POST BARDA
Winda była jakimś wyjściem, choć niezbyt mądrym. Był to jednak szybki sposób na dostanie się na piętro - poprzez szyb. Należało tylko nie utknąć między poziomami. Służka była przerażona. Kiedy Vera ją puściła, kobieta uciekła pod najbliższą ścianę, by wedle przewidywań skulić się w przestrachu. Większe przybory kuchenne pozostawały poza zasięgiem jej rąk, nie wyglądała, jakby miała ochotę walczyć.
- Panienka mieszka na górze... - Powtórzyła słabo, zerkając na Verę. Była jednak na tyle dzielna, by nie zacząć płakać. - Za złoto, ja pokażę, gdzie. - Dziewczęcia nie trzeba było dalej przekonywać. Widmo szybkiego zarobku było lepsze, niż pracowanie dla Kompanii za ochłapy, jakie z pewnością jej rzucano. - Ale pani nie krzywdzi! Panienka to dobra duszyczka! - Podkreśliła od razu. Kimkolwiek była ta, która mieszkała na piętrze, w jakiś sposób połączona była z Kompanią, choćby tylko przez swojego ojca lub brata. - Ja pokażę, którędy! Tylko panienki nie krzywdzi. - Powtórzyła.
Kuchareczka minęła Verę i ostrożnie otworzyła drzwi. Po tym, jak się skradała, było widać, że nie chce zdradzić Very, choć wpływ musiała na to mieć obecność czarnego ostrza bardziej, niż cokolwiek inne. Upewniwszy się, że jest czysto, kiwnęła na Verę, by ta podążyła za nią.
Główna sala dworku była prześliczna - tylko to określenie mogło przyjść Verze na myśl. Wiejski domek w środku był pałacem. Ściany wyłożone były drogim drewnem, a portrety, gęsto na nich zawieszone, musiały zostać namalowane niedawno - rysy przedstawionych osób były ostre, a barwy nasycone. Okna okalały lekkie, szyfonowe kotary w jasnych barwach, dobrze przełamujące odcień ścian. Podłogi z marmuru wygłuszały piękne jasne dywany. Główna sala pięła się aż ku dachowi, a wystawne, zakręcane schody prowadziły na piętro.
- Tam jest panienka! - Kobieta wskazała głośnym szeptem.
- Kto tu jest?! - Odezwał się głos od tylnego wejścia. To ten strażnik, którego Vera zostawiła przy poidełku dla ptaków, zbliżał się do przeszklonych drzwiczek.
- Ach, Marcelu! Co się dzieje?! - Zawołała z przejęciem kucharka, pędząc w stronę mężczyzny. - Takie poruszenie! Taki gwałt!! Gdzie wszyscy powędrowali?!