POST POSTACI
Vera Umberto
Gdzieś tam z tyłu głowy Very istniała obawa, że Siódma Siostra po nich nie przypłynie. Nie byłoby to nic strasznego, zamierzała poczekać te kilka dni, a jeśli po tygodniu by się nie pojawili, zarządziłaby powrót do Tsu'rasate, usiłując odwzorować trasę, którą przyprowadziły ich tu gobliny. Potem poczekałaby na jakiś znajomy statek, albo poszukała kogoś, kto płynie na Archipelag i stamtąd już na pewno wcześniej czy później dotarłaby na Harlen. W jej obliczeniach jednak wszystko póki co się zgadzało: grupa, jaka została przez nią odesłana do miasta, z Oharem i Ashtonem, miała tam dotrzeć w ciągu trzech dni, może czterech, gdyby ludzie uratowani ze świątyni za bardzo opóźniali marsz. Potem chwila na zorganizowanie im jakiegoś transportu do innego, mniej zielonoskórego miejsca na Herbii, albo po prostu na odesłanie ich z Siódmej Siostry i statek mógł wypływać. Zgarnąć Weswalda od rodziców, z nadzieją, że chłopak ma tę obiecaną zupę cebulową dla Pogad, a potem płynąć po swoją kapitan.
Chyba nie potrafiła bezczynnie odpoczywać, zabijała więc czas w jedyny słuszny sposób, czyli konstruktywnie. Najpierw opróżniła szalupy z wody, sama, lub z pomocą pozostałej dwójki, jeśli mieli na to ochotę, choć miała tyle czasu, że nie organizowała im zajęć na siłę. Potem sprawdzała, na ile szczelne są to łodzie, wypływając w nich niedaleko w morze, w okolice kąpiącej się Pogad i z powrotem. A gdy już była pewna, że szalupa nie zatonie, zabrała się za przeszukiwanie statków, które utknęły tu na mieliźnie. W końcu Silas twierdził, że ich ładownie pełne są dobroci i Vera nie mogła pozwolić na to, żeby to wszystko przepadło.
Wszystko wartościowe, co znalazła na przechylonych wrakach, albo w ich okolicy - nawet jeśli wiązało się to z nurkowaniem po rzeczy, które zatonęły - znosiła na czerwoną plażę i układała z tego piękny stosik urodzaju. Wszystko jedno, czy były to stroje, tkaniny, futra, przyprawy, biżuteria, czy broń, Umberto brała co mogła i przygotowywała to do przetransportowania na Siódmą Siostrę. W ten sposób mogła zająć czymś myśli za dnia. Wieczorami i w nocy... było trochę gorzej. Próbowała więc namówić Sovrana na treningi z mieczem, albo przynajmniej na ćwiczenie mówienia w języku, którego podstaw ją uczył. Spała i jadła wciąż niewiele, chyba, że na wrakach znalazła butelki z jakimkolwiek alkoholem - wtedy sen przychodził dużo łatwiej.
Obudzona piątego dnia o świcie, Vera odzyskała pełną przytomność, gdy tylko Sovran zasugerował, że na horyzoncie mogła pojawić się Siódma Siostra. Wygrzebała się z posłania i podniosła, dłonią osłaniając zmrużone oczy. Próbowała dostrzec, czy żagle statku, który skręcił w ich stronę, miały znajome, pionowe pasy.
-
Nareszcie - rzuciła ochryple, głosem, który w przeciwieństwie do niej nie obudził się jeszcze. -
Zbierajmy się.
Szybko przemyła twarz niesłoną wodą z bukłaka i przebrała się w coś czystego, budząc w międzyczasie Pogad. Elfie ubrania wciąż nie były czymś, w czym czułaby się komfortowo, ale przynajmniej nie były to jej własne przemoczone, zapocone i ubłocone rzeczy. Tamte spisała już na straty i zostawiła je przy jeziorze. Musiała jakoś się prezentować, nawet odbierana po tygodniu z dżungli. Spodziewała się po powrocie wyjątkowo upokarzającej rozmowy, mogła więc przynajmniej nie dokładać sobie jeszcze wyglądania przy tym jak dziki troll. Włosy związała niedbale, bo były za bardzo poplątane, by zostawić je rozpuszczone.
Wrzuciła część rzeczy do szalupy i popchnęła ją w stronę wody, zbyt nabuzowana emocjami, by miejsce przy wiosłach oddać komukolwiek innemu. Po zdobycze z wraków kogoś tu przyśle, nie będzie tego wszystkiego przecież sama transportować. Miała od tego ludzi. Przede wszystkim musiała dotrzeć na swój statek, stanąć na pokładzie, przejść do swojej kajuty i znaleźć tam, o słodki Ulu, tę jedną butelkę Grozany, która zawsze tam na nią czekała.