POST BARDA
Dandre i Aremani
Elf rzucił bardowi krótkie spojrzenie z ukosa. Czy dopytywanie o szczegóły mu się nie podobało, czy generalnie sama osoba Biriana, ciężko stwierdzić.
-
Czerwone. Nie gotowa... brzydka.
Cokolwiek miało to znaczyć, nie doczekali się bardziej szczegółowego wyjaśnienia. Nellrien może nie była tak onieśmielająco powalająca, jak Yunana, ale nazywanie jej
brzydką zdecydowanie nie było trafione. Może po prostu ją szykowali? Malowali i stroili, dopasowując do tutejszych standardów piękna? Jeśli była już przytomna, musiała być tym absolutnie zachwycona. Miłą odmianą była jednak pewność, że kapitan przeżyła swój wybuch paniki w lochu, skoro przygotowywano ją właśnie dla pana tego pałacu. I że istniała szansa, że jeszcze nie została do niczego przymuszona wbrew swojej woli - wciąż istniała szansa, że jeśli gwiazdy będą im sprzyjać, wyciągną ją stamtąd zanim do czegokolwiek dojdzie. W końcu Zerith Dalal miał uroczystość do zorganizowania.
Upomniany potem przez Aremani Jalen westchnął ciężko i zamilkł na długie kilka chwil. Choć czekała na słowne potwierdzenie, od młodego marynarza go nie otrzymała. Wiedziała jednak, że zrozumiał, co miała na myśli, tak samo jak zrozumiał, co chciał przekazać mu Dandre. Przysunął sobie jedno z ciężkich krzeseł i opadł na nie, rozprostowane dłonie opierając na blacie stołu. Jego spojrzenie zawiesiło się na instrumencie, z którego Birian usiłował wydobyć w miarę sensowne dźwięki. Przestrajanie go było żmudną robotą, ale wykonalną, choć jedna ze strun zajęczała rozpaczliwie i trzeba było zrezygnować z prób dociągnięcia jej do odpowiedniego interwału. Dandre mógł unikać szarpania o nią, lub całkowicie ją ściągnąć. W porównaniu do przeciętnej lutni siedem strun to było bardzo niewiele, ale trzeba było radzić sobie z tym, co było dostępne.
-
Będę biednym, zagubionym niewolnikiem - zgodził się Jalen w końcu cicho. -
Przepraszam. Sytuacja... trochę mnie przerasta. Jak nas wszystkich. Martwię się... o panią kapitan - przyznał, opuszczając głowę. Jasne włosy opadły mu na czoło. -
Przynajmniej wiemy, że żyje. Może ten elfi dziad zostawia ją sobie na deser.
- Nie mów tak. Wyciągniemy ją, gdziekolwiek jest - obiecała Neela z determinacją.
-
Więc... kiedy już zacznie się uczta, ty będziesz grać, ty opowiadać o powierzchni, a my mamy się wymknąć? - żeglarz upewnił się. -
Ja i Neela, mamy uciec z sali, na której będzie ten... bankiet i zorientować się, gdzie jest kapitan Maver?
Planowanie było dużo lepsze, niż zadręczanie się i wzajemne pretensje - nawet jeśli nie wiedzieli, czy zdołają ten plan wcielić w życie. Jalen powoli pokiwał głową.
-
Możemy tak zrobić. Możemy jej poszukać. A co potem? Trzeba będzie znaleźć też Yunanę. Potem... moglibyśmy podpalić ten pałac, jeśli nie ma tu żadnej drogi na powierzchnię. Wzniecić ogień i niech to wszystko płonie. Wymknęlibyśmy się w chaosie.
- Jeśli znajdziemy jeszcze Shirana, on wszystko podpali - mruknęła Neela.
-
Tylko... ta elfka. Magini. Ona jest chyba najbardziej groźna z nich wszystkich. Nie sądzę, żeby negocjacje z nią miały jakikolwiek sens. Myślę, że trzeba jej unikać. Tak bardzo, jak to tylko możliwe. Schodzić jej z oczu.
Shiran
Auth nie wyglądał na kogoś, kto chciałby wykorzystać i skrzywdzić Shirana. Nie wyglądał na niebezpiecznie zadowolonego z siebie, jego usta nie były rozciągnięte w złośliwym uśmiechu, a w oczach nie kryło się nic podejrzanego. Wydawał się... wzruszony, o ile można było powiedzieć tak o demonie. Patrzył na półelfa w milczeniu, pozwalając mu myśleć na głos i wymieniać swoje warunki, a jego złote oczy lśniły mieszaniną ekscytacji i uczucia, które mężczyźnie trudno było określić. Czy był to strach, czy może tylko stres? Shiran nie znał prawdziwej twarzy demona tak dobrze, by wyczytać z niej wszystko, ale potrafił sobie wyobrazić, jak wiele znaczyła dla niego zgoda tego śmiertelnika, bez którego nie czekałoby go nic, jak tylko powrót do kruczej postaci bez szansy na odzyskanie utraconej mocy.
-
Pomoc w miarę twoich możliwości, elfie - powiedział cicho, szeroko rozkładając skrzydła, a po podłodze znów zaczął snuć się cień, ten sam, co wcześniej. -
W zamian za magię krwi, dopóki wystarczy mi mocy, żeby się nią z tobą dzielić.
Czarna mgła wspięła się po nogach Shirana, powoli kierując się w stronę jego klatki piersiowej. Na jej wysokości zawirowała, tworząc niewielką kulkę absolutnej ciemności, zdającą się wysysać światło z całego pomieszczenia. Za to oczy Autha zalśniły złotem.
-
Pasuje mi to, elfie. Zgadzam się.
Kula mroku wbiła się w pierś Shirana, tym razem nie wywołując dziwnie negatywnego uczucia, a momentalnie wypełniając go nową mocą. Przypływ vitae poczuł aż w koniuszkach palców. Było to wrażenie nieporównywalne do niczego innego - wrażenie, które nie tylko nasyciło go nowym odcieniem magii, ale też wzmocniło tę, którą nosił już w sobie. Płomień zatańczył w jego sercu jak podekscytowany, gotowy uwolnić się i siać zniszczenie, energia zapragnęła wybuchu, a to coś, czego określić nie potrafił, obudziło w nim dziwny głód.
-
Masz moc, ale Lua ma doświadczenie. Nie zapomnij o tym - upomniał go Auth. -
Śmiertelnicy są pełni krwi. Myśl o ciele jak o rzece, której bieg chcesz zmienić. Będzie poddawało się twojej woli. A teraz chodź, elfie. Znajdziemy pozostałych. Zaprowadzicie mnie do mojej siły, a potem ja zaprowadzę was do domu.
Ciemna mgła otoczyła Autha i demon zniknął, rozpływając się w mrok. Niewielka, wąska strużka dymu podążyła po podłodze za drzwi, zachęcając Shirana do tego, by poszedł za nią. Gdy wyszedł ze swojego dotychczasowego więzienia na zewnątrz, dostrzegł ten sam kręty korytarz, którym wcześniej wyprowadzona została poprzednia grupa. Oni mieli Luę i strażników za przewodników, półelf miał swojego demoniego towarzysza. Żadne z nich nie miało zgubić się w podziemiach podziemi.
Po drodze minęli kilku strażników, ale wszyscy leżeli martwi, z pustymi, wypalonymi oczodołami. Auth pozbył się każdego, zapewniając im możliwość bezpiecznego opuszczenia lochów i tym samym upewniając się, że nikt nie zaalarmuje fioletowookiej magini. Prowadzony przez mgłę Shiran mógł dozbroić się po drodze, jeśli chciał, zwiększając swoje szanse - nie wszystkie trupy miały włócznie, u pasa niektórych leżały zakrzywione miecze, albo zestawy małych noży. Gdyby się uparł, mógłby uzbierać broń dla każdego swojego towarzysza, ale wtedy stałby się chodzącą zbrojownią, co z pewnością przyciągnęłoby do niego zbędną uwagę, a tego przecież nie chciał, prawda? Ze swoją iluzją nowej, popielatej skóry zamierzał wtopić się w tło.
Dym znów wspiął się po nim i owinął wokół lewego przedramienia.
Pałac, usłyszał znajomy głos w swojej głowie, a jego spojrzenie przyciągnął piętrowy budynek w oddali, za pięknym, rozświetlonym przez kryształy i grzyby ogrodem, za wysoką fontanną w kształcie kobiecej sylwetki, w której ciele wyrzeźbione zostały ścieżki dla spływającej po niej wody, za plączącymi się po tymże ogrodzie mrocznymi elfami. Nie wszyscy wyglądali na straż lub tutejszą służbę. Było ich sporo, jakby zbierali się tutaj z jakiejś okazji.
Dziś świętują otwarcie bram, wyjaśnił Auth.
Idziemy do pałacu. Na górze Nellrien, na dole - reszta. Dokąd chcesz iść najpierw?