Winnica za miastem

91
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie jej problemem byli strażnicy, którzy nie czuli się do końca oddani sprawie. Nie jej problemem było to, że teraz, gdy ich kapitan padła, nie mieli zbyt wiele motywacji do walki. Nie jej problemem była wątpliwość, jaką widziała w oczach mężczyzny, który próbował zaatakować ją od tyłu, a którego broń sprawnie od siebie odbiła. Nie brać jeńców, powiedziała wielka strażniczka i Umberto zamierzała się do tego polecenia dostosować, nawet jeśli te słowa nie były skierowane do piratów.
Nie było zresztą nikogo, kto by ją powstrzymał. Żaden z dwóch wspaniałych dowódców tej misji nie zawołał teraz, że mają opuścić broń, zlitować się nad tą resztką, która teraz wycofywała się pod naporem rozwścieczonych piratów, tych uwolnionych i tych, którzy do tego uwolnienia doprowadzili. Żaden nie powiedział jej, że ma przestać, więc nie przestawała, tnąc raz za razem, dopóki miała na to siłę i dopóki nie robiło się jej ciemno przed oczami z bólu i wysiłku. Nawet jeśli nie do końca słusznie, to wychodziła z założenia, że w tańcu z mieczem jest najlepsza z nich wszystkich, a zarówno przez ten fakt, jak i przez zajmowane przez nią stanowisko, była za nich wszystkich odpowiedzialna. Dopóki będzie miała siłę stać na nogach, będzie walczyć i patrzeć, jak niebieskie płaszcze zalewa krew - nawet jeśli w świetle księżyca mokre plamy na ich ubraniach niczym nie różniły się od tej, jaka rosła na jej boku.
Piraci oczekiwali rozkazu, ale Vera żadnego rozkazu nie dała. Jak wściekłe zwierzę, niepomne własnego stanu, wyprowadzała kolejne cięcia, kolejne uderzenia, pozbawiając życia wszystkich, którzy stanęli jej na drodze. Ale czy ktokolwiek potrzebował rozkazu, kiedy ją widział? Może i nie była w stanie zniszczyć kolosa, jakim stała się Kompania Handlowa Błogosławieństwa Ula, ale zamierzała wybić tak wielu jej członków, ilu tylko będzie mogła.
Obrazek

Winnica za miastem

92
POST BARDA
Nawet niewypowiedziane rozkazy działały w przypadku piratów z Siódmej Siostry, Szkarłatu, Dłoni i każdych innych, którzy zaplątali się do Everam, by walczyć dla wolności swoich pobratymców. Nie spodziewali się, że ktoś każe im przestać, dlatego walczyli, pozbawiając życia każdego wroga, który nawinął im się pod ostrze.

Vera czuła efekty odniesionej rany i utraty krwi. Kiedy dobijała ostatniego członka Kompanii, czuła się jak w amoku. Widziała wszystko tak wyraźnie, jak to było możliwe, choć jednocześnie widziała mgłę przed oczami, a w głowie rozbrzmiewał jakiś niski, wibrujący dźwięk. Okrzyki zlewały się w jedno, kiedy piraci wznosili tryumfy ku ciemnemu niebu.

- Wynosimy się stąd! Vera? - To głos Corina zmusił ją do skupienia się na rzeczywistości. - Aż, cholera! Hubert, daj te taczki! Vera oberwała!

Rana była jeszcze głębsza, niż można było się spodziewać, a upływ krwi zbyt szybki. Ktoś zaraz obwiązał Verę prowizorycznymi bandażami, ktoś inny - czy to znowu był Corin? - złapał ją w ramiona, przenosząc na rolniczy wózek. Umberto chwilowo mogła odpocząć. Wygrali.

-> Na statek
Obrazek

Wróć do „Everam”