Winnica za miastem

61
POST POSTACI
Vera Umberto
Niektórzy posiadali powalający uśmiech, na który nie mieli wpływu. Inni posiadali zupełne jego przeciwieństwo i takim kimś innym była właśnie Vera. Jej wyniosłe spojrzenie działało raczej zniechęcająco. Erinel najpewniej widział w niej wyzwanie, ale Corin? Albo Arno, z którym dawniej zdarzało się jej spotykać w Porcie Erola? Z tymi musiało być coś grubo nie tak. Inna sprawa, że przy nich nawet Umberto się uśmiechała, więc...
Nieważne! To nie był czas na takie rozważania. Misio miał rację, musieli uciekać. Musieli znaleźć sposób, żeby się stąd wydostać. Skinęła głową i ruszyła w stronę, z której przyszła - do tego wyjścia przez wewnętrzny mur, które znała.
- Jesteśmy gdzieś między Everam a rezydencją Aspy. Do statku, do jaskini mamy ze dwie godziny drogi, a teraz ktoś wszczął alarm, więc, kurwa, nie pozostaje nam nic, jak wyrżnąć tu wszystkich, bo przecież nas nie wypuszczą, kotuś - mówiła cicho i szybko. - Zastanawiam się co z drugą grupą... Olav miał wejść od innej strony, dotąd ich nie widziałam, ale teraz jak słyszy walkę to pewnie już się nie pierdolą...
Jej rozważania na głos przerwało pojawienie się strażników. Marcel, który miał stać i gawędzić sobie z kucharką, wymyślił nagle, że będzie wykonywał to, po co go zatrudniono. Powinna była go zabić, gdy miała okazję. Stanęła między półelfem i jego branką, a piątką strażników. Zbyt wielu. Zbyt wielu. Powtarzała się sytuacja z Karlgardu, gdy zaczynali ją otaczać i wcale się jej to nie podobało. Tutaj nie zamierzała poddawać się dobrowolnie. Nie wróci ponownie w łapska Kompanii, nie było takiej opcji. Uniosła ostrze, wyciągając je w kierunku twarzy Marcela. Mogła spróbować stanąć naprzeciw całej tej grupie. Gdyby Ilithar zajął się przynajmniej jednym, byłaby ona jedna przeciwko czwórce, jaką w tej chwili widziała. Czy to było rozsądne? Nie, ale niczego, co tu dziś robili, rozsądnym się nazwać nie dało. Nigdy nie walczyła przeciwko takiej przewadze, a błogosławieństwo Ula, demona, czy ktokolwiek truł jej dupę od dwóch tygodni, mogło nie sięgać aż tak daleko.
- Panienka jest zakochana. Zobaczcie, jacy są szczęśliwi. Nie chce być uwolniona - powiedziała, a potem zrobiła krok do tyłu, nie opuszczając ostrza.
Słyszała dźwięki walki za plecami. Musieli tam dotrzeć.
- Biegnij! - poleciła, licząc na to, że półelf zarzuci sobie dziewczynę na ramię i po prostu rzuci się w bieg. Ona zamierzała zrobić to zaraz za nim, jednocześnie będąc gotową do próby odparcia ataku, gdyby strażnicy okazali się szybsi, niż sądziła.
Obrazek

Winnica za miastem

62
POST BARDA
Bliskość Ilithara skończyła się szybko, tak jak piraci musieli odzyskać równowagę i wrócić do rzeczywistości, z nieprzyjemną Umberto i rozwiązyłm półelfem. Należało uciec z winnicy czym prędzej, a później zastanawiać się nad resztą.

- Cholera, daleko. - Sapnął Ilithar. Podróż w środku nocy nie była łatwa, a więźniowie mogli być w różnym stanie. Również młoda panieneczka nie mogła być nawykła do tego typu wycieczek. - Wyrżnijmy ich wszystkich! - Zgodził się z zawiścią w głosie, której wcześniej nie słyszała ani Vera, ani najwyraźniej Mira, bo jęknęła głośno, płaczliwie, jakby te reakcje miały powstrzymać jej ukochanego przed powrotem do jego rozbójnickiego ja.

I choć oboje chcieli spełnić obietnice i skrócić o głowę przynajmniej kilku strażników, sytuacja nie wyglądała różowo. Do tych, którzy wylali się od strony kuchni, dołączyli nowi, z drugiego przejścia między murem i domem. Wszyscy jednak wahali się z reakcją, gdy dostrzegli nóż na szyi panienki.

Wbrew rozkazom Very, Ilithar nie ruszył się z miejsca.

- Nie! Przepuścicie tę kobietę albo Mirabelle umrze. - Zażądał, rzucając słowa w stronę srażników. - Pani Umberto, proszę iść! Teraz!

Czy Vera zdecydowała się opuścić synka swojego ulubinego elfiego maga, czy też została na miejscu, nie miało wielkiego znaczenia - nim zdążyła podjąć decyzję, jeszcze podczas brzmienia słów Ilithara, grupa Marcela została zaatakowana od tyłu! Mężczyzna, który stał najdalej, otrzymał cios w plecy łopatą. Uwolnieni piraci łapali, co mieli pod ręką! Ten, który znalazł się w polu widzenia Very, musiał być jednym z niewolników - jego ręce wciąż spięte były łańcuchem, lecz mimo to sprawnie wywijał narzędziem rolniczym. Jego twarz zasłaniała burza dłuższych, ciemnych włosów, nie był to nikt z załogi Białego Kruka.
Obrazek

Winnica za miastem

63
POST POSTACI
Vera Umberto
Owszem, daleko. Nie miało być tak łatwo, jak wtedy, gdy w Ujściu przeprowadzili więźniów prosto z baraków na statek, w ręce młodej felczerki. Vera mogła mieć tylko nadzieję, że tutaj nikt nie był w tak opłakanym stanie, jak tamci, biczowani przy pręgierzu. Tutaj żadnego pręgierza nie widziała, Ilithar nie wyglądał też źle. Inna sprawa, że on mógł być zadbanym, wygłaskanym kochankiem, gdy pozostali nie obchodzili już absolutnie nikogo.
Kiedy mężczyzna nie posłuchał jej rozkazu i postanowił się poświęcić, by ona mogła uciec, Vera miała mocno mieszane uczucia. Z jednej strony było to zaskakujące i miłe, z drugiej jednak... cóż, nie posłuchał jej rozkazu. A ona nie lubiła, gdy nie słuchano jej rozkazów, chyba że akurat oddawała dowodzenie. Tutaj tego nie robiła, a półelf nie miał pojęcia o tym, jak skomplikowana była jej obecna sytuacja pod tym względem.
- Nie po to po ciebie... - zaczęła, ale nie było jej dane nawet wyrazić swojego oburzenia, bo problem rozwiązał się sam.
Gdy zobaczyła łopatę lecącą w kierunku głowy jednego ze strażników, Umberto nie czekała dłużej. Nie przyglądała się też więźniom, którzy przyszli im na ratunek, bo nie mogło jej być w tej chwili bardziej wszystko jedno, czy ciemnowłosy był z Białego Kruka, czy jeszcze z innego statku. Grunt, że walczył po ich stronie, nawet jeśli z łańcuchami na nadgarstkach.
Swoją drogą, przydałby im się klucz. Znacząco ułatwiłoby im to wszystkim życie.
Doskoczyła do Marcela pierwszego, korzystając z chwili zamieszania i licząc na to, że będzie on przynajmniej trochę rozkojarzony. Cięła od razu, bez wahania, ani tym bardziej bez zwracania uwagi na błagania panienki. Szukała przerwy w pancerzu, miejsca, w które mroczne ostrze wbiłoby się najłatwiej. Nawet nie musiał umierać natychmiast, grunt, żeby go unieszkodliwić. Dzwony i krzyki już i tak dawno zaburzyły idealną nocną ciszę.
Obrazek

Winnica za miastem

64
POST BARDA
Ilithar miał w rękawie asa, którego brakowało Verze. Póki mężczyzna przyciskał nóż do gardła Miry, był w miarę bezpieczny. Tak długo, jak żyła dziewczyna, żył również on, za to Vera nie miała takiego szczęścia. Zingorowanie rozkazu mogło zostać jeszcze przedyskutowane, o ile wszyscy wyjdą z tego cało.

Z każdą chwilą mieli większe szanse. Zza domu wylewała się coraz większa ilośc piratów - najpierw ten z łopatą, za nim następni, każdy gotowy do walki, każdy gotowy na śmierć, jeśli do tego by doszło. Przejście między domem i murem było wąskie, ale obok pierwszego mężczyzny zaraz znalazł się następny, po nim kolejny, przepychając się ku przodowi, tnąc wszystkich tych, którzy postanowili stanąć na ich drodze.

Umberto rzuciła się ku Marcelowi. Strażnik nie był zaskoczony, w końcu nie pierwszy raz mierzył się z piratami, a na Verę miał dobry widok od samego początku. Nawet ciemne ostrze, które kradło światło z pochodnii, nie mogło wytracić go z równowagi. Marcel był zwinny, odskoczył od miecza Very, a to przecięło powietrze tuż przy nim. Pchnął własnym ostrzem, chcąc nabić Verę na sztych.

W ogródku na tyłach rozgorzała walka. Kątem oka Vera dostrzegła, jak skuty więzień z łopatą otrzymuje paskudne cięcie po twarzy, gdy łańcuch nie pozwolił mu na skuteczną obronę.
Obrazek

Winnica za miastem

65
POST POSTACI
Vera Umberto
Nadzieje Very na to, że zamieszanie rozproszy jej przeciwnika, spełzły na niczym. Pozostało jej więc walczyć tak, jak potrafiła najlepiej, wykorzystując te same techniki, z których korzystała zawsze - poza tą jedną chwilą słabości, gdy emocje wzięły nad nią górę i zaatakowała Yetta, kiedy nie stosowała żadnych zwodów i cięła tak prosto, jak się tylko dało.
Marcel nie wiedział, jakie Umberto stosuje taktyki, więc mogła działać w sprawdzony sposób. Odskoczyła więc od zbliżającego się do niej ostrza, a potem cięła mężczyznę w ramię, w ostatniej chwil odwijając się i zmieniając cel swojego ataku, tak by ostatecznie postarać się trafić go w twarz i podarować mu tak samo urokliwą ranę, jak ta, którą otrzymał pirat z łopatą. Oko za oko, jak mówiło stare porzekadło. Blizna za bliznę. A może po prostu go zabije; to też na pewno byłoby odpowiednią rekompensatą za krzywdy, jakie Kompania poczyniła piratom, w Ujściu, w Karlgardzie i tutaj.
Obrazek

Winnica za miastem

66
POST BARDA
Vera zgrabnie odskoczyła od ostrza Marcela. Była na tyle wyszkolona w bitwie, by tak amatorsko zadany cios nie zaszkodził jej ani odrobinę. Ryzyko zostania pociętą było wręcz nieistniejące. Przeciwnik był osaczony, bo od tyłu przejście blokowali nadciagajacy piraci, zaś od przodu miał Verę, która nie hamowała się ani odrobinę. To nie była przyjazna potyczka, a bitwa na śmierć i życie.

Marcel nie przewidział, że atak Very jest zwodem. Przygotował się na cięcie w ramię, blokując lot ostrza kapitan własnym, nie spodziewał się jednak, że ta poderwie miecz i ciachnie go po twarzy. Krzyk panienki wybił się nad gwar bitwy, gdy jej ochroniarz został raniony. Zatoczył się, chcąc na nowo poderwać broń... Nie było mu to dane.

Ostrze przeszło jego gardłem. Ciepła krew chlapnęła Verze w twarz, przyozdabiając ją czerwienią. Potężny cień, który pojawił się za mężczyzną, mógł być tylko Buxtonem.

- Umberto! - Rozpoznał ją. - Mamy więźniów! Wracamy!

Była to dobra wieść - obie grupy wykonały swoje zadanie. Ilithar został z Mirą, która zemdlała z nadmiaru wrażeń i osunęła się w jego ramionach. Byk poderwał z ziemi porzuconą przez któregoś ze strażników pochodnię i cisnął ją przez otwarte drzwi domu. Z pięknego dworku wkrótce miało stać się ognisko.

- Mają kosztowności! - Do rozmowy włączył się pirat, którego wcześniej cięto przez twarz. Przyciskał dłoń do oka, a między palcami ciekła ciemna krew. - Pod winiarnią.
Obrazek

Winnica za miastem

67
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera zacisnęła oczy i cofnęła się o krok, gdy trysnęła na nią krew. Przeszło jej przez myśl, że Corin znów będzie panikował, przekonany, że to jej własna. Tak jakby przez tyle lat jeszcze się nie nauczył, że Vera rzadko kiedy bywała ranna. A na pewno na tyle poważnie, by mieć całą twarz i pół pancerza uwalone krwią. Gdy dotarło do niej, kto stoi za trupem strażnika, opuściła miecz, zaklęła i przetarła oczy rękawem.
- Kurwa, Buxton. Dobrze cię widzieć.
Zakładała, że wrócili po nią i po Ilithara, uświadomieni przez resztę, dokąd się wybrała i była im za to ogromnie wdzięczna. Pięciu, czy nawet więcej strażników na nią jedną i półelfa ze sztyletem to byłoby zdecydowanie zbyt wielu. Z odrobiną żalu obserwowała potem pochodnię wpadającą do domku, bo dobrze pamiętała biżuterię, gorsety i drogie tkaniny, jakie zostawili za sobą w pokoju panienki. Robili się dość spójni w swoich metodach działania - w dwóch przypadkach na trzy póki co kończyło się pożarem. Może i dobrze? Umberto potrafiła już wyobrazić sobie marsz z powrotem w stronę jaskini ze statkiem, gdy za nimi pod ciemnym niebem unosić się będzie pomarańczowa łuna płonącej winnicy.
Słowa rannego pirata zainteresowały ją na tyle, że obróciła się do niego i wbiła w niego uważne spojrzenie. Wtedy też przypomniała sobie o łańcuchach, przez które otrzymał to paskudne cięcie. Niewielka była szansa, że w przy Marcelu znajdą akurat klucze do kajdan więźniów, ale warto było spróbować. Pochyliła się i zaczęła grzebać w jego kieszeniach i sakiewkach.
- Świetnie. Zabierzemy je ze sobą - zadecydowała bez wahania. Niezależnie od tego, czy znalazła klucze, czy też nie, podniosła się i ruchem głowy zachęciła pirata do działania. Jeśli Marcel miał je przy sobie, po drodze jeszcze pozdejmowała łańcuchy z nadgarstków tych piratów, którzy byli tam z nią. - Prowadź.
Obrazek

Winnica za miastem

68
POST BARDA
Po bitwie często musiano mierzyć się z plamami krwi. Vera mogła bogom dziękować za to, że jucha, która pokryła jej twarz i ubranie, nie była jej, nawet jeśli Corin mógł panikować na sam widok. Buxton nie wyglądał lepiej, utytłany we krwi ork sprawiał jeszcze gorsze wrażenie. Pirat, który dostał cięcie przez oko, wyglądał przy zielonym kapitanie na niskiego, a Umberto mogła domniemać, że jest niższy nawet od niej. Nie miała czasu, by tego sprawdzić, bo pirat zaraz nachylił się, by od jednego z trupów zabrać chustkę, dotąd ładnie przewiązaną na szyi. Przycisnął ją do rany na twarzy; w tym krótkim momencie, gdy odsunął dłoń od cięcia, Vera mogła dostrzec, że było głębokie i mężczyzna mógł pożegnać się z wizją w tym oku, o ile w ogóle je zachowa.

Marcel nie posiadał przy sobie kluczy do kajdan. Mężczyzna charczał jeszcze, a spieniona posoka wypływała z jego ust. Był to smutny koniec dla kogoś, kto tylko chciał bronić bogatej panienki. Również dom, którego miał strzec, nie przetrwa tej nocy, Marcel mógł jeszcze dostrzec, jak języki płomieni lizały framugę drzwi.

- Mamy czas na świecidełka? - Dopytał Byk, rozglądając się po pobojowisku. - Jest kilku rannych. - Zatroszczył się o swoich i nie swoich załogantów.

- Przywożą skrzynie w nocy, sami je wyładowują. - Zaraportował drugi pirat. - W tę stronę.

Czy chcieli dobrać się do kosztowności Kompanii, czy też nie, musieli wyjść przed budynek. Vera wkrótce dostrzegła ogrom zniszczeń na polu przed posiadłością. Rabatki gęsto usłane były trupem, ktoś przechadzał się między leżącymi i dobijał tych, którzy jeszcze dychali. Inni ciągnęli zwłoki piratów pod jeden z budynków, układając ich w rządku, by ocenić straty. Wielu piratów nosiło barwy strażników, gdy zostali złapani w ogień walki i pomyleni ze sprzymierzeńcami.

- Winiarnia. - Ranny pirat wskazał na budynek naprzeciw baraków więźniów. - Gdzieś musi być klapa do piwnicy.
Obrazek

Winnica za miastem

69
POST POSTACI
Vera Umberto
A więc walki dobiegły już końca. Czy atak na winnicę zakończył się sukcesem, czy też nie, to jeszcze będzie musiała ocenić, gdy zorientuje się, jak duże ponieśli straty. Grunt, że strażnicy byli już położeni i więźniowie mogli z powrotem odetchnąć świeżym, choć pachnącym juchą powietrzem wolności. Nie to, żeby było to dla nich coś niezwykłego, prawda?
Widząc, że nie musi już trzymać miecza w pogotowiu, przypięła go z powrotem do biodra i rozluźniła spięte ramiona... nawet jeśli nie do końca. Skoro nigdzie się nikomu nie spieszyło, skarbem spod winiarni mogli zająć się za chwilę. Teraz trzeba było sprawdzić, w jakim stanie byli jej ludzie. Poszukać Heweliona, Corina, Iriny, całej reszty. Dogoniła pirata, który prowadził ją w kierunku kosztowności i zrównała się z nim.
- Poczekaj chwilę. Zajmij się swoją raną może. Oderwij sobie kawałek koszuli, w którą ta dziewczyna jest ubrana, czy coś, bo się wykrwawisz. Na statku mamy maga uzdrowiciela, ale musisz do niego dotrwać - poleciła. - Masz jakieś imię?
Ona się nie przedstawiała, bo nie uważała tego za konieczne. Była Verą Umberto. Wszyscy piraci ją znali, a nawet jeśli nie znali, to z pewnością o niej słyszeli. A jeśli nie, cóż... nie był to jej problem.
- Chyba, że pójdziecie do piwnicy z kapitanem Buxtonem - zaproponowała, unosząc wzrok na orka.
Tak czy inaczej, ona miała chwilowo swoje sprawy do załatwienia, wyjątkowo woląc zostawić skarb na później. Nie współpracowała wcześniej z Buxtonem i nie wiedziała, czy jeśli sam go zgarnie, to potem faktycznie rozdzieli go równo pomiędzy nich wszystkich, czy postanowi część ukryć dla siebie, ale było to ostatnie z jej zmartwień.
- Dziewczyna ma informacje o Kompanii. Tam też mogą jakieś być. Coś, co da nam choćby minimum przewagi. Nie możemy niczego przegapić. Poczekajcie na mnie, jeśli chcecie, albo dołączę do was za chwilę - dodała jeszcze, zanim zostawiła ich i ruszyła w kierunku ofiar, równo poukładanych pod budynkiem. Musiała sprawdzić, kogo stracili, a potem znaleźć Yetta.
Obrazek

Winnica za miastem

70
POST BARDA


Strażnicy zostali pokonani, a ci, którzy uszli z życiem, czmyhnęli, pozostawiając winnicę niepilnowaną. Ludzie Kompanii, jeśli mieli szczęście, rozpierzchli się między winoroślami, o ile wcześniej nie zostali zarżnięci przez współstróżujących z nimi niewolników.

Ale czy zwycięstwo było tego warte? Rząd ciał powiększał się z każdą chwilą. Vera mogla doliczyć się już dwudziestu zabitych z ich strony, nieco mniej strażników. Pozbawieni broni piraci, niejednokrotnie zakuci w kajdany, nie mieli szans z dobrze uzbrojonymi ludźmi Kompanii - to była rzeź. Źle przeprowadzona akcja przyniosła więcej śmierci, niż mogłaby, gdyby wszystko przebiegło po cichu, wedle ustalonego planu. Wśród tych, ktorzy wciąż byli na nogach, Vera nie dostrzegała ani Heweliona, ani Corina, ani pozostałych towarzyszy. Część piratów pobiegła w stronę płonącego budynku, by ograbić to, co jeszcze nie zostało pochłonięte przez ogień.

Pirat, który towarzyszył Verze, nie odpowiedział nic na jej troskę, ale posłał jej spojrzenie pojedynczego oka. Choć skąpej postury, brudny od krwi, ranny i z gniazdem roztrzepanych czarnych włosów, miał w sobie godną pozazdroszczenia siłę. Bez słów mógł zasugerować, że byle rozcięcie nie pośle go do grobu. Wbrew temu, chustka szybko przesiąkła czerwienią.

- Luis Carr. - Przedstawił się. Nie pytał Very o jej miano. Buxton już wcześniej zdradził jej nazwisko, które najwyraźniej wystarczyło mężczyźnie.

- Idz do rannych. - Polecił Buxton Luisowi, zaraz też machnął na tych, którzy jeszcze trzymali się na nogach, by pomogli mu ze skarbem. - Umberto, ogarnij tych, którzy są na siłach. Zarządzaj odwrót.

Vera ruszyła w stronę budynku baraków więźniów. Obok martwych zebrała się grupa rannych. Dopiero tam Vera dostrzegła Heweliona i Corina, uwijających się przy bandażowaniu licznych cięć.

- Kapitanie! - Zawołał Graham Zeuli, którego Vera spotkała wcześniej. I chociaż ruszył w jej stronę szybkim krokiem, to minął ją bez słowa, czy nawet spojrzenia, i dopadł do pirata z rozciętą twarzą.
Obrazek

Winnica za miastem

71
POST POSTACI
Vera Umberto
Jak dla niej mógłby być i najdumniejszym i najsilniejszym z piratów, ale gdy krwawiła mu twarz, wypadało się nią zająć. Ona zajęłaby się własną w takiej sytuacji, choć z drugiej strony ona byłaby taką raną bardziej przejęta - uważała się za wystarczająco już oszpeconą, nie chciałaby mieć jeszcze takiej blizny i utraconego oka. Skinęła tylko głową, bez słowa przyjmując do wiadomości jego znajomo brzmiące nazwisko, a potem ruszyła w kierunku rannych i martwych... których było wielu. Zdecydowanie zbyt wielu. Znów poczuła wypełniającą ją frustrację. Poważnie w tym momencie żałowała oddania Hewelionowi i Yettowi dowodzenia nad akcją.
Gdy usłyszała "kapitanie", była przekonana, że chodzi o nią, ale została ominięta i zupełnie zignorowana. A więc Luis Carr nie był tylko wyjątkowo obojętnym na własne cierpienie piratem, hm? Zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie nazwę statku, który rzucił Graham, gdy się spotkali, a potem zorientowała się, że przecież żadnej nazwy nie podał - w przeciwieństwie do nazwiska kapitana. Z załogi kapitana Carra, powiedział wtedy. Zerknęła jeszcze raz na mężczyznę z rozciętą twarzą. Cóż, stanowisko nic mu nie dawało, gdy nie miał czym pływać, a Harlen nie potrzebowało drugiego zarządcy. Zostawiła mężczyzn samych i poszła tam, dokąd zmierzała od początku.
Mimo przepełniającej ją irytacji, na widok Corina poczuła ulgę. Nie mogła wiecznie go pilnować i musiała ufać w to, że potrafi o siebie zadbać. Zresztą dbał o siebie przez siedem lat, zanim Vera wciągnęła go do łóżka po raz pierwszy. Mimo to, tak, jak mówił Sovran, oficer był dla niej równie wielkim wsparciem, co słabością. Każda walka kosztowała ją teraz znacznie więcej stresu, niż przedtem.
- Straty wyglądają na duże - skomentowała, podchodząc do nich. - Mam Ilithara. Ludzie Buxtona zabiorą skarb, który ponoć Kompania ma ukryty pod winiarnią. Musimy zbierać rannych i się stąd zmywać. Ofiar... nie damy rady raczej przenieść na statek. Nie wszystkich.
Podeszła do tych, którzy stracili życie, chcąc upewnić się, że nie ma wśród nich jej ludzi.
Obrazek

Winnica za miastem

72
POST BARDA
Pan kapitan Luis Carr był dumny, ale był również tylko człowiekiem. Rana na jego twarzy krwawiła, a on sam nie wytrzyma długo, jeśli ta nie zostanie opatrzona. Szczęśliwie udał się w jego stronę pan Zeuli, będący jego dawnym załogantem, a teraz towarzyszem. W jego rękach Luis był nieco bezpieczniejszy i malało ryzyko tego, że dołączy do rzędu piratów pod ścianą.

Corin i Hewelion pomagali przy opatrywaniu rannych. Hubert kończył wiązać opatrunek ze szmat na ramieniu Corina.

- Młoda! Nic ci nie jest? - Dopytał Hewelion, wyraźnie ciesząc się na jej widok. Również Yett nieco ożywił się na widok małżonki. - Straty rzeczywiście są duże.

- Rzucili się na nich jak na zwierzynę.
- Wyjaśnił Corin, skinięciem głowy dziękując Hewelionowi za pomoc w okręcaniu ramienia szmatami. - Nie patrzyli na nas, tylko starali się wyrżnąć jak najwięcej więźniów. - Dodał, smutno zerkając na leżące ciała. - Jakby bali się, że ci mogą coś wiedzieć. Co to za skarb?

- Nie zakładaliśmy zdobycia skarbów. Gdybyśmy mieli chociaż... chociaż jakiś wóz. - Hubert westchnął. - Moglibyśmy zabrać rannych. Albo ciała.

Vera patrzyła po zwłokach, lecz nie rozpoznała nikogo bliskiego sobie. Widziała parę twarzy z Białego Kruka, parę innych, które kiedyś mignęły jej na Harlen. W przeciwieństwie do więźniów z Ujścia, ci wyglądali na dość zadbanych, dobrze odżywionych. Kompania musiała mieć różne metody zajmowania się niewolnikami.

Nieopodal rzędu ciał, oparty plecami o ścianę, siedział Sovran, za nim zaś stał Ohar z założonymi na klatce piersiowej rękoma. Elf nie wydawał się ranny, ale oczy miał przymknięte, a jego czoło przecinała pionowa zmarszczka, mająca źródło między brwiami.

- Vera, zabierz tych, którzy są na siłach, i idź przodem. - Zaproponował Hewelion. - Ogarniemy resztę rannych i jesteśmy tuż za tobą. Nie ma na co czekać.
Obrazek

Winnica za miastem

73
POST POSTACI
Vera Umberto
Pokręciła przecząco głową. Nic jej nie było. Młodą, swoją drogą, dawno już nikt jej nie nazywał. Hewelion nie mógł być od niej dużo starszy, prawda? Co mu strzeliło do łba? Nieważne; czas ani okoliczności nie sprzyjały zastanawianiu się nad takimi rzeczami.
- A wy jesteście cali? - upewniła się.
Rząd martwych więźniów był smutnym widokiem. Może gdyby na spokojnie czyścili patrolujących strażników, jednego po drugim, stopniowo zmniejszając ich liczbę, życia nie straciłoby tak wielu. Gdyby wysłali tu mały, kilkuosobowy zwiad, zamiast dwóch sporych grup i poczekali, aż wrócą z informacjami, byliby w stanie lepiej to zorganizować. Nie potrafiła pozbyć się myśli, że w Ujściu nie zginęło tak wielu, choć próbowała przemawiać sobie do rozsądku faktem, że tam wszystko było zorganizowane zupełnie inaczej i nawet w połowie nie zostało tak przez Kompanię zabezpieczone. Uniosła wzrok na dworek, stopniowo zajmujący się ogniem. Miejsce było fortecą, jak usłyszała przedtem. Dlaczego? Co takiego kryło się w głupiej winnicy, z daleka od miasta? Czy odpowiedź czekała na nich w piwnicach pod winiarnią? Przeniosła spojrzenie na Carra, któremu ktoś już opatrywał oko. Tyle dobrze. Oby dotrwał do Weswalda.
- Nie mam pojęcia. Luis Carr twierdzi, że widział, jak pakują tam skrzynie nocami, sami, bez pomocy więźniów. Trzeba to sprawdzić. A wóz? Nie ma tu żadnego? Do wozu potrzebny jest koń... - zamyśliła się na moment. - Taczki? Jakieś taczki mają na pewno - zaproponowała.
Skinęła potem głową, kwestię skarbu zostawiając innym. Piraci z natury nie byli skłonni do zignorowania potencjalnego zarobku, więc wierzyła, że znajdą sposób na przetransportowanie przynajmniej tych najbardziej wartościowych rzeczy na Albatrosa.
Widok Sovrana ją zaskoczył. Była prawie pewna, że zostanie on na statku. Zabrał się z drugą grupą? Był przydatny, gdy korzystał ze swojej magii, ale Vera nie chciała teraz mieć go blisko siebie. Bała się kolejnych wizji, które wyłączą ją z rzeczywistości na długie chwile. Snu, z którego nie będą mogli jej dobudzić. Do jej wspomnień wrócił ciemnowłosy, szarooki chłopiec, który nie był jej synem, więc tylko zacisnęła usta, a dłonie zwinęła w pięści i odwróciła się od elfa, na wszelki wypadek unikając jego spojrzenia.
Po chwili wahania i obserwowania rannych, zerknęła na Yetta przez ramię. Miała nie kwestionować jego rozkazów, ale te były głupie.
- Zdrowi powinni pomóc rannym. Tak dotrzemy na statek szybciej. Powinniśmy iść wszyscy razem: najpierw ci, co są w stanie w razie czego walczyć, potem ranni, potem grupa ze skarbem i na końcu tylna straż. Z więźniami mamy wystarczająco dużo ludzi, żeby to tak zorganizować.
Obrazek

Winnica za miastem

74
POST BARDA


Hubert był od Very starszy te parę niewiele znaczących lat, przez co miał pełne prawo odnosić się do niej w taki sposób, jakby był jej seniorem. Uśmiechał się półgębkiem niezniszczonych ust, nie widząc swojej gafy, być może sądząc, że tego typu słówka załagodzą napiętą atmosferę z wcześniej, gdy nierozważnie naskoczył na Umberto. Rząd trupów u jego stóp jednak nie pomagał w rozluźnieniu nastrojów.

- Parę cięć, nic groźnego. - Corin pospieszył z wyjaśnieniami, nim jego małżonka mogła mieć okazję zacząć pytać o obwiązane rany i plamy krwi na ubraniu. - Walczyli jak lwy.

- Racja, to trzeba im oddać. Jakby naprawdę mieli o co...
- Westchnął Hubert. - Straciłem dwójkę dobrych ludzi.

- Od nas wszyscy z grubsza cali i zdrowi. No, prócz Sovrana.
- Yett obejrzał się na siedzącego pod ścianą elfa, ale nie tłumaczył, dlaczego tak uważa. Elf był przecież w jednym kawałku, choć wydawał się być w wielkiej niewygodzie. Corin zrobił dziwną minę, ni to niezadowoloną, ni to zmartwioną. Szybko zresztą podążył spojrzeniem za wzrokiem Very, na dworek. - Niedługo zlecą się tu straże z miasta. Lepiej uciekać. Martwych... Możemy zostawić ogniowi.

- Chyba tylko to nam zostaje, jeśli nie mamy wozu. Na taczki zapakujemy rannych, mamy ich zbyt wielu.
- Zgodził się Hewelion. - I kim, do cholery, jest Luis Carr?

- Zeuli twierdzi, że był ich przywódcą, tutaj. Tam siedzi.

Luis cierpliwie czekał, aż jeden z więźniów zajmie się jego ranami, przewiązując cięcie. Usadzony na skrzyni, musiał już odczuwać skutki utraty krwi. Podparł się na kolanie, a głowę miał zwieszoną, odciął się od świata, być może walcząc o utrzymanie przytomności. Taczka z pewnością przyda mu się jako środek transportu na statek.

- Trzeba najpierw ogarnąć ten skarb. Zostawmy to Buxtonowi. - Zgodził się Corin. Uwaga Very sprawiła, że skinął głową, bez dyskusji przyjmując jej decyzje. - Masz rację. W porządku, dajmy im jeszcze moment na skarb i ogarnięcie ran.
Obrazek

Winnica za miastem

75
POST POSTACI
Vera Umberto
- Przykro mi - odpowiedziała automatycznie, słysząc o stratach Huberta, choć było jeszcze zbyt duże zamieszanie, żeby w ogóle zdążyło się jej przykro zrobić. Straty to straty. Powinna się cieszyć, że los nad nimi czuwał i nie zginął nikt z Siódmej Siostry. Zabrała ze sobą samych dobrych ludzi i śmierć każdego z nich byłaby ogromnym ciosem nie tylko dla niej, ale dla całej załogi.
- Prócz Sovrana? - powtórzyła, strzelając spojrzeniem w kierunku mrocznego.
Mogła unikać jego wzroku, mogła starać się trzymać od niego z daleka, by możliwie jak najdłużej odsuwać też od siebie pojawienie się kolejnej wizji, ale nie, kiedy po raz kolejny tak dużo od niego zależało, a do tego był ranny. Rezygnując ze wszystkich swoich planów zachowywania od elfa bezpiecznego dystansu, odwróciła się w jego stronę.
- Był kapitanem. Graham to powiedział, jak nas znalazł, pamiętasz? Z załogi kapitana Carra - przypomniała Yettowi. - Więc sam będzie wyciągał konsekwencje z faktu, że jego właśni ludzie założyli niebieskie płaszcze i zakładali mu codziennie kajdany na nadgarstki. Albo i nie. Jego sprawa. Swoją drogą, więźniów dobrze by było rozkuć. Nie znaleźliście tam gdzieś kluczy? Była w barakach jakaś stróżówka, czy coś takiego? Mogę pójść to potem sprawdzić, jak jeszcze przygotowuje się rannych do drogi.
Uniosła wzrok w dal, gdzieś, gdzie za murami winnicy i dzielącym ich kawałkiem lądu znajdowało się Everam.
- Wątpię, żeby w mieście usłyszeli dzwony, ale pożar na pewno zauważą. Jeśli dotrą tu konno, potem też łatwo będzie im podążyć za naszymi śladami, bo przecież nie zatrzemy ich po grupie czterdziestu chłopa i kilku taczkach. Trzeba się streszczać.
To powiedziawszy, skierowała się do Sovrana. Zawahała się tylko na moment, kilka kroków od niego, ale w końcu podeszła i przykucnęła przed nim, profilaktycznie patrząc w okolice jego klatki piersiowej, zamiast twarzy, a już na pewno nie wchodziło w grę spoglądanie mu w oczy.
- Nie miałeś zostać na statku? - spytała, szukając na jego ciele ran i plam krwi. - Co ci jest? Co mu jest? - uniosła wzrok na Ohara.
Obrazek

Wróć do „Everam”