[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

16
POST POSTACI
A więc czas zacząć. Teraz był moment, w którym wszelkie przemyślenia i wątpliwości należało odstawić na bok. Po drugiej stroni etego muru ma po prostu robotę. Otrząsnął się z podsłuchiwania strażników toczących rozmowy jak w każdej opowieści, w której bohater musiał minąć jakichś strażników czy innych oprychów. Skupił się na następnym kroku i czekał na sygnał. Mag ruszył pierwszy i sprawnie sforsował mur. Chwilę po tym Mort dostał sygnał i ruszył bez zbędnego zwlekania. Z Tym gościem nie robił takich akcji, jednak wizualnie miał on wszystkie potrzebne cechy do spełnienia roli pomocnika przy forsowaniu muru. Mortiush wskoczył na podstawione ręce uginając nogi do wybicia i wyskoczył z rąk Piętnastki kiedy tylko poczuł, że ten go wyrzuca. Chwycił się szytu muru, by po tym delikatnie zza niego wyjrzeć i upewnić się, że droga jest czysta. Kiedy tylko to potwierdził przeskoczył przez mur, starając się wylądować jak najlżej i natychmiast przypaść do muru, gdzie panuje najgłębszy cień. Ta czynność była jedną z najprostszych w tej robocie. Wielokrotnie pokonywał takie przeszkody i miał to wyćwiczone.
Pozostawało jedynie poczekać, aż ostatni członek zespołu przejdzie. Tymczasem, po wstępnym rozejrzeniu się, raz jeszcze na krótką chwilę skupił się, by nasłuchiwać otoczenia. Po tej stronie nie było muru, który zniekształcał dźwięki, w związku z czym lepiej mógł rozeznać się w sytuacji. Znów nasłuchiwał poszukując ewentualnych zagrożeń i komplikacji. Robił to czekając na sygnał do dalszych do dalszego działania.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

17
POST BARDA
Doświadczenie siły towarzysza mogło robić wrażenie, choć patrząc na to, kim był, może po prostu było to typowe? Podrzucił nim, jakby był trochę dzieckiem, co zdecydowanie mocno mu ułatwiło, przedostanie się na druga stronę muru. A po chwili i trzeci towarzysz się znalazł. Lina była bardzo pomocna w przejściu. I pierwsze, co trzeci towarzysz zrobił, było zabranie jej. Musieli ukryć ślady tego, że ktoś tu był.
W ciemności prawie nie dostrzegał maga, który także był przyczajony. Musiał się skupić, by go odnaleźć w tych ciemnościach. Parę lamp w ogrodzie oświecało główną ścieżkę i mogli zobaczyć przemieszczanie się wojowników.
- Co się dzieje? - Usłyszał cichy głos przemieszczającego się żołnierza.
- Jakieś problemy przy bramie. Zastępca dowódcy właśnie kazał wysłać posiłki. - Powiedział spokojnie, skręcając w jedną z dróg w ogrodzie.
- I tylko tyle? - Spytał niedowierzająco.
- Nie. Myśli, ma podejrzenie, że to dywersją. Jest nazbyt ostrożny, ale wysłał niektórych odpoczywających w rezydencji na zabezpieczenie najważniejszych pomieszczeń. Reszta ma patrolować ogród, ale czekać na sygnał, gdyby przy bramie zrobiło się gorzej. - I Choć Mortiush nie widywał innych patroli, ewidentnie było słychać, że są nerwowi. To oznaczało, że w pewien pokrętny sposób osiągnęli cel. Najemników było za mało, by chronić wszystko, a skoro spora część z nich była poza rezydencją, tych kilku raczej nie będzie problemem.

Przy bramie natomiast słyszał niewyraźne głośne przekleństwa, ale nie dochodziły od strony strażników. Łatwo mógł się domyślić, że był to element ich dywersji. Robili pewnie wszystko, by zająć uwagę.

A w okolicy nie było nikogo.
- Idziemy do okna. - Rządził mag i ruszył w kierunku budynku. Nie wyglądało, by groziła im zasadzka. - Rzucę kontrzaklęcie na osłony, pilnujcie okolicy. - I tak, jak mówił, zaczął czarować, a po chwili Mortiush usłyszał, odgłosy, jakby ktoś szedł po trawie z dala od ścieżki. Jedna osoba, kroki raczej ciężkie. I zbliżały się stopniowo od tyłu budynku.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

18
POST POSTACI
Mort pozwolił działać magowi nasłuchując okolicy. Sam nie miał w tym momencie nic ważnego do zrobienia, więc pilnował. Wyglądało na to, że dywersja powiodła się połowicznie. Z jednej strony odciągnęła ona uwagę strażników, z drugiej zaś postawiła resztę na nogi i zaalarmowała. Nie był pewien, czy wyjdzie im to na dobre. Najwidoczeniej do tej pory nikt nie weryfikował działania strażników. No cóż, spodziewał się niespodzianek. I taka też wydawała się nadchodzić. Kroki na trawie. Można je uznać za podejrzane, bo kto normalny w nocy przechadzał by się po trawniku. Od tego były ścieżki. oczywiście istaniała możliwość, że któregoś przycisnęło przy patrolu i musi w krzaki. jednak nawet taka sytuacja mogłaby im skomplikować życie. Podszedł więc cicho i ostrożnie do ich kafara, delikatnie dotknął go w ramie by przyciągnąć jego uwagę i użył tajemniczego języka znaków. Wskazał na ucho, by przekazać, co usłyszał. Potem pokazał jeden palec, oznaczający jedną postać. Na koniec wskazał kierunek, skąd tamten nadchodził i skinął głową, by razem zbliżyli się do maga. Rozejrzał się jednocześnie za jakimś miejscem, gdzie tamtemu będzie łatwiej ich przeoczyć. Jakiś ciemny kąt przy krzaku czy inne ciekawe miejsce. Nie przygotował sobie niestety żadnego szkicu na wypadek ukrywania się w ogrodzie. Miał gotowe kilka mebli i innych elementów dla ukrycia wewnątrz, jednak szafa w krzakach mogłaby wydać się podejrzana. Musiał więc korzystać z otoczenia. Gdyby zaszła potrzeba dodatkowego maskowania, postanowił skopiować jeden z krzaków obecnych w ogrodzie i pod iluzją takowego ich ukryć. Niby mag dał im niewidzialność, jednak na wszelki wypadek chciał mieć zabezpieczenie.
Gdy zbliżyli się do maga, podszedł do niego po cichu, ale tak by ten go zauważył. Nie mieli zbyt wiele czasu, a ten zajęcty czarowaniem mógł zareagować nerwowo na stukanie w ramie. Pokazał mu nauczony tego dnia znak oznaczający niebezpieczeństwo, wskazał kierunek, skąd nadchodził obcy i skinął głową, by ten ruszył za nim do upatrzonej kryjówki zaraz obok. Kiedy już się ukryją, pozostawało jedynie poczekać aż tamtej zrobi swoje i zniknie pozwalając im kontynuować robotę.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

19
POST BARDA
Było tu kilka drzew, za którymi można było się schować, choć ich konary były cieniutkie. To typowe drzewka dekoracyjne. Nie za wysokie. Do tego niskie krzaki. Nic, co by dawało wielką przewagę w ukrywaniu się, gdyby nie to, że mieli na sobie zaklęcie kamuflujące. Brak światła, nie licząc pojedynczych promieni księżyca, mogły pozwolić na bycie niewidocznym całkowicie.

Pokazywanie symbolu wojownikowi i przekazanie innych symboli, zostało zareagowanie kiwnięciem głowy, że rozumie. On sam szybko musiał przemyśleć sytuację. Uciszenie strażnika było całkiem możliwe, ale brak meldunku od niego mogło oznaczać poszukiwania. Wtedy też odkrycie ciała zaalarmuje strażników. To nie było dobre do cichego wejścia. Poklepał Mortiusha po ramieniu, chwaląc go w ten sposób za czujność i podszedł do maga. Jeden ruch ręki miał skupić uwagę. Pokazał on symbol, a następnie wojownik pokazywał kolejne symbole, które już Mortiush niekoniecznie rozumiał. Czarodziej bardzo szybko przerwał zaklęcie i ruszyli do miejsca wybranego przez trzeciego człowieka jako kryjówkę. Postąpili zgodnie z jego planem. Strażnik po chwili pokazał się w ich polu widzenia, najpierw jako prosty punkt światła, a dopiero potem światło latarni, oświetliło go. Miał na sobie czarna, ale zdobioną zbroję. Krótki miecz przy pasie, tarcze na plecach. prosty hełm i stalowe buty. W żaden sposób nie wyglądał, że był tu w innym celu, niż patrol.
-Uch, ale mnie ciśnie. - Mruknął i udał się w krzaki niedaleko nich, aż zatrzymał się przy murku. Po chwili odstawił latarnie obok, odpiął kilka zabezpieczeń i oddawał mocz. Między magiem, a wojownikiem rozgorzała niema dyskusja. A Mort zauważył przypięte do jego pasa pęk kluczy.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

20
POST POSTACI
Mort z zadowoleniem stwierdził, że przynajmniej reakcje tamci mieli dobre i bez zawahania poszli za jego obserwacją i "planem". Świadczyło to być może nawet o jakimś szczątkowym zaufaniu wobec niego. Kiedy dostrzegł przy pasku przy pasku strażnika klucze, drgnął już by po nie sięgnąć, jednak postanowił się nie wychylać. Nie wiedział w końcu, jaki jest plan i nie był pewien, czy te klucze by im się na coś przydały. A ich zdobycie na pewno wiązałoby się z dodatkowym ryzykiem. Nie chodziło nawet o ryzyko przyłapania. Nie wiedział jak tamci by zareagowali w momencie odkrycia ich braku. Zamiast tego przyjrzał się dokładniej jak klucze są przypięte do paska i czy nastręczałoby to trudności w ich zdobyciu. Po szybkiej ocenie zwrócił się w stronę towarzyszy i zamachał, by zwrócić na siebie uwagę. Pokazał na strażnika, a właściwie na klucze. Nie był pewien, czy tamci załapią co wskazuje, więc wolał to jeszcze doprecyzować. Bezgłośnie poruszył ustami jakby chciał powiedzieć 'klucze' i wykonał gest otwierania zamka. Może któryś komunikat odbiorą poprawnie... Potem wskazał na siebie, raz jeszcze na klucze i spojrzał pytająco oczekując aprobaty lub powstrzymania. Gotów był ruszyć po nie natychmiast. Idealnym momentem byłby ten, kiedy strażnik schylałby się po latarnie. W dłoni już ściskał kawałek szmatki, który miałby wyciszyć ich potencjalny brzęk.

Iść? Nie iść?

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

21
POST BARDA
Dokładnie były trzy duże klucze i dwa mniejsze. Trzymane na metalowym kółku są w dwóch miejscach przypięte jedynie nieco grubszym rzemykiem. Nie wyglądał on specjalnie za twardy. Kupisz taki na wielu straganach. A przypięte w ten sposób, by oczywiście nie hałasowały, odbijając się ciele. Na kończy rzemieni dwa haczyki, które trzymały to wszystko. I niezbyt. Musiałby wykonać jedynie dwa precyzyjne cięcia bardzo szybko, co przy działających zaklęciach maga powinno mu zapewnić bezpieczeństwo i brak zauważenia, o ile on sam nie będzie miał zwyczajnego pecha.

Co spojrzeli po nim, rozumiejąc dobrze, co chce przekazać, nie zastanawiali się zbyt długo. Kciuk uniesiony w górę był pozwoleniem na to, co chciał zrobić. Musiał tylko sam wykonać ruch.

Strażnik właśnie kończył z oddawaniem moczu w mur i zapinał już guziki w spodniach. Niedługo schyli się po latarnie i wróci na patrol.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

22
POST POSTACI
Mortiush nie potrzebował więcej. Wyjął nożyk, by mieć go gotowego do działania i ruszył możliwie szybkim krokiem w stronę celu. Planował przechwycić klucze w momencie, kiedy tamten będzie podnosił się z latarnią w ręku. Starał się trzymać cienia, co mogłoby się wydawać niemożliwe biorąc pod uwagę fakt, że szedł w stronę latarni. "Atakował" jednak swoją ofiarę zza pleców, co nawet w świetle słonecznym pozwalało skutecznie się ukryć. Trzeba było tak dobrać tempo skradania się, by nie mieć potrzeby zatrzymywania się przy ofierze.

Precyzyjne podejście w momencie, kiedy tamtej się prostuje robiąc najwięcej hałasu i ruchu wszystkim, co miał na sobie.
Jednoczesny chwyt kluczy przez szmatkę dla wyciszenia i cięcie rzemienia.
Przejście za plecami strażnika, kiedy ten odwraca się w stronę dalszego marszu.
Ukrycie się w cieniu muru i odczekanie, jak tamten odejdzie kilka kroków.
Ostrożny powrót do kryjówki pośredniej- nie tej, gdzie czekali towarzysze.

Jeśli tylko wszystko wyjdzie, jak powinno można wrócić do maga i oddać mu zdobycz. Niech to on bawi się w dopasowywanie do zamków.
Ta sytuacja mogła być ważna w dalszym jego działaniu w tej grupie. Nie zapomniał, dlaczego tu jest i mimo niechęci, musiał pokazać się z dobrej strony. Wykonanie roboty to jedno. Wykazanie się w trakcie akcji takimi sytuacjami jak ta mogło okazać się dobrym atutem w jego sytuacji. Byle tylko strażnik był normalnym strażnikiem i postąpił zgodnie z zakładanym schematem...

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

23
POST BARDA
Większość jego planu okazała się bardzo dobra. Podejście, moment, jaki potrzebował. Wydawałaby się akcja idealna, jednak kiedy tylko położył szmatkę na klucze i zacisnął, strażnik gwałtownie obrócił głowę i zaczął się rozglądać. Po dłuższej chwili przestał.
-Pewnie wiatr. - I ruszył ponownie w swoją trasę, nie sprawdzając nawet, czy ma klucze.
Co oczywiście nie przeszkodziło mu w cięciu, bo nie ruszał się w tym momencie. Akcja była oczywiście na tyle szybko, że zrobił kilkanaście kroków do tyłu, ale wtedy pechowo nadepnął na gałązkę. Usłyszał to sam.

Strażnik nie wyglądał na kogoś, kto by to usłyszał. Jakby dźwięk nigdy się nie wydobył. Zadziałało zaklęcie wyciszające, które rzucił czarodziej. I jak strażnik znikał na horyzoncie, mógł przekazać zdobyte klucze. Wojownik kiwnął głową i Mortiush zauważył jakiś ruch, który przypominał mu jedno z zachowań w bandzie. Wojownik przestał trzymać w rękojeść miecza i nieco się rozluźnił. On by go bronił, gdyby coś poszło nie tak. Porzucanie swoich, nawet jeśli było to grupa tymczasowa, nie było zbyt rozsądne.
- Całkiem nieźle. Czyli jednak coś tam potrafisz. - Mruknął do niego przyjacielsko i poklepał po plecach. Mag spojrzał na klucze i kiwnął głową. Nie wyglądały one na takowe od zwyczajnej bramy, kiedy można było im się przyjrzeć.
-Było lepiej, niż oczekiwałem. - Przyznał szczerze mag. - A w międzyczasie dokończyłem zaklęcie. Możesz otworzyć okno i wejdziemy do środka. Pierwsza linia zabezpieczenia magicznego nie stanowi problemu. - Powiedział mag i razem skierowali się do okna, które pozostało otworzyć. To było już zadanie Morta, bo on miał do tego odpowiednie umiejętności. Pierwsze zaskoczenie, że to było jedno ze zwyczajnych okien, jakie można kupić. Prosta drewniana konstrukcją z blokadą przy jednym boku, by można było je otworzyć na bok. Ładnie wyglądała, ale nie różnica się zbytnio od okien w biednych dzielnicach. Blokadę dało się podważyć
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

24
POST POSTACI
Takie zaklęcia faktycznie bywają przydatne. Sam nawet nie musiał odwoływac się do własnych Zdolności, by uniknąć wykrycia. Mag-złodziej... Ciekawe połączenie, ale z takimi zaklęciami działać mogło całkiem nieźle. Wrócił do "swoich" i oddał klucze. udał że nie widzi i nie słyszy reakcji na swoją akcję. Jakkolwiek miłe, nie lubił takich pochwał. A zwłaszcza w trakcie akcji. Czuł się nieswojo, a to mogło go rozproszyć. Dlatego niezwłocznie podszedł do okna, by je obejrzeć i ocenić...
Takie okna nie były trudne do forsowania. Zazwyczaj zaniedbane, przez lata wyluzowane oferowały wygodną szczelinę, przez którą można było przecisnąć narzędzie i otworzyć skobel. A czy to było równie zaniedbane? Zanim czegokolwiek dotknął, przymknął oczy i ponownie skupił się na otoczeniu. Wysotrzył swój słuch, by nasłuchiwać, odgłosów wewnątrz. Głupim błędem by było, gdyby otworzył okno w momencie, kiedy strażnik by się tamtędy przechadzał. Upewniwszy się, że nikogo wewnątrz nie ma, wydobył z torby mały łomik zabrany na takie właśnie okazje. Przeciągnął jeszcze ręką po ramie okna, by wykryć ewentualne alarmy konwencjonalne. Sam takie stosował, kiedy przychodziło mu nie być pewnym o swoje bezpieczeństwo. Wystarczyło przytrzasnąć oknem jakikolwiek przedmiot mający narobić hałasu. Wystarczy gwóźdź na nitce- nie widać go z zewnątrz, a już zaalarmuje.
Upewniwszy się, że żadnych zabezpieczeń nie ma przystąpił do pracy. Należało wcisnąć łomik między okno a ramę i podważyć skobel. Najlepiej jeśli okno było już stare i nie zostawiało się śladów. tym razem jednak ślady nie były zbyt istotne. I tak ofiara szybko spostrzeże swoją stratę, więc i ślady włamania mogą znaleźć. A teraz, w nocy nie miało to większego znaczenia. Próbował pracować możliwie najciszej. Kiedy już dostał się do skobla, nadchodziła część wymagająca od niego zręczności. Albo uda się utrzymać skobel na narzędziu i przechwycić go ręką na spokojnie, albo ten zsunie się z łomika i wtedy będzie musiał reagować szybko, by upadając nie narobił hałasu.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

25
POST BARDA
W większości domów szlacheckich ciężko było szukać tak oczywistych pułapek lub wyszukanych zabezpieczeń ram okiennych. Ten także nie był zabezpieczony. Pycha i arogancja, wynikająca ze statusu nie pozwalała im dostrzec tak oczywistego problemu, jakim było myślenie, że można dostać się inaczej do domostwa, niż przez robicie szyby. I Właśnie to Mortiush prezentował. Jedyną różnicą była oczywiście jakość wykonania elementów i dlatego skobel z całą resztą był tak prosty. Normalnie, gdyby chciał to zrobić bez zostawiania śladów, musiałby nieźle się napocić, ale teraz, kiedy po prostu postanowił działać i nie przejmować się tym, ślady oczywiście pozostawił. Jego plan zadziała dobrze, skobel znalazł się w miejscu, gdzie chciał i okno stało otworem.

Poczuł dziwne ciarki na plecach, kiedy ręka znalazła się w środku. Tak jakby jakaś dziwna fala przeszła przez jego ciało, jak tylko postanowił naruszyć coś niewidzialnego, ale innego efektu to nie miało na niego.

Pomieszczenie, w którym się znaleźli, był pokojem dla jakiegoś małego dziecko. W słabym świetle widoczne były zabawki, kołyska, meble typowe dla takich pomieszczeń. Nie panował tu bałagan, wszystko było starannie poukładane. Na stoliku przy łóżeczku bujanym znajdował się świecznik, ale nie zawierał w sobie żadnej świeczki. Na ścianach wisiały trzy obrazy, acz w tejże ciemności, ciężko było dojrzeć, co się w nich znajduje. Nie dochodziły żadne odgłosy z tego pomieszczenia. Podłoga zaskrzypiała jedynie, kiedy na niej się stanęło. Na samym końcu pomieszczenia znajdowały się drzwi , a przez szczeliny pomiędzy framugą, a drewnem przebijało się delikatne światło.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

26
POST POSTACI
Kiedy wykonał już ruch, jakim było otwarcie okna, musiał natychmiast wykonać kolejny. Kiedy się tak włamywało, ważne było, by działać natychmiast. Niby upewnił się przed otwarciem, że nikogo nie ma wewnątrz, jednak gdyby się pomylił, czekanie w oknie stawiałoby go w niekorzystnej pozycji. Dlatego natychmiast po otwarciu wślizgnął się do środka z ręką gotową do dobycia noża. W drugiej ściskał narzędzia. Niezwłocznie przemieścił się do drzwi, by nasłuchiwać odgłosów zza nich. Kilka oddechów później, kiedy ocenił brak zagrożenia, zawinął narzędzia w szmatki i schował je spowrotem do torby.
Dopiero po chwili dotarła do niego myśl. To dziwne uczucie, kiedy przełożył rękę przez okno. Mag mówił, że dezaktywował zabezpieczenia. Czy tak właśnie objawiłoby się zaklęcie nieaktywne? Takiej wiedzy niestety mu brakowało. Dlatego spojrzał tylko na maga i ich ochroniarza, czy tamci nie przejawiają jakiegokolwiek zaniepokojenia. Inna rzecz, która go interesowała to to, czy zamkną oni za sobą okno. Taki niepozorny szczegół potrafił wiele napsuć. Zwłaszcza w momencie, kiedy teren był stale patrolowany.
Domyślał się, że następnym etapem będzie wydostanie się na korytarz. Rzucił więc okiem na drzwi, czy te będą trudne do forsowania. Możliwe, że nie będą problemem. Do takiego pokoju nie ma potrzeby montować zamka. drzwi więc mogą w ogóle nie być zamykane. Inna rzecz, która przykuł jego uwagę to obrazy na ścianie. Kogo przedstawiały? Nie miał portretów domowników, a jeśli to były takowe to mogłyby się przydać. Czy jednak będzie czas się z nimi zapoznać? Nie przyszedł tu podziwiać sztuki. Pozostawał to więc cel drugorzędny. Przede wszystkim interesował go następny krok. Na tym oknie kończył się cały znany mu plan, więc czekał na dalsze polecenia.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

27
POST BARDA
Złodziej słyszał kroki na korytarzu. Dość lekkie, które nie mogły należeć do kogoś zakutego. I przechodziła jedynie pojedyncza osoba. Przemieszczała ze skrzydła do środkowej części domu. Krok miała miarowy, nie spieszyła się zbytnio. Po dłuższej chwili nasłuchiwania kroki ucichły.

Wojownik i mag przeszli przez drzwi sprawnie. Wojownik, który przeszedł jako drugi, zrobił kilka kroków naprzód, rozglądając się jednocześnie. Szybko się skrzywił, bo oczekiwał znaleźć coś wartościowego, co mógłby zabrać przy okazji. Pokój dzieciaka jakiegoś był w jego oczach w tym stanie sceną z kiepskiego przedstawienia. Niby upiorny, a jednocześnie żenujący. Obrócił sam głowę, by zobaczyć, co robi czarodziej.

Mag przeszedł jako ostatni i nim zamknął okno, rzucił dodatkowo jeszcze zaklęcie, maskujące uszkodzenia, jakie powstały, kiedy Mortiush grzebał przy oknie. On sam wolał nie ryzykować, bo takie drobnostki potrafiły zrobić różnice. Kiedy już wszystko było gotowe, zamknął okno i oddalił się, by nikt go nie zauważył.

- Najłatwiejsze za nami... - Stwierdził mag cicho. Uznał, że może tu powiedzieć kilka słów. - A przed nami to już tylko gorzej nie? - Dopowiedział wojownik... - Straszne miejsce, nie lubię tego pokoju. - Mruknął, choć nie do końca wiadomo dla kogo.

Drzwi miały zamek, ale najprostszy z możliwych, więc otwarcie ich nie powinno sprawić problemu. Podobne zamki spotykał w miejscach, gdzie znajdowały się zwyczajne składziki na graty. Niby były zamknięte przed nieproszonymi gości, ale osoby z minimalną wręcz wprawą potrafiły się do nich dostać przy pomocy wytrychów. Był to był. Tak chyba najlepiej to określić.

Obraz na oknie przedstawiał trzyosobową rodzinę. Całkiem młodego mężczyznę i mógł go kojarzyć. To był sam Thiessnega tylko młodszy o jakieś czterdzieści lat i uśmiechał się przy tym całkiem szczerze i niewinnie. Obejmował ją kobietę w blond włosach, spiętych w dwa warkocze i zawiązanych wokół głowy. Wyglądała na całkiem niewinna. Nie można powiedzieć, by należało do ładnych osób, ale jej twarz można było określić jako kobietę o wesołym usposobieniu. W reku trzymała zawiniątko z dzieckiem, które nie miało więcej, niż kilka miesięcy, może roczek. Obraz był dość stary, farba już się nieco złuszczyła, rama w jednym miejscu miała delikatne pęknięcie.

- Dobra, wychodzimy na korytarz. Nie ma co podziwiać uroków. - Nie wyglądało, by tę dwójkę zainteresował portret.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

28
POST POSTACI
Pokój faktycznie nie przedstawiał żadnej wartości. Nie było tu nic ciekawego. Portret na niewiele się przyda, bo był sprzed lat. Ciekawostką jedynie było, że gospodarz najwyraźniej miał rodzinę, dziecko. Takie ciekawostki jednak pozostawały na dalszym planie. Nie wpływały one bezpośrednio na sytuację tu i teraz. W tym momencie trzeba było ruszać dalej.
Mort wydobył wytrychy z torby i podszedł do drzwi. Znów sprawdził dokładniej, czy nie są dodatkowo zabezpieczone i wsłuchał się w otoczenie, by mieć pewność, że nikogo nie ma w pobliżu. Szansa na to, by takie drzwi były szczególnie zabezpieczane była mizerna. Mieli jednak czas. Nikt ich jeszcze nie gonił, więc mógł pozwolić sobie na ostrożność. Kiedy już upewnił się, że jest bezpiecznie, przystąpił do pracy.
Po sforsowaniu zamka nie otworzył drzwi. Uchylił je tylko troszkę, by sprawdzić przestrzeń za nimi i odstąpił, puszczając przewodnika przodem.
-Dokąd teraz?-szepnął robiąc miejsce magowi.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

29
POST BARDA
Korytarz był całkiem długi. Drewniana podłoga była czysta, jakby niedawno ktoś ja wysprzątał bardzo dobrze. Ściany w jasnym odcieniu żółtego, stosowanego na tyle, by nie raziło niczyich oczu. Parę półek z kwiatami na mini stojącymi zdobiło to miejsce. Tak samo, jak wiszące obrazy. Porobione były także półki na świeczniki. Było ich tutaj tak sporo, że nie miejsce było naprawdę dobrze oświetlone. I przy okazji nawet jednej pajęczyny nie szło dojrzeć.

-Dobra tędy. - Mag wyszedł jako pierwszy i skierował się w głąb skrzydła. I tu mógł Mortiush dostrzec wadę zaklęcia i powód, dla którego to zaklęcie było ryzykowne. Wciąż rzucali cień, jakby byli obiektami, więc musieli bardzo uważać na to. Na szczęście nie było tu nikogo, kto by szedł w ich kierunku. Po chwili zauważyli łączenie korytarzy i także normalną rozmowę dwóch osób. Ewidentnie dochodziła z tego korytarza. Mag pokazał, by trzymali się ściany i wysunął delikatnie głowę.

Po chwili uniósł dwa place i wskazał na wojownika. Wiedząc, że ich trzeci towarzysz nie był wprawny w rozmowie znakami, rzucił bardzo szybkie zaklęcie wyciszające ich rozmowę. Tak będzie szybciej.
- Dwójka ludzi, trzeba ich zdjąć. Pilnują wejścia do skarbca. Mamy element zaskoczenia. - Mag nie nadawał się do takich akcji. Nie znał żadnych zaklęć, które by się przydałaby w cichym zdejmowaniu ludzi.
- Dasz rade to zrobić? - Spojrzał czarodziej na Mortiusha. To było ważne, bo o ile on mógł nieco zmodyfikować własne zaklęcia, by faktycznie żaden dźwięk się nie wydał. Wojownik sobie poradzi z jednym, ale przeciąganie walki nie było mądrym pomysłem. A nie istniała inna droga na dół niż ta.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

30
POST POSTACI
Na każdą akcję jest zawsze odpowiedź. Takie zdanie niegdyś zasłyszał od człowieka uczącego go walki przez krótki czas. Było ono zaskakująco trafne i sprawdzało się odniesione do właściwie wszystkiego. I tutaj znów się sprawdziło w przypadku zaklęcia mającego ich ukryć. Może i przydatne, ale mogło dać zbytnie poczucie bezpieczeństwa. A te cienie były właśnie słabym punktem zaklęcia, który mógł skomplikować dalsze działania. Szkoda tylko, że kolejny istotny szczegół został pominięty... To mu ponownie przypomniało, że nie może ufać tym ludziom i musi mieć się na baczności. A to za chwilę miało znaleźć potwierdzenie za rogiem.
Kiedy mag jednoznacznie wyraził oczekiwanie, że Mort pójdzie tam zabić jednego ze strażników, aż go zatkało. Nawet nie przyszło mu do głowy inne rozwiązanie? Nie miał zamiaru tego robić. I z tego powodu toczył w głowie walkę. Był na łasce tej grupy. Albo właściwie Pies, nie on. Ale czy to znaczyło, że ma zatracić samego siebie dla tej roboty? Mortiush nie był skrytobójcą. Może mogło to brzmieć śmiesznie, ale miał swój honor złodzieja. Złodzieja, nie zabójcy. Oczywiście starcia z ofiarami się zdarzały w tym fachu. Była to jednak ostateczność, kiedy inne metody zawodziły. Ostatnio już dał się ponieść emocjom. Teraz właśnie pokutował za słabość u Vodelblettenów, musząc wykonywać tę konkretną robotę... W reakcji początkowo się spiął, uniósł brwi w wyrazie zdziwienia. Sekundę później zmarszczył uniesione wcześniej brwi, po czym powiedział szeptem:

-Nie jestem skrytobójcą. I nie zabijam strażników, którzy tylko wykonują swoją robotę, póki mi nie zagrożą. Nie możesz ich uśpić?

Po tym sam ostrożnie wyjrzał za róg, by zlustrować sytuację. Czy mieli drzwi bezpośrednio za plecami, czy może kawałek dalej? Może dało by się koło nich przejść po cichu? Mag potrafił wyciszyć otoczenie. Jeśli udałoby się ominąć strażników bez robienia im czegokolwiek, mag mógłby wyciszyć otoczenie, a on sam przykryłby ich swoją iluzją. Przy pełnym powodzeniu, mogliby otworzyć skarbiec, poczęstować się tym, czego potrzebowali i zamknąć go niezauważeni pod samym nosem strażników. Wystarczyłoby im jedynie kilka metrów przestrzeni między drzwiami i strażnikami, by sami się zmieścili.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”