Winnica za miastem

46
POST BARDA
Winda była jakimś wyjściem, choć niezbyt mądrym. Był to jednak szybki sposób na dostanie się na piętro - poprzez szyb. Należało tylko nie utknąć między poziomami.

Służka była przerażona. Kiedy Vera ją puściła, kobieta uciekła pod najbliższą ścianę, by wedle przewidywań skulić się w przestrachu. Większe przybory kuchenne pozostawały poza zasięgiem jej rąk, nie wyglądała, jakby miała ochotę walczyć.

- Panienka mieszka na górze... - Powtórzyła słabo, zerkając na Verę. Była jednak na tyle dzielna, by nie zacząć płakać. - Za złoto, ja pokażę, gdzie. - Dziewczęcia nie trzeba było dalej przekonywać. Widmo szybkiego zarobku było lepsze, niż pracowanie dla Kompanii za ochłapy, jakie z pewnością jej rzucano. - Ale pani nie krzywdzi! Panienka to dobra duszyczka! - Podkreśliła od razu. Kimkolwiek była ta, która mieszkała na piętrze, w jakiś sposób połączona była z Kompanią, choćby tylko przez swojego ojca lub brata. - Ja pokażę, którędy! Tylko panienki nie krzywdzi. - Powtórzyła.

Kuchareczka minęła Verę i ostrożnie otworzyła drzwi. Po tym, jak się skradała, było widać, że nie chce zdradzić Very, choć wpływ musiała na to mieć obecność czarnego ostrza bardziej, niż cokolwiek inne. Upewniwszy się, że jest czysto, kiwnęła na Verę, by ta podążyła za nią.

Główna sala dworku była prześliczna - tylko to określenie mogło przyjść Verze na myśl. Wiejski domek w środku był pałacem. Ściany wyłożone były drogim drewnem, a portrety, gęsto na nich zawieszone, musiały zostać namalowane niedawno - rysy przedstawionych osób były ostre, a barwy nasycone. Okna okalały lekkie, szyfonowe kotary w jasnych barwach, dobrze przełamujące odcień ścian. Podłogi z marmuru wygłuszały piękne jasne dywany. Główna sala pięła się aż ku dachowi, a wystawne, zakręcane schody prowadziły na piętro.

- Tam jest panienka! - Kobieta wskazała głośnym szeptem.

- Kto tu jest?! - Odezwał się głos od tylnego wejścia. To ten strażnik, którego Vera zostawiła przy poidełku dla ptaków, zbliżał się do przeszklonych drzwiczek.

- Ach, Marcelu! Co się dzieje?! - Zawołała z przejęciem kucharka, pędząc w stronę mężczyzny. - Takie poruszenie! Taki gwałt!! Gdzie wszyscy powędrowali?!
Obrazek

Winnica za miastem

47
POST POSTACI
Vera Umberto
Ach, więc pieniądze przemawiały najlepiej! Dobrze! Vera nie włożyła do swojej próby przekupstwa zbyt wiele wysiłku, więc tym milej zaskoczona była, że zadziałało. Opuściła miecz i odsunęła połę płaszcza, tak, by dziewczyna zobaczyła ciężką sakiewkę, jaką miała u pasa. Częściowo, oczywiście, była ciężka przez serca dzwonów, jakie do niej wrzuciła, ale to nie znaczyło, że nie było w niej złota. Nie wypłynęłaby przecież z Harlen bez zęba przy duszy; monety też pobrzękiwały przyjemnie, gdy kapitan trąciła klamrę palcem.
- Dostaniesz ją całą, jeśli pomożesz mi go wyprowadzić - zaoferowała. - Całego i zdrowego. Panience nic nie zrobię.
To było pewnie znacznie więcej, niż ktoś taki jak ta służka kiedykolwiek na raz widział na oczy. Verze nie było szkoda; miała całe skrzynie złota na Siódmej Siostrze. Czymże była dla niej jedna sakiewka? Przegrywała nieraz więcej w kości po pijaku.
Ruszyła za kuchtą tak, jak ta ją prowadziła, wciąż stąpając ostrożnie, wciąż kryjąc się w mroku. Uniosła wzrok na wskazane przez dziewczynę schody, a potem odskoczyła w ich cień, gdy dotarł do niej głos strażnika. Zaklęła w myślach. Trzeba było go zabić, a potem próbować dostać się do środka. Pozostało liczyć na to, że jej nowa pomocnica dobrze wykona zadanie, które powierzyła sobie sama i odwróci uwagę mężczyzny od zamieszania wewnątrz. Przez chwilę jeszcze patrzyła na nią, by wreszcie, trzymając się nisko, pójść w stronę schodów i zacząć się wspinać na górę. Powoli, niespiesznie, przy barierce, przy ścianie... była przekonana, że nie tylko panienka znajdowała się na piętrze tego pałacu. Swoją drogą, jak to działało, że zawsze takie kurwie, jak Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula, miały pieniądze na życie na takim poziomie? Czy to złoto sprawiało, że człowiek zaczynał czerpać przyjemność z posiadania innych ludzi, czy działało to odwrotnie i był to po prostu cholernie intratny układ?
Zerknęła w dół, gdzie została służka i poczekała chwilę, w razie gdyby ta skończyła rozmawiać i poszła za nią. Jeśli jednak ta dalej zagadywała strażnika, Umberto musiała iść dalej sama i spróbować domyślić się, w którym pomieszczeniu może spodziewać się Ilithara. W takim wypadku wahała się tylko chwilę i ostatecznie u szczytu schodów ruszyła w prawo, by tam przystawić ucho do pierwszych drzwi, jakie napotka.
Obrazek

Winnica za miastem

48
POST BARDA
Widok opasłej sakiewki, nawet jeśli przekłamany znajdującymi się w niej sercami dzwonów, podziałał na wyobraźnię służki, która chętnie zgodziła się na współpracę. Co więcej, nie tylko pomogła jej dostać się na piętro, ale dodatkowo zastosowała dywersję i odwróciła uwagę strażnika.

- Niebezpieczeństwo. Wracaj do pokoju! - Strażnik poganiał kucharkę, która wcale poganiana być nie chciała.

Vera wspinała się na górę, schodek po schodku, schroniona w ciemności swojego miecza, którą jednak przetykało światło księżyca wpadającego przez duże okna. Drewno, z którego zrobione zostały schody, zostały wypolerowane na wysoki połysk. Kapitan dostrzegła nawet złote ozdoby, tylko podkreślające przepych, w jakim wybudowano to miejsce. Dobrze osadzone deski stopni nie skrzypiały, za to na piętrze w korytarzyku pociągnięto długi dywan, który miał dobrze wygłuszać kroki.

Korytarz był długi, przy ścianie po prawej stronie zakręcał. Wychodziły na niego kolejne okna, dobrze oświetlając całe przejście światłem nocy. Vera nie dotarła jednak do załamu obranej drogi, bo zatrzymała się przy jednych z drzwi. Przyciśnięcie ucha do deski powiedziało jej, że wnętrze było puste lub też mieszkaniec spał bezgłośnie. Nikt nie zdradził się obecnością za drzwiami.

- To znowu ona? - Dobiegł Verę głos zza załamu korytarza. Należał do mężczyzny.

- A kto inny? Ciągle się kręci, wszystko musi wiedzieć. - Odpowiedział mu drugi niski głos.

Głos kuchareczki i strażnika Marcela przerywał spokój budynku.
Obrazek

Winnica za miastem

49
POST POSTACI
Vera Umberto
Dobrze, niech kucharka zagaduje strażnika. Przynajmniej nie wejdzie on za Verą na górę. Już wystarczy, że słyszała głosy za załomem korytarza, które musiały należeć do innych mężczyzn, stróżujących na piętrze. Po cholerę tu zostali? Nie mogli iść na zewnątrz, walczyć z tym, co było przyczyną alarmu? Pieprzeni służbiści. W sumie i tak źle, i tak niedobrze. Dwóch tutaj, to też dwóch mniej na zewnątrz, gdzie został Yett i reszta.
Nieważne. Było ich tylko dwóch. Musiała ich zabić, jeśli chciała wyjść stąd potem z Ilitharem, który najpewniej był całkowicie bezbronnym gołodupcem. Miała tylko ogromną nadzieję, że nie był nim dosłownie. Nie miała ochoty oglądać jego interesu ponownie.
Uniosła ostrze i wychyliła się nieznacznie zza rogu, wynurzając tylko jedno oko na ułamek sekundy, by zorientować się, jak wygląda sytuacja za zakrętem: gdzie stali lub siedzieli strażnicy, w którą stronę byli obróceni, którego z nich mogła zabić pierwszego wystarczająco szybko, by potem od razu rzucić się na drugiego, tak, żeby uniknąć zbędnego zamieszania. Wpaść pomiędzy nich, zadać dwa szybkie cięcia, zanim któryś z nich zdąży krzyknąć, a potem martwić się resztą. Musiała celować w szyje - z poderżniętym gardłem nie da się być szczególnie głośnym.
Uspokoiła oddech, przez chwilę wpatrując się w jakiś idiotycznie złocony ornament na barierce schodów, aż wreszcie wybiła się z miejsca i jak strzała wpadła za zakręt, zamierzając wprowadzić swój plan w życie, na tyle, na ile będzie w stanie.
Obrazek

Winnica za miastem

50
POST BARDA
Było ich dwóch. Mężczyźni pilnowali drzwi jednego z pomieszczeń i łatwo było się domyślić, że to za nimi znajduje się ktoś lub coś, co właściciel winnicy uznał za drogocenne. Rozmawiali przyciszonym tonem na temat kucharki, która wtykała nosa w nie swoje sprawy, jednocześnie nie mając pojęcia o tym, że Vera czyha na ich życie.

Umberto miała po swojej stronie efekt zaskoczenia, ale nie była dość szybka, by zabić ich obu jednocześnie. Nie zdążyli nawet sięgnąć po broń, gdy była już przy nich. Jedno cięcie wystarczyło, by podreżnąć gardło pierwszego.

- Alarm! - Zdążył wrzasnąć drugi, nim krawędź ostrza dosięgnęła również jego. Z krwią zalewającą usta nie był w stanie dalej krzyczeć. Obaj strażnicy padli na kolana, trzymając się na nowopowstałe, obficie krwawiące rany na szyi. Charcząc, walczyli o ostatnie oddechy.

- Alarm! Panienka w niebezpieczeństwie! - Z dołu nadszedł głos Marcela, a zaraz po nim szybkie kroki. Biegł po schodach.

Przed Verą stały niepilnowane już drzwi. Jeśli je otworzyła, dostrzegła swój cel - na tle okna widniały dwie ciemne sylwetki, ciasno do siebie przytulone.

- Stój! Ostrzegam cię! - Groził znajomy głos. Ilithar tu był!
Obrazek

Winnica za miastem

51
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie była tak szybka, jak chciała być. Ale też stawiała przed sobą wygórowane oczekiwania - zabić obu, zanim któryś zdąży krzyknąć? Było to trochę nierealne. Nie miała obok Iriny, która posłałaby strzałę w krtań drugiego, gdy Vera poderżnie gardło pierwszemu. Zaklęła i dobiła strażnika, ale już słyszała mężczyznę biegnącego z dołu. To nic, powtarzała sobie. To nic. Zabije go tak samo, jak zabiła tych dwóch, a potem jakoś się stąd wydostanie, z półelfem czy bez niego.
A on czekał w środku, w sypialni, tak, jak się tego spodziewała. To mógł być każdy inny, ale Vera znała go już zbyt dobrze, by się jakiegokolwiek innego spodziewać. Nawet do niej stroił słodkie minki na Harlen, a co dopiero gdy na horyzoncie pojawiała się elegancka panienka i jej luksusowa sypialnia. Oczywiście, że leżał z nią w tym pierdolonym łóżku. Ale to dobrze, w końcu po niego tu przyszła.
- Nie wkurwiaj mnie, Ilithar, tylko zbieraj dupę z łóżka i idziemy stąd - syknęła w odpowiedzi na jego ostrzeżenia. - Nie ma czasu!
Wpadła do sypialni i przycisnęła się plecami do tej ściany, na której znajdowały się drzwi, czekając na Marcela. Służka i jej paplanina okazały się bezużyteczne w obliczu krzyków strażnika. Czy należało się jej zaoferowane złoto? Cóż, to się jeszcze okaże. Miała ich wyprowadzić z budynku. Teraz tak czy inaczej Umberto miała poważniejsze problemy na głowie, jak zbliżającego się wroga i Ilithara, który mógł myśleć nie tą głową, co trzeba i wcale nie chcieć stąd z nią iść.
Obrazek

Winnica za miastem

52
POST BARDA


- Misiu, co się dzieje?! - Jeśli nie strażnicy, to nowa ukochana Ilithara miała zdolności, które mogły postawić na nogi całą posiadłość. Jej głos był wysoki, głośny, irytujący. Vera poczuła, jak od wystraszonego skrzeku panienki stają jej włoski na całym ciele.

- Cicho, Mira! Zbieraj się! - Ilithar szybko zmienił nastawienie. Z rycerza swojej wybranki, gotowym bronić ją własną piersią, na powrót stał się piratem. - Vera, nareszcie! Kapitan was przysłał?

Choć Leobarius chciał wziąć udział w akcji, dał się przekonać, że nie będzie potrzebny na statku, za to musiał przygotować miejsce na Harlen. Starszy kapitan nie był już tą samą osobą, którą zostawili przed wypłynięciem na Północ. Mimo to, choć minęło tyle czasu, Ilithar wciąż w niego wierzył. I nie tylko on!

Kolejny pisk przerwał ciszę, gdy dziewczyna u boku półelfa dostrzegła zwłoki w progu.

- Ona ich zabiła! Ratunku!! - Wrzeszczała, póki Ilithar nie zatkał jej ust własną dłonią.

- Cicho bądź! Chciałaś uciec, to jest twoja jedyna szansa. - Upomniał ją, samemu zbierając się do drogi. Na szczęście miał na sobie ubranie, nawet jeśli były to tylko płócienne portki. Ale czy można było narzekać na widok jego nagiej klatki piersiowej? Nawet w ciemności Vera mogła dostrzec, że niczego nie stracił.

- Ale tatuś...?

- Do diabła z tym skurwysynem! Vera, zaraz zleci się ich więcej!


Marcel nie próżnował. Już od schodów krzyczał:

- Panienka! Panienka w niebezpieczeństwie! - I wkrótce wpadł do pokoju młódki.

W pokoiku nie było niczego poza łóżkiem, paroma mebelkami i dwoma dużymi oknami.
Obrazek

Winnica za miastem

53
POST POSTACI
Vera Umberto
- Tak. Leobarius jest na Harlen - wyjaśniła szybko, starając się stłumić irytację, wywołaną piskami dziewczyny.
Rzeczywistość była nieco bardziej skomplikowana. Ilithar nie miał pojęcia, że to jego byli towarzysze odpowiedzialni byli za zdradę i zniewolenie bądź śmierć części załogi, do której należał. Nie wiedział, że nie mają już statku. Że Gregor został zarządcą wyspy, a jego kapitańskie czasy były już za nim - przynajmniej dopóki nie znajdzie statku i nie skompletuje sobie załogi na nowo. Jeśli uda im się stąd uciec, będą mieli dużo czasu w drodze powrotnej na wyspie, by wszystko wszystkim opowiedzieć i przygotować ich na nową rzeczywistość, a także obudzić w nich chęć słusznej zemsty.
- Chcesz ją zabrać?! - spytała z niedowierzaniem. - Czego żeś jej naobiecywał? Zrób coś, żeby się zamknęła - warknęła.
Rozejrzała się. Sytuacja nie wyglądała kolorowo. Skoro panienka zamierzała iść z nimi, jednocześnie będąc najcenniejszym wyposażeniem tego pałacu (choć nie tak cennym, żeby nie mógł splugawić jej pirat, najwyraźniej), za chwilę zleci się tu więcej strażników, niż jeden Marcel.
Ale mieli okna, a pierwsze piętro to wcale nie było tak wysoko.
- Przez okno - poleciła, odrywając się od ściany tylko po to, by zatrzasnąć drzwi. Znalazła klucz, skobel, czy cokolwiek, czym panienka blokowała wejście, żeby szanowny tatuś nie wparował jej do pokoju podczas miłosnych uniesień z Ilitharem, i zablokowała wejście. Na wszelki wypadek też doskoczyła do pierwszej lepszej komody i przepchnęła ją pod drzwi.
- Ilithar! Zwijaj koc, prześcieradło, zasłonę, cokolwiek tam macie. Zsuniemy się po tym przez okno na zewnątrz. Musimy jeszcze opuścić całą pierdoloną winnicę - dopadła do dziewczyny i złapała ją za koszulę, by pochylić się nad nią i wbić w nią intensywne spojrzenie. - Skup się, dziewczyno. W dupie mam to, czy przeżyjesz, czy nie. I naprawdę cię nie potrzebuję, przyszłam tu tylko po niego. Możesz iść z nami, ale masz się słuchać. Możesz też zostać, ale jeśli będziesz się drzeć, bez zastanowienia poderżnę ci gardło tak, jak poderżnęłam je tamtym dwóm, jasne? Gęba na kłódkę.
Obrazek

Winnica za miastem

54
POST BARDA


- Dlaczego nie tutaj? - Ilithar zadał pytanie, które samo nazywało się na usta. - Tylko Siostra tu jest?

- Jaka siostra?! Masz siostrę?! - Spanikowana dziewczyna paplała bez sensu. Nie zdążyła jeszcze nawet wyjść z łóżka i nie wyglądała, jakby zamierzała, sparaliżowana strachem.

Ilithar, nie mający pojęcia o zdradzie jego dawnej załogi, zupełnie zignorował piski księżniczki. Podłapując plan kapitan, pomógł jej podsunąć ciężką, rzezbioną komodę pod drzwi. Jakże pięknie taki mebelek prezentowałby się w kajucie Very! Nie było jednak sposobu, by go przetransportować. Jeszcze nie.

- Dziewczyna dużo wie. - Wyjaśnił naprędce półelf. - Słyszałaś panią kapitan, zamknij się!

- Pysiu...? Pysiu! Co ty?! Broń mnie! Marcel!!


Do kobiety zaczynało docierać, że jej łobuz nie kocha jej najbardziej, jak być może obiecywał. Kiedy na drodze pojawiła się Vera, zupełnie zapomniał o ich wielkiej miłości dzielonej w pościeli. Z korytarza dobiegały krzyki mężczyzn, teraz było ich co najmniej trzech, sądząc po głosach i łupaniu w drzwi. Półelf wyciągnął prześcieradło spod tyłka Miry i zaczął związywać je, jak piratka przekazała. Nie reagował, gdy Vera zastraszała dziewczynę i to całkiem skutecznie, bo zamiast piszczeć, panienka zalała się łzami. Z bliska Vera dostrzegła, że młoda nie jest szczególnie urodziwa. Miała pyzatą twarz i cienkie włosy, do tego parę nadprogramowych kilogramów. Gdyby okoliczności były inne, Ilithar raczej by na nią nie spojrzał.

Stworzenie liny z prześcieradeł było wyzwaniem, ale Ilithar poradził sobie z nim nad wyraz szybko.

- Skaczę pierwszy. - Postanowił, pociągając za prowizoryczną linę, gdy przywiązał ją już do nogi łóżka. - Będę was łapał. Niech Mira idzie za mną, potem ty, Vera.

Mężczyzna jeszcze raz pociągnął za linę, by sprawdzić jej wytrzymałość, po czym otworzył okno i śmiało przeskoczył na drugą stronę. Przytrzymując się, stopniowo schodził ku dołowi, wprost do małego ogródeczka na tyłach, teraz już nie pilnowanego. Kiedy był ledwie dwa metry nad ziemią... Węzeł znajdujący się tuż na parapecie okna puścił. Półelf rąbnął o ziemię, a Vera została z Mirą.
Obrazek

Winnica za miastem

55
POST POSTACI
Vera Umberto
- Długo by tłumaczyć - westchnęła, bo przecież Siostry na dobrą sprawę też tu nie było. - Jestem ja i Hewelion. Wyjaśnię ci jak stąd wyjdziemy, hm?
Skinęła głową. Wiedza zastraszonego dziewczęcia mogła im się przydać. Jeśli siedziała w planach swojego tatusia, piraci będą mogli ją wykorzystać. I nie miała tu na myśli robienia tego dosłownie. Podejrzewała, że gdy przed Ilitharem pojawią się inne opcje, z tej konkretnej szybko zrezygnuje, a i niewielu innych może być zainteresowanych. Z drugiej strony, skoro młoda wpadła w ramiona półelfa, pewnie wpadnie i w inne.
Potem pomogła Ilitharowi spuścić linę z okna i zgodziła się na jego plan... który okazał się zawieść w najbardziej kluczowym momencie. Wychyliła się przez parapet, odprowadzając spojrzeniem końcówkę prześcieradła, jaka miała trzymać się nogi łóżka.
- Kurwa mać, na statku też tak liny wiążesz? - syknęła do mężczyzny, który po upadku podnosił się z ziemi.
Skakanie z wysokości pierwszego piętra nie było może samobójstwem, ale nie było też najmądrzejsze. Jeszcze rok temu Vera rozważałaby zrobienie tego, przerzucenie nóg przez parapet i liczenie na to, że uda się jej upaść bezboleśnie, ale to, co przeszedł Corin i ból, z jakim musiał użerać się do dziś, skutecznie odwiódł ją od tego pomysłu.
- Szybko. Masz jeszcze coś? - spytała Mirę, jednocześnie dopadając do łóżka i komody, by przetrząsnąć zawartość jej szafek i szuflad. Szukała sukni, które mogła naprędce pozwiązywać, kolejnego prześcieradła, koszul nocnych, czegokolwiek. Na tyle, by nie spadać z wysokości pięciu metrów, tylko przynajmniej dwóch. - Dawaj, Mira, bo ci książę ucieknie.
Obrazek

Winnica za miastem

56
POST BARDA
- Hewelion? - Mruczał jeszcze Ilithar, nagle tracąc rezon. Nie zdołał jednak wyjaśnić, co łączyło go z Hubertem, bo uciekł za okno, prosto na glebę. Upadek z wysokości nie był zbyt przyjemny, co Vera mogła ocenić po wyjęczanym przez półelfa przekleństwie. Było jednak rozważnie ciche, by nie zaalarmować nikogo. Z wysokości piętra Vera nie widziała żadnych nadciągających strażników.

Mężczyzna potrzebował chwili, by podnieść się z ziemi.

- Vera, rzuć mi ją! Nie ma czasu, złapię! - Zawołał, ustawiając się tuż pod oknem. Resztki lini zostały zapomniane pod jego stopami. Na jego usprawiedliwienie, część z wybranych do jej uplecenia materiałów była śliska, niezbyt zdatna do tego celu.

Strażnicy przestali uderzać w drzwi, a zaczęli działać z rozmysłem. Pchali razem, z lekkiego rozbiegu. Skobel trzeszczał, gotów puścić w każdej chwili! Ich było trzech, komoda nie mogła ich powstrzymać.

Mira płakała, przerażona. Wpatrywała się w Verę, jakby to ona była winna wszystkim smutkom na świecie.

- Mój misiu... - Łkała, podnosząc się w końcu i podchodząc do okna. - Kochanie, spadłeś!

- Nic mi nie jest! Skacz!

Dziewczę nie było jednak przekonane do tego pomysłu.

W skrzyniach, szafach i szufladach Vera znalazła to, czego potrzebowała. Suknie piękne i podomki, szarfy, pasy, ozdoby do włosów, pończochy i gorsety, płaszcze, całe wyposażenie godne młodej damy.
Obrazek

Winnica za miastem

57
POST POSTACI
Vera Umberto
Dźwięki trzeszczącego skobla i szurających po podłodze nóżek komody nie pomagały Verze się skupić. Może i znalazła strojne suknie, piękne materiały i wszystko to, co sama chciałaby mieć. Może i gdzieś tutaj, w tym pomieszczeniu, w innych okolicznościach dorwałaby szkatułkę z biżuterią, jaką mogłaby później przymierzać i godzinami podziwiać to, jak prezentuje się na jej palcach, czy dekolcie. Może zabrałaby i meble, wymieniłaby swoją komodę w kajucie kapitańskiej, a Corin dostałby jej starą i wtedy mogliby się pozbyć tego jego koszmarnego, drewnianego kloca, w którym trzymał ubrania... Za zawartość tego pieprzonego pałacu mogliby żyć jak królowie znacznie dłużej, niż za złoto, jakie dostali na ślub.
Ale teraz ślub był tylko miłym wspomnieniem, które kończyło się dramatycznie, a którego los nawet nie dawał im poświętować tak, jak poświętować by chcieli. Nie mogła nawet pocałować Yetta, żeby nie dostać złotem po oczach. Zatrzasnęła wściekle jedną z szuflad, czując, jak wypełnia ją wściekłość z zupełnie nowego powodu.
- Jebać to. Nie mamy wyjścia. Nie mamy czasu. Musimy skakać - zadecydowała. Nie wiedziała, czy da radę trzem wyszkolonym strażnikom, których nie weźmie tym razem z zaskoczenia, ale którzy będą na nią doskonale przygotowani. Była dobra, ale chyba nie aż tak. A niżej, na parterze i na zewnątrz, z pewnością byli kolejni. Nie miała czasu związywać teraz ze sobą siedmiu sukien, żeby stworzyć wystarczająco długi sznur.
Poczuła panikę podchodzącą jej do gardła, ale niczego po sobie nie pokazywała. Yett po prostu źle wtedy upadł. I nie było na dole nikogo, kto mógłby go złapać. Kto mógłby mu pomóc, jeśli coś złamał. Do tego Kompania dodatkowo wykończyła go podczas przesłuchania. To było co innego.
- Skacz - poleciła Mirze. - Albo wyrzucę cię sama, a wtedy będziesz miała jeszcze mniejszą kontrolę nad tym, jak lecisz.
W międzyczasie wychyliła się przez okno i uważnym spojrzeniem zmierzyła zewnętrzną ścianę. Może mogła zejść na jakąś belkę? Gzyms, z którego miałaby nieco bliżej do ziemi? Może dało się przejść po budynku od zewnątrz, na jakąś niższą przybudówkę? Nie miała pojęcia, szukała czegokolwiek. Jeśli jednak nie znalazła, pozostało jej poczekać, aż panienka wyląduje na ziemi i samej z duszą na ramieniu przejść na drugą stronę parapetu, z którego nie miała innej opcji, niż rzucenie się w ramiona pieprzonego Ilithara.
Obrazek

Winnica za miastem

58
POST BARDA


Vera nie miała wiele czasu do namysłu. Strażnicy napierali na drzwi i skobel był już poluzowany, trzymający się na ledwie paru gwoździkach. Gdy te puszczą, droga do sypialni młodej damy będzie stała otworem. Wszystkie te suknie, biżuterię i inne śliczności musiała zostawić za sobą, choć zawsze istniała możliwość powrotu. Wspomnienie złota w oczach Yetta wypełniło Verę złością, ale z drugiej strony, poczuła również swego rodzaju ciepło w klatce piersiowej. Corin był przecież idealnym partnerem. Idealnym towarzyszem i idealnym mężczyzną, który chciał zostać ojcem, a na którego drodze stała tylko decyzja Very.

Mira nie chciała skakać; nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby skakać z okna. Wysokość nie była tak przerażająca jak ta, z której skakał Corin, lecz zły upadek mógł skończyć się złamaną piszczelą.

- Uciekają oknem! - Zauważył któryś ze strażników za drzwiami. - Biegnijcie!

- Marcel! -
Piszczała panienka. Nie tylko Vera była spanikowana. Słowa kapitan były jednak bardziej przerażające niż wysokość i ramiona ukochanego.

Dziewczę skoczyło. Ilithar spisał się na medal i wpadła w jego ramiona, a on prowadził ją na ziemię.

- Vera, nadchodzą! Pospiesz się!

Na zewnętrznej ściance nie było wiele do przytrzymania się. Belki były niemal zrównane z białym tynkiem, elegancko nie pozostawiono gzymsu ani niczego, na czym można byłoby oprzeć stopę. Pozostał skok.

Ledwie zdążyła się wybić, a już lądowała w ramionach półelfa. Ilithar nie poradził sobie z Verą tak, jak z Mirą, bo zatoczył się do tyłu, ledwie o milimetry mijając krawędź fontanny, o którą z pewnością rozbiłby głowę! Kapitan mogła wesprzeć się o nagą klatkę piersiową przystojniaka. Nie odniosła żadnego szwanku.

- Uch! - Kolejne uderzenie o ziemię wyrwało z Ilithara ostatni oddech. - Uciekamy! Zaraz tu będą!

Od prawej strony, od drzwi kuchni, dobiegły ich ciężkie pospiesznie kroki kroki. Słyszeli też dzwięki nieco odleglejszej walki.
Obrazek

Winnica za miastem

59
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć raczej gardziła Ilitharem ze względu na wyznawane przez niego wartości i to, jak stosował się do nich w życiu, to trzeba było przyznać, że miło było trafić w jego ramiona - nawet jeśli tylko na chwilę i w wyjątkowo stresującej sytuacji. Doskonale też się spisał, łapiąc ją, choć do samego końca obawiała się, że mu się to nie uda i właśnie powinna żegnać się z władzą w przynajmniej jednej kończynie. Nie było jednak czasu zachwycać się okolicznościami, zresztą i tak były to myśli wybitnie nie na miejscu. Zamieszanie, jakie słyszała z drugiej strony pałacu, skutecznie przywróciło ją do rzeczywistości.
Odstawiona na ziemię, sięgnęła do buta i wyciągnęła z niego długi, wąski sztylet, który trzymała zawsze przy sobie. Wręczyła go półelfowi, ale przytrzymała jeszcze przez ułamek sekundy, chcąc, by ich spojrzenia się spotkały.
- Chcę go z powrotem - powiedziała z naciskiem, żeby nie przyszło mu do głowy przywłaszczyć go sobie na zawsze.
Dopiero wtedy puściła broń i ruszyła w lewo, w przeciwną stronę niż ta, z której słyszała nadbiegające kroki. Zamierzała pomóc w walce, więc tam też się kierowała, ale nie miała pojęcia, co zrobić z Ilitharem i jego niezbyt urodziwą zdobyczą.
- Zajebaliśmy statek Kompanii i nim przypłynęliśmy, żeby straż z Everam nas nie zgarnęła - wyjaśniała jednocześnie szybko, by pokrótce wprowadzić mężczyznę w sytuację. - Stoi tam, gdzie Siostra i Kruk stały poprzednio. Tutaj jest nas mało, garstka, ale chyba uwolnili już więźniów. Będziemy przebijać się do wyjścia. Do południowej bramy.
Na Mirę kompletnie nie zwracała uwagi. To była jego panienka, niech on jej pilnuje; Vera z mieczem w dłoni przygotowana była do czegoś zupełnie innego. Była gotowa dołączyć do wyrzynania strażników, jednego po drugim. Ich martwe ciała miały zdobić pałacowe rabatki winnicy tak, jak wcześniej ozdobiło je jedno.
- Chyba że znasz jakieś inne wyjście, niż tamtędy? Lepsze?
Obrazek

Winnica za miastem

60
POST BARDA


Choć Vera wylądowała bez szwanku, Ilithar, w całej swojej półelfiej okazałości, wylądował na ziemi - po raz drugi! Plecy mężczyzny musiały być już obite na fioletowo i niebiesko, choć sińce nie zdążyły jeszcze wykwitnąć. Krzywa mina Ilithara sugerowała, że musiało boleć, choć nie narzekał nawet słowem i nie prosił się o zadośćuczynienie za przyjęcie impetu upadku na siebie. Jeszcze nie. Uratowanie skóry mogło jednak wystarczyć jako zwrócenie przysługi.

Mira chwyciła się ramienia pół-elfa, nie przestawała szlochać, choć teraz pryznajmniej robiła to cicho. Ilithar chwycił darowany mu sztylet.

- Tak jest, pani kapitan! - Zgodził się w formalny sposób, który miał przywrócić hierarchię w ich małej grupce, na jego ustach na moment pojawił się jednak zadziorny uśmiech, ten sam, przez który kobietom miękły kolana. Nie sposób było orzec, czy nad tym panował i czy zrobił to specjalnie. - Szkoda, przydałoby się nas więcej. Część straży stanowią nasi, pomogą. Więźniowie nie są uzbrojeni, ale chwycą za narzędzia.

- Nie możesz zabijać, kotuś! -
Jęczała Mira, ale Ilithar nie zwracał na nią uwagi.

- Nie wypuszczali nas poza mury, nie wiemy, gdzie jesteśmy. Na razie musimy się stąd wydostać! Jest tylko jedno wyjście z wewnetrznego muru. Musimy się stąd wydostać.

Słowa Ilithara przetrwały kroki już w tylnym ogródeczku. Od strony przejścia, gdzie znajdowały się drzwi kuchni, wypadli zbrojni, z Marcelem na czele. Za nim było co najmniej czterech, paru mogło się czaić za rogiem.

- Poddajcie się i uwolnijcie panienkę! - Zażądał Marcel.

Ilithar nie myślał długo. Przyciągnął do siebie królewnę i przyłożył nóż do jej szyi. Obie grupy, strażnicy i piraci, byli w szachu.
Obrazek

Wróć do „Everam”