POST BARDA
I wojownik wykrzywił minę, gdyż nic z tego nie zrozumiał. Dla niego wszystko, co mówił, było pozbawione sensu. Zwłaszcza że nic przy tym nie wyjaśnił. I wysmyknęło mu się dość krótkie.
- Co ty na psie jaja pierdolisz? - No nie szło czasem się inaczej wyrazić, kiedy no nie ma słów wyjaśnienia. Co oczywiście nie znaczyło, że zamierza sabotować jego plan, tylko no! Mógłby się jaśniej wyrażać. Popatrzył na maga, a ten jedynie wzruszył ramionami, bo sam także nie miał pojęcia, o co hemu chodziło. Jego twarz wyrażała zdziwienie, choć zdecydowanie mniejsze, niż kolegi.
Pojawienie się iluzji wywołało zamieszanie, ale to właściwie mag po chwili zrozumiał plan Mortiusza, domyślać się, co zamierza zrobić w tej właściwie. Wojownik wciąż nie połączył wszystkich kropek do kupy. Patrzył na ich dołączonego człowieka i zastanawiał się, gdzie zgubił swoje piąte klepki, ale skoro mag nie reagował, to chyba znaczyło, że wszystko w porządku.
Dopiero jak wyjaśnił, że to złudzenie i ma ich nie atakować, udało mu się zrozumieć przynajmniej część jego planu. Ten chciał ich oszukać. Dlatego pytał właściwie o miejsce, dokąd mógł ich wysłać. I dlatego chyba ma uczestniczyć w tym zabiegu. Był w tym sens.
Wskoczył do ruchomego obrazu, tak, jak chciał ten ich gwiazdor od zamków do zamków. W sumie czy to nie było udawanie kogoś innego? Postanowił nic nie robić więcej, niż wesprzeć jego plan, jakikolwiek by nie był. Skoro on sam wierzył w sukces tego planu, należało mu pomóc. A skoro miał tylko wyglądać na nie siebie i nic nie mówić, tym lepiej.
Strażnicy popatrzyli na jednego ze swoich, ale bez cienia podejrzliwości. Na pewno było malowało się zaskoczenie na ich twarzach.
- Słyszałeś Jeff? - Popatrzył na niego z uśmieszkiem, który, który mówił, że wygrał coś. - W końcu ten wałkoń coś załatwił, jak należy. Mówiłem ci, że tym żelastwem to nawet dziwki nie przebije. A onuce to chyba od pijaka ostatnio kupowali. - Mruknął i machnął ręką, by i też poniósł swoje cztery litery.
- Ehe, oby tym razem było coś dobrego. Tylko będę cię pilnował, byś żadnego numeru nie odwalił tym razem. Nie mam zamiary dostawać najgorszych zmian przez ciebie, jełopie. - Ten pierwszy, co się odezwał, klepnął jeszcze Mortiusha w ramie na odchodne i ruszył w kierunku korytarza. Skręcił w ten, który nie prowadził do maga. Po chwili dołączył do niego drugi. Nieco dalej już zaczęli się kłócić i sprzeczać ze sobą, jak starzy przyjaciele.
- Dobra robota. - Pochwalił go Mag.
- Przez chwile myślałem, że się nie uda. - Dodał wojownik.
I mieli przed sobą drzwi, lecz te zwyczajne nie były. Kute i zdobione ręcznie z metalu, nie przypominały niczego, co wcześniej widział.
Drzwi wręcz sugerowały swoim wyglądem, że prowadzą do czegoś ważnego. I nie widać było zamka na pierwszy rzut oka. Jeśli istniał jakiś mechanizm, musiał być skomplikowany.
- Magiczna blokada. - Stwierdził po chwili czarodziej i poczuł coś w swojej kieszeni. Wyciągnął pewien przedmiot. Klucze, które wcześniej zabrał Mortiush, teraz świeciły się delikatnie niebieską poświatą. Przybliżając je do drzwi, pojawił się otwór. Dzięki temu, że wcześniej je ukradł, teraz nie musieli sobie radzić z nimi. Skarbiec stał przed nimi otworem.
Widzieli przed sobą długi korytarz oświetlony magicznymi lampami. Schody ciągnęły się mocno w dół, bardziej, niż logika podpowiadała. Fundamenty musiały być głębsze, niż ktokolwiek podejrzewał.
- Wykosztował się, drań jeden. Zaklęcia modyfikujące przestrzeń są drogie, ale to musiało kosztować majątek. No nic, nie mamy wyboru. - Mag ewidentnie był zaniepokojony. Nikt wcześniej tu nie był, to i nie mieli prawa wiedzieć o takiej niespodziance, a takie oznaczały zazwyczaj kłopoty. A mimo wszystko do tej pory szło nawet jakoś.