POST POSTACI
Dandre
Bard parsknął tylko, gdy półelf wyzwał go od pozera. Rozrzucił szeroko ramiona i już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy przerwała mu jaśnie pani kapitan. Wiadomo zaś wszem i wobec, że człowiek kulturalny kobiecie przerywać nie winien, tak też Dandre założył ramię na ramię i patrzył w oczy złośnicy, zupełnie niewzruszony ognistą żądzą mordu, która z nich biła.Dandre
- Droga pani kapitan, słowa złego jeszcze o tobie nie wyrzekłem. Pozwól, że w kwestie wiary wnikał nie będę, stwierdzę jeno, że do tej pory nigdy jeszczem nie ugiął się pod groźbą i raczej nie zapowiada się na zmiany w tej materii. - nie dało się jednoznacznie stwierdzić, czy przez Biriana przemawiało teraz znużenie, czy nadmierna pewność siebie. Dość rzec, że głos jego wyzbyty był od nadmiaru emocji, a wejrzenie miał raczej chłodne. Wykrzyczenie paru słów Shiranowi w twarz zdecydowanie pomogło mu wrócić do siebie. Resztki irytacji powodowały tylko nerwowe, jakby mimowolne ruchy palców prawej dłoni, którymi stukał o swoją rękę, kiedy tak stał przed Nellrien z zaplecionymi ramionami.
- Nie wątpię zaś, żeś świadoma wpływu, jaki możesz mieć na mężczyzn. - zmarszczył brwi, na moment odrywając wzrok od jej oczu, by spojrzeć szerzej na twarz kobiety. Wzruszył ramionami. - Jestem niesamowicie zdziwiony, że taka osoba może być tak przewra... - słowo zawisło w przestrzeni, którą Dandre jeszcze przed chwilą wypełniał swoją osobą. Może to nagłe zniknięcie uratowało mu ostatecznie skórę?
W parę chwil po próbie rozmowy z Nellrien, bard stał w rzece, przemoczony do suchej nitki i zdany na łaskę bądź niełaskę leśnych duszków. Z drogim panem Shiranem u boku, teraz zadziwiająco milczącym, co zupełnie doń niepodobne.
Nie mógł powiedzieć, że nie spodziewał się tego, co w końcu nadeszło... A właściwie nadleciało. Mimo całej swojej lekkomyślności i dość beztroskiego sposobu bycia, Birian nie był idiotą. Orzech trzasnął go w czoło z impetem pocisku wystrzelonego z procy. Ta siła już jak najbardziej go zaskoczyła. Wybity z rytmu przerwał swoją wypowiedź, by pomasować obolałe czoło. W myślach tworzył kwieciste wiązanki, którymi oplatał cały świat i wszelkie boskie stworzenie.
Ta mała dystrakcja nie uciszyła go na długo; prędko zebrał się w sobie i dokończył swój kwiecisty wywód. Z uniesioną brwią, spojrzał na panią kapitan, która usiadła na brzegu rzeki, nieopodal magicznych stworzeń.
Driady przedstawiły się po kolei, a Birian każdą witał uprzejmym skinieniem głowy i uśmiechem, zadziwiająco szczerym, mimo pulsującego bólu głowy, do którego tak bezpośrednio się przyczyniły. Może na nagie kobiety trudniej się gniewać?
Zapewne zależy to od okoliczności.
- Piękna Tilio, twa celność i siła rzutu winny być opiewane w szerokim świecie, ale, na Bogów, zlituj się nad strudzonym wędrowcem i jego biedną głową. Krzywdy wam nie życzymy! - musiał trochę pomarudzić, bo chyba nie byłby sobą. Bogowie mu świadkami, że sam wystawił się na ten strzał, ale niesmak pozostał.
Odruchowo postąpił pół kroku w tył, gdy liściastowłosa driada wskoczyła do wody tuż obok niego. Stworzenie wynurzyło się zaraz obok pani kapitan i wciągnęło ją do rzeki, czym wywołało cichy, acz pięknie dźwięczny śmiech Biriana. Zachował na tyle instynktu zachowawczego, by nie zaszczycić mokrej Nellrien nawet krótkim spojrzeniem, miast tego skupiając się w pełni na draidach.
- Jak miło, że pani kapitan do nas wpadła, od razu raźniej. - usta Biriana najwyraźniej nie interesowały się postanowieniami jego umysłu. Może czerpały jakąś masochistyczną przyjemność z igrania z ogniem? A może pan bard faktycznie chciał obudzić się kiedyś z nożem w plecach? To ułatwiłoby parę spraw.
"Wy też jesteście chorzy... No, ten półgłówek na pewno." Dandre ledwo wstrzymał się od parsknięcia. Jakaś część jego jestestwa twierdziła, że mógł być nieco zbyt ostry dla Shirana, który faktcznie w pewnym momencie wyglądał jak żywy trup... Birian zdusił ją w zarodku; nadal mieli sobie z półelfem jeszcze trochę do wyjaśnienia.
- Jak ta... czerwień wpłynęła na wasz piękny las, dobre istoty? - zapytał, szczerze zaintrygowany ich słowami. Tajemnicze słowa o rzece puścił mimo uszu; kto jak kto, ale on bynajmniej chory nie był. Ba, momentami zdawało mu się, że jako jedyny zachowywał tu trzeźwość umysłu... No i Neela. Dziewczyna po raz kolejny mu imponowała; widział w niej strach, panikę nawet, ale robiła swoje, pomagała jak mogła. To się ceni.
Elfy będą złe?
- Żyją tu elfy? -idiotyczne pytanie wyrwało mu się z ust. Najwyraźniej wyspa nie była tak opuszczona jak sądzili. - Ależ czemu chcieliby naszych głów? Dobre panie, same zauważyliście, że mój... kompan... jest chory, nie panuje nad sobą. Ani on, ani żadne z nas nie chciało palić tego pięknego lasu. Tak jak mówiłem wcześniej, nie życzymy nikomu krzywdy, a nasze intencje są czyste jak dziewicze łzy. To po prostu wypadek, smutne nieporozumienie, które z pewnością możnaby sobie wyjaśnić. - preorował, kiedy Oakia podpłynęła do Shirana i zaoferowała mu tajemnicze jagody.
Bard spojrzał na niego z ciekawością. Łyknie, czy nie łyknie? Padnie, czy nie padnie? Driady, poza tymi 'wygłupami', nie zdawały się być w stosunku do nich wrogo nastawione. Miał nadzieję, że nie mylił się ze swoim osądem.