POST BARDA
- Jeśli przeżyjemy zbliżające się bitwy, a ty nie zmienisz zdania, synu, zatrzymam cię przy sobie. - Obiecał Kieleck, chociaż nawet na Theo nie spojrzał. Zmartwienia przykrywały pozytywny wydźwięk nawet tych najlepszych chęci. - Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Jak, choćby, tego, iż zarządzamy wojskiem, zaś cywile pozostają poza naszą jurysdykcją. - Wyjaśnił, odrzucając z miejsca pomysł Regora. Technicznie nie była to prawda, gdyż wojsko mogło czerpać z zasobów cywilnych, lecz wątpliwym było, by mieszkańcy chętnie złapali za łopaty, tym bardziej, gdy zagrożenie nie nadeszło jeszcze pod mury miasta, a więc nie wydawało się do końca realne. Było wielu, którzy nie wierzyli w czarne elfy. - Nie rozdzielimy sił. Teraz musimy skupić się na rozdaniu sprzętu i upewnieniu się, że wszyscy wiedzą, którą stroną trzymać broń. - Pozwolił sobie na żart, lecz atmosfera nie sprzyjała śmiechowi. Kieleck podniósł się ze swojego miejsca, nie mogąc dłużej wytrzymać widoku mapy najbliższej okolicy. Zagrożenie było zbyt blisko. Stanął tyłem do Theo, wpatrując się w okno i zbierających się na zewnątrz rekrutów.
- Według słów Iselora, wrogów jest zbyt wielu na nasze siły. Nie mamy ich pokonać, tylko utrzymać miasto. - Wyjaśnił sytuację. - Oczekujemy nadejścia posiłków. Póki co... radzimy sobie z tym, co mamy. Będziesz u mojego boku podczas bitwy. - Ostudził zapał.
Milczał przez dłuższy moment, gdy zza okna dochodziły dźwięki zbierających się oddziałów. Rozmowy, śmiechy, tupot setek nóg - ci chłopcy nie wiedzieli jeszcze, co ich czeka.
- Idź. - Rozkazał kapitan. - Powiedz, że jesteśmy gotowi na śniadanie.