POST BARDA
Wiele tajemnic świata jeszcze nie zostało odkrytych. Niektóre nawet nigdy nie powinny zostać ujawnione. Moce, które budzą się w określonych sytuacjach, stanowią latarnię, która utrzymuje świat w równowadze. Zdarza się jednak, że ktoś czasem zakłóca naturalny porządek wszechrzeczy i robi to mimowolnie, nie zdając sobie konsekwencji z tego, że te czyny mogą doprowadzić do katastrofy, której nie da się opisać.Wszak ta tajemnica tak do końca bezbronna nie jest. Czy to też kaprys jej jestestwa, a może miała do pomocy wszelakie potęgi świata, które zlękły się groźby, jaką im przekazała? To już tajemnica, której śmiertelnicy nigdy nie poznają, ale jedno było pewne. Moce, które normalnie walczą ze sobą, zgodziły się współpracować. Nawet jeśli to tylko tymczasowe, zrozumiały powagę, jaką niesie zaburzenie naturalnego cyklu.
I tak właśnie zaczyna się tajemnicza przygoda dla grupy wybrańców, choć sami o sobie mogliby powiedzieć, że pechowców, którzy ze sobą w większości przypadków, nie mieli nigdy do czynienia. I to od nich zależy tak wiele, choć oczywiście czy istnieje ktoś, kto powiedziałby im to wprost? Nikt zdroworozsądkowy nie zdradzi im więcej, niż powinni wiedzieć, a na końcu moce wszelakie, upewnią się, że najskrytsze tajemnice wciąż są bezpieczne.
Krinndar
To było gdzieś w domu szlachcica. W jednej chwili byłeś w posiadłości, a jak tylko mrugnąłeś, otaczała cię gęsta mgła i panował półmrok. Nie było tu żadnych ścian, sufitu, a nawet podłoga była jakby inna. Przyglądając się, miałem wrażenie, że stoisz na wodzie. Wiatr zawiał, a w nim usłyszałeś głos, znajomy, bliski sercu. Ten jedyny, który miał znaczenie, a jednocześnie wyczuwałeś smutek i strach. Jakby stało się coś przykrego.
- Przyjemność… przyjemność znika ze świata. Jak ona zniknie, ja także już nie wrócę. - Wiatr na chwile osłabł, a głos zniknął. Jakby ostatnim tchnieniem znowu nabrał na sile.
- Uratuj to drzewko. Pomóż mu zaświecić ponownie, a wszystko wróci… - To były ostatnie słowa, nim podmuch powietrza przestał smagać jego ciała. Mgła zagęściła się tak mocno, że nie mógł dostrzec niczego dalej, niż na odległość kciuka od twarzy, a po chwili. I nagle poczuł, że spada.
Arno Verg:
Położyłeś się spać w Zajeździe po całym dniu. Nie wiadomo, tak naprawdę, jak długo spałeś, ale otwierając oczy, widziałeś przed sobą karawanę, która przewoziła trupę artystów. Znałeś te wozy. Podróżowałeś nimi przez wiele lat swego życia. Karawana była ustawiona w okrąg, mający zabezpieczyć ją przed gęstą mgłą, która była wokół. Widziałeś sylwetki istot, które wiele lat temu były razem z tobą. Vien siedziała przy stoliku, układając tarota. Poznałeś ją i dopiero teraz zdałeś sobie sprawę z jednej rzeczy. Ich twarze nie były wyraźne. Ubrania, biżuteria, a nawet najmniejsze rzeczy były dobrze widziane. Jakiś impuls skierował cię do stolika danej towarzyszki. Usiadłeś na krześle naprzeciw niego. Czułeś spojrzenie Vierny, ale nie widziałeś jej oczu.
- Arno, chłopcze. - Zaczęła mówić, a jej głos był taki sam, jaki zapamiętałeś. - Postawie dziś karty dla ciebie. - I wyciągnęła kilka kart, kładąc je na stoliku. - Tym razem ty będziesz opisany w legendzie. Drzewo straciło ozdoby, a one są częścią jego duszy. Musisz pomóc duchowi przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, inaczej już nic nie wróci na swoje miejsce. - Powiedziała poważnym tonem i wyciągnęła ku niemu swój palec. Dotknęła jego torsu, a on poczuł, że przewraca się na krześle do tyłu, jakby nieznana siła pchnęła go mocno.
Libeth von Darher:
Ostatnie, co pamiętała to dźwięk dzwonów bijących na alarm, a także ogromne nerwy z tego wszystkiego. Obudziłaś się, a wokół siebie słyszałaś gwary. Było bardzo głośno i jak otworzyłaś oczy, byłaś już gdzie indziej. To nie był dom Śnienia, a jedna z tawern, gdzie wiele lat temu dawałaś swój występ. Miałaś na sobie ten sam strój, a także pamiętałaś słowa, jakie przed chwilą śpiewałaś. Dla ciebie wydarzenia z domu śnienia bardzo szybko zanikały, jakby nigdy nie miały miejsca. Kontynuowałaś swój śpiew, ale coś się zmieniło. Muzyka przestała przynosić satysfakcję, magia sztuki gdzieś się straciła. Występ był, ale jednocześnie jakby go nie było. Przestałaś śpiewać, nie mogąc z siebie wydobyć głosu.
- Moc muzyki, dająca satysfakcję i radość przestaje działać. - Usłyszałaś głos z widowni, ale pośród smutnych twarzy w przybytku, nie mogłaś stwierdzić, kto to mówi do ciebie.
- Daleko stąd, gdzie swój początek miało wszystko, zaczyna się i kończy cykl wszystkiego. Został przerwany. Musisz go obudzić. Kiedy latarnia zaświeci ponownie, musisz zaśpiewać. Twój głos dotrze do serc każdego. Ty musisz obudzić nadzieję, radość i szczęście w sercach wszystkich żywych istot. Zamknęłaś ponownie oczy.
Qadir Salih:
Obudził cię gorące powietrze. Nie znajdowałeś się w zajeździe więcej już. Słońce bardzo mocno prażyło i nic dziwnego. Wokół ciebie rozciągała się pustynia. Nie widziałeś żadnych zabudowań, oazy niczego więcej poza piaskiem i wydmami, które tu powstały. Ułamki sekund później zacząłeś dostrzegać niezliczone dusze, które wędrowały. Tylko było w tym coś dziwnego. Coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Dusze zaczęły na twoich oczach się rozpadać. Kawałek po kawałku. Wyglądało to, jak całe ich jestestwo znika bezpowrotnie. I coś jeszcze, czuł w żołądku, że czegoś mu zaczyna brakować, ale nie potrafił określić czego. Jedna z dusz, która dopiero zaczęła się rozpadać, zbliżyła się do niego, a on mógł zobaczyć, jak wyrwy w jej niematerialnej postaci nieubłaganie się powiększały.
- Magia umiera. Zaburzono cykl wieczności. Latarnia świata jest spętana. Magia umrze, a wraz z nią my wszyscy, jeśli nic się z nią nie zrobi. Jesteś nasza ostatnią nadzieją. - I kiedy wypowiedział te ostatnie słowa, dusza stała się nicością. Piasek zaczął go wciągać bardzo szybko i nie mógł nic zrobić, aż cały nie znalazł się pod nim.
Anais Florenz:
Wystarczył jeden krok w uliczkę, a natychmiast ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność. Nie mogła widzieć na więcej, niż wyciągnięta dłoń. Zniknął gwar miasta, pisk szczurów i smród. Jakby ktoś rzucił na nią albo wokół niej. Już na pewno nie było w tym samym miejscu, co przed chwilą.
- Koniec jest bliski. - Usłyszała głos z ciemności, lecz nie mogła dojrzeć nikogo za sobą. Kompletna cisza i ciemność, wręcz nienaturalna.
- Wiem, kim jesteś, Anais. Wiem, czego pragnie twoje serce. Patrzę na ciebie z dumą. - Tym razem dźwięk rozległ się z całkowicie innej strony.
- I wiem, że tych, których nienawidzisz, upewniają się, że twoje życzenie pozostanie odległym marzeniem. - Widziała jakiś przebłysk czegoś, co zdecydowanie nie wyglądało na człowieka.
- Jedyna moc zdolna do tego, co chcesz osiągnąć, została zapieczętowana przez te podrzędne istoty. Przebudź ją, a jeśli nauczysz się ją kontrolować, twój cel znajdzie się w zasięgu ręki. - Zarys postaci zniknął, a otaczająca ją ciemność zagęściła się do tego stopnia, że przestała cokolwiek widzieć. Dosłownie ją pochłonęła. I przestała cokolwiek czuć.
Ail’ei Lúinwë:
Zostałaś wezwana do prywatnej kompany królowej. Można mieć wiele pytań, dlaczego teraz. Co się zmieniło, choć, czy można było liczyć na jakiekolwiek odpowiedzi? Niewielkie wbrew pozorom. Nie mniej tak oto znalazła się w tym miejscu.
- Bądź pozdrowiona, Lúinwë. - Odezwała się pierwsza z królewską godnością. Po chwili spojrzała gdzieś w dal.
- Cenię sobie twe umiejętności i dlatego mogę ci powierzyć misję, która wymaga twej szczególnej uwagi. - Przerwała na moment, by spojrzeć jej prosto w oczy. - To, co ci powiem jest jedną z największych tajemnic, jakie skrywa ten świat. Niewielu o tym wie. - Tu zaczekała moment na to, co powie lub zrobi. - Istnieją siły, które utrzymują ten świat w równowadze. I jedna z tych sił właśnie została uszkodzona przez nieznane nam siły. Musisz się tam udać i sprawdzić, co się dzieje, inaczej żadna kraina nie wytrzyma zbyt długo, jeśli chaos rozprzestrzeni się wszędzie. Legendy mówią, że szklane kule muszą zaświecić. Resztę informacji o tym, gdzie to się znajduję, otrzymasz, jak tylko upewnimy się, że lokalizacja jest dobra. A teraz idź, przy szykuj się do podróży. - Powiedziała spokojnym, acz władczym tonem. Nie miałaś wyboru, musiałaś opuścić prywatne kompany. I kiedy tak już otwarłaś drzwi, zdałaś sobie sprawę, że przez ten cały czas nie widziałaś twarzy królowej wyraźnie. Było to chwile przed tym, jak ciemność cię pochłonęła.
Aremani:
Coś dziwnego się stało w Podmroku. Może to przez wpływ demonicznej magii tego miejsca, ale twoja jaźń sama wyrwała na zewnątrz. Nigdy wcześniej tego raczej nie czułaś. Obca siła wpłynęła na ciebie w taki sposób. Nie byłaś ptakiem, jak wcześniej do tej pory używałaś podobnej zdolności, a samą sobą w ludzkiej postaci, choć oczywiście bez ciała. Stałaś na szczycie góry, gdzieś na północy i widziałaś coś, co wydawało się niemożliwe. Natura umierała. Ptaki, jeszcze w locie spadały, jakby opadały bez sił. Zielone drzewa szybko traciły się liście, pozostawiając pustą skorupę tego, czym wcześniej były. Widziałaś martwe drapieżniki, które padały, nawet nie mając sił, by skończyć swój posiłek. Ryby w rzece unosiły się bez życia, porywane prądem morskim. Widziałaś zanikające światło gdzieś w oddali. W głębi duszy czułaś, że bez tej jasności, wszystko umrze. A kiedy zgasło, nawet słońce do tej pory przestało świecić. Zapanowała nieprzenikniona ciemność.
Dandre Birian:
Uciekłeś z Podmroku jakoś. Ze swoimi przyjaciółmi. Byłeś o wiele starszy. Udało wam się zasiedlić Kattok i stworzyć miejsce na świecie. Miałeś piękną żonę i cała gromada dzieci, a ludzie witali się z tobą, jak tylko przechodziłeś przez ulicę tego miasta, nazwanego na twą część. Będziesz pamiętany jeszcze za wiele lat do przodu, bo twa godność już zawsze zostanie przekazywana z pokolenia na pokolenie. Usiadłeś i zacząłeś czytać książkę. Wtedy też stało się coś dziwnego. Litery zanikały. Jedna po drugiej. Po chwili książka była już pusta. I tak działo się z kolejną i następną. Zamilkł także śpiew ptaków i ruch na ulicy.
Na stoliczku zauważyłeś jedyną książkę, która jeszcze miała litery i nie wyglądało na to, by zanikały:
- Latarnia, strażnica światła utrzymuje świat w równowadze. Bez niej, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zaniknie. Symptomy utraty blasku przez nią są widoczne wszędzie. Ludzie zanikają, pamiętasz ich, ale nikt inny o nich nie wspomina, jakby już nie istnieli. Znikają budowle, osiągnięcia, a nawet zwierzęta. Uleczyć ją może pieśń. - Znałeś te symptomy. Wiedziałeś, że jeśli tak to zostawisz, zostaniesz zapomniany. Wiedziałeś, że musiałeś wyruszyć w drogę. Przygotowałeś się do podróży i opuściłeś już dom, który teraz był pusty. Dzieci i żona zniknęły.
Elian:
Dostałeś wiadomość od pustelnika, że znalazł coś, co mogło być wskazówką do uleczenia twojej siostry. Nakazał ci szybko powrócić do niego. Cała ta podróż od miejsca, gdzie byłeś do jego terenów, minęło bardzo szybko, wręcz wydawało ci się, że ledwo opuszczasz karczmę, a już widzisz go. Opowiada ci, że istnieje moc, która uleczy każdą przypadłość. Znajduje się na dalekiej północy w postaci drzewka, które świeci, niczym latarnia. Nakazuje ci zabrać jedną gałązkę i przynieść tutaj, ale jednocześnie przestrzega cię, bo to miejsca tak odległe, że potrzebuje odwagi i siły woli, by tam się dostać. Dopowiada, że to drzewo zwyczajnie jest silnie chronione, ale coś zaburzyło tę moc i dlatego można się tam teraz dostać. Przestrzega dodatkowo, by nie wracał z fragmentem drzewa, które nie świeci, bo to nic nie zmieni. Musi być wypełnione magią, inaczej nic z tego będzie. I po tych słowach ruszyłeś w mrok nocy, by odnaleźć to miejsce. Uświadomiłeś sobie, że nie widziałeś wyraźnie twarzy tego starca i siostry.
Callisto:
Twoja magia była słabsza, niż zazwyczaj. Potęga, która tak skrupulatnie budowałaś przez tak długi czas, znikała… Zaczęłaś szukać przyczyny, czemu tak się dzieje i odkryłaś przerażający sekret, który mógłby wywrócić wszystko do góry nogami. Postawiłby na głowę całą wiedzę tego światła. Magia pochodziła tylko i wyłącznie z jednego miejsca. Jest surowa, czysta, a ci, którzy jej używają, sami decydują o jej przeznaczeniu. I cała ta moc wywodzi się z jednego miejsca. Kanału, który pozwala jej istnieć na tym świecie. Jeśli ów miejsce będzie zniszczone, nikt nie wie, co się stanie z samą mocą. Zaniknie lub stanie się kompletnie nieobliczalna? Jedno było pewne, jej cała potęga wtedy zniknie. Aby przywrócić wszystko na swoje tory, należało ponownie pozwolić, by to miejsce wypełniała magia. W najczystszej postaci. Wyruszyłaś w podróż, by odkryć, gdzie jest to miejsce.
Pokój numer jeden: (Qadir, Ail’ei, Krinndar, Aremani, Callisto)
To miejsce było rozwalone. Drewniane skrzynki zniszczone, półki porozwalane. Ogień ledwo płonął w kominku. To miejsce przypominało warsztat. Pełno tu była szklanych kulek, rozmaitych farbek i innych narzędzi do tworzenia...no właśnie...czego? Miejsce wyglądało, jakby ktoś próbował je zniszczyć przy pomocy wszystkiego, co miał pod ręką. Jedynie najwyższe półki, sięgające dwa metry nad podłogą pozostały nienaruszone. Na nich znajdowały się jakieś pakunki.
Obudziliście się, nie pamiętając, jak się tutaj znaleźliście. Byliście pewni, że jesteście tu, dokąd podróżowaliście. Mieliście przy sobie cały swój ekwipunek, jaki wzięliście na podróż i ciepłe ubranie. Leżeliście na podłodze, jakby ktoś was rzucił, niczym szmaciane lalki. Zniszczone, niepotrzebne, zbrukane czymś. Dodatkowo głodni, spragnieni i brudni. Pamiętaliście jednak bardzo dobrze, dlaczego tu się znaleźliście. Na samym końcu pomieszczenia widzieliście odrapane drzwi.
Pokój numer dwa: (Libeth, Elian, Arno, Anais, Dandre)
Ten pokój był cały. Pełno tu było skrzyń większych i mniejszych, niewielkich stołów, które były wypełnione jakimiś bogato zdobionymi liśćmi, złotymi i srebrnymi sznurkami, papierowymi ozdobami, metalowymi gwiazdkami. Pełno tu było rozmaitych ozdób. Wypełniały całe to pomieszczenie tak bardzo, że poruszanie się tutaj i jedno przypadkowe trącenie może spowodować lawinę.
Obudziliście się, nie pamiętając, jak się tutaj znaleźliście, ale doskonale w waszych wspomnieniach były zachowane powody. Czuliście w kościach, że tu chcieliście dotrzeć. Dodatkowo coś blokowało wasze ruchy, ale niezbyt szczególnie mocno. Wyplątanie się z tego, będzie dziecinną igraszką. Liny, które na was były, wyglądały na poszarpane i częściowo pocięte. Wasz sprzęt leżał na podłodze porozrzucany, by można się o niego zabić, przechodząc. Pokój oświetlał wam kryształ, zamocowany ponad trzy metry na suficie.
Siedzieliście na fotelach przy wielkim stole z pełnymi brzuchami tak bardzo, że było wam aż wręcz niedobrze. Jakby ktoś wam karmił na siłę i nie zamierzał przestać, nawet jak byliście pełni.
Spoiler: