Winnica za miastem

1
Równe rzędy winorośli pięły się i opadały po pagórkach, które rozciągały się za Everam. W odległości może pół mili od miasta zaczynały się pierwsze pola, ale ogrom porośniętych połaci mógł przytłaczać, gdy rozciągał się na wielkim obszarze otoczonym wysokim, kamiennym murem. Wiele z winorośli było ledwie sadzonkami, które dopiero zaczynały oplątywać przygotowane im płotki i słupki. Część była w pełni dojrzała, a giętkie gałązki uginały się pod ciężarem owoców dojrzewających w słońcu, ciesząc oko, a już niedługo również podniebienia.

W samym centrum pól znajdowała się posiadłość. Otoczona była kolejnym murem, a jej czerwony dach ledwie wystawał ponad ogrodzeniem. Bielone ściany oślepiały świeżością w pełnym słońcu, a w nocy były doskonale widoczne. Wewnętrzny teren był większy, aniżeli sam budynek, lecz to, co znajdowało się obok niej, skrywała tajemnica.
Obrazek

Winnica za miastem

2
POST BARDA
Dotarli do Everam wcześniej, niż się spodziewali. Południowe wiatry im sprzyjały, dzięki czemu żeglowali z prędkością, której nie rozwinęliby przy normalnych warunkach pogodowych. Również Albatros spisał się świetnie, tnąc fale niczym wojskowy okręt. Choć zbudowany z myślą o handlu, pozbawiony towarów był lekki, zwrotny i szybki. Nawet Szkarłat miał problem, by dogonić ich nową łajbę. Jak ustalono, Hewelion wraz z Yettem zajęli się dowodzeniem, choć to ten pierwszy wydawał rozkazy. Verze przypadło wygodne miejsce pod pokładem, wśród jej ludzi, z których większość posnęła, starając się korzystać z tych paru momentów, gdy mieli chwilę wolności.

Po przybyciu na miejsce zostawili statki w jaskini, którą wykorzystywali już wcześniej do urkycia Siostry i Kruka. Dzięki zaoszczędzonej ilości czasu mogli nie tylko na spokojnie dojść do Everam, mijając po drodze smutne zgliszcza posiadłości Aspy, ale również wysłać na przeszpiegi kogoś, kto wypytałby o miejsce, gdzie Kompania mogła trzymać więźniów. Dwójka ludzi Huberta poradziła sobie świetnie z tym zadaniem i już wkrótce wybrana przez Corina, Verę i Huberta grupa wyruszyła w stronę winnicy. "Dolina pod Wiązami" - była to doprawdy romantyczna nazwa dla miejsca, gdzie wykorzystywano niewolniczą siłę roboczą.

Zmrok zapadł już jakiś czas temu. Niebo było bezchmurne, gwiazdy rzucały swój blask na okolicę, ale księżyc był tylko cienkim sierpem, który nie dawał wiele światła. Drużyna złożona z Huberta, Samaela i Ethry, jednej z niewielu kobiet z Dłoni, jak również z wybranych przez Verę i Corina załogantów Siostry, skradała się przy murze. Dowodzona przez Olava druga grupa udała się w inną stronę, chcąc wejść do winnicy poprzez inną bramę.

Samael przycisnął palec do ust, nakazując zebranym zatrzymać się w miejscu. Byli przyczajeni w wysokiej trawie, jednak ta nie mogła ich w całości schować. Jelonek posiadał od nich lepszy słuch i z pewnością usłyszał coś, co nie spodobało mu się ani trochę.

- Dwóch. - Szepnął na granicy dźwięku, tym razem wznosząc dwa palce. - Przy bramie, parędziesiąt metrów stąd.

Jeśli Vera uniosła głowę, mogła dostrzec blask pochodni. Łuna ognia poruszała się, strażnicy musieli spacerować przy wejściu.

- Zdejmiemy ich po cichu. - Rozkazał Hubert.
Obrazek

Winnica za miastem

3
POST POSTACI
Vera Umberto
Odpocznij. Wszyscy mówili to samo: Vera, odpocznij. Tak jakby miało to przynieść jakieś skutki, jakby miało jej w czymkolwiek pomóc, podczas gdy w rzeczywistości było całkowicie odwrotnie - unikała samotności, unikała snu, unikała wszystkiego, co mogłoby doprowadzić do tego, że Ferbius znów się jej uczepi i pokaże jej kolejną wizję, z której nie będzie chciała się wybudzić.
Wróciwszy na Siódmą Siostrę, poinformowała tych załogantów, którzy akurat byli na pokładzie, jakie są plany i że większość z nich zostaje na Harlen. Doszła też do wniosku, że nie ma sensu utrzymywanie czegokolwiek w tajemnicy, bo tak czy inaczej zaraz wszystko się wyda, więc przekazała też wszystkim wiadomość o tym, że podczas akcji w Everam to Corin, nie ona, będzie współpracować bezpośrednio z Hewelionem i to rozkazy Corina będą wykonywać ci, którzy z nimi popłyną. Zakładała, że będzie to dla załogi zrozumiałe - widzieli, co się z nią działo, wiedzieli, że coś jest grubo nie tak, ten jeden raz Vera Umberto przezwyciężyła swoją dumę i oddała dowodzenie komuś innemu. Komuś, kto nie miał chwilowo nie po kolei w głowie, a przynajmniej nie tak bardzo, jak ona.
Za to ona mogła przygotować się do wypłynięcia. Spakowała w torbę ubrania na kilka dni, pancerz i broń, będąc w zbyt podłym nastroju, by choćby przez chwilę pomyśleć o zabraniu też jakiejś biżuterii, nawet jeśli przecież przez cały czas trwania rejsu nie zamierzała nosić napierśnika. Teraz nie była kapitanem, nie musiała stroić się w pawie piórka i dbać o bycie imponującą. Może to będzie ten odpoczynek, który wszyscy tak uparcie jej sugerowali: zrzucenie z siebie odpowiedzialności, przynajmniej na te kilka dni.
W międzyczasie też sporządziła listę załogantów, których warto było zabrać do Everam. Standardowy skład najbardziej sprawdzonych ludzi i nieludzi, więc nic zaskakującego - Ashton, Ohar, Marda, Osmar, Irina, Pogad, Weswald i Olena, choć ta dwójka miała czekać na Albatrosie, w ostateczności może też Sovran, kilku innych młodszych, ale sprawnie posługujących się bronią i dobrze wykonujących rozkazy... półtora tuzina, nie więcej, by reprezentacja Siódmej Siostry stanowiła odpowiednią siłę, ale też nie przekraczała ograniczenia, jakie narzucił na nią Hewelion. Nie miała mu tego za złe. Nie miała w tej chwili niczego za złe nikomu, tylko sobie samej. Listę skonsultowała z Yettem, a potem przekazała ją zainteresowanym, by w końcu zmusić się do kilku godzin snu, w który wprowadziła się w jedyny sposób, do jakiego w tej chwili się nadawała: wypijając butelkę rumu i pogrążając się w alkoholowym letargu, do którego nawet Ferbius nie miał wstępu.

Dobrze jej robiło przesiadywanie na Albatrosie pod pokładem, wśród swoich ludzi. Gdy Corin potrzebował jej rady, szła do niego na górę, woląc schodzić Hewelionowi z drogi, bo nie miała psychicznie siły na jego pogardliwe spojrzenia. Ale tak, jak na co dzień Yett był jej prawą ręką i mogła liczyć na jego doświadczenie, tak ona też miała coś wartościowego do powiedzenia, nawet jeśli nie nalegała, by uczestniczyć w planowaniu. Przysłuchiwanie się rozmowom załogi służyło jej dużo lepiej. Nawet w ciągu tych dwóch dni zaśmiała się z kilku żartów i dała się namówić na jakąś grę w kości, choć przegrała w niej sporo złota. Przez te kilka dni nie była kapitanem, a z powrotem załogantką, jak dawno temu, jeszcze zanim przejęła okręt marynarki Qerel i zrobiła ze swojego życia jeden wielki syf. Prawie za to nie sypiała, rozpaczliwie szukając wymówki, by tego nie robić. I choć ostatecznie padała na te dwie, trzy godziny na jednym z hamaków (jak oni mogli na tym spać? Kurewsko niewygodne, powinni na Siostrze zainwestować w porządne koje dla wszystkich, było ich przecież stać) tak zawsze wiązało się to z paniką i stresem zbyt wielkim, by była w stanie dobrze odpocząć.

Winnica nie była miejscem, jakiego się spodziewała. Zakładała, że znów trafią na okrutne roboty przy kuciu kamienia i wykładaniu nabrzeża, czy coś podobnego. Takie okolice kojarzyły się jej raczej z sielanką, opisywaną w tandetnych książkach dla młodych panien z dobrych domów, ale może się myliła? Skoro to tutaj przetrzymywali więźniów, stąd trzeba ich było wydostać. Plan początkowo był inny, mieli sprawdzić, jak wygląda sytuacja, jakie są warunki, jak najlepiej doprowadzić ich do portu i wydostać z Everam, a dopiero później działać, ale najwyraźniej Hubert zmienił ich wcześniejsze postanowienia. Zagryzła zęby i nie skomentowała tego, z trudem podporządkowując się innemu dowodzeniu, niż swoje własne. W praktyce okazywało się to dużo trudniejsze, niż zakładała, ale było już zbyt późno, by się z tego wycofać.
Trzymając się nisko na nogach i uważając, by nie nastąpić na coś, co wywoła niechciany hałas, utkwiła spojrzenie w Samaelu, a potem skinęła głową, słysząc rozkaz Heweliona. Zerknęła przez ramię na Irinę i wezwała ją ruchem dłoni. Jedna celna strzała elfki i jeden celny cios Very, to powinno wystarczyć. Musiały tylko dobrze zgrać się w czasie. Umberto naprawdę potrzebowała kogoś zarąbać i niebieskie płaszcze były do tego idealne. Przemoc nie była odpowiedzią; przemoc była pytaniem, na które w przypadku Kompanii odpowiedź zawsze brzmiała "tak".
Obrazek

Winnica za miastem

4
POST BARDA
Vera nie była wypoczęta, ale mając za sobą Irinę, Ashtona, Mardę i Pogad, mogła być spokojna o swoje bezpieczeństwo. Jej załoganci, chociaż nie należeli do najcichszych skrytobójców, nie pozwolą zrobić jej krzywdy, tego mogła być pewna. Jej plecy najlepiej jednak i tak chronił Corin. Ohar, Osmar i Smoluch znaleźli się w grupie Olova.

Skoro byli już na miejscu, musieli i tak dostać się do środka, nim będą wiedzieć cokolwiek. Z zewnątrz nie wiedzieli wiele, a rozstawiona przy bramie straż nie pozwalała na zbadanie tego, co było w środku. Pełen desant na winnicę mógł okazać się niepotrzebny, gdy niewolnicy mogli być przetrzymywani w innym miejscu.

Vera skradała się przy murze, mając po swojej lewicy kamiennną, zimną ścianę. Mur był nowowybudowany, bo choć roślinność zdążyła wyrosnąć i pokryć się kwieciem, przez które teraz brodzili, w zaprawie nie było jeszcze nawet śladu mchu. Łąka po tej stronie muru nie była utrzymana w porządku, co działało na ich korzyść. Przerzedzała się dopiero przy drzodze, która kończyła się bramą.

- Cholera, nudno tu. - Narzekał jeden ze strażników. Gdy kapitan skradała się bliżej, mogła dostrzec, że obaj mężczyźni ubrani byli w płaszcze, ale w rozproszonym świetle nie mogła dostrzec ich koloru. - Czasami tęskno mi...

- Daj spokój.
- Przerwał mu drugi męski głos. - Dostałbyś nóż w bebechy albo strzałę w kolano, a tu? Ciepło, cisza, spokój.

- Ta, tylko pić na służbie nie można.


Mężczyźni rozmawiali bez troski w sercu, nie spodziewając się zagrożenia. Irina potrafiła współpracować z Verą, jej łuk ledwie jęknął, gdy naciągała cięciwę. W odpowiednim momencie ją puściła, a strzała trafiła prosto celu - twarzy mężczyzny, który stał nieco dalej. Grot utkwił mu tuż po okiem.

- Heh? - Zdziwił się ten drugi, odwracając się ku koledze, który nagle padł na ziemię, nie zdążywszy wydać z siebie nawet pisku.
Obrazek

Winnica za miastem

5
POST POSTACI
Vera Umberto
Słowa strażników, jakie do niej dotarły, gdy skradała się w celu poderżnięcia jednemu z nich gardła, obudziły w niej czujność. Tęskno mu było... za czym? W jej głowie pojawiła się wątpliwość, czy atakowanie od razu było aby na pewno dobrą decyzją. Zbliżając się krok za krokiem, walczyła sama ze sobą i z chęcią niewykonania rozkazu. No, wykonania, ale nie do końca. Mogła potencjalnie spróbować go ogłuszyć. Bo co, jeśli to byli ich ludzie? Jeśli tęskno im było za pirackim życiem, w którym owszem, można było pić na służbie, ale można było też dostać nóż w bebechy, albo strzałę w kolano? To musieli być ich ludzie. Vera nie potrafiła sobie wyobrazić żadnego innego zajęcia, w którym chlanie rumu przed atakiem było jedynie głupotą, nie działaniem niezgodnym z jakimś prawem i oczekiwaniami pracodawcy.
Z drugiej strony, jeśli to byli ich ludzie, jeśli to byli piraci z Harlen, którzy teraz pracowali dla Kompanii, stojąc grzecznie na straży, to byli zdrajcami. Czy byli zdrajcami? Nie wydali lokalizacji wyspy, nie sprzedali swoich byłych kompanów, po prostu odnaleźli się w nowej rzeczywistości tak, jak potrafili najlepiej. Gdzie leżała granica, do której nie można było nazywać tego zdradą, a od której już tak?
Trzeba było najpierw wysłać zwiad, do jasnej kurwy. Wiedziała, że Hewelion miał w zwyczaju rzucać się we wszystko bez namysłu głową w przód, ale sądziła, że Yett będzie w stanie jakoś go opanować. Yett, albo Labrus, którego rad też przecież słuchał.
Ale głosów nie rozpoznawała, więc to chyba przeważyło szalę jej niezdecydowania.
Wszystkie te rozważania trwały zaledwie chwilę i skończyły się w momencie, w którym strzała Iriny przebiła twarz jednego ze strażników. Korzystając z okazji, że drugi odwrócił się w kierunku padającego na ziemię towarzysza, Umberto wyskoczyła z cieni i dopadła do niego od tyłu, obracając miecz w dłoni tak, by móc sprawnie poderżnąć mu od tyłu gardło - tak, żeby nie mógł wydać z siebie dźwięku, jaki mógłby ostrzec innych.
Obrazek

Winnica za miastem

6
POST BARDA
Mężczyźni rozmawiali ze sobą o sprawach dla nich całkiem nieważnych, niepomni na to, że słuchała ich Vera i pozostali piraci, przyczajeni przy murze. Strażnicy nie spodziewali się ataku - mieli dobry widok jedynie na drogę, a poza tym, była ciemna i nieprzyjazna im noc. Nocna warta nigdy nie była czymś, co przyciągało wolontariuszy (nie licząc Sovrana), ale jednocześnie należało strzec dobytku nawet w nocy. Tych dwóch, kimkolwiek byli, przypłaciło posłuszeństwo życiem, gdy wybrali nie tego pana, którego powinni.

Vera była mistrzynią w sztuce zabijania. Czy walcząc z przeciwnikiem w uczciwej walce, czy też skradając się od tyłu, by zakończyć życie w cichy sposób, była skuteczna jak diabli, co pokazała też i tym razem. Strażnik nie zdążył nawet odwrócić się na dźwięk jej stóp na żwirowej drodze. Już po chwili padł, przez chwilę jeszcze krztusząc się krwią, próbując powstrzymać jej strumień, wypływający z poderżniętego gardła.

- Dobrze! - Pochwalił Hewelion, a rozejrzawszy się, wyszedł z zarośli. Nie zajęło mu długo zadeptanie pochodni, znów znaleźli się w mroku, pogłębionym tylko magią miecza Very, która obejmowała ich niczym ciemną bańką. - Pogad, łap drugiego, musimy ich ukryć.

Orczyca nie pozwalała sobie powtarzać dwa razy. Ona i Hubert wkrótce zaciągęli zwłoki w te same zarośla, w których wcześniej się ukryli, chowając je przed wzrokiem tych, którzy widzieć ich nie powinni.

Brama stanęła otworem. Nie było kłódek ani zamków, gdy strażnicy mieli być wystarczającą obroną dobytku. Kiedy przekroczyli mur, dostrzegli mnogość świateł pochodni, wędrujących wdłuż równych rzędów winorośli niczym przerośnięte świetliki. Najbliższy był jeszcze dość daleko, ale zbliżał się w ich kierunku.

- Najlepiej się rozdzielić. - Zaproponował Corin, prowadząc grupę ku ściance roślin. - Pójdę z Verą od zachodu, Hubert, zabierz Samaela i Mardę, idźcie środkiem, a Irina, Ethra i Pogad, idźcie od wschodu.

- Tak jest! - Zgodziła się orczyca nieco zbyt głośno.

- Ciii! - Zganiła ją Ethra.

- Aż, kurwa mać! - Jęknął Corin nagle, po tym, jak oparł się o płotek będący wsparciem winorośli.

- Corin? - Zatroszczył się Hubert.

- Coś mnie użądliło! Nieważne, idźcie!

Droga, którą zaproponował im Corin, nie wyglądała na wymagającą. Wzdłuż muru od jego wewnętrzej strony ktoś wydeptał całkiem wygodną ścieżkę. Można było się spodziewać, że ta oplatała cały teren posiadłości. Znajdowali się przy najbardziej wyrośniętych winoroślach, lecz te stopniowo opadały im dalej będą kierować się w wybraną stronę.
Obrazek

Winnica za miastem

7
POST POSTACI
Vera Umberto
Odprowadziła spojrzeniem ciała wciągane w krzaki, próbując zorientować się, czy kojarzyła któregoś z martwych mężczyzn. Mogła widzieć kogoś raz czy dwa na Harlen i kompletnie człowieka nie kojarzyć. Nie miała tendencji do zapamiętywania twarzy, które nic dla niej nie znaczyły. Uniosła potem wzrok na Heweliona, ale nic nie odpowiedziała na pochwałę. Wiadomo, że dobrze. Vera nie była pierwszym lepszym chłopcem okrętowym, wiedziała, co robi.
Nie odzywała się też wtedy, gdy wydawane były kolejne rozkazy. Zerknęła krótko na Yetta, kiedy ten zaklął, ale uparcie milczała, do momentu, w którym grupy się rozdzieliły i została z oficerem sama. Ruszyła za nim wzdłuż rzędu winorośli, wciąż dzierżąc w dłoni splamiony już krwią miecz. Przynajmniej zapewniał im on lepsze ukrycie, dodatkowo chowając ich przed światłem przechadzających się wzdłuż alejek pochodni. Skupiła się i policzyła je, chcąc sprawdzić, ilu strażników potencjalnie kryło się wśród winogron.
- Wszystko w porządku? - spytała niemal bezgłośnym szeptem, podchodząc bliżej do Corina. - Co cię ugryzło? Komar?
Szła powoli w kierunku malejących winorośli, ostrożnie rozglądając się dookoła. Była skupiona i przygotowana na wszystko, a przynajmniej tak chciała myśleć. Nie mogła dać się zaskoczyć, plan trzeba było doprowadzić do końca, choć właściwie wciąż nie wiedziała, na czym ten ich plan miał do końca polegać. Irytowało ją to, ale sama oddała dowodzenie. Musiała się z tym jakoś pogodzić.
- Co robimy? - spytała cicho. - Szukamy więźniów i co dalej?
Obrazek

Winnica za miastem

8
POST BARDA


W ciemności, ciała strażników nie dawały Verze żadnych odpowiedzi. Mogli być piratami, a mogli zupełnie przypadkowymi mężczyznami z Everam, którzy znaleźli się w złym miejscu o niewłaściwej porze. Cery obu były jednak jasne, zupełnie niepodobne do tubylczych. Obaj zginęli, a ich ciała pochowano w krzakach.

Grupy ruszyły, każda w swoją stronę. Dopiero po paru krokach Corin uniósł dłoń do własnych ust, by possać zraniony palec.

- Nie wiem, pająk? - Poddał wątpliwości Yett, nie potrafiąc powiedzieć, co go urządliło. - Piecze jak skurwysyn. - Pożalił się, potrząsają dłonią, jakby to miało pomóc.

Pochodni było wiele, gdy strażnicy rozstawieni byli co trzy, cztery rzędy winorośli. Malejące pędy wkrótce sięgały ledwie do piersi, nie dawały dobrego schronienia, ale mogły ukazać to, co było przed Verą i Corinem. Jeden ze strażników, ledwie rząd obok, zbliżał się w ich kierunku. Drugi poruszał się wzdłuż muru, również ku schowanym piratom. Ten między winoroślami miał dotrzeć do nich pierwszy, kilkanaście sekund przed drugim.

- Zabiliśmy już dwóch. Nie ma odwrotu. Szepnął Yett, trzymają się nisko na nogach. - Uwalniamy więźniów po cichu... Cholera, zobacz, to dzwonek?

Na wysokiej tyczce wisiał dzwon, do którego przymocowany był sznurek w celu łatwej obsługi. Mógł mieć wiele zastosowań, choćby do zwoływania pracowników do pracy lub... Wszczynania alarmu.
Obrazek

Winnica za miastem

9
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie spodziewała się tutaj aż tylu strażników. Po co pilnowali każdego skrawka winnicy? Ktoś miałby przyjść nocą i pozbierać ich cenne winogrona? Co za bzdura, komu by się to opłacało? Strzeliła spojrzeniem w kierunku pierwszego zbliżającego się do nich mężczyzny, potem kolejnego. Nie mieli się za bardzo gdzie ukryć, ale gdy zaczną wycinać strażników po drodze, jeden po drugim, samo zniknięcie pochodni, albo ich poruszanie się w niestandardowym schemacie, mogło zostać zauważone przez pozostałych. Tamta dwójka przy bramie nie rzucała się w oczy tak bardzo, jak każdy z tych, którzy plątali się między winoroślami. Musieli się przekraść bez walki.
Złapała Yetta za rękaw i pociągnęła go w ten rząd pomiędzy roślinami, którym akurat nikt się nie przechadzał, a potem wciągnęła go ze sobą pomiędzy liście. Przytknęła palec do ust, dając mu jasno do zrozumienia, że nie mogą wydać żadnego dźwięku, dopóki strażnicy stąd nie odejdą, kontynuować swój obchód. Nie chowała miecza - ukrywał on ich w cieniu, lepiej, niż robiła to winorośl. Miała nadzieję, że to wystarczy, bo w innym przypadku uwalnianie więźniów po cichu skończy się jeszcze zanim porządnie się zacznie.
Jednocześnie zerkała w stronę dzwonu. Jak tylko znów zostaną tu sami, zamierzała jakoś go unieszkodliwić, by uniemożliwić potencjalne wszczęcie alarmu. Przyglądała się mu uważnie, chcąc już teraz zaplanować, jak się za to zabrać. Czy wystarczy odciąć sznur? A może trzeba było wspiąć się i zdjąć go z kija? Yett był wysoki, może mógłby go dosięgnąć i zdjąć go, tłumiąc jednocześnie hełm dzwonu, by niechcący nie wydał on żadnego dźwięku?
Obrazek

Winnica za miastem

10
POST BARDA

Strażnicy musieli mieć jakiś cel, choć chwilowo nieznany Verze. Patrolujących było wielu, lecz ci, których dostrzegali, odcinali się od ciemności tak wyraźnie, jak tylko mogli, dzięki swoim pochodniom. Miecz, który pojawił się w dłoniach Corina zasugerował, że oficer nie zamierza podchodzić do sprawy pokojowo. Im więcej z nich umrze, tym łatwiejsza będzie ucieczka więźniów.

Strażnik nie zdołał dojrzeć błysku orlego miecza Yetta, bo Vera miała swój plan, który zakładał ciszę. Nie było sprzeciwu, gdy dawali susa między pnące winorośla. Corin posłusznie zachował ciszę, czając się w cieniu liści i mroku miecza.

- Kapitanie! - Rozległ się głos mężczyzny, a Vera mogła poczuć, jak Corin porusza się niespokojnie, gotów do ataku. Tylko wcześniejsze reakcje Umberto kazały mu zostać w miejscu.

- Spocznij. - Odezwał się drugi głos, tym razem należący do kobiety, choć niski w swoim brzmieniu. - Raport?

- Żadnych problemów, pani kapitan.

- Doskonale. Wracaj do pracy.


W tej części winnicy nikogo jeszcze nie wykryto. Choć piraci podzielili się na grupy, żadna nie zdradziła jeszcze swojej obecności. Mężczyzna zasalutował i zawrócił, idąc z powrotem tą samą drogą, którą przyszedł, między rzędami winorośli. Kapitan za to kontynuowała patrol wzdłuż muru.

Dzwon był zawieszony wysoko, ale nie na tyle, by nie mogli sięgnąć go ostrzem. Co więcej, blask pochodni zdradził, że serce dzwonu zostało wykonane w prowizoryczny sposób, zawieszając kawałek metalu na kawałku sznurka. Dłuższy sznur przyczepiono do górnej części dzwonu, by można było łatwo wprawić go w ruch.

- Są już dość daleko? - Dopytał Corin, a jego dłoń wróciła do ust, by dalej ssać ugryzione miejsce.
Obrazek

Winnica za miastem

11
POST POSTACI
Vera Umberto
Jeśli Yett chciał rozwiązać to inaczej, mógł polecić jej działać inaczej. W końcu miał tu dowodzić, czyż nie? Vera nie usłyszała rozkazu ataku, więc zrobiła to, co uważała za słuszne. Dopóki nikt inny nie zrobił zamieszania i nie zakłócił patrolu, wychodziła z założenia, że oni też nie powinni. Nawet grupa Heweliona przecież wciąż pozostawała w ukryciu, a to on był najbardziej narwany z nich wszystkich.
Pani kapitan? Kim była pani kapitan? Miała ochotę wychylić się z liści i wyjrzeć, ale powstrzymała się przed tym odruchem, zamiast tego wpatrując się intensywnie w dzwon. Zastanawiała się, czy taka ilość strażników wynikała z czegoś, o czym piraci nie wiedzieli. Może ktoś uprzedził ich o ataku. Czyżby Aspa? Skupiona na swoich własnych problemach, przed wypłynięciem z Harlen nie zwróciła uwagi na to, czy wypłynął może ktoś inny, w tym ten pieprzony elf. Ale nie zrobiłby im tego, prawda? Cóż, jak trzeba będzie, to zabiją wszystkich, żeby uwolnić swoich. Nie to, że Umberto miała wobec tego jakiekolwiek opory.
Ale te przemyślenia w żaden sposób nie wpływały na jej działania. Nie miała jak się nimi podzielić z Corinem, bo nawet cichymi, ale długimi rozmowami mogliby zwrócić na siebie uwagę.
- Chyba tak - szepnęła, wysuwając się spomiędzy liści i unosząc głowę, by odprowadzić nieznajomą kobietę spojrzeniem wzdłuż muru.
Potem znów się schyliła, by nikt inny nie zauważył jej nad najwyższymi liśćmi winorośli. Zwłaszcza, że za chwilę zamierzała zrobić coś dużo bardziej ryzykownego.
- Powinniśmy unieszkodliwić ten dzwon - zasugerowała. - Podsadzisz mnie? Odetnę serce.
Trzeba było działać szybko, korzystając z faktu, że najbliżsi strażnicy w tej chwili znajdowali się plecami do nich. Vera bałaby się sięgać w górę mieczem, nie chcąc wydać niepotrzebnego dźwięku, ale będąc czarną plamą na tle czarnego nieba mogła pozbawić dzwon serca, jednocześnie nie usuwając jego samego - liczyła na to, że gdy ktoś w ferworze walki pociągnie za sznur, będzie miał przykrą niespodziankę.
Obrazek

Winnica za miastem

12
POST BARDA


Pani kapitan i jej podwładny rozeszli się w swoje strony, zabierając ze sobą tajemnicę kobiety dowódcy. Corin i Vera odczekali jeszcze chwilę, nim zbliżyli się do dzwonu. Oficer przywołał Verę i splótł palce, by dać jej podporę, zgadzając się na jej propozycję działania.

Dotknięcie dzwonu bez obudzenia go było niewykonalne, ale Vera działała mądrze - zamiast próbować sięgnąć serca mieczem i narobić hałasu, wybrała bezpieczniejszą opcję wdrapania się i szybkiego pozbawienia dzwonka jego jedynej mocy poprzez usunięcie jego serca. Metalowa kulka uderzyła o ziemię, ostatecznie niwelując zagrożenie związane ze wszczęciem alarmu w tej części winnicy.

- Szybko! - Pospieszył Verę Corin, pomagając jej zejść z podpory swoich dłoni. Kiedy tylko kapitan stanęła na własnych nogach, dał susa między winorośle. Ich dywersja powiodła się i nikt ich nie spostrzegł.

Mogli kontynuować wędrówkę, ale Corin zadecydował, że czas odbić w stronę centrum winnicy: posiadłości. Skradali się między niewyrośniętymi krzewami, pozostając niewidocznymi z obu stron. Strażnicy mijali ich dwukrotnie, w odległości paru rzędów. I wszystko wydawało się przebiegać zgodnie z planem, gdy nagle liście przed nimi zaszumiały, zdradzając, że ktoś się między nimi przedziera.

- Hę? - Mężczyzna był zbyt daleko, by zaatakować i zdjąć go bezgłośnie. Do tego zauważył ich i okazało się, że nie tylko on rozpoznał ich, ale również oni jego. - Co wy tu robicie?

- Iganc! - Corin znał imiona niemal wszystkich. Vera nie mogła mieć pewności, czy kiedykolwiek znała rzeczonego Ignaca, ale znała jego twarz z Białego Kruka.
Obrazek

Winnica za miastem

13
POST POSTACI
Vera Umberto
Dźwięk metalowej kulki głucho wbijającej się w ziemię był nadzwyczaj satysfakcjonujący. Umberto zeskoczyła z rąk Yetta i podniosła serce dzwonu, by nikt niepowołany się o nie przypadkiem nie potknął, a potem schowała się wśród liści razem z oficerem.
- Nie będzie alarmu - szepnęła, zadowolona z powodzenia ich małej dywersji.
Wcisnęła kawałek metalu do kieszeni, a potem ruszyła za Corinem w stronę posiadłości. Nie mieli pojęcia, co zastaną w środku, ale może tak powinna to traktować - jako zwiad, nawet jeśli zamierzali tam na miejscu podjąć decyzję co dalej i od razu działać. Może gdyby nie przesiadywała tyle pod pokładem, z załogą, tylko bardziej uczestniczyła w ustaleniach Heweliona z Yettem, miałaby większe pojęcie dotyczące tego, co się dzieje. Ale wolała schodzić drugiemu kapitanowi z oczu, po tym, z jaką pogardą patrzył na nią przed wypłynięciem z Harlen. Z drugiej strony była prawie pewna, że gdy ona na szybko planowała akcję w Ujściu, każdy z uczestniczących w niej załogantów miał przynajmniej mgliste pojęcie, czego się od niego oczekuje. Ale może Hubert oczekiwał od niej dokładnie tego: bycia ręką z mieczem, niczym więcej. Miała nie myśleć, tylko działać.
Dźwięk niespodziewanego szelestu wśród liści sprawił, że mocniej zacisnęła dłoń na rękojeści broni i zniżyła się nieco na nogach, przygotowując się do potencjalnego ataku... ale ten nie nadszedł, bo ten, kto wyszedł im na spotkanie, okazał się znajomym. No, przynajmniej Corinowi. Rozejrzała się, chcąc się upewnić, że nie zbliża się ktoś jeszcze. To chyba nie był jeden z tutejszych strażników? Nie miał pochodni, tamci też nie przeciskali się przez winorośle? Co tu się działo?
Zerknęła pytająco na Corina.
- Przypłynęliśmy po naszych - odpowiedziała cicho po chwili wahania. Jeśli ich nie atakował, jeśli nie wszczął jeszcze alarmu, może jakimś cudem był po ich stronie?
Obrazek

Winnica za miastem

14
POST BARDA


Metalowa kulka przyjemnie ciążyła w kieszeni Very. Chociaż pozbawiona reszty dzwonu, stanowiła dowód na przebiegłość pani kapitan. W pozostały klosz można było uderzać czymkolwiek metalowym, lecz nic nie będzie tak skuteczne i głośne jak serce.

Hubert zaplanował akcję, lecz teraz był daleko, poza zasięgiem słowa. Rozkazy wydawał Yett, który chwilowo miał przejąć dowodzenie. Oficer łatwo jednak poddawał się sugestiom Very, choć nie w chwili, gdy mężczyzna z zarośli postanowił wyjść im na spotkanie. Ignacy nie był starszy od Corina, ale golił się na gładko i utrzymywał włosy krótko ścięte. W jego posturze była jakaś duma, która nie stopniała nawet na widok piratów. Mężczyzna nachylił się lekko, by nie było go widać ponad winoroślami. Zbliżył się do Very i Corina bez cienia wrogości.

- Odejdźcie póki możecie. To forteca! - Powiedział głośnym szeptem.

- Nie ma mowy. Pomóż nam.

- Nie mogę, panie Yett. Jeden zły ruch i potoczą się głowy. Wyjdźcie południową bramą, jest najmniej strzeżona. -
Ignac wskazał kierunek bramy, którą wcześniej przekroczyli. - Nie wystraszyć was dwoje... Tu potrzeba armii.

- Za późno. Hewelion już tu jest!
Obrazek

Winnica za miastem

15
POST POSTACI
Vera Umberto
Spoglądała to na jednego, to na drugiego, starając się powstrzymać przed zirytowanym komentarzem, że wiedzieliby to wszystko, gdyby ktoś, do cholery, zarządził jakiś porządny zwiad, zanim zaatakowali. Wystarczyło wysłać Irinę z Eldarem, w Ujściu sprawdzili się doskonale. A teraz? To forteca, usłyszeli i nie zostało im nic innego, jak spróbować się przez tę fortecę przebić. Vera z Corinem mogliby we dwoje powyrzynać strażników, którzy spacerowali pomiędzy winoroślami. Mieli przewagę cienia i jeszcze przez jakiś czas zaskoczenia. Wcześniej czy później zostaliby zauważeni i ktoś spróbowałby wszcząć alarm, ale nie mieli dzwonu. Z drugiej strony, gdyby umówili się wcześniej, że Vera i Corin atakują dopiero, gdy tamci dotrą do posiadłości, żeby uniemożliwić Kompanii wybijanie więźniów w ramach reakcji na atak, mogliby działać spokojniej. Zacisnęła z irytacją zęby. Ona bywała narwana i nierozsądna, ale to, jak Yett z Hewelionem przygotowali tę akcję, wołało o pomstę do nieba. Miała nadzieję, że nie będzie musiała stąd na plecach wynosić któregoś z nich.
Ale też w jej głowie odezwał się ten cichy głosik, który lubił ryzyko, który wcześniej domagał się fizycznego bólu, by oderwać jej myśli od Ferbiusa, jego wizji i obietnic. Tego już trudno jej było ignorować.
- Armii w winnicy? - powtórzyła z powątpiewaniem. - Jest nas więcej. Możemy działać, musimy działać. Przypłynęliśmy tu po naszych, nie wracamy bez nich.
Przesunęła spojrzeniem po pochylonej sylwetce Ignaca.
- A co ty robisz? Nie patrolujesz. Pomóż nam. Razem ich stąd wyciągniemy. Wrócimy do domu. Leobarius na was czeka.
Obrazek

Wróć do „Everam”