Koszary

61
POST BARDA
- Jeśli przeżyjemy zbliżające się bitwy, a ty nie zmienisz zdania, synu, zatrzymam cię przy sobie. - Obiecał Kieleck, chociaż nawet na Theo nie spojrzał. Zmartwienia przykrywały pozytywny wydźwięk nawet tych najlepszych chęci. - Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Jak, choćby, tego, iż zarządzamy wojskiem, zaś cywile pozostają poza naszą jurysdykcją. - Wyjaśnił, odrzucając z miejsca pomysł Regora. Technicznie nie była to prawda, gdyż wojsko mogło czerpać z zasobów cywilnych, lecz wątpliwym było, by mieszkańcy chętnie złapali za łopaty, tym bardziej, gdy zagrożenie nie nadeszło jeszcze pod mury miasta, a więc nie wydawało się do końca realne. Było wielu, którzy nie wierzyli w czarne elfy. - Nie rozdzielimy sił. Teraz musimy skupić się na rozdaniu sprzętu i upewnieniu się, że wszyscy wiedzą, którą stroną trzymać broń. - Pozwolił sobie na żart, lecz atmosfera nie sprzyjała śmiechowi.

Kieleck podniósł się ze swojego miejsca, nie mogąc dłużej wytrzymać widoku mapy najbliższej okolicy. Zagrożenie było zbyt blisko. Stanął tyłem do Theo, wpatrując się w okno i zbierających się na zewnątrz rekrutów.

- Według słów Iselora, wrogów jest zbyt wielu na nasze siły. Nie mamy ich pokonać, tylko utrzymać miasto. - Wyjaśnił sytuację. - Oczekujemy nadejścia posiłków. Póki co... radzimy sobie z tym, co mamy. Będziesz u mojego boku podczas bitwy. - Ostudził zapał.

Milczał przez dłuższy moment, gdy zza okna dochodziły dźwięki zbierających się oddziałów. Rozmowy, śmiechy, tupot setek nóg - ci chłopcy nie wiedzieli jeszcze, co ich czeka.

- Idź. - Rozkazał kapitan. - Powiedz, że jesteśmy gotowi na śniadanie.
Obrazek

Koszary

62
Jego ojciec mógłby rozkazać mieszkańcom by sięgnęli po łopaty i pracowali dla wojska przez najbliższe dni. Kieleck na pewno o tym widział, ale skoro uznał to za kiepski pomysł, to Theo nie naciskał. Kapitan był wyraźnie strapiony a to nie wróżyło dobrze. Wbił spojrzenie w jego plecy.
-Tak jest, panie kapitanie. - Chłopak wyczuł że to już koniec rozmowy, więc wstał i wyszedł z pomieszczenia. Kiedy zamknął za sobą drzwi, przetarł twarz rękami. Zastanawiał się czy Kieleck żałuję że został tutaj wysłany. To od jego decyzji tak naprawdę zależało jaka czeka ich przyszłość, więc nic dziwnego że wyglądał na zatroskanego. Dużo wskazywało na to, że są na przegranej pozycji.

Pierdolone pająki… chciałbym z nimi walczyć… myślał wychodząc z budynku. Robiło się coraz cieplej i coraz słonecznej. Miał ochotę usiąść w cieniu i narysować kilka widoków które zapadły mu w pamięć, żeby chociaż na chwilę wyłączyć myślenie. Nastrój kapitana trochę mu się udzielił, więc nie miał za wesołej miny. Idąc na stołówkę przyglądał się nowym rekrutom. Zastanawiał się czy lepiej wiedzieć co ich czeka, czy do ostatniej minuty żyć w błogiej nieświadomości? Gdyby miał wybrać, to zdecydowanie wolałby wiedzieć. Nie lubił niespodzianek.

Koszary

63
POST BARDA
Kieleck nie odzywał się więcej do Theo, nie zamierzał też go zatrzymywać. Adiutant mógł wykonać zadanie jak tylko uznał za stosowne. Wyszedł z gabinetu i następnie z budynku i rzeczywiście, poranek zapowiadał się na pogodny i ciepły. O świcie wciąż czuć było zimno nocy, lecz i to szybko ustępowało, gdy kolejne promienie wschodzącego słońca oświetlały koszary.

Rekruci nie wydawali się mieć cienia zmartwienia w sercu. Znalazłszy się między podobnymi sobie, zawiązywali nowe znajomości, za nic mając powagę wojska. Zbliżające się wielkie pająki były dla nich niewiadomą, choć mieli się z nimi spotkać ledwie za parę dni.

- Hej, ty! - Theo usłyszał znajomy głos. Werrick machnął do niego, gdy stał u wejścia do stołówki i pilnował porządku. Popijał z bukłaka, lecz w tej sytuacji jasnym było, że nie ma w nim niczego mocniejszego od lichego, rozwodnionego piwa, na które jeszcze można było przymknąć oko. - Dokąd tak pędzisz z samego rana? Kieleck cię wysyła po śniadanko, co? Zajdź od boku, to ci wydadzą poza kolejką. - Wskazał za siebie, choć niewiele mogło to Theo powiedzieć. Mógł się domyślić, że chodzi o kolejkę spragnionych jedzenia rekrutów, w której utknąłby na wiele minut. - Wiem, co mówię, do wczoraj sam mu nosiłem! Ech, ten kapitan! - Pokręcił głową magazynier. - Dbaj o niego, co?
Obrazek

Koszary

64
Theo zastanawiał się, czy zobaczy tutaj kogoś znajomego. Były na to oczywiście nikłe szanse, bo nigdy nie udzielał się w towarzystwie jeśli nie był do tego zmuszony. Znał więc mnóstwo herbów i nazwisk, nie wiedząc nawet jak wyglądają ich właściciele. Siostra ciągle go męczyła żeby wkuwał to wszystko na pamięć, czego chłopak oczywiście nienawidził. Do tej pory nie miał pojęcia po co mu to było, skoro był najmłodszy i mając trzech starszych braci, miał minimalne szanse na odziedziczenie tytułu włodarza po swoim ojcu.

-A! Werrick! - Z przemyśleń wyrwał go znajomy głos. Uśmiechnął się lekko i podszedł do mężczyzny. Chociaż na chwilę przestanie myśleć o wielkich pająkach.- Tak, kapitan wysłał mnie po śniadanie iii.. jeszcze raz ci dziękuję za wczoraj. - Spojrzał na bukłak. Był winny Werrickowi przysługę, więc pomyślał że dowie się gdzie tu można zdobyć jakiś trunek i przyniesie mu go jak tylko kapitan zwolni go z obowiązków. -Co tam masz? Wino czy piwo? - Zapytał, domyślając się że mężczyzna już od rana dawał w palnik. Miał wyraźnie czerwony nos i lekko zaróżowione policzki. - Hmm… chyba lubisz kapitana Kielecka, prawda? - Zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu swojego szkicownika. Chciał porozmawiać z Werrickiem tylko chwilę, a potem skorzystać z jego rady i zdobyć śniadanie dla siebie i kapitana, omijając kolejkę

Koszary

65
POST BARDA
Werrick wydawał się nieprzejęty wydarzeniami, które rozgrywały się wokół niego. Czy wiedział o inwazji i bliskości wojsk, czy nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, uśmiechał się, stojąc opartym ramieniem o ścianę.

- Nie ma sprawy, nie ma sprawy. - Werrick pokręcił głową słysząc podziękowania. - Jakbym się nie zgodził, to by mi Kieleck głowę suszył, że mu gnębię asystenta! - Zaśmiał się lekko i klepnął w brzuch, nie gruby, ale potężny w porównaniu do pozostałych. Miał masę, którą należało owinąć w nieco większy mundur. - Na służbie trzeba być trzeźwym, pamiętaj o tym, młody. Tylko rozwodnione piwko dla witalności. - Uniósł bukłak w toaście i upił z niego łyk. - Pamiętaj, że Iwo Kieleck to zaprawiony w boju woj, nie jakaś popierdółka. - Spoważniał na chwilę, rozglądając się po rekrutach. Nikt nie sprawiał problemów. - Prosto z wojny pod Heliar, niejedno widział. Wie, co robi.
Obrazek

Koszary

66
-Jakbyś się nie zgodził, to bym na Ciebie nie doniósł. To ja się spóźniłem... - Skwitował zgodnie z prawdą. Po prostu powiedziałby kapitanowi że się spóźnił, nie kłamałby że Werrick nie wydał mu munduru.

Wyciągnął swój szkicownik i otworzył go. Znalazł stronę na której naszkicował mężczyznę.- Hmmm... Werrick, masz żonę? Albo jakaś niewiastę na oku? Jeśli tak, to daj jej to. Będzie mogła na Ciebie patrzeć jak będziesz daleko.- Wydarł stronę z zeszytu i podał mu jego podobiznę. - Chyba nawet jesteś tu trochę ładniejszy, co? - Zauważył uszczypliwe. - A kapitan wydaje się doświadczony, tak. - Przyznał, chociaż miał mieszane uczucia wobec Kielecka. Nie potrafił go rozszyfrować i czuł się przy nim nieswojo.
-A! Jeszcze jedno. Wiem że na służbie się nie pije, ale wiesz gdzie mogę kupić tutaj wino albo piwo? - Alkohol będzie potrzebował na wieczór do kart. Pewnie da się oskubać, ale nie przeszkadzało mu to. Wszystko byle nie myśleć o wielkich pająkach i marnych szansach na zwycięstwo.

Koszary

67
POST BARDA


Werrick roześmiał się serdecznie.

- Nie szukaj sobie wrogów, chłopcze! Oni sami cię znajdą. - Poradził mu, klepiąc się po brzuchu. - Cholera, zgadzasz się pomóc jakiemuś młodzikowi, a to młody Regor, ulubieniec kapitana!

Słowa mężczyzny były nieco zbyt głośne. Wiele głów obróciło się, by dojrzeć tego osławionego Regora. To nazwisko było znane w Meriandos i okolicach, wielu było zainteresowanych, co przedstawia sobą szlachcic! Jeśli ktoś dotąd nie wiedział, jak wygląda, to teraz nie było to już tajemnicą.

Oczy magazyniera rozszerzyły się, gdy zobaczył obrazek, który naszkicował Theo.

- Aj, jeszcze żem tu ładniejszy, niż naprawdę! - Ucieszył się, podnosząc kartkę do oczu. - Ale dodałeś mi parę kilogramów, co? I której teraz to dać? Narysujesz mi jeszcze takie ze dwa, albo nawet ze trzy? - Poprosił ze śmiechem.

- Hej, to on! Tu jest! - Theo usłyszał głos Jaspera gdzieś w tłumie rekrutów.

- Po alkohol to do miasta, chłopie. - Werrick spojrzał w stronę głosu. - Ale to tak jakby, niedozwolone bez przepustki. Dzisiaj się wszystkiego dowiecie.
Obrazek

Koszary

68
Theo poczuł że się czerwieni. Nie chciał żeby wszyscy na niego patrzyli. Po co? Tu nie było niczego do oglądania!
-Werrick, ja nie jestem ulubieńcem kapitana, lepiej tak nie mów… wybrał mnie bo mój ojciec jest włodarzem i pewnie musiał.- Poruszył się niespokojnie i stanął bardziej tyłem do tłumu. Miał nadzieję, że mężczyzna przestanie tak głośno go komentować. Uśmiechnął się jednak lekko kiedy usłyszał o "dodatkowych" kilku kilogramach.
-Taak, ręką mi się trochę omsknęła. I mogę Ci narysować ile jeszcze chcesz. A ten daj tej najładniejszej ze wszystkich twoich kobiet, skoro tak dużo ich masz.- Schował z powrotem szkicownik i odetchnął cicho. Cieszył się, że rysunek mu się podobał. Werrick był zabawny i nie dało się go nie lubić. Theo miał nadzieję że mężczyzna nie będzie brał udziału w bitwie, a jeśli już będzie musiał, to że wyjdzie z niej cały i zdrowy.

Kiedy usłyszał znajomy głos Jaspera, odwrócił się w jego stronę. Uniósł rękę na przywitanie, chociaż nie podobało mu się to poruszenie. Chciał już stąd iść i nie być w centrum zainteresowania.
-Jakby kapitan z jakiegoś powodu wysłał mnie do miasta to mam Ci coś przywieźć? - Zapytał jeszcze Werricka. - Idę odebrać to śniadanie zanim Kieleck znowu się na mnie zdenerwuje…

Koszary

69
POST BARDA
- Jak nie, jak tak! - Werrick nie dał sobie wmówić tego, co twierdził Theo. Zakręcił swój bukłak i pozwolił mu opaść, trzymając się na skórzanym rzemieniu. - Jedno, czego musisz się nauczyć o Kielecku, to to, że wykona rozkazy, ale tylko od tych wyżej. - Dla zwizualizowania swoich słów, mężczyzna uniósł palec w górę. - Jak mu się nie spodobasz kiedy, to cię odeśle, tak to działa. Trzymaj się go, chłopie, i mów, co robi. Rób, co mówi. - Poprawił się szybko, spostrzegając, że przekręcił słowa. Zaraz jednak znów skupił się na obrazku i obejrzał go jeszcze raz dokładnie, pogładził brodę i uśmiechnął się. - Ha, ba, że dam najpiękniejszej! Tylko nie mów pozostałym, bo będą zazdrosne. - Mrugnął porozumiewawczo do Theo. Wątpliwym było, by chłopak kiedykolwiek poznał którąś z kochanek magazyniera, lecz nie szkodziło żartować.

Jasper pomachał wesoło do Theo. Był w towarzystwie pozostałych dwóch chłopców ze stołówki i to okularnik pociągnął ich dalej, nie pozwalając na jakiekolwiek rozmowy. Mieli czas na śniadanie przed apelem i Theo również powinien się na tym skupić.

- Jakbyś był w mieście i pamiętał o mnie z flaszeczką, to bym był wdzięczny po stokroć! - Ucieszył się Werrick. - Dzięki, młody. Ale teraz biegnij, bo już żeś dość czasu stracił!

Jeśli Theo postanowił odebrać śniadanie dla kapitana i dla siebie, nie musiał czekać - tacka była przygotowana, a na niej zwykłe, żołnierskie jedzenie, nie różniące się od tego, co dostawali rekruci. Jedynie dzbanek z gorącą, parującą cieczą, mocno pachnącą cynamonem, był czymś innym, pewnym rodzajem przywileju, dostępnym tylko dla Kielecka. Nikt nie powstrzymywał już Theo przed powrotem do kapitana.
Obrazek

Koszary

70
- Tak, wiem. Wiem, będę się go trzymał i robił co mi karze. - Przytaknął po raz kolejny. W przytakiwaniu był naprawdę dobry. Trochę go podniosło na duchu, że ktoś ma dobre zdanie o kapitanie. Miał nadzieję, ze Kieleck poprowadzi ich do zwycięstwa i jak Theo wróci że śniadaniem, to nastrój mężczyzny będzie trochę bardziej pozytywny. W tym wszystkim najbardziej dawała mu do myślenia zatroskana mina kapitana. Tak jakby wiedział, że nie mają szans.

Naprawdę mu schlebiało, że Werrick tak polubił rysunek. Theo pierwszy raz podarował komuś jeden ze swoich szkiców. Nikomu też nigdy nie pokazywał szkicownika. Czasami Miguel zaglądał mu przez ramię podczas rysowania, ale chłopak nigdy nie pozwolił mu obejrzeć wszystkich swoich rysunków.

Theo nie miał zamiaru zatrzymywać swoich współlokatorów ani za nimi iść. Odbierze śniadanie i wróci PROSTO do Kielecka. Żadnych rozpraszaczy po drodze!
-Jak będę w mieście to na pewno będę o tobie pamiętał Werrick. Do zobaczenia! - Pożegnał się z mężczyzną i doszedł do wniosku, że naprawdę go lubi. Był wesoły i szczery.
Odebrał śniadanie dla siebie i kapitana, i tak jak sobie obiecał, skierował się prosto do niego. Nie rozglądał się za bardzo żeby czasem nikt go nie zaczepił. Miał też nadzieję, że już nikt na niego nie patrzył.

Koszary

71
POST BARDA
Mimo śniadania, nastrój kapitana nie zmienił się znacząco. Przy posiłku nie rozmawiał wiele z Theo, skupiając się raczej na tym, co mu podano, aniżeli na zbliżającym się ataku, o ile rzecz jasna nie kołatało mu się to w głowie, gdy nie potrzebował opinii Theodora. Po śniadaniu, ordynans odesłany został do oficerów, którzy mieli wtajemniczyć go w zasady panujące w obozie. Wyjaśnili, jak zmieniały się warty, gdzie co się znajdowało i co najważniejsze, jak rozmawiać nie tylko z nimi, ale również z kapitanem i komu powinien oddawać szacunek jak ordynans, a kto jemu. Asysta kapitanowi sprawiała, że znajdował się ponad przeciętnym szeregowym, lecz wciąż poniżej oficerów. Jeden z mężczyzn pocieszył go jednak, obiecując, że z pewnością uda mu się szybko awansować. Za przykład dał siebie, gdy również zaczynał od podobnej pozycji. Choć starali się być sympatyczni, wojskowy dryg nie pozwalał im się rozluźnić, sprawiając, że choć uprzejme, ich słowa były szorstkie i pozbawione ciepła.

Niedługo później zadęto w trąbki - znaczenie różnych sygnałów trębaczy miało zostać omówione z Theo kolejnego dnia - i wszyscy zebrali się, by wyjść na plac-rynek. Oficerowie stanęli w równym rządku przy jednym z boku rynku, zaś odziani w błękit rekruci zebrali się w nierówne kupki, w których dyscyplinę zachować mieli nieco starsi stażem żołnierze. Trudno było jednak zapanować nad nienauczonymi życia chłopcami i starszymi mężczyznami, którym wyjątkowo nie w smak była walka na wojnie, z różnych powodów. Panował gwar rozmów.

- Dwieście pięćdziesiąt... może trzysta. - Kapitan śledził wzrokiem tłum. Podstawiono mu podwyższenie z desek, nie użył go jednak, by górować nad wszystkimi i mieć lepszy widok. - To o połowę mniej, niż miałem nadzieję widzieć. - Przyznał, osłaniając dłonią oczy. To w rękach Theo znalazła się kapitańska czapka, wepchnięta w nie jakiś czas wcześniej. - To nie są żołnierze. Nie zrobię z nich żołnierzy w kilka dni.

Mężczyzna prawdopodobnie mówił do siebie, lecz Theo mógł to odebrać jako zachętę do dyskusji. Ktoś polecił doboszom zabić w bębny i powoli, stopniowo, nowi, nieopierzeni wojownicy uspokajali się, kierując oczy ku kapitanowi.

- Baczność! - Ryknął ktoś z boku i Theo dostrzegł, iż był to Werrick.
Obrazek

Koszary

72
Jeśli kapitan chciał jeść w milczeniu, to Theo mu to zapewnił. Jeśli chłopak nie był zachęcany żeby mówić, to po prostu się nie odzywał i był w tym naprawdę dobry!
Śniadanie nie było najgorsze, chociaż bardziej smakował mu wczorajszy gulasz. Podczas jedzenia Theo znów zaczął wyobrażać sobie wielkie pająki i w jaki sposób najlepiej byłoby je pokonać. Chciał czymś zająć myśli, bo ciągle czuł się niekomfortowo przy kapitanie. Miał nadzieję, że to ich ostatni wspólny posiłek. Stresowało go to, że czasami nie wiedział jak się zachować. Nastawiał się na to że będzie zwykłym żołnierzem, chociaż teraz wydało mu się logiczne, że jako syn włodarza nie będzie stał w pierwszym szeregu.

Wysłany do oficerów, starał się nie ociągać i nie rozpraszać po drodze. Skupił się mocno kiedy tłumaczono mu w jaki sposób funkcjonuje obóz i w jaki sposób do kogo ma się odnosić. Jeśli nie będzie czegoś pewien, to zapyta Werricka. Dobrze że go poznał i dobrze że mężczyzna okazał się taki pomocny. Miał kilka pytań do oficerów, ale oczywiście nie zadał ich, a słysząc o awansie, zastanawiał się dlaczego jego pierwszą myślą było to, że on na pewno nie awansuje. Czy to przez jego głupiego ojca i jeszcze głupszą siostrę? Ahh.. musiał wziąć się w garść i przestać myśleć o pierdołach. Co będzie, to będzie!

Wielkie pająki…

Ustawił się do zbiórki stając obok kapitana. Zerknął na kapelusz który trzymał w dłoniach a później na rekrutów i na chwilę go zatkało. To naprawdę wszyscy? Miał nadzieję, że przynajmniej połowa z nich będzie wyćwiczonymi żołnierzami. Przecież idzie na nich armia z wielkimi pająkami na czele! Już rozumiał co Kieleck wcześniej miał na myśli, kiedy mówił że nie mają czasu. Zerknął na niego ale nic nie powiedział. Wyprostował się i odetchnął cicho

Koszary

73
POST BARDA
- Baczność! - Powtórzył Werrick, widząc, jak tłum uspokaja się tylko na chwilę. Szum rozmów na nowo rozbrzmiał między rekrutami, pojawiły się nawet pojedyncze śmiechy i to było dla kapitana już zbyt wiele.

Mężczyzna ostatecznie postanowił skorzystać z podwyższenia.

- Baczność! - Ryknął, stając na podium, wyprostowany i poważny. - Mogliście zapomnieć, że wraz z założeniem błękitnego munduru, przestaliście być chłopcami, a stajecie się żołnierzami Keronu, więc zachowujcie się tak, jak na żołnierzy przystało. - Wyjaśnił. Jednocześnie skinął na swoich oficerów, by w razie potrzeby zaprowadzili porządek. Wydawało się jednak, że wraz z początkiem przemówienia, mężczyźni pojęli powagę sytuacji. - Będziecie bronić swoich rodzin, swojego miasta i swojego kraju z dzięciołem na piersi. Oczekuję od was oddania i dumy!

Kapitan tym razem skinął na Werrica i mężczyzna tym razem wystąpił przed szereg oficerów, stając przed podium kapitana.

- Tak jest, panie kapitanie! - Wrzasnął Werrick, spoglądając po rekrutach. Nowi żołnierze popatrzyli po sobie. - Tak jest, panie kapitanie!! - Powtórzył grubasek.

- Tak jest, panie kapitanie! - Odezwało się kilka głosów.

- Tak jest, panie kapitanie! - Werrick nie był zadowolony z odpowiedzi.

- Tak jest, panie kapitanie! - Zabrzmiał nieco odważniejszy chór głosów.

- Teraz powtarzajcie za mną, rekruci. - Zawołał znów Werrick. - Powtarzajcie za mną i weźcie sobie te słowa do serca: Ja, żołnierz keroński oddziału Meriandos...

I tym razem magazynowy nie był zadowolony z odpowiedzi. Powtarzał pierwsze słowa przysięgi parę razy, aż rekruci zrozumieli, że to nie zabawa. Po paru próbach, zgodny chór męskich głosów zabrzmiał pewnie i głośno, więc Werrick mógł kontynuować, zostawiając przerwy dla odpowiedzi żołnierzy:

- Przysięgam służyć wiernie Keronowi, bronić jego niepodległości i granic, stać na straży praw, strzec honoru żołnierza, sztandaru i króla bronić. Za sprawę mojej ojczyzny w potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędzić. Bogowie mi świadkiem!

Ostatnie słowa wypowiedziano trzy razy, dopiero wtedy wszyscy byli ukontentowani z przysięgi. Kapitan znów przesunął spojrzeniem po swojej nikczemnej w liczbie dywizji.

- Od teraz jesteście żołnierzami. - Potwierdził Kieleck.
Obrazek

Koszary

74
Theo spojrzał na Werricka i poczuł się lekko zażenowany tą całą sytuacją. Wszyscy powinni się zamknąć i wysłuchać w skupieniu co kapitan miał do powiedzenia. To nie był wyjazd wypoczynkowy żeby pooddychać świeżym powietrzem. No ale część szlachciców tak właśnie myślała. Przyjadą, ponudzą się i pojadą do domu. Nikt zapewne nie wiedział do końca jak się zachować i nastał chaos.
Przeniósł spojrzenie na żołnierzy a potem na kapitana. Oczywiście już od początku stał na baczność i powtarzał za Werrickiem to, co powtarzać powinien. Może nie tak głośno jakby mógł, ale to nie oznaczało, że nie był zaangażowany.

-Tak jest, panie kapitanie! - Wbił spojrzenie w czapkę kapitańską i zaczął powtarzać słowa przysięgi. Poczuł się nawet odrobinę wzruszony, bo teraz był już prawdziwym żołnierzem. Bardzo chciał walczyć za Meriandos i ziemie, które przez osiemnaście lat były jego domem. Nie chodziło o posiadłość w której mieszkał, bo ta mogła zostać zrównana z ziemią i Theo nawet by nie zapłakał. Chciał bronić tych wszystkich pól, lasów, jezior i sadów, które zawsze dawały mu namiastkę wolności i do których zawsze uciekał. Nie zniósłby widoku pożogi w miejscach bliskich jego sercu.
-... i potrzebie krwi własnej ani życia… - Wojna pomoże mu również udowodnić sobie, że jest odważny i że jest czegoś wart. Jego największym marzeniem było wyrwanie się z domu i pomogło mu w tym wojsko. Był zdecydowany żeby dać z siebie wszystko! Był teraz żołnierzem i poczuł się nawet odrobinę odpowiedzialny za tych wszystkich ludzi którzy razem z nim będą walczyć przeciwko wielkim pająkom.

Koszary

75
POST BARDA
Wielu było wzruszonych, tak jak i Theo, lecz zdecydowana większość wydawała się raczej zmieszana lub w ogóle nieprzejęta przysięgą. Nie wiedzieli, że wraz z nią oddają się Keronowi i wojskowym zasadom. Mieli przywileje jako żołnierze, ale dezercja karana była śmiercią. Tylko czy takie same prawa dotyczyły szlachciców?

- Zostaniecie przydzieleni do pułków. Gdy zostanie wyczytane wasze nazwisko, wystąpcie.

Kapitan zszedł z mównicy, zostawiając miejsce Werrickowi. Mężczyzna nie skorzystał z podwyższenia, ale przejął od jednego z oficerów kartkę z wypisanymi imionami rekrutów. Ci, którzy nie posiadali nazwiska rodowego, zostali nazwani po wsiach lub dworach, z których pochodzili. I chociaż nazwisk było wiele, to więcej, niż połowa, pozostała bez odpowiedzi. Wielu mężczyzn nie stawiło się na wezwanie swojego kraju.

Theo zmuszony został warować przy Kielecku, który nie zostawił oficerów samym sobie. Stał w lekkim rozkroku, z rękoma splecionymi za plecami, obserwując występujących, którzy następnie przydzielani byli do kolejnych pułków na podstawie informacji, które musiano zebrać już wcześniej. Na oddział Meriandos miały składać się cztery takie grupy, każda liczyła koło sześćdziesięciu żołnierzy. W mniejszych liczbach łatwiej było utrzymać porządek i przeprowadzać ćwiczenia. Na czele każdej stać miał oficer wspierany przez podoficerów.

Werrick czytał kolejne nazwiska, Theodore wyłapywał nazwy znanych mu miejscowości, znajdujących się niedaleko dworu, a nawet widział paru mężczyzn, którzy służyli jego rodzinie. W końcu do jego uszu doszło jednak to imię, na które czekał:

- Miguel z dworu Różanka!

Stajenny stawił się na służbę. Wyszedł przed szereg. W niebieskim mundurze wyglądał całkiem przystojnie, choć jego czarne włosy jak zwykle pozostały rozwichrzone. Chłopak wydawał się spięty i ani myślał rozglądać się na boki. Nie dostrzegł młodego Regora.
Obrazek

Wróć do „Meriandos”