POST BARDA
Bealei nie odpowiedziała na żadne z podziękowań. Siedząc na kopcu z liści i gałęzi, wpatrywała się w nich tylko w milczeniu, gdy usiłowali się pozbierać po przeciągnięciu przez gęstwinę i wylądowaniu tutaj. Patrzyła z góry na ich nieporadne i powolne podnoszenie się z ziemi, na Shirana ścierającego krew ze swojej twarzy i trzymającą się za udo Nellrien, która w milczeniu po prostu leżała na trawie, otoczona kwiatami, ze wzrokiem utkwionym w zachmurzonym niebie. Zdawała się nie zwracać uwagi na padające z góry krople, jakby była zupełnie nieobecna, a decyzja podniesienia się była najtrudniejszą, jaką miała do podjęcia od dawna. Neela z kolei wstała dość szybko, dla odmiany chyba cała i zdrowa, otrzepując się z resztek roślin, jakie poprzyczepiały się do jej ubrań i natychmiast dobywając broni, którą dostała od jednego z marynarzy, jeszcze na pokładzie Starej Suki. Nie rzucała się z nią na driadę, ale wyglądała na zdeterminowaną i zmęczoną faktem, że są co chwilę zaskakiwani przez rośliny, które nie powinny zachowywać się w ten sposób. Obecna na polanie driada zresztą nie przejęła się tym faktem, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
Za to strzeliła wzrokiem w kierunku Aremani, gdy ta rzuciła zaklęcie. Leśne istotki wyczuwały magię, możliwe że nawet widziały ją w jakiś sposób - w końcu podczas zaćmienia, gdy magia wymknęła im się wszystkim spod kontroli, driada rozmawiała z zielarką patrząc bezpośrednio na jej unoszącą się gdzieś w powietrzu świadomość, nie w jej fizyczne oczy. Ale jako że nie było to zaklęcie w żaden sposób ofensywne, kobieta mogła bez przeszkód wznieść się świadomością w górę i rozejrzeć po okolicy.
Polana, na której się znajdowali, otoczona była ścianą roślinności tak gęstą, że samo przebicie się przez ostatnie kilkadziesiąt metrów zajęłoby im prawdopodobnie pół dnia, choć możliwe, że w połowie by już zrezygnowali i wrócili do obozu, by przysłać tu potem większą grupę, z cięższym sprzętem, niż maczety. Krąg tej zbitej zieleni faktycznie zamykał się na kamiennym urwisku, w którym Aremani dostrzegła mało wyraźne, zarośnięte wejście - prawdopodobnie kopalnię, której szukali. Dalej, poza dziwnie nienaturalną gęstwiną, dżungla wyglądała już normalnie. Gdzieniegdzie była w stanie zauważyć ruch liści, w oddali, zapewne tam, gdzie przedzierały się inne grupy, ale było to już zbyt daleko, by dostrzegła kto dokładnie tamtędy idzie. Tak czy inaczej, nie mieli niczego znaleźć; to ich grupa trafiła na to, czego szukali od momentu wylądowania na wyspie.
Co ciekawe, niedaleko spostrzegła też czarną sylwetkę Autha, krążącego nerwowo nad najwyższymi drzewami. Z jakiegoś powodu nie chciał przylecieć do nich, usiąść na ramieniu Shirana tak, jak robił zawsze. Nie odzywał się też, powstrzymując się nawet od pojedynczych kraknięć, którymi zazwyczaj komentował rzeczywistość. Wyglądał, jakby na coś czekał.
Chwilę zajęło Aremani obandażowanie swojej rany, a potem także doprowadzenie do porządku facjaty półelfa, którą zalewała krew z rozciętej brwi. Sporo nauczyła się w kwestii opatrywania i zszywania podstawowych ran, pomagając krasnoludowi w namiocie medycznym przez kilka dni, nie stanowiło to dla niej więc żadnego problemu. Rany piekły, ale nie było to nic nie do wytrzymania i w żadnym z tych dwóch przypadków nie było potrzebne ani szycie, ani użycie eliksiru leczącego - wystarczył opatrunek. Co innego było z Nellrien. Ta wreszcie podniosła się z trawy, ale choć kulała wyraźnie i krzywiła za każdym razem, gdy stawała na lewej nodze, zapewne pogodziła się już z faktem rychłej śmierci, więc uznała, że nie warto marnować na nią zasobów.
Choć w przeciwieństwie do Shirana nie miała sarkastycznego komentarza w odniesieniu do ich obecnego położenia, albo zachowała go dla siebie, razem z nim ruszyła w stronę wspomnianego Serca Dżungli, nad którym z takim namaszczeniem siedziała Bealei. To dla niego tutaj przyszli, skoro to ono wywoływało takie a nie inne zachowania tutejszej flory i fauny. Nie wiedzieli jednak, czy wystarczy je zniszczyć, by pozbawić driady ich siły, czy muszą zabić driady, żeby Serce przestało działać. A może nie musieli niszczyć niczego, bowiem istniało jakieś inne rozwiązanie, o którym nie mieli pojęcia?
- Tego szukaliśmy - powiedziała cicho Nellrien. I choć z całej grupy słyszał ją teraz tylko stojący obok niej Shiran, mogli być prawie pewni, że Bealei też doskonale wie, co kapitan mówi. - Tego szukają wszyscy.
Jej zaciśnięta na rękojeści kuszy dłoń w końcu odpięła ją od biodra i uniosła w górę, celując bełtem w to miejsce w gałęziach, z którego wypływało błękitne światło. Driada nie drgnęła nawet, ale lustrowała ją intensywnym spojrzeniem, czekając na drgnięcie palca na spuście.
- Co ona robi?! - szepnęła Neela, znajdując się nagle obok Biriana. - Jak tak się będzie zachowywać, to na pewno nas przez nią pozabijają! Zrób coś!
- Mówiliście, że macie pokojowe zamiary - odezwała się Tilia, wychodząc spomiędzy drzew z ich lewej strony. - Uwierzyłyśmy wam. Czy wszyscy ludzie kłamią?
- Serce Dżungli ma w sobie jakąś magię. Czy to wasza magia? Czy to serce daje magię wam? - spytała kapitan. Wciąż jeszcze nie strzelała. Napięcie wisiało w powietrzu jak gęsty dym, a szum coraz gęstszych kropli deszczu rozbijających się o liście dookoła tego nie poprawiał.
- Serce należy do lasu, tak samo jak i my. Jeśli tobie wyrwę serce, umrzesz - odparła Bealei, choć ciężko stwierdzić, czy była to groźba, czy bardzo obrazowa odpowiedź na pytanie.
Nellrien zerknęła znad kuszy na stojącego obok niej Shirana. Przez krótką chwilę mógłby przysiąc, że w jej oczach dostrzegł niewypowiedziany żal, którego nie dało się łatwo umiejscowić. A może to było pożegnanie? Wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy, w ciągu którego mieli za mało czasu, by ją powstrzymać. Z głośnym trzaskiem mechanizm kuszy zwolnił leżący w niej bełt, a jego grot przeleciał dystans dzielący kapitan od kopca gałęzi i wbił się w źródło światła, które natychmiast zgasło.
Ziemia zadrżała pod ich stopami, a driady zniknęły gdzieś, bez słowa, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Deszcz przybrał na sile.
- Co ty zrobiłaś! - zawołała Neela, rzucając się w kierunku rudowłosej, choć chyba nie po to, by ją zaatakować... prawda? - Oszalałaś do reszty?
- Zniszczyłam - odparła krótko, choć niepewnie kapitan, odwracając się przodem do gapowiczki. Czy faktycznie jeden bełt wystarczył, by rozwiązać cały problem, z którym Archipelag zmagał się od dziesięcioleci? Odsuwając się od rozwścieczonej dziewczyny, krok za krokiem wchodziła w kamienny krąg.
Odpowiedź przyszła szybciej, niż zdążyli zdecydować, co dalej. Kopiec poruszył się, czego idąca tyłem do niego, a przodem do Neeli Nellrien nie zauważyła. Sterta gałęzi i liści zdawała się rosnąć, rozprzestrzeniać, podnosić z ziemi i dopiero gdy sięgnęła wysokości najwyższych z obelisków, rudowłosa zorientowała się, co się dzieje. Odwróciła się gwałtownie, stając twarzą w twarz z Sercem Dżungli, które z całą pewnością nie było martwe.
Wysoka na kilka metrów istota, składająca się z roślin, mchu i kamieni, zawisła nad nią w makabrycznym oczekiwaniu. Spomiędzy części ciała tego stworzenia, trzymanych w całości chyba wyłącznie siłą magii, przebijało się niebieskie światło, teraz bardziej intensywne, niż przedtem, gdy potwór leżał nieruchomo, wtopiony w ziemię. Jego ogromne cielsko trzeszczało, gdy się poruszał, a gdy zrobił pierwsze kilka kroków, echo ciężkich uderzeń poniosło się po okolicy, znów przeganiając jakieś przestraszone ptaki. Nellrien próbowała się cofnąć, ale potknęła się o coś i ze stęknięciem przewróciła na plecy, rozpaczliwie usiłując szybko ponownie załadować kuszę, tak jakby mogła w ten sposób uratować się przed zgnieceniem przez jedną z gigantycznych, kamiennych kończyn.
Serce Dżungli zaryczało przeraźliwie.
Driady obiecały im śmierć i chyba właśnie wstało przed nimi to, co miało im tę śmierć przynieść.
Spoiler:
Spoiler: