Koszary

46
Wielkie pająki, wielkie pająki, wielkie pająki… Powinien iść spać, tak jak bogowie przykazali! Złapał za klamkę od drzwi prowadzących do jego baraku, ale nie nacisnął jej. 6 dni drogi stąd… odsunął się od drzwi i kucnął, żeby znaleźć na ziemi jakiś mały kamyczek. Chciał rzucić nim w okno za którym znajdował się elf, ale w ostatniej chwili zrezygnował z tego pomysłu.
Spojrzał na kamień który trzymał w dłoni. Chciał wiedzieć, czy Iselor robił sobie z niego żarty, czy wielkie pająki istniały naprawdę! Jeśli tak, to czy widział je na własne oczy? Walczył z nimi? Czy były magiczne? Czym można było je pokonać? Chciał wiedzieć więcej, ale chyba jednak lepiej będzie nie kłopotać już elfa. Wyrzucił więc kamyk i wszedł do baraku. Od razu skierował się w stronę swojego łóżka.

Koszary

47
POST BARDA


Ktokolwiek obserwował Theo z okna, zniknął w ciemności pomieszczenia, gdy tylko spostrzegł, iż jego pozycja została zidentyfikowana. Młody Regor nie widział już nikogo i mógł udać się na spoczynek. Baraki były puste, gdy szlacheccy chłopcy wybrali się na kolację i do łaźni. Dwa dodatkowe łóżka były zajęte rzeczami przyjezdnych. Więcej bogatych dziedziców dołączyło do koszar.

Theo nie mógł zasnąć, a gdy już mu się to udało, rozmowy w pokoju co chwilę wybudzały go z najgłębszego snu. Kiedy w pokoju na powrót zapanowała cisza, mógł w końcu odpocząć, lecz przebudzenie nadeszło nagle i zdecydowanie zbyt szybko.

- Proszę się obudzić. - Mężczyzna, który przyszedł po niego przed świtem, był grzeczny, lecz nie powtarzał dwa razy. Zostawił zapaloną świeczkę na stoliku obok łóżka i zniknął tak szybko, jak się pojawił.

Łóżko było cieple i miękkie, a kołdra, choć cienka, nie chciała wypuścić ze swych objęć...
Obrazek

Koszary

48
Tak bardzo chciało mu się spać, że ostatkiem sił usiadł na łóżku. Spojrzał na świeczkę mając ochotę ją zgasić i pójść dalej spać. Nie mógł jednak tego zrobić. Musiał wstać, umyć się, iść na stołówkę i stawić u kapitana NA CZAS. Nie do końca wiedział czego Kieleck będzie od niego wymagał z samego rana, ale postanowił że po prostu go o to zapyta. Obiecał sobie że będzie wobec niego śmielszy.

Zwlókł się z niewygodnej pryczy i narzucił na siebie niedbale mundur. Miał zamiar najpierw odwiedzić łaźnie, więc nie było sensu żeby ubierał się w całości. Starając się nie hałasować, zebrał ekwipunek który przygotował sobie wczoraj przed pójściem spać. Tym razem zabrał ze sobą swój miecz oraz małą torbę do której wsadził mydło, swój szkicownik i kilka osobistych drobiazgów. Zgasił świeczkę i po cichu wyszedł na zewnątrz.

Owiał go przyjemny, rześki wiaterek. Pogoda idealna na poranną przejażdżkę albo kąpiel w jeziorze; Ubrania i torbę przerzucił sobie przez lewą rękę, a miecz i buty trzymał w prawej. Po wczoraj bolały go jeszcze stopy więc wolał iść na boso. Skierował się do łaźni i nie przejmował tym jak wygląda, bo o tej porze na pewno nie kręcili się tutaj żadni rekruci. Na swojej drodze mógł jedynie spotkać strażników którzy mieli warte, albo cywilów pracujących na stołówce czy w stajni. A przynajmniej tak mu się wydawało.

Wielkie pająki, 5 dni drogi stąd… zastanawiał się czy Kieleck powie mu co ich czeka. Nie miał zamiaru pytać go o pająki, bo sam nie wiedział czy to głupi żart elfa, czy nieprzyjemna prawda. Nie chciał też żeby kapitan dowiedział się, że chłopak powiedział mu coś czego mówić nie powinien.

Kiedy dotarł do łaźni, rzucił swoje rzeczy w bezpieczny kąt, zdjął z siebie mundur, bieliznę i wygrzebał mydło. Zaczął się oporządzać. Nie minęła nawet doba, a już tęsknił za swoją łazienką.

Koszary

49
POST BARDA
Choć łóżko ciągnęło z powrotem do ciepła i wygody, Theo pokonał ten magnetyzm i wstał. Udało mu się wygrzebać z pościeli, prowizorycznie ubrać w mundur i postanowić, iż trafi przed oblicze kapitana na czas. Nim jednak do tego dojdzie, chciał zajść do łaźni i ogarnąć się przed dniem pełnym wrażeń.

Jasna grzywa Iselora ledwie mignęła mu w ciemności, gdy elf opuszczał garnizon północną bramą na grzbiecie konia. Nie zatrzymał się nawet, by porozmawiać ze strażnikami, którzy otworzyli dla niego odrzwia. Musiał wracać do siebie.

Łaźnia o tej porze nie była zbyt ruchliwa. Jak Theo przewidział, było zbyt wcześnie, by wiele osób szukało orzeźwienia i higieny. Pojedynczy żołnierze trzymali się swoich balii z wodą, nabieranej z dużej beczki na środku sali. Woda była, rzecz jasna, zimna jak lód, lecz wypełniała swoje zadanie. Mydło nie chciało pienić się w dłoniach Theo.

- Dzień dobry, panie kapitanie! - Zawołał strażnik przy drzwiach, który pilnował obejścia, choć stał tyłem do wszystkich, nie przyglądając się nagości rekrutów.

- Spocznij, spocznij. - Kapitan nakazał nie tylko wartownikowi, ale wszystkim, którzy byli w sali, a którzy z jakiegoś powodu zechcieliby salutować mu w negliżu. - Theodore Regor! Nie sądziłem, że cię tu spotkam.

Mężczyzna ruszył w stronę swojego adiutanta. Słysząc znajome nazwisko, wielu z obecnych obróciło się, by popatrzeć, co do zaoferowania ma dziedzic takiego rodu.
Obrazek

Koszary

50
Będąc w łaźni czuł się trochę jakby bogowie zesłali mu nagrodę. Co prawda nie wszyscy żołnierze byli młodzi i przystojni, ale większość z nich wyglądała dobrze. Doszedł do wniosku, że następnym razem musi przyjść tutaj kiedy będzie “większy ruch”. Nie rozglądał się w sposób oczywisty czy nachalny, ale to co złapał wzrokiem, to jego. Nalał wody do swojej bali i kucnął żeby rozpienić mydło w dłoniach. Myślał oczywiście o wielkich pająkach i jędrnych męskich tyłkach. Może następnym razem któremuś z nich się bardziej przypatrzy i narysuję z pamięci w swoim szkicowniku? Oczywiście chodziło o narysowanie ładnie umięśnionego męskiego ciała, nie o szkicowanie pająków.

Mydło nie chciało się pienić, bo woda była za zimna. Szkoda, to jego ulubiony zapach - bursztyn, dym i wanilia. Między innymi przez to siostra nazywała go zniewieściałym. Lubił takie specyfiki i czuł się lepiej kiedy był czysty. Mógł chodzić w łachmanach, ale wypranych.

Chociaż wielkiego pająka też mógłbym narysować…


Rozmyślania przerwał mu głos strażnika witający kapitana. Theo zamarł na chwilę. Skierował wzrok w stronę wejścia do łaźni i spojrzał wprost na Kielecka. Nie wiedział czy ma wstać czy kucać dalej. Z ręki wypadło mu mydło, więc nadal kucając, szybko je podniósł.
-Ah… tak, mhm… - Odmruknął jedynie w pierwszej chwili na komentarz mężczyzny. Czuł na sobie wzrok wielu oczu. Ciągle kucając, wbił spojrzenie w niepieniące się mydło. - Dzień dobry, panie kapitanie. - To było ostatnie miejsce w którym chciał spotkać Kielecka. I dlaczego szedł w jego stronę?! Czy nic nie może iść po jego myśli…?

Koszary

51
POST BARDA
Ciała obecnych w łaźni chłopców i mężczyzn z pewnością były czymś, na czym Theo mógł zawiesić wzrok na chwilę dłużej. Nikt nie przejmował się obecnością innych, bo każdy miał swoją misę i swoje zmartwienia. Theodore mógł patrzeć ukradkiem na kogo tylko chciał.

Na przykład na kapitana, który zajął balię tuż obok tej okupowanej przez Theo, i bez skrępowania zaczął zrzucać z siebie ubrania. Już wkrótce chłopak dojrzał pooraną bliznami pierś. Kapitan nie był tylko dowódcą, ale doświadczonym w boju rycerzem.

- Dobrze, że cię tu widzę. - Zaczął kapitan. - Zjesz ze mną śniadanie. Nie jadłeś jeszcze, synu? - Upewnił się, zerkając na niego kątem oka. - Mamy do omówienia wiele spraw, muszę zaplanować dzisiejszy dzień. - Zdradził, lecz w obecności innych nie ważył się powiedzieć więcej. Rozpiął pas i powoli zsunął spodnie, zostając w samej bieliźnie. - To później. Jak ci minął wczorajszy wieczór? Rozmawiałeś z Iselorem?

- Kapitanie?
- Odważył się zagadnąć młody mężczyzna, już umyty, lecz z pianą na twarzy i brzytwą w ręku, przygotowujący się do golenia. Wypolerowana blacha przed nim miała służyć za lustro. - Jeśli kapitan pozwoli. Dlaczego pracujemy z elfami?

- Nie należy odmawiać żadnej pomocy. -
Wyjaśnił Kieleck, sięgając po zwykłe, szare mydło, dostępne dla wszystkich żołnierzy. - To sojusznicy.

- I wrogowie... ci czarni, tak słyszałem, to też elfy.

- Inne, niż Iselor i jego rodzina. Zapewniam. Możemy im ufać, tak jak oni ufają nam.

- Z całym szacunkiem, ciężko mi zaufać długouchemu. Pewno tylko czeka, żeby wbić nam nóż w plecy.
Obrazek

Koszary

52
Kapitan był ostatnią osobą którą Theo chciałby oglądać nago. Nie dość, że czuł się przy nim nieswojo, to teraz jeszcze klękał obok niego bez ubrania. Ten człowiek miał w sobie coś dziwnego, ale chłopak nie był jeszcze w stanie tego “czegoś” nazwać.
-Nie, jeszcze nie jadłem. - Odpowiedział, pocierając obiema dłońmi kostkę mydła. Mimo zimnej wody, starał się zrobić jak najwięcej piany żeby umyć ręce, ramiona i tors. - Tak, rozmawiałem. Zaproponowałem mu łaźnie i posiłek, ale odmówił. Rano wyjechał konno przez bramę. - Powiedział siadając na zimnych kaflach. Przetarł twarz dłońmi pachnącymi mydłem i spojrzał na żołnierza który zadał pytanie.
Theo zdecydowanie zgadzał się z kapitanem. Mieli wspólnego wroga więc powinni się zjednoczyć. Jednak większość ludzi miała o elfach takie samo zdanie jak jego ojciec i bardzo ciężko było im pozbyć się uprzedzeń. Chłopak nawet zaczął zastanawiać się, czy gdyby doszło do bitwy i musieliby się przegrupować w najbliższej fortecy, to czy stary Regor zezwoliłby na udzielenie pomocy rannym elfom za bezpiecznymi murami budowli. Gdyby tam był, to pewnie nie. Nie mógł odmówić pomocy wojsku, no ale elfy? Wobec nich nie miał żadnych zobowiązań. Ale jeśli akurat byłby nieobecny, to Theo jako najmłodszy dziedzic i męski potomek miałby prawo decydować. Nawet jego siostra nie mogłaby podważyć jego zdania. W codziennych sprawach zawsze to robiła i pozwalał jej na to bo czuł, że nie miał wyjścia. Nie chciał żeby była na niego wściekła i przy okazji jeszcze bardziej wredna; Nie przyłączył się do dyskusji, jak zwykle tłumiąc w sobie swoje myśli.

Koszary

53
POST BARDA
Kieleck wciąż nie przejmował się obecnością innych rekrutów. Oni byli nadzy, on również wkrótce ściągnął dolną część ubrania, by chwycić za mydło i rozpocząć poranną kąpiel. W trakcie mogli rozmawiać.

- Doskonale. Zajdziemy do stołówki. - Postanowił kapitan, przerywając tylko na moment, by opłukać twarz chłodną wodą. - Iselor zawsze wcześnie wyjeżdża. Nie czuje się tu dobrze, ciężko go winić.

Mydło Theo nie chciało współpracować, ale przynajmniej pachniało ładnie, w przeciwieństwie do szarego mydła, które zapachu nie miało wcale. Chłopcu udało się wykrzesać ze swojego niewielką ilość piany, lecz wystarczającą, by się obmyć.

- Dlaczego pan mu ufa, kapitanie? - Podpytywał ten sam żołnierz, który golił zarośnięty podbródek.

- Kiedy wokół nas są sami wrogowie, najlepiej jest szukać przyjaciół. Nawet wśród tych, z którymi łączy nas przykra historia. - Podkreślił Kieleck. - A ty, co o tym myślisz, synu? Miałem nadzieję na częste dyskusje, lecz ciągle milczysz. - Kapitan zwrócił uwagę Theodorowi. - Nie krępuj się. Odmienne zdanie to nie powód do wstydu. Musisz tylko potrafić je obronić. Wierzyć w to, co mówisz.

- Ufam pana osądowi, kapitanie. - Brodacz nie przekonywał dalej, skupiając się już całkowicie na goleniu.
Obrazek

Koszary

54
Theo spojrzał na kapitana i miał mętlik w głowie. Najlepiej będzie się z nim po prostu zgodzić, ale wtedy chłopak będzie miał wyraźnie odmienne zdanie niż jego rodzina. Siostra zawsze powtarzała mu, że ma głosić to co oni, bez względu na to co myślał. Nigdy więc nie zabierał głosu w takich tematach. Ah…! Naprawdę nienawidził tej suki. Kiedy był młodszy to często modlił się żeby umarła. Już wolał czarna zarazę, wielkie pająki i kapitana który pyta go o jego własne zdanie. Aż dziw, że Theo wyrósł na osobę empatyczną z całkiem miłym usposobieniem. Był zupełnie inny niż jego rodzina. Może to dzięki ludziom niższego stanu którzy pracowali w posiadłości i okazywali mu sympatię bo był tylko dzieckiem? A może dzięki Miguelowi albo Rufusowi którzy byli przy nim odkąd pamiętał?

-To właśnie elfy teraz nadstawiają karku żeby móc zadawać nam raporty. Dzięki nim będziemy wiedzieli co nas czeka i będziemy mieli więcej czasu żeby się na to przygotować... i mniej z nas dzięki temu zginie.- Wielkie pająki. - Iselor jest właśnie jednym z takich elfów a wszyscy wczoraj pluli mu pod nogi. - Uznał, że powie to co myśli. Wstał, bo zimno bijące od kafelek dawało się we znaki. Siostra i ojciec byli daleko i nie miało już znaczenia co by sobie pomyśleli. Jeżeli Theo przeżyje tę wojnę to obiecał sobie, że już nigdy nie wróci do domu. Może jedynie po to, żeby zabrać ze sobą Miguela, o ile ten nie znajdzie sobie żony i nie odejdzie pierwszy. - Mi byłoby wstyd pluć na kogoś kto mi pomaga i jest mi wstyd za każdego kto wczoraj to zrobił, albo pomyślał żeby zrobić. - Nachylił się nad swoją balią żeby opanować lekkie drżenie rąk. Skierował wzrok na Kielecka. - Jak mamy prowadzić nowa wojnę skoro nie skończyliśmy jeszcze ze starą? Nie wróżę nam dobrze panie kapitanie, bo gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, a czarna zaraza na pewno na tym skorzysta. - Kiedy skończył mówić i pomyślał o minie jaką zrobiłaby jego siostra gdyby to usłyszała, poczuł satysfakcję. Podniósł misę żeby wylać na siebie zimną wodę i zmyć z siebie resztki tego co udało mu się wykrzesać z mydła. Kiedy zimna wodą spływała mu po głowie i po karku, czuł jak stres również z niego schodzi

Koszary

55
POST BARDA


Oczy Kielecka nie opuszczały postaci Theo. Skupiony na jego twarzy, kapitan pominął nagość chłopca, choć mógłby ocenić jego tężyznę. Do wojskowej służby potrzeba było sił. I chociaż Theo miał zdanie inne, niż jego rodzina, to kapitan nie był tym rozczarowany, a wręcz przeciwnie, pokiwał głową, zgadzając się ze swoim asystentem.

- Będę musiał porozmawiać z tobą o tym, czego dowiedziały się elfy. - Powiedział Kieleck nieco ciszej. - Musimy się przygotować. - Dodał w kierunku innych rekrutów. - Dowiecie się więcej na dzisiejszym apelu. I nie chcę więcej słyszeć o poniżaniu Iselora, czy innego elfa. Proszę mi o tym od razu raportować. Theodore ma rację. Dobrze powiedziane.

Pozostali żołnierze nie byli przekonani, ale nikt nie narzekał zbytnio, nie chcąc otwarcie stawać w opozycji do kapitana i jego ordynansa. Wkrótce rozległ się dźwięk trąbki, alarmu, który miał pobudzić żołnierzy o świcie.

- Pospiesz się, synu. - Kieleck pogonił Theo, chociaż to on był tym, który ostatni zakładał ubranie. - Czeka nas długi dzień.

Kiedy obaj byli gotowi, kapitan wyprowadził młodego na plac. Tam już zbierali się rekruci, zaspani w pierwszych promieniach słońca. Wielu salutowało przywódcy, niektórzy witali się również z Theo, choć jeszcze nie znali jego imienia. Sam fakt, iz towarzyszył Kieleckowi, wystarczył.

- Obawiam się, że informacje przyniesione przez Iselora nie są dobre. - Mężczyzna zwrócił się do Theo niespodziewanie, gdy szli w stronę budynku dowództwa. - Niedługo będziemy musieli wyruszać. Nie mamy czasu nawet na podstawowe szkolenie. Żal myśleć, ilu z tych chłopców nigdy nie wróci do matek.
Obrazek

Koszary

56
Theo może nie był ogromny, ale wyglądał proporcjonalnie do swojej wagi oraz wzrostu. Całe życie biegał po polach, ćwiczył walkę orężem i jeździł konno, więc był wysportowany i nie mógł narzekać na brak siły ani wytrzymałości. Główna posiadłość Regorów znajdowała się w stolicy, ale chłopak i jego siostra żyli na wsi około dwie godziny drogi jazdą konną od miasta. Wiejskie życie bardzo mu się podobało i na pewno go zahartowało, natomiast zgiełk miasta przyprawiał o ból głowy.

Twarz go piekła i czuł że robi się lekko czerwony, ale w środku był naprawdę wdzięczny kapitanowi że ten pochwalił go przy wszystkich. Theo nie był przyzwyczajony do pochwał więc była to miła odmiana. Ubrał się najszybciej jak mógł ale dłonie nadal lekko mu się trzęsły. Mimo wszystko była to dla niego bardzo stresująca sytuacja. Nie miałby problemu żeby obronić Iselora, ale mówienie na głos zupełnie czegoś innego niż wbijano mu zawsze do głowy było dla niego niecodzienne. Teraz jednak nie miał już czasu żeby o tym myśleć.

-Tak jest, panie kapitanie. - Odpowiadał pognaniany, a kiedy wyszli na zewnątrz nie za bardzo zwracał uwagę na innych żołnierzy. Idąc obok kapitana, wbił w niego wzrok. Chciał widzieć więcej! Był bardzo przejęty i gdyby kazano mu wyruszyć już teraz, to był na to gotowy!
-Panie kapitanie, szlachta myśli że posiedzi w koszarach kilka dni i wróci do domu. Część z nich nie trzymała w ręku miecza od lat. Naprawdę nie będzie czasu na szkolenie? - Odważył się zapytać, zachęcany wcześniej przez Kielecka żeby mówić. Wiedział o pająkach i odległości w jakiej znajdował się wróg, ale nie chciał dać po sobie tego poznać.

Koszary

57
POST BARDA
Kapitan, nawet jeśli zauważył zawstydzenie Theo, nie skomentował tego. Mężczyzna nie mówił o tym, co nie miało znaczenia. W tym przypadku, Theodore sam musiał poradzić sobie z własnym zawstydzeniem. Obaj zbliżali się szybkim krokiem do budynku dowództwa. Tym razem strażnicy nikomu nie pluli pod nogi, ale prostowali plecy, wdzięcząc się przed Kieleckiem.

- Nie mamy czasu. Dwa, może trzy dni. - Powiedział kapitan, nie owijając w bawełnę. - Wojska wroga zbliżają się do Meriandos. Musimy się obronić, najlepiej poza murami miasta. Musimy walczyć z tym, co mamy. Tym razem nie jest dany nam przywilej zapasu czasu. - Kieleck brzmiał na strapionego. Nie patrzył na rekrutów. Nie chciał się przyzwyczajać. - Generalicja nalega, by synowie szlachciców byli traktowani odmiennie. - Dodał z krzywą miną. - Więc niewykluczonym jest, że wrócą do domów, większość z nich, przynajmniej.

Weszli do budynku, Kieleck od razu skierował się na piętro, nie czekając na asystenta. Zasiadł za swoim biurkiem i wskazał Theo krzesło na przeciwko siebie. Rozwinął mapę.

- Jesteśmy tutaj. - Wskazał miejsce na mapie. - Zaś wrogowie są niedaleko. Według słów Iselora, tu. - Krzyżyk wskazywał miejsce. - Przemieszczają się szybko. Zbyt szybko. Wyjdziemy im na spotkanie.
Obrazek

Koszary

58
Słysząc, że synowie szlachciców wrócą do domów poczuł ulgę. Jego “współlokatorzy” nie byli zaprawieni w walce i na polu bitwy odegraliby rolę mięsa armatniego. Jaki był więc sens w wysyłaniu ich do walki skoro nie ma czasu na szkolenie? Chyba, że wielkie pająki to prawda. Wtedy każdy, nawet nieprzeszkolony rekrut się przyda.

-Ale mnie pan nie odeśle, panie kapitanie? - Wolał się jeszcze upewnić. Był zdeterminowany żeby zostać. Usiadł na przeciwko Kielecka i spojrzał na mapę. Teren przed miastem był w miarę płaski, niedaleko znajdował się też las. Kapitan jednak nie wspomniał nic o pająkach. Theo nie wytrzymał.
- Panie kapitanie, czy wielkie pająki to prawda? Czy to dlatego tak szybko się przemieszczają? - Spojrzał na mężczyznę. - Jeśli to prawda to potrzebujemy piki i… można wykopać długi rów na długość pola walki. Można zwołać chłopów albo szlachciców którzy będą odesłani do domu żeby kopali nawet całą noc. - Zaczął, nie dając kapitanowi dojść do słowa. Był podekscytowany, ale też trochę się bał. - Potem nieprzeszkoleni żołnierze dostaną piki i będą mogli dźgać to coś co wpadnie w doły. Zamaskujemy rów i to spowolni konnicę albo te pająki jeśli naprawdę istnieją. Mógłbym tego przypilnować…- Wskazał palcem na miejsce na mapie gdzie mieli się bronić. -... łucznicy w lesie, piechota przed... to nie jest zły teren. - Zamilknął i spojrzał w napięciu na kapitana. Czuł że z ekscytacji pieką go policzki.

Dzięki Iselorowi który powiedział Theo o pająkach, chłopak miał czasu żeby poukładać sobie wszystko w głowie. Był wychowankiem starego rekruta, dwa lata spędził z Winiariusem i chłonął wszystko czego go uczyli. Pierwszy raz w życiu poczuł, że jego zdolności mogą się do czegoś przydać. Chciał pokazać kapitanowi że nie jest bezużyteczny i że powinien wziąć udział w bitwie a potem zostać w oddziale jeśli w ogóle przeżyje.

Koszary

59
POST BARDA
Światło poranka wpadało przez okno za plecami Kielecka. Rozproszone promienie nie miały dość siły, by rozjaśnić całe pomieszczenie, długie cienie rysowały na twarzy kapitana głębokie zmarszczki i podkreślały jego zmartwienie. Cokolwiek się działo, nie było to nic, z czym mężczyzna mógłby sobie łatwo poradzić.

- Potrzebna jest nam każda para rąk, synu. - Powiedział, jakby sam sobie chciał to przypomnieć. To nie był Srebrny Fort, gdzie służył z podobnymi sobie. Tu miał zbieraninę przypadkowych chłopców, chłopów, mieszczaństwa i szlachty, którzy mieli w dwa dni nauczyć się walczyć. - Twój ojciec za ciebie poświadczył, więc będę trzymał cię przy sobie, póki nie obronimy miasta. Później, jak mniemam, będziesz chciał wrócić? - Uniósł spojrzenie znad mapy tylko na moment. Mapa pokazywała im teren dookoła miasta. Zaznaczone były lasy, większe rzeki, pola, wzniesienia, wszystko to, co mogło przydać się lub być przeszkodą w natarciu.

Wspomnienie o pająkach sprawiło, że kapitan westchnął i potarł brwi.

- Obawiam się, że to prawda. Nie mamy powodów, by nie wierzyć elfom. - Stwierdził kapitan z pewnym wahaniem. - Choć wolałbym, by były kłamstwem. Muszą mieć jednak jakiś rodzaj konnicy. Masz rację, Theodorze. Rowy byłyby najskuteczniejsze, ale czy mamy na to czas? - Zapytał sam siebie. - Jeśli poświęcimy najbliższe dwa dni na szkolenie, większa ilość tych chłopców da sobie radę na polu walki. Nie mogę odesłać połowy oddziału do kopania rowów. Nie mamy dość łuczników, nie mamy dość pikinierów. Nie jesteśmy w dobrej pozycji, synu. Doceniam jednak twoje rady. - Kapitan zamoczył stalówkę pióra w atramencie, którego słoiczek zawczasu otworzył. - Tutaj mieszkają elfy. Musimy dotrzeć do wroga nim wróg dotrze do ich wioski. - Namalowany na szybko domek był znakiem, który oznaczał dziesiątki elfich żyć.
Obrazek

Koszary

60
-Nie, nie chcę wracać. Po bitwie chciałbym zostać z oddziałem. - Odpowiedział od razu. - W takim razie wyślijmy starców, kobiety, dzieci i mieszkańców miasta do kopania. Wszyscy chyba rozumieją powagę tego co nas czeka, będą musieli pomóc jeśli chcą przeżyć. Ja też mogę kopać całą noc jeśli trzeba, nie przeszkadza mi to.- Nie chciał się jednak dalej upierać, ale doły pułapki wydawały mu się najlepszą obroną przed przeraźliwymi pająkami. Stwory które w nie wpadną, będą dźgane pikami i część z nich na pewno już z nich nie wyjdzie. Niedoświadczeni żołnierze wybrani na “pikinierów” po wykonaniu swojego zdania będą mogli po prostu porzucić piki oraz tarcze chroniące przed łucznikami wroga i uciec do lasu. Wtedy łucznicy oraz piechota Meriandos zajęliby się resztą. Jak jednak zmusić niedoświadczonych ludzi by nie uciekli na widok pająków? To bardzo proste. Trzeba postraszyć ich, że na rozkaz kapitana do każdego jednego uciekiniera w plecy będą strzelać łucznicy. Jeśli wystarczy im czasu oraz będą mieli szczęście, taki plan mógł się powieść.

-Panie kapitanie, ilu jest przeciwników? Więcej niż nas? Dlaczego nie wysłano tu więcej wojska? - Zapytał, spoglądając na miejsce na mapie gdzie mieszkały elfy. I co to znaczyło “trzymać go przy sobie”? - Ja też będę brał udział w bitwie, prawda?

Wróć do „Meriandos”