POST BARDA
Podczas gdy chatka płonęła radośnie, oni przeżywali przełomowe chwile - choć wcale nie wynikało to z faktu, że przed chwilą chciały ich pochłonąć tutejsze rośliny. Pogrążeni w kłótni Dandre i Aremani wydawali się nie zwracać uwagi na wszystko wokół, zwłaszcza kobieta, która nie potrafiła poradzić sobie psychicznie z myślą, że bard postanowił uratować ją wbrew jej woli, jak damę w opresji. Neela z kolei nadal klęczała, nie ruszając się z miejsca, a trzaskający i skwierczący nieprzyjemnie ogień odbijał się w jej szeroko otwartych, wielkich, pozbawionych tęczówek oczach. Dłonie oparte miała na trawie po obu swoich stronach, a jej palce nieświadomie wygrzebywały niewielkie dziury w ziemi. Gdy kapitan spytała, czy wszystko z nią w porządku, teoretycznie potwierdziła, ale w praktyce wyglądała, jakby była bliska załamania nerwowego. Albo jakby to załamanie właśnie miało miejsce. Póki co nikt na nią nie zwracał uwagi; każdy zajęty był własnymi sprawami.
Ogniowy atak Shirana i tak miał mniejszą siłę, niż ten, którego doświadczyli przedtem w dżungli, gdy Mimbra i Zarul przykryły tarczę słońca, Nellrien nie połączyła więc swojego dotyku z działaniami półelfa. Tylko Auth zakrakał z góry prześmiewczo, choć nikt poza Shiranem nie wiedział, jaka emocja kryła się w tym dźwięku.
Neela pokręciła przecząco głową, gdy usłyszała pytanie półelfa.
-
To moja wina - wyrzuciła z siebie nagle. Jej głos był zachrypnięty, a oczy zaszklone. -
Przez to, że zrywałam te kwiaty... na zewnątrz. Ara mówiła, żebym tego nie robiła, ale było już za późno. Już zerwałam. Dżungla się zdenerwowała.
- Gdyby dżungla miałaby się na nas denerwować, to prędzej o to, że od trzech godzin tniemy ją maczetami, młoda - uspokoiła ją kapitan, kucając obok niej. -
Nie wiem co zrywałaś, ale to nie twoja wina.
- Nie wie pani tego. A ja widziałam. Dopiero jak pozrywałam i wróciłam do domku, rośliny się zdenerwowały. Dopiero... dopiero jak...
- Neela.
- Wszystko przeze mnie. Mogliśmy zginąć. Mogliście wszyscy...
- Neela - słysząc swoje imię wypowiadane kolejny raz, dziewczyna zamilkła, odwracając w końcu wzrok od pożaru i przenosząc go na twarz pani kapitan. -
Nikomu nic nie jest. Nie patrz tam. To tylko zielenina, mogło być gorzej. Na przyszłość po prostu na wszelki wypadek nie zrywaj żadnych kwiatków. To nie czas ani miejsce na to. Weź się w garść, bo zaczynam żałować, że cię tu zabraliśmy.
Gapowiczka po chwili zwątpienia pokiwała w końcu głową, choć nadal nie wyglądała na przekonaną, a rudowłosa podniosła się z ziemi i unikając stawiania całego ciężaru swojego ciała na lewej nodze, odwróciła się do Shirana, skoro ten coś do niej mówił. Jeśli spodziewał się, że Nellrien przyzna, że ucierpiała, albo że coś ją boli, to się przeliczył.
-
W porządku - odparła tylko. -
Usatysfakcjonowana? Niekoniecznie. Myślałam, że tam odpoczniemy. Wszyscy są zmęczeni. Ale może po prostu dojdziemy do naszego kwadratu dżungli i tam sobie rozbijemy obozowisko. Mam nadzieję, że Ara się ogarnie. Bez niej jesteśmy teraz udupieni.
Nie zrzuciła ręki półelfa ze swojego ramienia, choć jej brwi powędrowały wysoko w górę, a ręce skrzyżowały się na klatce piersiowej, gdy usłyszała kolejne słowa. Przez chwilę miała minę, jakby pierwszym, co przychodziło jej do głowy, było pytanie "serio? Teraz?". W końcu parsknęła śmiechem.
-
Wiem. Nie jesteś szczególnie subtelny, Shiran - przysunęła się do niego o krok, na tę krótką chwilę znajdując się zaskakująco blisko i unosząc na niego spojrzenie lekko zmrużonych oczu. -
Jesteś w kolejce zaraz po wyjątkowo zaborczych gałęziach. Dam ci znać, kiedy skończę zabawiać się z dżunglą i przyjdzie kolej na ciebie.
Odsunęła się i ruszyła w stronę swojej torby, która wylądowała gdzieś dalej, w trawie.
-
A tak poważnie, to sugerowałabym ci wstrzymać konie. To nie jest na to czas ani miejsce. Skup się na tym, co trzeba.
Na tym skończyła swoją dyskusję z półelfem, choć oczywiście znalazł się ktoś, kto postanowił to skomentować.
Nie masz szans, elfie. Prędzej pójdzie do łóżka z gałęzią, niż z tobą. Popatrz. Jeszcze chwila i sama będzie krzakiem.
Auth usiadł na jego ramieniu, tym samym, na którym wcześniej rudowłosa opierała rękę. Zaciskające się na nim krucze szpony były znacznie mniej przyjemnym doświadczeniem, niż dotyk kobiecej dłoni.
Neela nie była w stanie nawet podziękować bardowi za alkohol, jakim ją poczęstował. Po prostu pociągnęła dużego łyka z manierki, krzywiąc się straszliwie, choć pewnie wynikało to głównie z faktu, jak bardzo podrażnione miała gardło. Zakasłała i oddała mu naczynie.
-
Beznadziejna jestem w tym tańcu - stwierdziła żałośnie. -
Nie zdążyłam nawet wyciągnąć broni. Na co mi były te wszystkie lekcje, jak kiedy przychodzi co do czego, mnie trzeba wycinać spomiędzy liści jak pierwszą lepszą pierdołę.
Przetarła oczy dłonią i zerknęła na krzątającą się przy swojej torbie Nellrien.
-
Kapitan się sama wycięła. Wy też. A ja...
Pokręciła głową, ale zmusiła się do wstania z miejsca. Przez chwilę milczała, a przez jej twarz przetaczał się kalejdoskop emocji, aż w końcu zaczęła się cicho śmiać, co samo w sobie było dużo bardziej niepokojące, niż jej poprzedni stan.
-
Nieważne. Biorę się w garść - poinformowała Biriana ochryple, choć wyjątkowo trudno było w to uwierzyć.
Dostali jeszcze kilkanaście minut, by przygotować się do dalszego wyruszenia w dżunglę. Kapitan Maver poinformowała wszystkich, jakie są plany, a potem poczekała, aż Aremani będzie gotowa obudzić w sobie tę moc, która pozwalała jej połączyć się z ziemią i znaleźć drogę do celu. Dopiero wtedy, gdy byli już pewni, że idą we właściwym kierunku, mogli kontynuować swoją wyprawę. Z obliczeń zielarki wynikało, że jeszcze dwie, trzy godziny i dotrą na miejsce.