POST POSTACI
Vera Umberto
Niektórzy posiadali powalający uśmiech, na który nie mieli wpływu. Inni posiadali zupełne jego przeciwieństwo i takim kimś innym była właśnie Vera. Jej wyniosłe spojrzenie działało raczej zniechęcająco. Erinel najpewniej widział w niej wyzwanie, ale Corin? Albo Arno, z którym dawniej zdarzało się jej spotykać w Porcie Erola? Z tymi musiało być coś grubo nie tak. Inna sprawa, że przy nich nawet Umberto się uśmiechała, więc...Vera Umberto
Nieważne! To nie był czas na takie rozważania. Misio miał rację, musieli uciekać. Musieli znaleźć sposób, żeby się stąd wydostać. Skinęła głową i ruszyła w stronę, z której przyszła - do tego wyjścia przez wewnętrzny mur, które znała.
- Jesteśmy gdzieś między Everam a rezydencją Aspy. Do statku, do jaskini mamy ze dwie godziny drogi, a teraz ktoś wszczął alarm, więc, kurwa, nie pozostaje nam nic, jak wyrżnąć tu wszystkich, bo przecież nas nie wypuszczą, kotuś - mówiła cicho i szybko. - Zastanawiam się co z drugą grupą... Olav miał wejść od innej strony, dotąd ich nie widziałam, ale teraz jak słyszy walkę to pewnie już się nie pierdolą...
Jej rozważania na głos przerwało pojawienie się strażników. Marcel, który miał stać i gawędzić sobie z kucharką, wymyślił nagle, że będzie wykonywał to, po co go zatrudniono. Powinna była go zabić, gdy miała okazję. Stanęła między półelfem i jego branką, a piątką strażników. Zbyt wielu. Zbyt wielu. Powtarzała się sytuacja z Karlgardu, gdy zaczynali ją otaczać i wcale się jej to nie podobało. Tutaj nie zamierzała poddawać się dobrowolnie. Nie wróci ponownie w łapska Kompanii, nie było takiej opcji. Uniosła ostrze, wyciągając je w kierunku twarzy Marcela. Mogła spróbować stanąć naprzeciw całej tej grupie. Gdyby Ilithar zajął się przynajmniej jednym, byłaby ona jedna przeciwko czwórce, jaką w tej chwili widziała. Czy to było rozsądne? Nie, ale niczego, co tu dziś robili, rozsądnym się nazwać nie dało. Nigdy nie walczyła przeciwko takiej przewadze, a błogosławieństwo Ula, demona, czy ktokolwiek truł jej dupę od dwóch tygodni, mogło nie sięgać aż tak daleko.
- Panienka jest zakochana. Zobaczcie, jacy są szczęśliwi. Nie chce być uwolniona - powiedziała, a potem zrobiła krok do tyłu, nie opuszczając ostrza.
Słyszała dźwięki walki za plecami. Musieli tam dotrzeć.
- Biegnij! - poleciła, licząc na to, że półelf zarzuci sobie dziewczynę na ramię i po prostu rzuci się w bieg. Ona zamierzała zrobić to zaraz za nim, jednocześnie będąc gotową do próby odparcia ataku, gdyby strażnicy okazali się szybsi, niż sądziła.