogie panie. To się nie godzi! Jeśli będzie się tak zachowywały, zostaniecie wyproszone. - Odziany w granatowy płaszcz mężczyzna z pewnością nie był nikim z obsługi. Stanął przy dziewczętach, by upomnieć je, jakby do niego należało to miejsce.
Obrazek

Port w Ujściu

112
POST POSTACI
Vera Umberto
Kwestii Corina nie skomentowała, bo trafiała ona zbyt celnie w problem, który miała ze sobą od opuszczenia Harlen. Zamiast mówić coś na temat oficera, skupiła się na dopiciu reszty zawartości swojego kufla. Nigdy nie miała bliskiej przyjaciółki, ani przyjaciela, z którym mogłaby podzielić się swoimi przemyśleniami i który powiedziałby jej, żeby pierdolnęła się czymś ciężkim w łeb, to z pewnością jej przejdzie. Ale może taka była klątwa ludzi w dowodzeniu - gdy przychodziło do czegoś więcej, niż wspólne chlanie, skazani byli na siebie.
Ból i współczucie w głosie Gerdy, kiedy Vera mówiła o Erinelu, były dla niej zaskakujące. Nie po to opowiedziała tę historię, żeby młoda załogantka teraz wpatrywała się w nią zaszklonymi oczami. Potrząsnęła głową i machnęła dłonią, jakby odganiała natrętną muchę.
- Daj spokój, dziewczyno, nie bylibyśmy. Ludzie się nie zmieniają. Elfy też nie - parsknęła śmiechem. - Z charakterem, jaki miał, nic dziwnego, że karma w końcu dopadła i jego. Jego zalety się kończyły, kiedy wychodziło się z koi.
Na szczęście temat szybko się skończył, a wszyscy skupili się albo na zamawianiu beczki, albo na oburzeniu Gerdy, gdy Olena wygadała jej ściśle skrywaną tajemnicę, choć pewnie obiecała przedtem tego nie robić. Zamieszanie, jakie zrobiło się z tego powodu przy stole, sprawiło, że Umberto też zaczęła się śmiać i podniosła się, usiłując powstrzymać blondynkę przed pobiciem swojej powierniczki. I nawet jeśli chciała bronić Tripa i pochwalić go za bycie znacznie więcej, niż fajtłapą, nie było jej to dane, bo w tej chwili przyszedł pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy.
Odwróciła się do mężczyzny i zmierzyła go niechętnym spojrzeniem, opierając dłonie na biodrach.
- Wyproszone? Przez kogo? Karczmarz wydaje się całkiem zadowolony naszymi zamówieniami - odparła, momentalnie poważniejąc. Nie będzie jakiś nadęty dupek z Mżawki czy okolic mówił im, co wypada, a co nie. - To portowa karczma, nie biblioteka. Chcecie ciszy, idźcie sobie do restauracji w wysokim mieście. Przy okazji zwolnicie nasz stół.
Opadła z powrotem na swoje krzesło, bezceremonialnie zarzucając nogi na blat stołu i krzyżując je w kostkach. Ewidentnie nie zamierzała nigdzie stąd iść, zwłaszcza, że Pogad dopiero zamówiła alkohol i nie były nawet w połowie swoich przekąsek.
- Możecie też postarać się nie zwracać na nas uwagi. Przecież kilkanaście głupiutkich kobietek, bawiących się w swoim towarzystwie, nie może być dla was, dojrzałych i rozsądnych mężczyzn, aż takim problemem, prawda? - uśmiechnęła się, choć jej spojrzenie zostało lodowate. - Jeśli jednak nim jest, to upraszam szanownego pana o wybaczenie. Postaramy się być troszkę ciszej, ale nic nie obiecuję.
Obrazek

Port w Ujściu

113
POST BARDA

Gerda nie potrafiła poradzić sobie ze stratą, której dostarczyła nie ona sama, a Vera, ale pokazała, że nie da sobie w kaszę dmuchać, gdy chodziło o jej własne sprawy miłosne i tajemnice, które za nimi się ciągnęły. Porzuciła temat Erinela i jego umiejętności w łóżku na rzecz o walkę o własną dumę. Na czterech siedząc na stole i tłukąc koleżankę, wycofała się dopiero w momencie, gdy zwrócił na nią uwagę mężczyzna w granatowym płaszczu.

- To przybytek opłacany przez Kompanię. - Poinformował dziewczęta mężczyzna, tak nadęty, jakby za chwilę miał pęknąć. - Czy tego chcecie, czy nie, ostateczne słowo mamy tutaj my.

Pogad wciąż stała przy szynkwasie, oparta o niski bar czekała na ich beczkę. W międzyczasie rozmawiała z innym karczmarzem i wydawało się, że w ogóle nie zwraca uwagi na stolik, który zostawiła pod opieką Very. Najwyraźniej przekonanie mężczyzny do zielonych było ważniejsze aniżeli problemy miłosne Gerdy. Nie przewidziała, że ktoś może się do nich doczepić.

Burżuj zamierzał już odejść, ale butne słowa Very kazały mu zostać w miejscu. Jego pyzata twarz poczerwieniała.

- Ja już wiem, kim wy jesteście. - Warknął. - Speke zna was wszystkich. Wasze miejsce nie jest w tawernie, lokalu dla cywilizowanych ludzi, ale na budowie, razem z podobnymi szumowinami. - Pluł jadem. - Dopadniemy cię, Umberto. Prędzej czy później.

Lashar podniósł się z miejsca, gotów reagować na jedno skinienie Very.
Obrazek

Port w Ujściu

114
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera naprawdę chciała miło spędzić wieczór. Pozwolić Gerdzie włazić na stół, jeśli tylko chciała, a orczycy zamawiać beczki alkoholu na koszt kapitan. Ten tutaj jednak nie zamierzał tego ułatwiać. Groźba, jaką jej rzucił, sprawiła, że Umberto przestała się uśmiechać, nawet jeśli do tej pory był to tylko złośliwy grymas. Powoli ściągnęła nogi ze stołu i z powrotem wstała. Nie należała do niskich kobiet, nie musiała więc szczególnie zadzierać głowy, by porozmawiać z wściekłym mężczyzną.
- Och, Speke zna nas wszystkich? - spytała cicho, robiąc krok w jego stronę. - Może to wy za mało znacie jego. Jak na tak obeznane towarzystwo, to zaskakujące, z kim szanowna kompania postanowiła współpracować.
Zacisnęła zęby, zerkając przez ramię na nagle nadzwyczaj cichych pozostałych. Nawet Gerda zeszła ze stołu, problem charakteru Tripa i niewybaczalnej zdrady Oleny zostawiając na później. Vera miała ogromną ochotę zdzielić stojącą przed nią czerwoną mordę porządnym prawym sierpowym, ale obiecała sobie, że nie będzie robić burd w Ujściu. Że nie narobi problemów sobie i całej załodze. Powstrzymała więc świerzbiącą ją rękę, która już zaciśnięta była w pięść. Zmusiła się do rozluźnienia palców i znów uśmiechnęła się lekko, choć gdyby spojrzenie mogło zabijać, typ już leżałby martwy. Mogła zachować spokój, przynajmniej dopóki była trzeźwa i jeszcze kontrolowała swoje własne odruchy.
- Najpierw będziecie musieli mieć za co - syknęła i odwróciła się, by zgarnąć z krzesła swój płaszcz. - Pogad! Zostaw. Zbieramy się stąd. Chodźcie. Znajdziemy miejsce, w którym nie mają kija w dupie tak głęboko, że nie są w stanie kręcić głową.
Przez chwilę rozważała, czy nie wyciągnąć kilku monet z sakiewki i nie rzucić na blat, ale doszła do wniosku, że skoro lokal jest finansowany przez niebieskie płaszcze, to zrekompensują karczmarzowi klientów, jakich sami przepędzili. Zgarnęła za to całą garść suszonego mięsa, żeby mieć na drogę. W dzielnicy portowej było od zatrzęsienia tawern i przez ostatnie dni poznała już takie, w których nikt nie sączył jadu na ich widok. Może powinna nawiązać współpracę z którymś z tutejszych gangów? Tak dla przeciwieństwa tego, czym zajmował się Speke. Wyszła z karczmy, rzucając Augustowi na pożegnanie przeciągłe spojrzenie, o ile nie unikał jej wzroku.
- Tylko próbował mnie sprowokować, jebany kutas. Jestem za mało najebana, żeby czerpać przyjemność z czegoś takiego - warknęła, gdy znaleźli się na zewnątrz. Zagryzła frustrację kawałkiem mięsa. - Chodźmy do Cechu. Najwyżej potem wrócimy porozmawiać sobie z nimi jeszcze raz. Kompania Handlowa Zasranej Dupy Ula, kurwa jego mać. O co chodzi z tą ich budową, w ogóle? - rzuciła pytanie w stronę Lashera. - Może powinniśmy przed wypłynięciem zabrać stamtąd wszystkich, żeby sami musieli złapać za łopaty. Speke mógłby pierwszy wylądować w jakimś kamieniołomie.
Obrazek

Port w Ujściu

115
POST BARDA
Mężczyzna nie cofnął się nawet o krok, gdy Vera postanowiła rzucić mu wyzwanie. Jego poczerwieniała twarz aż błyszczała od potu, gdy pulchne ciało nie radziło sobie pod płaszczem i kryzą.

- Kapitan Speke bardzo przysłużył się naszej sprawie. - Wyjaśnił swojego nowego kolegę. - Dzięki jego znajomościom, dostarczył nam tych, którzy działali wbrew naszej Kompanii. Radzę zastanowić się dwa razy na przyszłość, kapitan Umberto, nim obierzesz sobie za cel naszą flotę.

Vera zrozumiała, czemu Speke znalazł się między kupcami - był dwulicową szują, która zdradzała swoich. Tych, którzy wisieli na listach gończych łatwo było pojmać, gdy wydawało im się, że są bezpieczni na Harlen. Kompania z pewnością płaciła ekstra, gdy dostarczano im tych, którzy działali na jej niekorzyść choćby zatapiając statki.

- Każdy z was ma coś na sumieniu. - Mężczyzna sączył jad. - Być może znajdziemy na ciebie winę, zanim opuścisz Ujście. - Nachylił się, pokazując, że nie boi się ani Very, ani innych piratów. - Jesteśmy bardzo dobrzy w łapaniu zbiegów. Pilnuj uszu. - Uśmiechnął się paskudnie i odsunął, oddalając od grupy.

Pogad wydawała się zdezorientowana, gdy ominęła ją wymiana zdań. Również karczmarz chciał za wszelką cenę je zatrzymać, jednak nie udało mu się to, gdy Vera postawiła na swoim. Wychodząc, dojrzała kapitana Speke'go. Nie unikał on jej wzroku, co więcej, podtrzymał go, uśmiechnął się i skinął głową, w niemej obietnicy niewiadomo czego.

Na zewnątrz grupka otoczyła kapitan. Pogad zdążyła zacisnąć pięści.

- Mam tam wrócić i mu wpierdolić? - Zaoferowała się uczynnie.

- Przecież nikomu nic nie zrobiłyśmy... - Zmartwiła się Greta, opierając o Olenę, która objęła ją ramieniem w geście pociechy.

Lasher wydawał się najbardziej zorientowany w sprawie Kompanii. Podrapał się po brodzie.

- To niedaleko stąd, kapitanie, sama możesz zobaczyć. - Wskazał dłonią na drogę wzdłuż nabrzeża. - Ogrodzili teren, budują miejsce na swoje statki. I magazyny, tam, gdzie były zniszczenia. To nie tylko Ujście, z tego co wiem, próbują rozstawić się po wielu dużych portach. I używają... mm, taniej siły roboczej. Skazańców, pobierają ich z Karlgardu, nie wiem w jaki sposób. Ale skoro Speke macza w tym palce, to tłumaczy, dlaczego tyle świetnych załóg wpadło w ich ręce...
Obrazek

Port w Ujściu

116
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie teraz, Pogad. Może później, zastanowię się - uśmiechnęła się do orczycy krzywo. - Chociaż handel w Ujściu jest dla nas zbyt lukratywny, żeby to zaprzepaścić problemami z jakąś gównokompanią.
Jednego była pewna - musieli popłynąć na Harlen i ostrzec tam wszystkich. Poinformować, że jak Mżawka pojawi się w porcie, mają ją najzwyczajniej w świecie zatopić. Przynajmniej cel następnego rejsu był dla niej jasny. Tak jak wszyscy, była cięta na zdrajców i dwulicowe szuje takie, jak August Speke. Już kogoś kompanii dostarczył? Idąc w stronę Cechu, zamarła na moment, zatrzymując się w miejscu. Na wyspie pytał, czy Vera pomoże mu zaciągnąć Erinela do portu. Nie zgodziła się, ale co, jeśli faktycznie poradził sobie z tym sam? Jeśli jego działania zgrały się z atakiem syren do tego stopnia, że nie byli w stanie stwierdzić, kto zniknął, zabrany na Mżawce, a kto został zjedzony przez stado potworów?
Co jeśli faktycznie Erinel wciąż żył?
Przez długą chwilę tkwiła tak, z kawałkiem mięsa w połowie drogi do ust. Nie myślała o tym z romantycznego punktu widzenia, choć Gerda znając jej myśli pewnie natychmiast znalazłaby w tym okazję do połączenia z utraconym kochankiem. Ale jeśli Erinel żył, schwytany i zniewolony, jeśli było tam więcej ludzi z Harlen...
- Tak - odpowiedziała zdecydowanie. - Chcę zobaczyć. Zaprowadź mnie tam. Kto nie chce iść z nami, może iść już do karczmy. Dołączymy do was niedługo.
W jej głowie zaczęła rozbijać się nieznośna myśl, że wśród robotników za chwilę zobaczy znajomą, czerwoną elfią głowę, z uszami odciętymi i zawieszonymi na szyi. Mogła wcześniej twierdzić, że dopadła go karma, ale nikomu nie życzyłaby przecież czegoś takiego. Nie chciała tego widzieć. Pogodziła się już z jego śmiercią. Zaklęła pod nosem. Bała się, że to, co tam zobaczy, nie pozwoli jej przejść nad działaniami kompanii do porządku dziennego. Do tego ich obecność w Ujściu i świadomość tego, czym zajmuje się Siódma Siostra, mogła znacząco utrudnić im w przyszłości handel. Może trzeba będzie coś z tym zrobić.
A może po prostu wkurwili ją w tawernie i wciąż jeszcze ją nosiło? Pewnie z czasem jej przejdzie. Co nie zmieniało faktu, że warto było zorientować się, co się tam dzieje.
Obrazek

Port w Ujściu

117
POST BARDA
- Kapitanie?

Nagła realizacja Very objawiła się dziewczętom jako szok, który był dla nich zupełnie niezrozumiały. Wpatrywały się w Umberto przez chwilę, martwiąc się tym, do jakich wniosków mogła dojść ich przywódczyni. Fakt, że szok minął tak szybko, jak się pojawił, uspokoił zebranych.

- Idę z wami. - Zaproponowała Pogad. - Więcej nie potrzebujemy. Dziewczyny, idźcie przodem. Yenndar, ty z nami. - Przyporządkowała drużynę. To miał być tylko zwiad, a większa grupa przyciągałaby wzrok. W razie problemów, Vera mogła mieć obstawę w postaci orczycy i dwóch mężczyzn.

Nie było dziwnym to, że po głowie Very chodziło coraz więcej nieznośnych myśli. Kompania sama przyznawała się do zniewalania piratów. Iluż z tych, których uznali za zmarłych, zostało zaciągniętych przez Speke'go i jemu podobnych do Karlgardu, a następnie trafiało do takich obozów pracy? Głosy dobiegły ich jeszcze przed tym, jak dotarły do płotu. Zza drewnianego ogrodzenia, oddzielającego plac budowy od reszty miasta, dobiegały pokrzykiwania nadzorcy. Świst i uderzenie, przecinające powietrze, kończyło się ostrym, nagłym trzaskiem.

Pogad podciągnęła się, łapiąc za górną część płotu. Dobrze dopasowane deseczki nie pozwoliły podglądać przez szpary.

- O kurwa. - Skomentowała orczyca. - Nie chcesz tego widzieć, kapitanie.

- Halo, tu nie wolno być! Tu nie wolno patrzeć! - Strażnik patrolujący granicę budowy odezwał się, gdy tylko dostrzegł orczą głowę wyglądającą znad płotu. Był jednak po drugiej stronie i nie mógł zrobić im nic złego. Vera mogła poprosić Lashera o pomoc i podsadzenie lub też szukać miejsca, gdzie płot stanowił mniejszą przeszkodę. Mogła też polegać na Pogad i jej wizji pola budowy.
Obrazek

Port w Ujściu

118
POST POSTACI
Vera Umberto
Trójka wystarczyła, nie potrzebowała całej grupy. Zresztą nie szli teraz od razu rozwiązywać wszystkich problemów, z jakich istnienia nie zdawali sobie dotąd sprawy, tylko zobaczyć, co się tam dzieje. A przynajmniej Vera po to szła. Bała się tego, ile znajomych twarzy będzie na tej budowie. Jeśli Kompania za punkt honoru przyjęła pozbycie się piractwa, a przynajmniej wykorzystanie go do czegoś ich zdaniem konstruktywnego, mogło to mieć dla całego ich przytulnego światka przykre konsekwencje. Speke znał kapitanów. Znał statki i mniej-więcej kojarzył miejsca, w których zazwyczaj rabowały. Znał miasta, w jakich można było spotkać odpoczywające załogi. Może wystarczyło zabić jego? Ciekawe, czy jego głowa nadal by się tak ciepło uśmiechała, gdy toczyłaby się po ziemi, oddzielona od reszty ciała.
Gdy dotarli na miejsce, nawet wysoka Vera nie była w stanie wyjrzeć za płot. Musiałaby być większa o co najmniej te trzydzieści centymetrów, a niestety nie była. Dochodzące do niej dźwięki trzaskania bicza i okrzyków strażników mroziły krew w żyłach. Niewolnictwo było gorsze od piractwa i nic nie było w stanie zmienić zdania Very na ten temat. Niebieskie płaszcze mogły się uważać za wybawicieli, którzy raz a dobrze oczyszczą morza z piratów, ale w rzeczywistości byli znacznie większymi skurwysynami. Może trzeba było oczyścić Ujście z nich?
- Podsadź mnie - poleciła Lasherowi i gdy podał jej splecione dłonie, stanęła na nich, chwytając się krawędzi płotu i podciągając się na niej nieco. Skoro Pogad stwierdziła, że Umberto nie chce tego widzieć, tym bardziej musiała zobaczyć. Niezależnie od tego, co na ten temat sądziła orczyca i strażnik, który zabraniał patrzeć.
Obrazek

Port w Ujściu

119
POST BARDA
Pirat posłusznie złożył dłonie i podsadził Verę.

- Tu nie wolno! - Krzyczał strażnik, zbliżając się do ogrodzenia. W rękach miał długą pikę, najwyraźniej przygotowaną dla ciekawskich. Nim jednak zdołał dojść do płotu, Umberto miała kilka długich sekund, by przyjrzeć się budowie.

Na pierwszy rzut oka nie różniła się ona od żadnej innej budowy w mieście. Na nabrzeżu stał szkielet dużego budynku, który w przyszłości miał stać się magazynem oraz przylegający do niego mniejszy, zapewne przeznaczony na siedzibę oficjeli. Bliżej znajdował się pomost, wciąż niekompletny, tak samo jak nabrzeże, które brukowano płaskimi kamieniami.

To, co sugerowało, że obóz nie jest normalnym miejscem pracy, to przede wszystkim pręgierz, który wbito w ziemię na samym środku. Przywiązany do niego mężczyzna zwisał bezwładnie, jakby stracił przytomność. Nie reagował na kolejne razy bicza, które otrzymywał raz po raz z rąk strażnika odzianego w niebieski płaszcz. Mimo wieczornej pory i zachodzącego powoli słońca, na placu znajdowało się wielu pracowników, każdy odziany w podobną szarą koszulę, brudną od błota i krwi. Wymęczeni mężczyźni i kobiety trzymali głowy nisko, byli również zbyt daleko, by Vera mogła ich rozpoznać. Jedynie jeden się wyróżniał - siedzący na nabrzeżu i ciosający kamienie, by inni mogli ich użyć, miał długie włosy, które na kilka cali od skóry miały kolor brudnego, szarego blondu, natomiast niżej - wyblakłej czerwieni. Pochylony nad swoją pracą, wyglądał, jakby jego plecy przybrały permamentny garbaty kształt. Na jego powleczonym koszulą grzbiecie, zwróconym w kierunku płotu, widniały ciemne pasy brudu, jakby sam w niedawnym czasie dostał się pod pręgierz i otrzymał karę.

Nim Vera zdołała dostrzec więcej, musiała zeskoczyć, by nie dostać piką w oko.

- Zjeżdżajcie stąd! - Krzyczał strażnik.
Obrazek

Port w Ujściu

120
POST POSTACI
Vera Umberto
Pogad miała rację. Choć Vera nie była szczególnie wrażliwa na cudze nieszczęście, to tego zdecydowanie nie chciała widzieć. To nie była budowa, to był obóz pracy dla tych, których Kompania schwytała i postanowiła wykorzystać do własnych celów. Stojący na środku pręgierz z nieposłusznym niewolnikiem nie był jeszcze czymś, co przelało czarę goryczy, ale miał ku temu bardzo blisko. Znacznie skuteczniej zadziałał widok długich, czerwonych włosów i sylwetki ich właściciela, zgarbionej nad kamieniem przy nabrzeżu.
To nie mógł być zbieg okoliczności. To nie mógł być nikt inny, zwłaszcza gdy brało się pod uwagę wszystko, co związane było z tą sytuacją. Augusta zmywającego się z Harlen o świcie, Augusta obecnego tutaj, otwarte polowanie na piratów i robienie z nich niewolników. Erinel nie był martwy; pozbawiono go wszystkiego poza życiem - statku, załogi, wolności i godności. Tkwił tutaj od pół roku, być może złamany już doszczętnie, a być może czekający tylko na okazję, która pozwoli mu opuścić to miejsce tortur. Bo to był on, prawda? Innych nie rozpoznała, ale była przekonana, że skoro mają tu elfa, to mają też wielu innych, z którymi widywała się na Harlen.
Zeskoczyła na ziemię, gdy pika śmignęła w kierunku jej głowy.
- Kurwa mać - podsumowała elokwentnie, nie potrafiąc znaleźć innych słów, które potrafiłyby wyrazić targające nią emocje. Oparła się plecami o płot i przez chwilę tkwiła tak, wpatrując się w przestrzeń, początkowo zbyt zdruzgotana, żeby cokolwiek zrobić. Nie tak dawno temu powiedziała Yenndarowi, że nie jest altruistką, która rzuciłaby się na pomoc, ryzykując tak wiele. Teraz już nie była tego taka pewna.
- Muszę pomyśleć - odezwała się w końcu. - Muszę się napić.
Odepchnęła się od płotu i ruszyła przed siebie, z automatu już kierując swoje kroki do karczmy, w której się umówili z pozostałymi. Może byli w stanie to wszystko rozpieprzyć? Przerwać budowę, zabrać stamtąd wszystkich, odwieźć ich na Harlen, żeby doszli do siebie. Siostra nie miała miejsca na tak dużą załogę, ale przetransportować ich wszystkich mogła - ładownia była opróżniona ze zbędnych rzeczy, łupy sprzedane. Nawet gdyby mieli oni przez kilka dni koczować na głównym pokładzie, to nie stanowiło problemu. Rejs z Ujścia na wyspę nie trwał długo.
Tylko czy miało to jakikolwiek sens? Czy byli w stanie sami zająć się tym problemem? Załoga była pełna, jej ludzie silni i wypoczęci, a morale wysokie, jak dawno nie było. Czy to wystarczyło? Może faktycznie powinna porozmawiać z kimś stąd? Komuś ta budowa musiała przeszkadzać, ktoś musiał uzurpować sobie prawo do tego kawałka portu, a może ktoś wystarczająco mocno sprzeciwiał się niewolnictwu, żeby coś z tym zrobić. Rozbolała ją głowa. Już nawet nie chodziło tylko o to, żeby uwolnić tych, którzy już dla Kompanii pracowali, tylko o to, by nie trafił tam nikt inny. By nie trafiła tam ona.
- Skurwysyny - mruknęła pod nosem, mając na myśli głównie Speke'a.
Tak czy inaczej, musiała ochłonąć, zanim podejmie jakąś decyzję, a najlepiej przedtem jeszcze porozmawiać ze swoimi oficerami. Może wspólnie opracują wystarczająco skuteczny plan działania.
Obrazek

Wróć do „Ujście”