Zapomniana świątynia

166
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nic innego mi nie przychodzi do głowy - odpowiedziała na pochwałę, mrużąc oczy i manewrując lustrem. - Miejmy nadzieję, że ktokolwiek to widzi, domyśli się, o co chodzi. Gdyby tylko istniał sposób, żeby się, kurwa, komunikować na taką odległość. Co chwilę żałuję, że mnie matka natura talentem magicznym nie... patrz! - podekscytowała się. - Skręcają! Wracają!
Zerknęła przez ramię, gdy Sovran ją zawołał, a potem, zszokowana widokiem płonącej palmy, obróciła się całkowicie w jego stronę.
- Co do... - zaczęła, ale nie dokończyła.
Z tego, co pamiętała, elf nie posiadał w swoim repertuarze zaklęć żywiołu ognia. Nie było też tak gorąco, by drzewo zapłonęło samo z siebie. Promieni słońca Vera nie kierowała w stronę brzegu, więc nie mogła ona przypadkiem zaprószyć ognia, tak, jak czasem się zdarzało przy samotnie porzuconych butelkach na Harlen. Co się w takim razie działo? Znalazły ich trolle? Teraz, akurat w tej chwili, gdy przypływał po nich ich ukochany, utęskniony statek, musiało się coś odjebać?
- Kurwa, Pogad, bierz wiosła - poleciła. - Nie wiem, co tam się dzieje, ale wracamy po niego i spierdalamy stąd, choćbyśmy mieli we troje siedzieć w szalupie przez kolejne trzy godziny.
Nie czekając już na nic więcej, rzuciła się do wody, dobrze wiedząc, że sama wpław dopłynie do brzegu szybciej, niż ciężka łódź, którą trzeba było obrócić i rozpędzić. U boku miała miecz; jeśli faktycznie coś atakowało, będzie mogła ich obronić. Jeśli nie - chociaż wtedy jakim cudem, do stu demonów, palma sama zaczęłaby płonąć?! - to przynajmniej pomoże Sovranowi przedostać się na szalupę.
Obrazek

Zapomniana świątynia

167
POST BARDA
- Smoluch miał lepszy pomysł! - Ucieszyła się Pogad, odwracając w kierunku plaży. Uniosła ręce nad głowę i zawyła z radości. - Tak! Dajesz tak dalej, Smoluch!

Sovran nie wyglądał na zadowolonego ze swojego położenia. Ogień powoli przeniósł się na sąsiednie drzewo i choć plaża była dość szeroka, by ogień mu nie zagrażał, wydawał się przerażony jego bliskością.

Vera dotarła do brzegu bez przeszkód. Przypływ pchał ją ku plaży. Ubrania elfów pozwoliły jej na wygodne płynięcie, gdy prawie nie nabierały wody. Pozostawały tak lekkie, jak były suche. Kiedy dotarła do piasku, Sovran już stał po kolana w wodzie.

- Nie tak miały płonąć! - Zawołał spanikowany, dopadając do Very, jakby ona miała uratować go przed ogniem. Czuli żar na twarzach, lecz prócz tego, nic im nie groziło. Inaczej mogło być z dżunglą. - Tylko trochę! Tylko od patyka! - Tłumaczył, łapiąc ją za ramiona, gdy Pogad dzielnie wiosłowała, by ich zabrać do łodzi.

- Pięknieś zrobił! - Cieszyła się Pogad. - Jednak coś potrafisz! Jak zwracać na siebie uwagę, to z pierdolnięciem! Wracają!

Sovran potrzebował pomocy, by wdrapać się na szalupę. Choć jeszcze nie nosił szat, a lekkie ubrania, to uważał, by nie dostać się pod wodę, bo oznaczałoby to dla niego zgubę. Już po chwili, cała trójka była w szalupie, patrząc na zbliżającą się Siostrę i płonący las.

I wtedy Siostra zatrzymała się, zdecydowanie zbyt gwałtownie, zbyt ostro. Była juz na tyle blisko, by widzieli ruch na pokładzie, ale za daleko, by słyszeć słowa. Szum wody wszystko przysłaniał.
Obrazek

Zapomniana świątynia

168
POST POSTACI
Vera Umberto
Och. A więc to Sovran podpalił drzewa. Dlaczego na to nie wpadła? Za bardzo chyba już była przyzwyczajona do nastawiania się na najgorsze, tak na wszelki wypadek, żeby później móc być mile zaskoczoną. Westchnęła ciężko, patrząc na rozprzestrzeniający się ogień.
- Mhm - mruknęła bez przekonania, gdy elf trzymał ją za ramiona i potrząsał nią, jakby miała teraz jakoś zapobiec pożarowi, jaki sam wzniecił. - No ładnie. Spokojnie, zgaśnie. Jest jezioro, wszystko jest podmokłe... tak sądzę.
Tak, jak zamierzała, pomogła magowi wejść do szalupy, narzekając pod nosem, że pomimo ich nalegania, on nie potrafi i nie chce nauczyć się pływać. Gdy ponownie odbijali od brzegu, uniosła wzrok na rozrastające się płomienie i przeszło jej przez myśl, że robi się z tego nie najlepsza tradycja. Dlaczego w każdym miejscu, jakie opuszczała, szalał pożar? Dobrze, że z rozpędu jeszcze Harlen nie podpaliła. Z drugiej strony, tym razem to nie była jej wina. Ona wymyśliła dużo mniej destruktywny sposób zwrócenia na siebie uwagi Siódmej Siostry.
Która z kolei sterowana była przez kogoś kompletnie pozbawionego pomyślunku. Kto stał za kołem? Irina? Chyba ze trzy razy powtórzyła Oharowi na pożegnanie, że mają nie wpływać pomiędzy ostre skały. Nie wpływać! Szalupy! Nie statek! Nie próbować!
- Do chuja Sulona, przysięgam, że za moment ukręcę komuś łeb - warknęła, podnosząc się do pozycji stojącej, której utrzymanie w łodzi nie stanowiło dla niej szczególnego problemu. Wplotła dłonie w mokre włosy, z przerażeniem wpatrując się w kadłub Siostry. - Banda idiotów. Mówiłam, że maja nie podpływać tak blisko! Mówiłam, że do nich wypłyniemy, Ashton widział te szalupy na plaży, zresztą na pokładzie są dwie nasze, mogli jedną po nas wysłać, do cholery! Zniszczą mi statek! Wiosłuj szybciej, Pogad!
Obrazek

Zapomniana świątynia

169
POST BARDA
Ognista łuna za ich plecami stawała się coraz bardziej widoczna, gdy ogniem zajmowały się kolejne drzewa. Sovran oglądał się, przerażony pandemonium, które wywołał. Pogad miała inne odczucia.

- Zobacz, jak się jara! - Cieszyła się pożogą chyba nawet bardziej, niż widokiem statku i nadchodzącego ratunku. - Widzisz, kapitanie?! A niech wypali do gołej ziemi! - Pogroziła pięścią lasowi, czy też bardziej trollom, jaszczurom, czarnym elfom i zagubionym bożkom, które zamieszkiwały ten teren.

Ogień był dobrym sposobem na zwrócenie na siebie uwagi, jak również na zniszczenie tego, co pozostawiali za sobą. Vera mogła dostrzec, że spadające z palm kawałki płonących liści spadły również na skrzynie, które tak sumiennie wyciągała z wraków. Nie wszystko mogło przetrwać taki gorąc.

Siostra osiadła na mieliźnie. Vera dostrzegała pracę żagli, gdy starano się wyciągnąć statek z pułapki, jednak ten ani drgnął. Problem istniał, ale postarano się również odebrać rozbitków. Dwie szalupy spuszczano na boku łajby.

- Kapitanie, chyba nie rozjebali kilu?! - Zainteresowała się Pogad. - Złamany kil... khm, musielibyśmy się przesiąść na Albatrosa. - Dodała. Uszkodzony główny element statku oznaczał jego śmierć. - Nie przejmuj się, kapitanie! - Spróbowała ją pocieszyć, wiosłując tak szybko, jak tylko mogła!

- Ryby. - Powiedział Sovran, wychylając się przez burtę. - Duże ryby. Ryby? Mogą... zjeść? Nas?

Łuna ognia musiała przywołać nie tylko załogę Siostry. Vera dostrzegła charakterystyczną płetwę na grzbiecie rekinów. Nie były jednak zbyt duże.
Obrazek

Zapomniana świątynia

170
POST POSTACI
Vera Umberto
Być może gdyby ta banda bezużytecznych darmozjadów nie wpłynęła Siostrą na mieliznę, od której konkretnie i bardzo dobitnie kazała im się trzymać z daleka, Vera mogłaby skupić się na tym, że jej starannie wyławiane przez kilka dni kosztowności mogły zaraz spłonąć razem z brzegiem dżungli. Mogłaby martwić się tym, co przetrwa, a co nie, zastanawiać się, czy wyciągnie stamtąd cokolwiek poza biżuterią i tymi butelkami z alkoholem, które im jeszcze zostały. Mogłaby liczyć na to, że zamknięte, wilgotne skrzynie nie zajmą się ogniem tylko dlatego, że raz po raz spadały na nie jakieś płonące liście.
Mogłaby też przejmować się faktem, że w okolicy ich łodzi zaczęły pojawiać się charakterystyczne, trójkątne płetwy. Nie przejmowała się w tym momencie. Nie kiedy widniało przed nią ryzyko zatonięcia jej ukochanego statku, jej domu, jej najważniejszego miejsca na świecie, tylko przez to, że dla odmiany znowu nie posłuchano jej rozkazów.
- Tak - odpowiedziała Sovranowi, nieszczególnie tym poruszona. Złamany kil? Była bliska płaczu. - Więc się nie wychylaj. Co oni zrobili?
Usiadła z powrotem, na moment, tylko po to, żeby na czterech podejść na sam dziób ich małej łodzi i złapać się kurczowo jej burty. Dwie zsuwające się w dół szalupy tez jej nie obchodziły; musiała dostać się na Siostrę, tak szybko, jak to możliwe. Zbiec pod pokład i posłuchać jęku drewna, by dowiedzieć się, co się dzieje. Przesiadanie się na Albatrosa teoretycznie nie było tak straszną wizją, ten statek był piękny i jakościowo doskonały, ale nie tak wyobrażała sobie dzień, w którym Siódma Siostra zatonie! Nie miało to wynikać z głupoty!
- Zamorduję ich - zadeklarowała z absolutnym przekonaniem. - Zamorduję tego, kto stoi za sterem. I Ohara. Trzy razy mu powtarzałam, trzy razy! Że mają tu nie wpływać! Jasno i konkretnie powiedziałam, że jest tu zbyt płytko, zbyt niebezpiecznie, że mają tylko szalupy... Widzieli wraki! Banda idiotów! Szybciej, Pogad!
Obrazek

Zapomniana świątynia

171
POST BARDA
- Uważaj, Smoluch, bo cię wciągną! - Postraszyła Pogad, zasapana już nieco przez tempo, jakie narzucała Vera przy wiosłowaniu. I chociaż rekiny krązyły wokół łódki, a Sovran siadł na tyłku, obawaiając się ataku ze strony ryb, to dziób szalupy dzielnie pruł wodę, zbliżając się do Siostry.

Ogień zdawał się ustawać. Płomienie strawiły palmy, które były z zasięgu, jednak pozostałe drzewa, stanowiące pierwszy rząd dżungli, były zbyt wilgotne, by łatwo zająć się ogniem. Pożar zdawał się ustawać, ale skrzynie zostały w jego centrum. Nie mogli ocenić z tej odległości, czy przetrwały.

Słońce wzbijało się coraz wyżej, zabierając różowawy świt, zamieniając go w błękit. Płynących w stronę wschodu promienie raziły prosto w oczy, lecz ci z Siostry nie mieli tego utrudnienia.

- Będzie dobrze, kapitanie! - Śmiała się Pogad, nie przejmując się problemem, który nie był jeszcze potwierdzony. Przy pływach, statek w końcu obsunie się z mielizny i będzie mógł ruszyć w dalszą żeglugę... lub pozostanie na dnie, jak te trzy wraki, które pozostawili tutaj kupcy.

- Powiedz, kogo. - Zoferował się Sovran, proponując vendettę, którą sam osobiście wymierzy. Nie miał problemu z brutalnością, wręcz odprężała go, więc czemu nie zabić dwóch wróbli z użyciem jednego kamienia?

I chociaż piraci z Siostry mogli poczekać, aż Vera, Sovran i Pogad do nich dotrą, to woleli spuścić szalupy i spotkać się w połowie drogi. Ledwie minęli granicę wraków, gdy spotkali się.

- Vera! - Krzyczał Corin z daleka, stając na dziobie swojej łódki.

- Kapitanie! - Wtrórowały inne głosy stęsknionych marynarzy. - Czemu żeś podpaliła dżunglę?!

Jeszcze parę metrów, parę machnięć wiosłem... łódki zderzyły się burtami. Corin przeskoczył na szalupę Very i złapał ją w ramiona. Ohar wyszczerzył zęby zza jego pleców, w tej samej łódce znajdował się też śmierdzący Nepal.

- Mówiłem, że ich przyprowadzę! - Cieszył się Ohar. - Szybko żeśmy was znaleźli! Jak tam trolle? Wypuścili Smoluszka?
Obrazek

Zapomniana świątynia

172
POST POSTACI
Vera Umberto
Głos Corina sprawił, że trochę się uspokoiła i przestała wychylać z łodzi, jak jakiś szaleniec. Przypomniało się jej, że gdzieś w tym wszystkim był przecież jeszcze on. Że to Yett zaprzątał jej głowę przez ostatnie dni i że stworzyła już w niej kilka różnych scenariuszy tego, co mogło zajść na Siostrze pod jej nieobecność. Pogodziła się też z faktem, że uczucie, jakim ją darzył, było kłamstwem, sztuczką Ferbiusa. Pogodziła się z myślą, że nigdy już nie obejmie jej tak samo, że nie będzie mogła przesunąć dłońmi po tych znajomych, szerokich ramionach, że przyjdzie jej niezręcznie pogodzić się z zakończeniem związku, który tak naprawdę nigdy nie istniał.
A jednak wołał ją teraz i przeskoczył do jej łodzi, by przytulić ją z ulgą, która nie mogła być nieprawdziwa... tak przynajmniej się jej wydawało. Początkowo wściekła jak osa, rozsierdzona i gotowa rzucić się na Ohara z pięściami, momentalnie zmiękła i pozwoliła się objąć, z naturalną łatwością znajdując sobie miejsce w jego ramionach Yetta. Chwilę zajęło jej przekonanie do tego samej siebie, ale w końcu odwzajemniła uścisk, kurczowo zaciskając dłonie na materiale jego koszuli. Cokolwiek się stało, cokolwiek zrobił, jeśli zrobił, jeszcze o tym nie wiedziała, a nie mogła przecież oskarżać go w oparciu o własne domysły, prawda?
- Nie - odpowiedziała Oharowi, nie odsuwając się od Corina. - Spierdoliliśmy im. Nie chciało się nam czekać trzy dni na osąd.
Zmusiła się do zrobienia kroku do tyłu i wyjrzała na niego zza ramienia oficera.
- Co żeście z moim statkiem zrobili? Kto nim wpłynął na mieliznę? Ile razy ci powtarzałam, zanim cię odesłałam, że macie się trzymać z daleka i tylko szalupy tu wysłać, co? Jeśli cokolwiek stało się Siostrze, jeśli wracam na tonący statek, to przysięgam, że utnę komuś głowę przy samej dupie. Tobie pierwszemu - pogroziła, wyciągając w jego stronę wyprostowany palec wskazujący i piorunując go spojrzeniem.
Dopiero po tej groźbie uniosła wzrok z powrotem na Yetta. Wzrok pełen niepewności i pytań, które jeszcze pozostawały niewypowiedziane, ale na które musiała przecież poznać odpowiedzi.
- Nie ma go już - powiedziała cicho. - Czujesz? Że go nie ma? - dopytała ostrożnie, choć przecież nie był to czas ani miejsce na poważną rozmowę. Zerknęła przez ramię. - Na plaży zostało wszystko to, co udało mi się wyciągnąć z tych wraków przez ostatnie dni. Czekaliśmy na was, więc czymś musiałam się zająć. Niech ktoś to zgarnie i dostarczy na pokład. Ja chcę wreszcie wrócić na Siostrę i stanąć za sterem, bo najwyraźniej nikt poza mną jedną nie potrafi obsługiwać tego pieprzonego koła. Musimy stąd jakoś wypłynąć, o ile jeszcze mamy, kurwa, czym.
Obrazek

Zapomniana świątynia

173
POST BARDA
Do pierwszej łodzi dobiła druga, na której znajdowali się Ember, Ashton i Marda. Oni również przywitali Verę i pozostałych, jednak nikt już nie pchał się na ich szalupę.

- I dobrze, kurwa! - Cieszył się Ohar, śmiejąc się do Sovrana, na powrót cichego, niezauważonego wręcz. Wznoszące się słońce nie działało dobrze na jego oczy, które mrużył i osłaniał dłonią. - Kapitanie, ja im mówiłem! Tyle razy im mówiłem! Ja niewinny! - Zaparł się, jednak jego wesoły ton nie pasował do treści wyjaśnień. - To pana Yetta pytaj, co on zrobił!

Corin nie zmienił się ani odrobiny. Jego ramiona wciąż były tak samo mocne, tak samo trzymały Verę, gdy oficer chciał nacieszyć się jej bliskością, utraconą na zbyt wiele dni.

- Ja pierwszy pożegnam się z głową. - Mruknął, odsuwając się niechętnie, nie zabrał jednak rąk, pozostawiając dłonie oparte w talii partnerki. - To ja wpłynąłem na mieliznę.

- Myśmy mu mówili.
- Potwierdził Nepal. - Oficer, a jaki głupi!

- No, ty se nie pozwalaj! - Uwagę zwróciła mu Pogad, choć Yett nie zareagował na przytyk, będąc winnym stanu, w jakim znalazła się Siostra.

Na rozmowy między kochankami miał nadejść jeszcze czas. Corin wydał się niepewny, gdy towarzyszyło im zbyt wiele osób, lecz jego spojrzenie złagodniało.

- Nigdy go nie czułem. - Przypomniał, równie cicho, pozwalając sobie tylko na ten jeden komentarz. Musiał odsunąć się od ukochanej. - Usiądź, kochanie, te wody są pełne ryb, widzieliśmy rekiny. Nic dziwnego, skoro nikt tu nie łowi. - Dodał, samemu znajdując sobie miejsce. na szalupie, nieopatrznie obok Sovrana. Klepnął go w ramię. - Dobrze cię widzieć, przyjacielu. Co ty... co wy na sobie macie? - Dopytał, nie robiąc sobie niczego z podejrzliwego spojrzenia elfa i braku jakiejkolwiek reakcji na przyjazny gest.

- A daj spokój, panie Yett, żeśmy jeszcze na Czarnych wpadli. Ale Sovran nas, hyc-hyc, i wyprowadził. I żeśmy nawet rzeczy dostali. - Wyjaśniła Pogad, rozsiadając się wygodniej. Ona już się nawiosłowała, a do Siostry było jeszcze daleko. Teraz przyszła pora na kogoś innego.

- Musicie mi wszystko opowiedzieć. - Wczuł się Corin. - My wracamy na Siostrę. Ohar, Marda! Płyńcie do plaży, tak jak kapitan mówi. I uważajcie na ogień!
Obrazek

Zapomniana świątynia

174
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera przeskakiwała spojrzeniem z jednego na drugiego pirata, zerkając też raz po raz na widoczną za ich plecami Siostrę. Nie wyglądali na szczególnie zmartwionych. Radość, jaką okazywali na widok swojej kapitan była wyjątkowo miła, nie dało się ukryć, że zrobiło się jej nawet trochę cieplej na sercu, ale musiało to też świadczyć o tym, że statek jest w wystarczająco dobrym stanie - w końcu nie panikowali, że utkną tu wszyscy razem już na zawsze. Kil musiał być cały, skoro siedzieli sobie w łodziach beztrosko i śmiali się do niej jak banda debili.
Bogowie, jak ona za nimi tęskniła przez te kilka dni.
- Nic jej nie jest? - upewniła się, mrużąc oczy pod słońce i spoglądając na statek. - Wypłyniemy?
Uniosła wzrok z powrotem na Yetta i znów w jej klatce piersiowej pojawiło się to ciepło, które sądziła, że straciła już na dobre. To nie było kłamstwo. Nic nie było kłamstwem, nic nie było sztuczką demona. Może jednak ta słabość zostanie z nią na trochę dłużej, niż zakładała?
- Musisz sobie od nowa posortować priorytety, skoro chciałeś zatopić statek, żeby szybciej się ze mną zobaczyć - rzuciła do oficera, a choć jej słowa w założeniu miały brzmieć ostro, to pojawiła się w nich miękkość, której nie potrafiła przy nim kontrolować. Ale fakt, to nie był czas ani miejsce ani na omawianie wydarzeń z ostatnich dni, ani na nadrabianie zaległości między tą dwójką. Usiadła, już spokojnie, chociaż raz po raz spoglądała na Siostrę, chcąc wypatrzeć dziurę w kadłubie, czy inne krytyczne uszkodzenie, za które musiałaby własnymi rękami udusić Corina.
Cóż, trzeba przyznać, że w stroju, jaki na sobie miała, była daleka od komfortu. Z reguły kontrolowała to, co miała do pokazania. Dekolt? Niech będzie dekolt, ale może niekoniecznie do pępka. Odsłonięte plecy? W porządku, ale może nie całe? Westchnęła, niewiele więcej będąc w stanie z tym faktem teraz zrobić. Do swojej kajuty miała całkiem niedaleko, już niedługo będzie mogła przebrać się w jakąś sensowną koszulę i ścisnąć talię gorsetem, jak należy. Schować to, jak bardzo schudła.
- Mhm. Sovran załatwił nam rzeczy od mrocznych - potwierdziła. - Ubrania, zapasy, dwa pająki, które przetransportowały nas z dżungli na brzeg. Nie byłoby nam to potrzebne, gdyby nam nie spierdolił jaszczur z naszymi bagażami, a potem te trolle... długo by opowiadać. Zaraz się z tego rozbiorę - obiecała cicho, domyślając się, że wygląda absurdalnie.
Na resztę drogi zamilkła. Nie potrafiła się do końca rozluźnić, gdy nie była pewna, czy Siódma Siostra jest cała. Chciała znaleźć się wreszcie na pokładzie, wyprowadzić stąd statek, a potem pójść do swojej kajuty razem z Yettem i mieć tę stresującą rozmowę za sobą.
Obrazek

Zapomniana świątynia

175
POST BARDA
- Pan Osmar popcha, to wypłyniemy! - Zawołał Ohar, machając na pożegnanie, gdy Nepal powiosłował w stronę plaży.

- Poczekamy na przypływ i będziemy modlić się do Ula. - Mruknął Corin, poważniejąc tylko na moment. Statek może i nie był uszkodzony na pierwszy rzut oka, ale dno ugrzęzło w piasku. Corin starał się odegnać złe myśli, pozostawiając miejsce tylko radości spotkania. - Mamy ciebie z powrotem, tylko to się liczy. - Dodał z przesadnym rozczuleniem. Pogad wykrzywiła twarz, nie wyrażając głośno swojej dezaprobaty, zaś Sovran udał, że w ogóle tego nie słyszał.

Yett kiwnął na Pogad, proponując przejęcie sterów szalupy, na co orczyca zgodziła się bez dyskusji. Oddała mu miejsce przy wiosłach. Corin nie spieszył się tak, jak Pogad, a łódka spokojnie sunęła w stronę pasiastych żagli.

- Dobrze wyglądasz. - Pochwalił Verę Corin, mierząc spojrzeniem jej dekolt, od obojczyków aż do pępka. - Nie musisz tego zdejmować, jeśli nie chcesz. Sovran, tobie też do twarzy w ciemnym. - Rzucił komplementem do Mrocznego, ale tak jak uprzednio, nie został zaszczycony odpowiedzią.

- Dla mnie wszystko było za małe. - Pożaliła się Pogad, rozkładając się na rufie szalupy. Położyła się bokiem, opierając głowę o jedną burtę, a nogi wystawiając za drugą, nie bacząc na rekiny, które mogły zainteresować się jej zielonymi stopami.

- Elfy są drobniejszej postury. - Wyjaśnił oczywistość oficer, zerkając na maga, który ciągle wpatrywał się w... coś, coś na wodzie, byle nie w Corina. - Dobrze, że mieliście Sovrana ze sobą.

- Gdyby nie on, to byśmy nie trafili w ogóle do trolli, panie Yett.
- Pogad marudziła bez przerwy. - Ale wtedy bym nie spróbowała zupy z elfa, heh? Smaczna była, co nie, kapitanie?

Nie tylko Vera zamilkła. Szalupa dobiła do burty Siostry, ale dwie pary oczu, te Corina i te Sovrana, wpatrywały się to w orczycę, to w kapitan, oczekując odpowiedzi.

- Z... elfa? - Mruknął Sovran.

- To, co ci wpadło do gardła, nie? To był palec.
Obrazek

Zapomniana świątynia

176
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie do końca zgadzała się z Corinem, nieważne, jak bardzo za nią nie tęsknił i jak nie cieszył się z jej powrotu. Statek był ważny. Statek był piękny i przez Verę ukochany bardziej, niż cokolwiek innego na tym świecie. Nie chciała patrzeć jak tonie, w szczególności z powodu nieudolności oficera, który powinien przecież wiedzieć, że nie wpływa się w takie miejsca - zwłaszcza, że Ohar go ostrzegał.
Jeśli o komplement chodzi, jak zawsze nie miała pojęcia, jak na niego zareagować. Fakt, że usłyszała go od Corina, połączony z tym spojrzeniem, które bardziej zainteresowane było tym, co było w elfim stroju widoczne, niż samym odzieniem, sprawił, że zrobiło się jej cieplej, a na jej usta wypełzł nieznaczny uśmiech. Nie było już demona, który wpakowywałby się im do łóżka. Mogli nareszcie z powrotem odnaleźć się tak, jak należało. Jej kapitańskie łoże czekało i nie tęskniła za nim wyłącznie ze względu na wygodę snu.
Słowa Pogad szybko wyrwały ją z tych nieskromnych rozważań. Rzuciła jej wściekłe spojrzenie i potrząsnęła głową, jakby chciała ją przed tym powstrzymać, ale było już za późno. Zapomniała ustalić z nią tego w międzyczasie. Uprzedzić, że ma to zachować dla siebie. Miała tyle czasu, tyle dni siedzieli na tej pieprzonej plaży! Dlaczego wyleciało jej to z głowy?! Może po prostu bardzo nie chciała o tym myśleć. Na samo wspomnienie znów zrobiło się jej niedobrze.
- Pogad żartuje - odpowiedziała na pytające spojrzenia i machnęła lekceważąco ręką. - Nie mówi poważnie. Gdzież, zupa z elfa?
Patrzyła na orczycę jednocześnie intensywnie, jasno dając jej tym samym do zrozumienia, że ma się z tego wycofać. Jak najszybciej. A już na pewno nie zaprzeczać teraz słowom swojej kapitan.
- To nie był palec, tylko grzyb. Trujący dla wszystkich, tylko nie dla zielonoskórych. Słyszałam o nim kiedyś... Erinel mi takie pokazywał, nietrudno go rozpoznać, nawet w zupie - dodała, by w razie czego mieć świadka, który nie mógł ani potwierdzić, ani zanegować jej słów. - Pogad bawi to, że wszystko wyrzygałam, więc teraz wymyśla.
Złapała za linę i przywiązała ją do łodzi z jednej strony, złość na Pogad odreagowując wyjątkowo ciasnym węzłem. Nie ona będzie go potem rozwiązywać. Wspomnienie elfiego mięsa i rozgotowanego palca skutecznie ostudziło wszystkie jej cielesne tęsknoty i zalążki dobrego samopoczucia, jakie budził w niej Corin. Znów była bliska zwrócenia zawartości żołądka za burtę, choć nic dzisiaj jeszcze przecież nie jadła.
- Wiąż tam tę linę. Chcę wrócić na statek.
Obrazek

Zapomniana świątynia

177
POST BARDA
Corin nigdy nie spodziewałby się, że ze wszystkich rzeczy na świecie, jest jedna, którą kochała bardziej, niż jego samego - statek. Siostra była do zastąpienia, ale osoba? Z opowiednią pomocą nekromanty... z pewnością również można było taką przywrócić.

Słowa Pogad przywołały jednak wszystkich do porządku. Sovran powoli wychodził z szoku, jego twarz zrobiła się bardziej szara, aniżeli niebieskawa, uniósł dłoń do ust, by je zasłonić. Corin nie rozumiał.

- Żartuję? - Orczyca sama spojrzała na Verę, zdziwiona jej słowami, potrzebując chwili, by zakodować jej intencje. - A, tak! Jasne, że żartuję. To był ten, no. Jak kapitan mówi. Grzyb. ... z paznokciem. - Parsknęła, nie powstrzymując się ostatecznie, gdy ich miny bawiły ją zbyt mocno. - Przepraszam, kapitanie! - Zawołała między śmiechem.

- Sovrna, słyszsz? To żart. - Corin nie mógł brzmieć na mniej przekonanego. Wiedział, że daleko temu było od żartu. - Kapitan by cię nie okłamała. Nie pozwoliłaby ci zjeść zupy z... z elfa? - Wahał się, starając zbliżyć do czarnego i objąć go ramieniem w ramach wsparcia.

Smoluch był szybszy. Poderwał się na równe nogi i zaczął wspinać po burcie, byle dalej, byle uciec od problemu, który narósł znikąd. Nie był zbyt umiejętny, jeśli chodziło o dźwiagnie swojego ciężaru po linowej drabince, ale powoli parł ku górze, zostawiając ich za sobą.

- Sama odprowadzę się do celi. - Zaproponowała Pogad, wielce z siebie zadowolona. - Ale miał minę!
Obrazek

Zapomniana świątynia

178
POST POSTACI
Vera Umberto
Powstrzymała cisnące się jej na usta przekleństwo. No tak, to była prawda, kapitan nie pozwoliłaby mu zjeść czegoś takiego i to też właśnie zrobiła, wpadając do klatki i wyrywając mu tę pieprzoną zupę z rąk, gdy tylko dotarło do niej, na czym była ona ugotowana. Nie miała już żadnego więcej usprawiedliwienia, żadnego argumentu, który przemawiałby za wersją o grzybie; nie była osobą najbardziej utalentowaną, jeśli chodziło o przekłamywanie rzeczywistości i gadanie farmazonów, jak Osmar, na przykład. Syknęła w kierunku Pogad coś, czego chyba nie dało się zrozumieć, ale co jasno świadczyło o tym, że orczyca jej konkretnie podpadła. Nie zaprotestowała, gdy ta postanowiła sama odprowadzić się do celi. Niech sobie idzie. Niech wszyscy idą w cholerę. Vera nie chciała słuchać ani o zupie z elfa, ani o trollach, o dżungli, pająkach i jeziorze. Chciała wrócić i zostawić całą tę historię za sobą, ze wszystkim, co zawierała, wliczając w to więcej odsłaniające, niż zakrywające ubrania od mrocznych.
Korzystając z faktu, że znajdowali się przy samym kadłubie, obejrzała go sobie jeszcze dokładnie, a przynajmniej tę jego część, którą była w stanie dostrzec z tego miejsca. Chętnie wyskoczyłaby do wody i opłynęła statek dookoła, skoro i tak była już mokra - swoją drogą, dobrze, że rekiny nie zainteresowały się nią wtedy - ale właśnie ze względu na krążące tu morskie drapieżniki nie był to najrozsądniejszy z pomysłów. Pozostało jej więc przywiązać porządnie szalupę do zrzuconych lin i dać sygnał do wciągnięcia jej na pokład, a potem zejść na niższe poziomy statku i upewnić się, że nic nigdzie nie przecieka. Z drugiej strony, najpewniej ktoś już się tym zajmował.
- To był naprawdę chujowy tydzień, Corin - mruknęła pod nosem. - Wszyscy chcemy mieć to już za sobą. Ja bardzo chcę. Chodźmy do kajuty, opowiem ci w skrócie, ty powiesz mi, co działo się... na statku, kiedy mnie nie było - nie doprecyzowała, że chodziło jej o niego samego, ale chyba nie musiała tego robić. - I niech to już wreszcie będzie zamknięty rozdział.
Obrazek

Zapomniana świątynia

179
POST BARDA
- Smoluszek! - To Ohar cieszył się na widok elfa, gdy ten tylko przeskoczył przez reling. - Smoluszek, dajże-no pyska! Tęsknilim! Hej, gdzie biegniesz?! Hej?!

Wydawało się, że Sovran miał dość rozmowy o zupie i wszystkim innym, bo gdy tylko dostał się na pokład, powędrował do swojej kajuty i zamknął się na trzy spusty, odmawiając otworzenia nawet stęsknionemu bosmanowi.

Vera miała czas na obejrzenie kadłuba, choć z szalupy ni ewidziała niczego, co mogłoby sugerować uszkodzenie. Kil wrył się w piasek na dnie, szczęśliwie w tym miejscu nie było widać żadnych większych skał, które mogłyby uszkodzić poszycie Siostry. Załoga cieszyła się na widok swojej kapitan, ale z mniejszym entuzjazmem, niż Corin, powitali ją na deskach, zdając sobie sprawę z problemu, jakim stał się statek na mieliznie. Nikt Umberto nie zatrzymywał, gdy poszła oglądać dno od wewnątrz, również nieuszkodzone i suche. Ci, którzy zostali wysłani na oględziny wcześniej, uciekli, by zostawić Verze miejsce. Po wszystkim Yett mógł zabrać ją do kajuty.

Ich wspólne gniazdko nie zmieniło się ani odrobinę, jakby Corin wcale w nim nie przebywał.

- Już po wszystkim. - Pocieszył Verę, sadzając ją na jednym z ich foteli, tym, który nie był brudny od soli. - Statek jest cały, poczekamy na przypływ i wrócimy na Harlen. Na Siostrze nie działo się nic szczególnego, wszyscy czekali na wasz powrót. Ashton przekazał informacje o trollach, to bardzo... bardzo szlachetne, z twojej strony, że poszłaś z Sovranem. - Podkreślił oficer. Vera mogła być pewna, że sam również nie pozwoliłby Mrocznemu zginąć. - Opowiedział, co działo się z demonem i tymi nieszczęśnikami, którzy przeżyli.
Obrazek

Zapomniana świątynia

180
POST POSTACI
Vera Umberto
Dobrze było zrobić obchód po własnych czterech kątach, jeśli mogła tak nazwać swój statek. Dobrze było zostać z powrotem otoczoną znajomymi twarzami, głupawymi komentarzami i tym wszystkim, z czym żyła na co dzień. Zdecydowanie dobrze też było wiedzieć, że Siostra jest cała, do środka nie dostaje się właśnie słona woda morska, a jedyne, co musieli zrobić, to poczekać na przypływ. W porządku, skoro była już tutaj, w domu, to mogła czekać i na przypływ.
Zerkała w kierunku kajuty Sovrana, wyobrażając sobie, jak teraz musi się czuć, bo dobrze pamiętała swoje własne wrażenia, gdy dotarło do niej, co zjadła... i wrażenia te utrzymywały się właściwie do tej pory. Trochę liczyła na to, że aktywuje się mu mechanizm wyparcia i uwierzy w wersję Very, tę z grzybem, opowieść Pogad traktując jak coś, co orczyca wymyśliła sobie tylko po to, żeby mu uprzykrzyć życie. Umberto bardzo chciałaby, żeby tak było naprawdę. Bardzo chciałaby nie pamiętać tego palca z paznokciem, który wyłowili z miski.
Rozejrzała się po kajucie, gdy wreszcie znalazła się w niej z powrotem. To nie był pierwszy raz, kiedy pod jej nieobecność ich wspólne kwatery wyglądały, jakby Corin w ogóle tam nie wchodził. W Svolvar było tak samo, gdy wyszła z Hewelionem na polowanie, a potem siedziała w pałacu Belli, czekając na składniki do rytuału. Może było tam zbyt wiele jej rzeczy, żeby czuł się swobodnie? Powinna z nim o tym porozmawiać. Nie to, żeby on miał zbyt wiele ozdób w swojej dotychczasowej kajucie, poza tym jednym wypchanym kotem.
Usiadła na fotelu i uniosła na Yetta wzrok.
- No tak. Ashton wszystko opowiedział.
Zapomniała o tym drobnym fakcie, że on też przecież uczestniczył we wszystkich wydarzeniach, przynajmniej do momentu, w którym Vera ruszyła za stadem jaszczurów w dżunglę i już nie wróciła. Kątem oka dostrzegła leżący niedaleko grzebień, więc zabrała się za rozplątywanie, a potem rozczesywanie mokrych włosów.
- Nie było go przy rozmowie z demonem - zauważyła. - Ferbius mówił... mówił, że wszystkie swoje siły teraz kieruje w twoją stronę. W stronę Siódmej Siostry - od razu poruszyła temat, który interesował ją najbardziej, choć mówiła ostrożnie, czując się, jakby stąpała po tych grząskich bagnach, z których dopiero co wróciła. - Mówił... że moje działania są nieistotne, bo i tak przegrywam. Nie potrafię stwierdzić, czy kłamał.
Opuściła zaciśnięte na grzebieniu dłonie, nie odrywając spojrzenia od twarzy Corina. Szukając choćby jednego tiku, jednego drgnięcia powieki, jakie mogłoby o czymś świadczyć.
- Był upadłym bogiem z zamierzchłych czasów. Dziecko, które mieliśmy mu spłodzić, miało być jego reinkarnacją. Które ty miałeś spłodzić, tak po prawdzie. Ja nie byłam mu potrzebna. Nie byłam żadną wybranką. Mówił, że... na statku jest więcej kobiet - przełknęła ślinę. Dużo kosztowało ją w tej chwili nieopuszczanie wzroku. Tkwiła w rozdarciu pomiędzy domaganiem się prawdy, a ucieczką. Nerwowo wcisnęła kciuk w zęby grzebienia. - Nie może narodzić się na nowo, więc... jeśli... do czegoś doszło... w drugiej szufladzie biurka są moje zioła. Które powinna dostać i wypić. Na wszelki wypadek. To ważne.
Obrazek

Wróć do „Deszczowy Matecznik”