Uliczki osady

16
POST POSTACI
Shiran
- Zepsuł? Niby puszczał tam oczka do tej egzotycznej laski, co tak do mnie zacieszała, ale to przecież jeszcze nie zbrodnia - wzruszyłem ramionami. - No chyba, że wiesz coś, czego ja nie wiem... - spojrzałem z pewnym podejrzeniem na Autha, domyślając się że jego ciekawska natura, mogła go nakłonić do pewnych przeszpiegów.
- Cóż... Jeśli tamtą przeleciał, to młoda będzie miała złamane serduszko - kolejne wzruszenie ramionami, po którym mój wzrok powędrował w mrok. Trochę może i jej żal mi było, ale dzięki temu może nauczy się życia i wzdychania do napalonych kurwimości, co na dupsku usiedzieć nie potrafią. O ironio.

Odprowadziłem wzrokiem skrzynię, która zniknęła w ciemnościach, niczym pijaczyna w pełnej butelce taniego trunku z podejrzanego źródła. "Pijmy szybciej bo się ściemnia" nie zawsze było najweselszym tekstem.
- Twierdzisz, że mam mało apetyczny zad? - odpowiedziałem Authowi. - Proszę Cię, lepszego na tej wyspie nie znajdziesz... - uśmiechnąłem się lekko do siebie, czego pewnie nie było widać w półmroku panującym na statku. No a to, że spoglądali na mnie jak na dziwaka, który gada sam do siebie? W to miałem już cudownie wysrane.
- Pajacem się nie martw. Po tym jak go ostatnio ujebałeś, podejrzewam że więcej Cię nie pogłaszcze... - pocieszyłem go. - Ale gdy Nellrien Cię miziała, to nic nie powiedziałeś, co nie? Wybiórczy kutafon - uśmiech tym razem wykwitł mi na całej twarzy, ale byłem pewny, że Auth wiedział, że to tylko w żartach. No i jakby nie patrzeć - nie powiem mu tego wprost - zrobiło mi się jednak naprawdę miło, że miał w planach pozostanie ze mną. Tak naprawdę pozostanie niezależnie od decyzji jaką podejmę - czy to wypłynę na głębokie wody, czy to pozostaniemy tutaj, albo przeniesiemy się być może do Keronu?
- Jeśli tak bardzo nie odpowiada Ci krucze ciało, mogę postarać się Ci pomóc. Nie wiem na ile będę pomocny, bo w magię to umiem tylko płomyczki puszczać... - odezwałem się ostrożnie. - Oczywiście dopiero po tym jak pomożemy Nellrien - dodałem po chwili milczenia. Wciąż nie wiedziałem co mogłoby być przedmiotem wiążącym rudowłosą i krótkiego dupka. Liczyłem na to, że Auth będzie w stanie dostrzec magię kotłującą się w pieczęci. Ale to były tylko moje czcze życzenia. W najgorszym wypadku zrobimy jutro małą demolkę i będziemy rozdupiać wszystko, co tylko mogłoby mieć jakikolwiek związek z tym pierdolonym, niewolniczym paktem.
- Jak będziesz grzeczny i nie będziesz nam przeszkadzał, to pewnie będę dość często wychodził - uśmiechnąłem się lekko. - Ale od samej Nellrien wara. Dzielić się nie będę! - upomniałem go, wiedząc że dupek się ze mnie podśmiechuje. Chociaż kto wie - był podobno demonem w kruczej skórze. Sam nie wiedziałem, czy w to wierzyłem czy nie. Po prostu to akceptowałem i za wiele o tym nie myślałem.

Nie wiem jak wiele czasu upłynęło. Wiem jedno - ciągnęło się niesamowicie. I nawet obserwowanie nabrzeża nic nie dawało. Rozmowa z Authem też była dość krótka. Na towarzystwo panów oceanów, mórz i chuj wie czego też nie miałem ochoty. Będę tym ponurakiem z boku, co to nikt do niego nie podchodzi i wytykają go palcami. A co! O renomę trzeba dbać.
Czas leciał. Zacząłem rozważać jak to byłoby się rzucić z tej łajby w mroczną, wodną toń, ale właśnie wtedy wyszła Ruda. Nie płakała, ani nie była wściekła. Trzymała w dłoni całkiem ładne ostrze, na ile byłem w stanie dostrzec. Chwilę później z nadbudówki wyszła Żabcia. Umówiły się na coś i pożegnały skinieniem głowy.
Ex-kapitan zawitała w naszym kierunku. Skinąłem jej głową na podziękowanie. Cóż więcej miałem mówić?
- Jeśli chcesz, mogę przetransportować Ci to cacko - błysnąłem zębami na jej prawie-że-nieporadne rozglądanie się za możliwością przeniesienia broni. - Piękna robota... Twoje? - zapytałem, spoglądając na miecz. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale byłem w stanie rozpoznać elfi kunszt. Drogocenny podarek.
- Iiiii, może być karczma. Trochę ciasnoty w łóżku dobrze nam zrobi. Snu znaczy! - kolejny raz błysnąłem zębami. Nie bacząc na pozostałych marynarzy, objąłem Nellrien ramieniem, kładąc rękę na jej biodrze i prowadząc w kierunku zejścia z trapu. Niech sobie plotkują, mam to w dupie.
- Jak było? - zapytałem, gdy już udało się zejść ze statku. Ciekawiło mnie na co się umówiły i co tak naprawę uradziły. No i co to za miecz.

Uliczki osady

17
POST BARDA
Auth przekrzywił głowę w typowo ptasim geście, ale spojrzenie, jakie rzucił Shiranowi, było nad wyraz inteligentne. Może to była kwestia innego koloru oczu, niż u przeciętnego kruka. U niektórych mogło budzić niepokój, mężczyzna się już zdążył do tego przyzwyczaić. Propozycja pomocy z odzyskaniem dawnej formy Autha była czymś, co jeszcze między nimi nie padło, a nie była to mała deklaracja.
Tęskniłbyś za mną.
Ptak odwrócił głowę, wbijając spojrzenie w ciemność, choć półelf mógł być pewny, że dobrze to zapamięta i poprosi o tę pomoc, gdy będą mieli więcej czasu. Shiran miał możliwości, jakich kruk nie posiadał, jak choćby dostęp do bibliotek z potrzebną im wiedzą, czy możliwość komunikowania się z potencjalnym specjalistą od tego rodzaju magii.
A potem zakrakał znów z rozbawieniem.
A co, jak sama poprosi? Damom się nie odmawia.

Jakiś czas później, gdy Nellrien zastanawiała się, co zrobić z mieczem i mężczyzna zaproponował, że jej go dla niej poniesie, z wahaniem uniosła na niego spojrzenie.
- Mój, ale nigdy go nie używałam. Nie pasuje do mnie, jest za długi - uniosła ostrze, a to błysnęło ładnie w świetle lampy. Miało nietypowy, cieplejszy odcień, który rzucał się w oczy nawet po ciemku. - Nie pasuje też do Shayane, ona preferuje zakrzywione, ale też nie chciałam jej go zostawiać, teraz, kiedy powiedziała, że go wyłowili. Pomyślałam... że może... może ty byś chciał. Może tobie by odpowiadał. Tobie mogłabym go oddać, na...
Słowa "na pamiątkę" same nasuwały się na myśl, ale Nellrien ich nie wypowiedziała, bo brzmiałyby za bardzo jak pożegnanie. Ich relacja była dziwnym zlepkiem przypadkowych wydarzeń, bohaterskich czynów, wstydu i traum, a teraz do tego zestawu dołączyło jeszcze łóżko. Nie tylko półelf nie wiedział, jak zapatrywać się na to dalej. Niczego nie ustalili i żadne z nich nie miało pojęcia, jak miało to docelowo wyglądać. Czy w ogóle byli parą, czy tylko kochankami, z których każdy pójdzie w swoją stronę, kiedy na horyzoncie pojawi się pierwszy problem?
- Było... dobrze. Ale chyba nie mam siły już dzisiaj o tym mówić. Opowiem ci jutro, hm?
Miecz potrzebuje magii.
Słowa Autha, który kołował nad nimi, gdy szli spokojnie z powrotem w kierunku karczmy, wyraźnie rozbrzmiały w głowach ich obojga.
- Co? - rzuciła rudowłosa, spoglądając w górę, na ledwie widoczną sylwetkę kruka na tle nieba.
Widziałem już takie. Potrzebuje magii. Oddaj mu ten miecz. A ty daj mu trochę magii, elfie.
Maver posłusznie obróciła broń w dłoni i wyciągnęła ją rękojeścią w kierunku Shirana. Znajdowali się już kawałek od nabrzeża, w ciemności pomiędzy domami, więc nawet nie widział do końca wyrazu jej twarzy, ale gdy chwycił miecz, natychmiast poczuł połączenie, jakiego nie czuł z żadnym innym. Choć ostrze było dobrze wyważone i nie wyróżniało się wyjątkową lekkością, tak w jakiś niewytłumaczalny sposób wydawało się... puste. Wyczekujące.
Daj mu trochę magii, zachęcił Auth, zlatując niżej.
Obrazek

Uliczki osady

18
POST POSTACI
Shiran
- Oddać brzmi bardzo źle... - powiedziałem, przekrzywiając nieco głowę. Powiedziała to tak jakby chciała się go pozbyć, a jednocześnie pozostawić po sobie jakiś ślad w moim życiu. Czy to było swego rodzaju pożegnanie? A może tylko chęć odwdzięczenia się za troskę, o której wspominała w małym pokoju, nad karczmą? Spojrzałem się na nią, ale z mojej twarzy nic nie można było wyczytać - była niczym mleczna kurtyna mgły, która ukrywa przed podróżnikami tajemnice polany.

- Cieszę się, że udało Ci się dojść z Żabcią do porozumienia - powiedziałem zamiast ciągnąć poprzedni temat. Nie chciałem chyba znać odpowiedzi na pytanie. Nie chciałem teraz o tym myśleć, a po prostu dalej cieszyć się krótką chwilą. Nie wiadomo co jutro pierdolnie i na czym tak naprawdę to wszystko się skończy.
- Z tym jutrem trzymam za słowo - Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech, chociaż z pewnością nie był zbyt widoczny na moich ustach. Jakby nie patrzeć, był środek nocy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że odczuwam chyba lekkie zmęczenie i że wypadałoby się położyć. Myśl, że mógłbym skończyć teraz z wtuloną w mnie Nellrien, napełnił mnie optymizmem. Było to bardzo przyjemne uczucie.
- To jak? Zmieścimy się w jednym pokoju, czy masz już mnie dość? - Cóż, ogłada nie była jakąś moją mocną stroną. Lubiłem załatwiać rzeczy możliwie prosto i jasno, bez niedopowiedzeń.

Dalsze podchody i niepełnosprytne flirtowanie zostało jednak przerwane przez skrzek Autha.
- Jak to magii? - zapytałem, nieco zdezorientowany. Ruda wyglądała chyba na podobnie zaskoczoną. Rozbudziło to jednak we mnie ciekawość. Wyciągnąłem dłoń w stronę darowanego mi miecza. Było to inne. Jakby przemawiał do mnie, wiecznie spragniony energii. Było doskonale wyważone - elfi kunszt był niezaprzeczalny. Choć do lekkich nie należało, z łatwością byłem w stanie dzierżyć go jedną ręką. Jak na miarę szyty. Miałem wrażenie, że jest przeznaczony dla mnie. Dziwne. Nigdy nic takiego nie czułem, szczególnie przy przedmiotach.
- Jesteś pewna? - zapytałem tylko, a gdy dostrzegłem ruch głową postanowiłem się skupić. Na co dzień czułem w sobie płomień, który budził się do życia, gdy tylko tego pragnąłem. Ostatnio działał trochę inaczej, ale wciąż z pewnością był to płomień. Teraz jednak czułem coś więcej... Ciężko było mi to namierzyć i kontrolować, bo przypominało to raczej czystą energię. Może coś jak pęty, czy raczej strugi energii? Dość podobne do tego co zostawiałem w powietrzu, chcąc by chwilę później wybuchło... Spróbowałem z tego zaczerpnąć i przelać w miecz, podobnie jak robiłem to z powietrzem, nie do końca wiedząc czego się spodziewać. Z pewnością chciałem spróbować to samo zrobić z wewnętrznym płomieniem. A później z mieszanką obu. Oczywiście zakładając, że pierwsza próba nie rozsadzi nas na kawałki.

Uliczki osady

19
POST BARDA
- ...Podarować? - poprawiła się Nellrien, uśmiechając się nieznacznie. - Wybacz.
Prosto i bez niedopowiedzeń - to było dokładnie tak, jak porozumiewała się także ona. Słysząc więc to bezpośrednie pytanie, zaśmiała się cicho.
- Mam cię dość, odkąd wpakowałeś mi się nieproszony do kajuty - powiedziała, rozbawiona. - Ale nie zamierzałam dzisiaj spać sama. Tylko spytamy tego całego Pelora czy ma pokój z większym łóżkiem. Wiercę się przez sen.
Żeby przypadkiem nie wziął jej żartu zbyt na poważnie, zatrzymała się na moment i uniosła głowę, żeby przyciągnąć półelfa do siebie i otrzymać od niego przynajmniej jeden pocałunek, na tyle krótki i stosunkowo niewinny, żeby Auth nie zaczął się znów na nich bulwersować.
A potem skupili się już na mieczu.
Nellrien popędziła Shirana skinieniem głowy i gestem dłoni, bo sama była ciekawa tego, co wydarzy się, gdy zgodnie z sugestią kruka w ostrze zostanie wtłoczona magia. Na wszelki wypadek odsunęła się o dwa kroki, w razie gdyby miało dojść do jakiegoś niekontrolowanego wybuchu, jak podczas zaćmienia chociażby. Auth nie miał obaw - krążył tuż nad mężczyzną, czekając, aż ten zastosuje się do jego porady.
W chwili, w której miecz został potraktowany wiązką vitae, od rękojeści po ostrzu spłynęła smuga światła, rozjaśniając mrok pustej uliczki. Shiran nie zdążył jednak nawet unieść wzroku na zaskoczoną twarz rudowłosej, bo nagle wzdłuż broni z cichym sykiem przebiegły iskry. Wykonany z chłodnego metalu chwyt zawibrował w jego dłoni, zawibrowało też powietrze wokół, w szczególności w bliskim otoczeniu. Pulsowanie energii zdawało się przenikać przez skórę i dotykać samej duszy. Lśniąca w mroku nocy broń była zarówno pięknym, jak i niebezpiecznym widokiem.
- Bogowie...! - szepnęła Maver, podchodząc jeden krok bliżej, ale gdy Shiran zmienił żywioł, z którego korzystał, jednak powstrzymała się do całkowitego powrotu do niego.
Białe światło zgasło, a ostrze rozżarzyło się, jak wyjęte bezpośrednio z kuźniczego pieca. Ogniste języki zatańczyły wzdłuż niego i półelf poczuł znajome ciepło, bijące od płomieni.
Mówiłem!
Zadowolony Auth usiadł na ramieniu swojego towarzysza, z wygodnego miejsca obserwując widowisko. Nellrien też ostrożnie wróciła do jego boku, chcąc bardziej z bliska przyjrzeć się temu, czego nigdy nie doświadczyła, choć przecież jakiś czas już z pewnością miała ten miecz u siebie. Kiedy Shiran połączył żywioły, efekty także nałożyły się na siebie, ale trwało to zaledwie chwilę - po dwóch uderzeniach serca broń zupełnie zgasła, może przeładowana ilością vitae. Na gładkiej, ostrej stali nie został nawet ślad. Z pewnością opanowanie całkowitej kontroli będzie wymagało od niego jakichś ćwiczeń.
- Zupełnie, jakby czekał u mnie na ciebie - stwierdziła kobieta z niedowierzaniem. - To było piękne, to pierwsze, te rozbłyski, jak burza na horyzoncie. Nie chciałabym stać przeciwko tobie, gdy będziesz sprawdzał tę broń w praktyce. Szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej... mógłby być przydatny przy walce z tą przerośniętą stertą chrustu.
Westchnęła i uśmiechnęła się lekko, wzruszając ramionami.
- Jest niesamowity. I jest twój - potwierdziła, w razie gdyby półelf miał jeszcze jakieś wątpliwości. - A teraz wracajmy. Jestem wykończona.
Obrazek

Uliczki osady

20
POST POSTACI
Shiran
- Jaki nieproszony? Przecież czekałaś... - Uśmiechnąłem się półgębkiem na jej zarzut. Fakt, że władowałem się tamtej nocy do jej kajuty bezpardonowo, ale nie żałowałem tego niecnego uczynku. Dzięki temu w sumie właśnie teraz rozmawialiśmy i przekomarzaliśmy się. Jakby nie patrzeć, przez to skończyłem też finalnie w kapitańskim łóżku i poczułem... No to dziwne coś, co łaskotało mnie we flakach. Jakaś dziwna ekscytacja połączona z niepokojem. Dzikie to wszystko. Takie nienaturalne.
Dlatego też na stwierdzenie, które rzuciła o pokoju z większym łóżkiem, mój uśmiech tylko się powiększył. Ani przez moment nie brałem jej żartu na poważnie. Nie marudziłem jednak na kolejny namiętny pocałunek, w którym nasze usta na chwilę się zetknęły, powodując u mnie rozszerzenie wcześniejszego wyszczerzu - choć krótki i niewinny, sprawił że nie byłem w stanie się przestać uśmiechać.

A miecz? Sam odczuwałem niemałe zaciekawienie. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, ale brzmiało to dość interesująco. Widząc, że Nellrien odsuwa się na bezpieczną odległość, postanowiłem przelać początkowo niewiele energii. Skupiłem się na tej nieokiełzanym źródle i powoli przekierowałem je do ostrza, które zareagowało natychmiastowo rozświetlając wszystko dookoła.
- Też mi coś. Błyszczy się... - powiedziałem nieco rozczarowany efektem, gdy w tym samym momencie zawibrowało powietrze. Rozbłyski miniaturowych błyskawic były dla odmiany zaskakujące. Iskry sypały się z klingi, wydając cichy syk, pulsując i przenikając wszystko wskroś. Ledwo mogłem się na nie patrzeć, oślepiony blaskiem i zdumiony mocą jaką miecz sobą reprezentował. To była naprawdę niebezpieczna zabawka w niepowołanych rękach.
Nellrien chyba podzielała moje zdanie, bo usłyszałem tylko jak wzywa bliżej nieokreślonych bogów. Jednakże to nie był koniec pokazu. Sięgnąłem po bardziej znaną mi domenę ognia, którą bez większych problemów przesączyłem w rękojeść. Głownia natychmiastowo rozżarzyła się, muskając powietrze dookoła językami płomieni. To było niesamowite.
Spróbowałem jeszcze połączenia obu, co wydobyło jeszcze ciekawszy efekt, ale nie byłem w stanie chyba nad nim zapanować, jako że broń przygasła prawie tak szybko jak się zapaliła. Będę musiał nad tym jakoś zapanować, jeśli chciałbym czegoś podobnego używać w walce.

[/akapit]- Czekał na mnie? - przekrzywiłem głowę w kierunku Nellrien, która wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
- A Ty Auth co myślisz? - zwróciłem się do kruka na ramieniu. - Bo wyglada to tak, jakby absorbował to co w niego przelewam - Próbowałem wytłumaczyć cały proces, ale nie było to proste. - Nie mam tylko pojęcia skąd te błyskawice, bo nie znam żadnej magii z tym związanej...

- W każdym razie nie ma co się martwić. Kupa chrustu pokonana i bez tego - Uśmiechnąłem się w kierunku Nellrien. - No i chyba mniej więcej wtedy się zorientowałaś, że jednak Ci zależy - Moje usta rozciągnęły się same w łobuzim uśmiechu, nieco drażniąc się z Nellrien.
Spojrzałem na podarowany mi miecz. Był mój. Potężna broń i o fascynującej historii.
- Muszę więc Ci się jakoś odwdzięczyć - oświadczyłem.
- Dziękuję - Zwróciłem się w jej kierunku i przyciągnąłem do siebie składając długi i namiętny pocałunek, nie przejmując się Authem, który siedział na ramieniu.
- Teraz możemy wracać.


Spoiler:

Uliczki osady

21
POST BARDA
Mua
Spoiler:
Przez ostatnie miesiące spędzone w magicznym śnie, skóra Biriana straciła ten przydymiony odcień, którego nabrała podczas rejsu, pracy na plaży i wędrówek po dżungli. Znów był białym paniczykiem z Keronu, stanowiąc duży kontrast przy oliwkowej cerze wyspiarki. Kobieta uśmiechnęła się do niego i zgodnie z jego przypuszczeniami odepchnęła go od siebie lekko, ale zdecydowanie, nie dając się skusić niewypowiedzianej propozycji.
- Zagraj - powtórzyła. - Tylko dla mnie.
Poprawiła podomkę na ramieniu i ruszyła za Birianem na górę, gdzie usadowiła się wygodnie naprzeciw niego, uprzednio oczywiście zamknąwszy okiennice, by uniknąć oceniającego wzroku starszej pani z sąsiedztwa. Jasna tkanina zsunęła się, odsłaniając całe jej skrzyżowane nogi i Dandre mógł być absolutnie pewien, że Yunana doprowadziła do tego w pełni celowo, nawet jeśli jej niewinna mina świadczyła o czymś zgoła innym.
Słuchała później jego pieśni, z prawie tak samo roziskrzonym spojrzeniem, jak poprzedniego dnia. Czy to była kwestia muzyki, czy samego barda, sięgało to do tego zakamarka jej duszy, który najbardziej wrażliwy był na sztukę. Poprosiła o drugą pieśń, a potem o trzecią, ale przy tej nie dotrwała już do końca - można było potraktować to jako afront i brak poszanowania dla wybitnego dzieła, ale można też było poddać się jej potrzebie ponownego trafienia do raju u boku tego, który potrafił tak chwycić ją za serce. Dandre nie miał zbyt wiele czasu na wybór pomiędzy tymi dwiema opcjami, bo zanim się nad tym w ogóle zdążył zastanowić, wylądował w łóżku wyjątkowo gościnnej wyspiarki, gdzie przez kolejne błogie chwile mógł obserwować, jak promienie porannego słońca tańczą na jej gładkiej skórze, gdy porusza się ona nad nim w zmysłowym uniesieniu.
W końcu jednak wypadało opuścić dom i pracownię Yunany. Gdy wychodził, z lutnią na plecach, czuł, jak jego koszula pachnie cytrusami. Po tak oszałamiającej nocy i poranku powrót do rzeczywistości był sporym wyzwaniem.

Aremani
Spoiler:
- Och. No widzisz, nie pomyślałem o tym. To na pewno przez ten długi sen - Jalen pokiwał głową ze współczuciem w oczach, a potem znów uśmiechnął się do zielarki i ukłonił lekko. Chyba starał się zrobić to elegancko, ale wyraźnie nie miał pojęcia, jak powinien się za to zabrać, więc wyszło dość zabawnie, gdy gest, jaki wykonał dłonią, nie przypominał absolutnie niczego.
- Do jutra nie nabawię się... obglonienia mózgu. Może za jakiś czas, kilka miesięcy? - zażartował. - Także znajdź mnie. Chyba, że chcesz mnie za coś... nie wiem... ukarać, bo brzmisz groźnie, wtedy mnie nie szukaj, dobra? No, w każdym razie... dobranoc.
Jalen podrapał się po głowie i odpowiedział jej niezręcznym machnięciem, a gdy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała jeszcze ciche:
- Dobranoc? Do jutra, idioto! Dobranoc będzie mówił...

Obudziła ją cicha rozmowa, albo śmiech Neeli? Nie była pewna. Gdy otworzyła oczy, dostrzegła dziewczynę stojącą w progu, od stóp po samą szyję owiniętą prześcieradłem, a po drugiej stronie przejścia - elfa, któremu wczoraj opatrywali ręce. Torberos opierał się o ścianę i opowiadał białowłosej coś półgłosem, tak, że sens słów do Aremani nie dolatywał, ale jego rozbawiona rozmówczyni miała spory problem z zachowaniem się na tyle cicho, by nie obudzić śpiącej.
Tak czy inaczej, zielarka czuła się wyspana, a głowa nie bolała tak, jak boleć mogła. Wyrzucenie wczoraj z żołądka alkoholu, który w nim zalegał, poza byciem upokarzającym, zdecydowanie miało też dobre konsekwencje.
- Ara! Nie śpisz! Przepraszam - Neela przycisnęła dłonie do ust, w przestrachu momentalnie się uspokajając. - Mogłam wyjść, ale się nie ubrałam.
- Załóż na siebie najpiękniejsze, co masz, bohaterko Kattok. Wszystkie oczy będą dziś zwrócone ku tobie.

Dziewczyna poczerwieniała.
- Ja nie... żadną bohaterką nie jestem - zaprotestowała. - Nic nie zrobiłam.
- Bzdura. Ta osada jest dowodem na to, że zrobiłaś, więc zasługujesz na sławę, jaką ci przyniosły twoje działania.

Szlachcianka zacisnęła usta w wąską kreskę, ale po chwili wahania skinęła głową. Jeśli Aremani miała problem z tym, że nie była przydatna podczas walki z sercem dżungli, co dopiero miała powiedzieć ona? Była profesjonalistką w stanowieniu balastu.
- Zobaczymy się później - obiecał Torberos i błysnął do niej zębami, pomachał podnoszącej się z łóżka drugiej kobiecie, a potem zniknął.
Neela zrzuciła z siebie prześcieradło, odsłaniając koszulę, w jakiej spała i zabrała się za szukanie odpowiedniego stroju w swoich bagażach. Ostatecznie skończyła ubrana w elegancką, beżową sukienkę z krótkimi, bufiastymi rękawami, a choć nie była ona oszałamiająca pod względem kroju i ornamentów, to uszyto ją z materiału wyjątkowo wysokiej jakości. Dziewczyna wyraźnie nie czuła się zbyt pewnie i kilka razy przed wyjściem jeszcze przesuwała dłońmi po swoich krótkich, drewnianych rogach, ale przecież wszyscy tu o nich wiedzieli i chyba tylko dlatego odważyła się na opuszczenie lecznicy bez kaptura.

Shiran
Spoiler:
Shiran i Nellrien zeszli na śniadanie dopiero wtedy, gdy zamówiony przez nią tragarz dostarczył jej (bądź ich, jeśli mężczyzna też chciał skorzystać z okazji) rzeczy z lecznicy. Rudowłosa poszła do pokoju kąpielowego umyć się, a potem wróciła przebrać się w świeże rzeczy. Przez chwilę rozważała chyba założenie sukni, bo trzymała ją w dłoniach dłużej, niż pozostałe ubrania, ale ostatecznie skończyła w jasnożółtej koszuli i spodniach, swoim standardowym zestawie.
Karczma rano była stosunkowo pusta, choć nie tak bardzo, jak na co dzień - w końcu było dziś święto, nikt nie pracował, więc niektórzy zdecydowali celebrować ten dzień od rana i już zaglądali do kufelka. Gdy Shiran i Nellrien jedli przygotowaną przez Pelora jajecznicę na chlebie, młoda dziewczyna zawieszała nad oknami sznurki z kolorowymi chorągiewkami.
Wizja spotkania z Barbano rzucała cień na ogólnie rzecz biorąc niezły humor rudowłosej, ale kobieta wyraźnie starała się o tym nie myśleć. Zresztą zakładała, że nawet jeśli krasnolud będzie od niej czegoś jeszcze chciał, nie zarzuci jej nowymi obowiązkami dzisiaj, w ten wyjątkowy dzień równonocy.


WSZYSCY

Słońce stało wysoko na niebie, gdy cała grupa Bohaterów Kattok znalazła się przed biurem zarządcy. Choć było samo południe, dziś nie było aż takiego ukropu, jak wczoraj. Shiran, Aremani i Dandre, wraz z nimi Nellrien, z kapeluszem kapitańskim wbrew wszystkiemu nasadzonym na głowę, a także Neela, tym razem nie udająca już wielkiej poszukiwaczki przygód, tylko ubrana w jasną, dobrze skrojoną sukienkę, jakie zapewne przed ucieczką nosiła na co dzień, stali przed drewnianymi drzwiami, zbierając się do wejścia.
Koloniści spoglądali na nich z zaciekawieniem, a ci odważniejsi machali do nich, albo wręcz podchodzili z gratulacjami i chęcią zamienienia kilku słów; Nellrien jednak szybko przepędziła wszystkich natrętów, pytając głośno, czy wyglądają, jakby przyjmowali teraz interesantów i informując gawiedź, że jak czegoś będą od nich chcieć, to później.
- Nie musisz być taka niemiła - zasugerowała Neela.
- Nie jestem. Jestem konkretna. Mogłabyś się tego nauczyć - odpowiedziała jej rudowłosa.
- Potrafię być konkretna bez bycia niemiłą. Tego mogłabyś nauczyć się ty.
Kapitan rzuciła tylko dziewczynie zirytowane spojrzenie, nie mając ochoty wdawać się z nią w dyskusje na temat ich rozbieżności w podejściu do savoir vivre'u.
Zostanę na zewnątrz. Będę patrzył przez okno. Jest otwarte.
Auth krążył nad nimi leniwie. Po chwili zleciał i przysiadł na brzegu dachu budynku, w którym miał ich przyjąć krasnolud.
Chyba, że chcecie, żebym był tam z wami?
Spoiler:
Obrazek

Uliczki osady

22
POST POSTACI
Aremani
Dziewczyna przebudziła się, jednak jej oczy nie otworzyły się od razu, a głowa wcale nie miała zamiaru podnosić się od poduszki. Próbowała utrzymać stan błogiego snu jak najdłużej, jednak bodźcowany słuch skutecznie to uniemożliwiał. Zmarszczone brwi już mogły sygnalizować typowe dla Aremani podirytowanie. W końcu ugięła się pod naporem dźwięków cudzej rozmowy, choć przecież wcale nie tak głośnej, i otworzyła oczy. Światło ją chwilę drażniło jednak zaraz na horyzoncie pokazała się biała... zjawa? Nie, to tylko Neela w prześcieradle. To w połączeniu z jej driadową aparycją sprawiało, że wyglądała niczym jakaś nimfa czy inny leśny duch lub boska służka. "Co jest...? To ja dalej śpię czy jak?" Niestety nie mógł to być sen. Bowiem w śnie Aremani nie byłoby miejsca dla żadnych złotoustych, ekstrawaganckich, uwodzicielskich czy próżnych bardów. A takowy chyba właśnie stał przy Neeli.

Szlachcianka zauważyła, jak Ara powoli wstaje z łóżka i przeprosiła za rozmowę. Zielarka podniosła tylko prawą dłoń w geście przywitania i przetarła sobie oczy. Następnie rozciągnęła barki. Czuła satysfakcję z tego, że nie czuje się dziś tak źle, jak mogłaby. "Błogosławione niech będą torsje". Gdy Torberos jednak zaczął urabiać Neelę zielarka przekręciła tylko ostentacyjne oczami. Normalnie pewnie powiedziałaby coś złośliwego, ale dopiero się obudziła i nie miała ochoty. Ara nie mająca ochoty kogoś obrazić? "Jakaś taka spokojniejsza jestem... Nic nie powiem, na nikogo nie nakrzyczę, bluzgiem nie rzucę. Czy ja jestem chora?"
Pomimo poczucia lekkiego społecznego upokorzenia to ze wczoraj zachowała miłe wspomnienie, które w sumie przykrywało wszystkie te niedogodności. "Jalen? Tak, miał na imię Jalen. Hm..." Coś czuła, że postać marynarza będzie jej dłużej chodzić po głowie. "Ale to nie będzie taka schiza jak z Kerwinem. O nie, teraz jestem rozsądna, taktowna i nieemocjonalna! Walić Kurwina na krzywy ryj jego durnej syrenki".

Gdy stali sobie tak na zewnątrz w dość przyjemnym słońcu Aremani ukradkiem spoglądała na Neelę. Jej ubiór przypomniał jej, że miała udać się do Yunany po jakiś strój. Zielarka nie miała ze sobą nic odświętnego, bowiem nie przewidywała, że takowy strój może przydać się na ekspedycji w dżungli. Nawet nie zabrała nic takiego z domu podczas ucieczki. "Najwidoczniej za mało wiem." pomyślała, choć bardziej ironicznie niż rzeczywiście uznając przed samą sobą, że o czymś nie pomyślała. Aremani z Apozo prędzej dałaby się ugotować na zupę z cebulą niż przyznałaby się do własnego błędu.
Cieszyła się, że widzi Shirana i Nellrien. Pewnie, półelf irytował ją niejednokrotnie a do kapitan żywiła uraz po zabiciu tego świecącego czegoś w dżungli (co Aremani później stwierdziła, że mogło być jej darem od driad), jednak wydawali się wyjątkowo wypoczęci i zadowoleni. Nawet kapitan, która w typowej dla siebie zachowaniu przepędzała gapiów i interesantów.
Aremani z trudem powstrzymała śmiech, gdy usłyszała jak Neela odgryza się Nellrien. Wydała z siebie dźwięk, jednak przysłoniła buzię ręką. Spojrzała w kierunku szlachcianki z aprobatą. "Ona nawet dyplomatycznie jest w stanie zaorać ludzi. Muszę się tego nauczyć!"
Jedynym przykrym dla zielarki elementem w całym tym czekaniu tam była postać Dandre. Dziewczyna ciągle chowała uraz za pozostawienie jej samej w łaźni pomimo obietnicy, że będzie jej pilnował. Na nic zdały się tłumaczenia, że w sumie Aremani nie za bardzo się go pilnowała albo że nietrzeźwym ludziom to ciężej się ogarnia czy cokolwiek. Aremani włączyła po prostu tryb "Bądź zła na Biriana" i tak miało być. Nie zanosiło się na szybkie jego wyłączenie. "Jebać stare bardy prądem".
Nawet widok Autha miło powitała.
- Cześć Kruczaczku. - Aremani błyskotliwie stworzyła nowe przezwisko dla ptaka łącząc słowa "kruk" i "kurczaczek". - Zostań z nami. Przynajmniej będzie więcej świadków, jeśli Barnabo zacznie coś kombinować.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Uliczki osady

23
POST POSTACI
Shiran
Uśmiechnąłem się szerzej, słysząc że Nellrien spodziewała się mojej porannej ucieczki.
- Za dużo myślisz, wiesz... - przerwałem jej dalszą wypowiedź i cmoknąłem czule w czoło. Było naprawdę przyjemnie, ale... Coś chyba krążyło po głowie pani kapitan. Przedłużająca się cisza zaczynała być trochę niepokojąca. Chciała wycofać się ze wszystkiego co wydarzyło się poprzedniej nocy? Nie wiem... Uśmiech zniknął z mojej twarzy, zastąpiony przez kamienny wyraz twarzy. Nie wiedziałem czego się spodziewać, ale nie nastrajało to w żaden sposób pozytywnie. Odłożyłem głowę na poduszkę i mój wzrok utkwił w drewnianym stropie nagle małego pokoju - zbyt małego pokoju.
Wtedy też zaczęła mówić. I mówiła więcej tym bardziej zagmatwane się to wydawało, ale sprawiało że jakaś część mnie ponownie odetchnęła z ulgą. Jakby jakiś ciężar spadł z serca. Znowu było dobrze.
- Nie wiem czego szukam, Nellrien - Użyłem jej imienia, podkreślając powagę mojej wypowiedzi. - To wszystko jest dla mnie nowe... Nie... Nie jestem przyzwyczajony do tego... Wszystkiego - Próbowałem odnaleźć odpowiednie słowa, co przychodziło mi z pewną trudnością. Takie rozmowy zawsze były... ciężkie.
- Też podoba mi się ten poranek. To jak się na mnie patrzysz i jakim tonem do mnie mówisz. Pocałunki? Jeszcze pytasz. Nawet to jak się we mnie wtulasz... Wczoraj? Myślę, że doskonale wiesz co o tym myślę... - Uśmiechnąłem się znowu lekko.
- Nie zmuszasz mnie do niczego. Gdybyś to zrobiła, to z pewnością nie byłoby mnie teraz tutaj. Nie oczekuj. Też nie będę... Ale... Ale nie chcę tego wszystkiego zrywać, Nellrien. Ani udawać, że nic się nie wydarzyło... - Próbowałem jej wytłumaczyć co mam w głowie, ale nie było to proste.
Dałem jej chwilę na ogarnięcie myśli, milknąc i zastanawiając się nad kolejnymi słowami.
- Nie chcę dawać żadnej łatki. Pasuje mi to. Ale nie chcę się cofać. Niech się dzieje, co się dzieje. Ale... Nie odpychaj mnie, tak jak ja zawsze to robiłem z innymi. Chciałbym zobaczyć co... Się wydarzy. Bez żadnych definicji. Nie chcę żadnej presji. Nie chcę Ci nic zabierać, ani tym bardziej niczego wymuszać. Nikt nikomu nie jest dłużny... Po prostu... Żyjmy i zobaczmy jak to się dalej potoczy? - zaproponowałem, spoglądając jej głęboko w oczy.
- A wczoraj, z chęcią powtórzę... - uśmiechnąłem się lekko. - I przestań tyle myśleć i gadać, bo pomyślę że za dużo czasu spędzasz z Grajkiem - Moje usta rozciągnęły się w szerszym uśmiechu.

- Patrz, kolejny adorator. Nie za dobrze masz? - zażartowałem, słysząc powitanie Autha. Odwróciła się w moją stronę pochłaniając mnie wzrokiem.
- Zachowaj sobie resztę na noc - Pierwszy raz chyba ktoś aż tak bezczelnie mnie taksował spojrzeniem. - A co do młodych, pewnie za niedługo się przekonamy...

Odprowadziłem ją wzrokiem, gdy udała się do pokoju kąpielowego. Chwilę później jednak poderwałem się z łóżka i bezczelnie stwierdziłem, że do niej dołączę. No chyba, że miała w planach mnie stamtąd wyrzucić. Chyba jednak nie powinna mieć z tym problemów, skoro tak lubi moje place...
Przez chwilę też myślałem, że zobaczę po raz pierwszy panią kapitan w sukience, ale niestety nie było mi to dane.
- Teraz byś się cwaniaku odezwał. Zobaczyłbyś Nellrien w sukni, to nieee... Siedzi teraz cicho - udawanie się żąchnąłem, ale nie zamierzałem nic z tym robić. - Moooże następnym razem się uda - powiedziałem, tym razem obserwując jej kocie ruchy, gdy wskakiwała w świeże ciuchy. Oczywiście z usług tragarza też skorzystałem. Wskoczyłem w lnianą, szarą koszulę i czarne spodnie. Do pasa doczepiłem sobie prezent od Nellrien, uśmiechając się szeroko, gdy zobaczyła co robię.
Jajecznica była w punkt, nikt podczas śniadania nam nie przeszkadzał, ale z tego co widziałem jakieś święto się szykowało.
- To co? Wieczorem idziemy przetrząsnąć rzeczy tego dupka? - zapytałem, przekrzywiając głowę. Miałem nadzieję, że nowa nadzieja trochę poprawi jej humorek.

Po śniadaniu wróciliśmy jeszcze na chwilę do pokoju. Czas minął bardzo szybko. Zbyt szybko... Trzeba było się zmierzyć w końcu z Gołodupcem. Słońce dogrzewało, a zbieranina ludzi wcale nie pomagała. W tej zbieraninie udało się jednak dostrzec pozostałych, którzy odnaleźli się po szalonej nocy.
- Witamy pięknie wyglądające panie... - przywitałem wszystkich wesoło, widząc jak dostojnie wyglądała Nella i Ara. Z Nellrien staliśmy obok siebie, ale nikt z nas nie myślał o tym by trzymać się za ręce. Chciałem być jednak w pobliżu. Chciałem by czuła moją obecność.
- ... poetów i moczymordy też, by nie było - Błysnąłem zębami w uśmiechu, kierując wzrok na barda, który z pewnością nie odpuścił sobie towarzystwa egzotycznej piękności.
- A wy co? - zapytałem spoglądając na Arę i Pajaca. - Przespaliście się razem i coś nie wyszło, czy co tak się na siebie fuczycie? - przekręciłem głowę z paskudnym półuśmiechem na twarzy. Wiedziałem, że nie o to chodziło, ale dogryzienie Arze zawsze było dla mnie atrakcją.

Przez chwilę też przysłuchiwałem się wymianie słów między Neelą i Nellrien. Nie byłbym sobą, gdybym się nie wtrącił.
- A co po być miłym, skoro wynik jest taki sam? - Ciekawy byłem co młoda mi na to odpyskuje. Sam wielbicieli odpychałem pustymi spojrzeniami i miną, która sugerowała, by się lepiej nie zbliżać.

- Jeśli chcesz to chodź z nami. Ale nie zdradzaj się za bardzo. Nie ufam tego krasnalowi - stwierdziłem, uzupełniając odpowiedź Kwiatuszka na pytanie Autha.

Uliczki osady

24
POST POSTACI
Dandre
Uśmiechnął się i kiwnął głową, odrobinę tylko zawiedziony faktem, iż jego dłoń nie mogła przesunąć się jeszcze minimalnie w bok. Z pewnym ociąganiem obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem na górę. Gdy tylko jednak usadowił się wygodnie na krześle, okiennice zostały zatrzaśnięte, a znajomy kształt lutni zbliżył się do jego piersi, znów poczuł się doskonale na miejscu. A może to odrobina kobiecego ciała, odsłonięta przez tą niesforną podomkę? Nawet jeśli, tym razem lico barda nie zdradzało wielkiego zainteresowania. Przymknął lekko oczy, na chwilę odcinając się od krawcowej i jej niewinnej miny. Przejechał kciukiem po strunach i wsłuchiwał się w ich cichy rezonans. Przez krótką chwilę szukał nut, szukał słów, które pasowałyby do tego poranka.
Gdy wreszcie jego palce pochwyciły pierwszy akord, a spomiędzy jego warg wypłynęły pierwsze słowa, dostrzegł, że udało mu się trafić w odpowiednią strunę. Poezja przeplatała się z muzyką w tej pięknej symbiozie, charakterystycznej dla jednej z najszlachetniejszych sztuk. A jednak, gdy przy trzeciej balladzie jego usta zostały nagle zamknięte w ognistym pocałunku, a instrument sam jakby usunął się z dłoni barda, bardzo ochoczo lgnących do ciała, które się przy nim znalazło, Birian najpewniej nie byłby w stanie nawet przypomnieć sobie o czym śpiewał. Znów liczyło się to, by zapomnieć się w tych rozkosznych objęciach i zniknąć na moment w błogości, zwanej przez Yunanę rajem. Jakim szaleńcem musiałby być, by odmówić?

Jakiś czas później znalazł się wreszcie na dworze. Promienie słońca i lekki wiatr muskały jego zarumienioną twarz. Wyspiarska rzeczywistość witała go spokojem i błogością, które zaraz najpewniej odejdą w zapomnienie. Poprawił pasek z lutnią, tak by na pewno nie ocierał jego odsłoniętego ramienia i odruchowo sięgnął w stronę pasa z mieczem… A przynajmniej w miejsce, w którym powinna znajdować się doskonale znajoma mu rękojeść. Tym razem jednak nie miał przy sobie stali, najprawdopodobniej zostawiwszy ją w nocy w lecznicy, by nie kusić dalej losu. Zepchnął powoli kiełkujące wyrzuty sumienia gdzieś głęboko w odmęty swojego umysły i, zaciągnąwszy się zapachem cytrusów, którym zdawała się emanować jego koszula, ruszył na miejsce spotkania z zarządcą kolonii.
Och, jakże ciekawy był reakcji kapitan na posąg! Śmiał się do siebie w duchu, wyobrażając sobie jej zdezorientowanie i, niechybnie, furię, w którą będzie musiała wpaść. I jak do takiego spektaklu mają się przeszpiegi i smętne magiczne kontrakty? Dziś karnawał! Zaprawdę, nie mogli sobie wybrać gorszego dnia… Ach, gdzież ta manierka z winem, gdy jest potrzebna?


***
Powitał towarzystwo lekko niedbałym ukłonem, nie omieszkując się jednak wywinąć przy tym dłonią w kuriozalnie dworski sposób. Birian wyglądał zadziwiająco dobrze, jak na osobę, która poprzedniego wieczora wlała w sobie oburzające wręcz ilości alkoholu. Miał lekko podkrążone oczy i zmierzwione przez wiatr włosy, jednak na jego twarzy gościł szeroki, szczery uśmiech, a na pobladłych przez miesiące magicznego snu policzkach wystąpiły lekkie rumieńce. Mimo względnie zadbanej facjaty, wizerunek Dandre zmienił się dość widocznie. Biała koszula, zmasakrowana przez pijanego Folre w łaźni, została zastąpiona czymś bardziej… ekstrawaganckim. Lekki ubiór w kolorze zgasznego pomarańczu opinał tylko tors mężczyzny, wystawiając jego ramiona na pastwę tutejszej pogody.
- Och, Bogowie, cóż widzą me zmęczone oczy? – zaczął z uśmiechem, patrząc Neelę. – Panienka zdecydowała się zachwycić nas odrobiną szyku na tym krańcu świata. Czyżbyś słyszała już wieści o dzisiejszym dniu? Któż mię ubiegł?! – Dandre zmarszczył lekko czoło, niby to urażony, ale ten mały aktorski popis niezbyt mu wyszedł. Jego spojrzenie było nadto łagodne, a usta nawet nie próbowały zacisnąć się w kreskę.
Cieszę się, że już czujesz się lepiej. Moje opowieści o osadzie nijak nie oddałyby w pełni przemiany tego miejsca… Ani czci, którą nas tutaj otaczają. – uśmiechnął się raz jeszcze, nieco lżej, ukłuty jakimś dziwnym poczuciem winy, nim przeniósł wzrok na zaczepiającego go Shirana. Wyszczerzył się i rozejrzał na boki.
- Poeta uprzejmie wita bohatera – ukłonił się raz jeszcze, tym razem grzeczniej… i jego urokliwą kompankę. Aczkolwiek niepokoi mnie, że gadasz do siebie. Czyżbyś nie miał całego poranka, by się ze sobą przywitać?

Przekrzywił lekko głowę i uniósł brew, słysząc kolejne pytanie Shirana. Szczera konfuzja w jego spojrzeniu zapewne wystarczyła, by prawić półelfowi satysfakcję. Zbity z tropu bard zerknął na Arę. Faktycznie, nie poświęciła mu na razie uwagi, ale nie poczuł, by było coś nie tak. A ich rudowłosa furia wyraźnie patrzyła na niego spode łba.
Kompletnie nie mógł sobie przypomnieć, co takiego mogło się zdarzyć.
- Niemożliwe. – oznajmił z mocą, wciąż zastanawiając się nad genezą jej zachowania. Seks jednak nakierował go na, zdawało mu się, odpowiednie tory. – Nie bawiłaś się dobrze ze syrenką? – zapytał tak lekko i niewinnie, jakby nawet przez myśl mu nie przeszło, że mogło chodzić o coś innego.

Lekkimi uśmiechami przepraszał podchodzących do nich ludzi za szorstkość Maver. Klasnął z wrażenia, kiedy Neela bardzo taktownie jej nagadała.
- Młoda dobrze prawi. Ja zaś miewam problemy i z jednym, i z drugim. – zaśmiał się cicho.

Kruczaczku? Bogowie, a może nalałem jej wczoraj absyntu, miast wina i mózg jej się zlasował? – patrzył to na Aremani, to na kruka, nie ukrywając swojej boleści. Nie komentował tego dosadniej, nie chcąc palić i tak już chybocącego się mostu porozumienia między nim, a ich młodą furią.
- Najważniejsze są w tej chwili oczy, a nie wiem, czy ktoś z nas nadaje się lepiej do wypatrzenia…. tego, czego szukamy, od ciebie, Auth. Ja magii nie rozpoznam, chyba, że trzaśnie mnie w twarz. – wydął lekko usta, po czym założył ramię na ramię.
- Bądźmy teraz grzeczni i ułożeni, jak na bohaterów przystało. No, w granicach normy. Jeśli pani kapitan zamieni się w chodzący uśmiech, to pewnie ni chuja nic nie wskóramy wieczorem. Nie chcemy, by miał się później na baczności. – rzekł, po czym wskazał na drzwi, sugerując, by Shiran z kapitan poszli przodem.
Sam zbliżył się do Neeli.
- Pięć gryfów, że Mever wkurwi się jeszcze, nim zobaczymy facjatę Barbano - szepnął, lekko się ku niej nachylając.
Miał nadzieję, że przejdą koło słynnej rzeźby.
Najłatwiejsze pieniądze w życiu.
Obrazek

Uliczki osady

25
POST BARDA
Nie ma takiego słowa.
Auth obruszył się i nastroszył, posyłając Aremani jedno ze swoich zirytowanych, żółtych spojrzeń. Był demonem, potężną istotą, tkwiącą wbrew swojej woli w małym, opierzonym ciele. Nic dziwnego, że traktowanie go jak słodkiego zwierzaczka go irytowały. Ciężko stwierdzić, czy lubił ich, bo go rozumieli, czy nie miało to ze sobą zupełnie żadnego związku, ale jakoś ich tolerował, a oni tolerowali jego. Tylko do Nellrien miał jakąś słabość, która dodatkowo łączyła go z Shiranem.
Przyjmując ich prośbę do wiadomości, zleciał z dachu i wyćwiczonym już ruchem zasiadł na ramieniu półelfa, nieprzyjemnie wbijając szpony w jego skórę. Nie nosząc naramiennika, mężczyzna sam się prosił o ból.
- Hm? - Neela uśmiechnęła się do Biriana i zerknęła w kierunku drzwi do biura zarządcy. - W porządku. Przyjmuję zakład.
Nellrien nie wyglądała, jakby miała zamienić się w chodzący uśmiech. Im bliżej wejścia się znajdowali, tym bardziej wylewała się z niej czysta nienawiść. Gdyby jej spojrzenie teraz na kogoś trafiło, prawdopodobnie naprawdę mogłoby zabić... a gdyby padło na rzeźbę, kamień sam roztrzaskałby się pod wpływem jej profilaktycznej furii. Ale niestety, mimo oczekiwań barda, do niczego takiego nie doszło. Przed wejściem posadzono zaledwie kilka krzewów, jeszcze małych i niewyrośniętych, a tak, jak opowiadały elfie siostry, cały ogród znajdował się za budynkiem i za prowizorycznym płotem, naprędce skleconym z belek.
Do wejścia prowadziły trzy schodki, które kapitan przeszła z taką miną, jakby wchodziła na stryczek. W końcu jednak znaleźli się w środku, w dużym pomieszczeniu, na końcu którego stało szerokie biurko, zawalone papierami i dokumentacją kolonii, a przy nim trzy krzesła - jedno, przesadnie ozdobne, należące do krasnoluda i dwa zwyczajne naprzeciw niego, przeznaczone dla interesantów. Po dwóch stronach znajdowało się dwoje drzwi. Lewe były zamknięte, a z prawych, jak na zawołanie wynurzył się ubrany w tę samą co wczoraj, szarą szatę Sebalf. W rękach trzymał odłamek kryształu - nie tego, jaki znajdował się w sercu dżungli, a jakiś zupełnie inny, zabrudzony inną skałą. Na ich widok zatrzymał się i przesunął spojrzeniem po grupie.
- Och. Jesteście. Pan Barbano na was czeka - powiedział, tak jakby te pięć metrów dalej Barbano nie siedział przy biurku i nie kopcił fajki.
Zarządca podniósł się ze swojego krzesła i odłożył tę fajkę, by przywitać ich uśmiechem, szeroko rozkładając ręce. Miał na sobie prostą tunikę, spiętą szerokim, haftowanym pasem, a w brodę powplatane miał srebrne ozdoby. Jego palce zdobiły sygnety, a pierś brosza o kształcie półksiężyca, zapewne mająca symbolizować Inę i władzę, jaką Orghost sprawował nad wyspą.
- Nasi bohaterowie! - rzucił gromko. - Spodziewałem się was już wczoraj, ale rozumiem, że musieliście odreagować wydarzenia, od których dla was nie minęło zbyt wiele czasu, co? Haha! Gdybym wiedział, że to ludzie najęci przez Starą Sukę znajdą kopalnię i usuną to, co stało na drodze do niej, podebrałbym was wcześniej. Maver nie musiałaby się do lasu fatygować. Co ty taka ponura, co? Uśmiechnij się! Te zmarszczone brwi ci nie służą.
Nellrien wykrzywiła tylko usta pogardliwie, nie zaszczycając go ani uśmiechem, ani odpowiedzią.
- Wiedziałem, że się do mnie wybieracie, więc przygotowałem już dla was podziękowanie i nagrody, które mogę wam oficjalnie wręczyć w imieniu Syndykatu. No, oficjalnie... to mogę zrobić publicznie, podczas święta, ale teraz mogę dać wam to.
Sięgnął do rozczarowująco niewielkiej skrzynki - bo czy nie mieli zostać obsypani złotem? - i wyciągnął z niej kilka kopert, z którymi podszedł do nich. Był krasnoludem, więc wzrostem im nie dorównywał, ale był także dobrze zbudowany, więc nawet jeśli Nellrien rozważała uduszenie go tu na miejscu, nie miała za bardzo szans.
- Nadanie praw ziemskich na Kattok - mówił Barbano, wręczając im kolejno koperty. Pierwszą dostał Shiran, drugą Maver. Przyjęła ją bez słowa. - Nie ma dla was jeszcze domów, bo też nikt nie wiedział, kiedy się obudzicie, a szkoda, żeby stały puste. Syndykat podchodzi do rozbudowy Iny dość efektywnie. Do tego otwarte rachunki w banku Orebuckle z Taj'cah, na każdym z nich po dwadzieścia tysięcy koron - wręczył trzecią kopertę Aremani i czwartą Birianowi. - Na nabrzeżu znajdziecie przedstawiciela, gdybyście chcieli podczas święta sprzeniewierzyć wszystko, haha! Możecie u niego dokonać wypłaty. Nie wiem tylko, czy ma wystarczająco dużo złota na miejscu, żeby wypłacić wam całość. A wy nie macie też gdzie tego składować, co?
Zatrzymał się przed Neelą, trzymając w dłoni ostatnią kopertę.
- Twoja dokumentacja Syndykatowi gdzieś zaginęła. Nikt nie znał twojego nazwiska, dziecino. Ale poruszyłem odpowiednimi sznurkami, wykorzystałem znajomości i to samo jest także dla ciebie. Nowe życie na Kattok - mało subtelnie zerknął na jej rogi, a szlachcianka natychmiast się zaczerwieniła. - Niech ci służy.
- Dziękuję - odpowiedziała cicho Neela, nie dowierzając chyba, że nikt ze Starej Suki jej nie wydał i nie przekazał Orghostowi, że nic się jej nie należy. Nie była ani z załogi, ani jednym z najemników.
Jego pierścienie.
W kontraście z ciepłym, miłym głosem krasnoluda, słowa kruka zabrzmiały ostro i nieprzyjemnie.
Poza szarym magiem, który jest magią cały, to tylko w nich jest magia. W pierścieniach krasnoluda.
Gdy automatycznie opuścili wzrok na dłonie zarządcy, w oczy Dandre i Shirana momentalnie rzuciło się to samo: okrągły, geometryczny symbol na jednym z sygnetów. Dokładnie ten sam symbol, który mogli zobaczyć już wcześniej - bard wtedy, gdy kapitan się przebierała, półelf później, przy wielu innych okolicznościach.
Dokładnie ten sam symbol, który Nellrien nosiła na plecach.

Spoiler:
Obrazek

Uliczki osady

26
- Teraz już jest. - Aremani nie pozostała obojętna na przytyki kruka. Jej wypoczęte ciało i umysł a także ekscytująca wizja otrzymania nagrody powodowały, że wracała do pełni swojej złośliwej kondycji. Musiała mieć ostatnie słowo, nawet w konfrontacji z demonicznym ptakiem. "Sucharka i tak mi zje z ręki."
Ku jej... "szczęściu" Shiran również oznaczał się typową dla siebie ciętością języka. Jednak niestety jego słowa trafiły na podatny grunt odnoście jej dąsania się na barda. "Cholera. Widać to po mnie? Chociaż w sumie... A co mnie to? Niech widzą! Niech wiedzą, że Pan Birian mi teraz nie odpowiada i zasłużył na takie traktowanie!"
- Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, Płomyczku. - Aremani była w szczytowej formie do potyczek słownych i uszczypliwości. - Pan Birian nie śmiał zaszczycić mnie swoją bliskością, pomimo obietnic. Więc i ja nie będę się doń zbliżać ani zwracać bezpośrednio. Ot co!
By dostanie pokazać prawdziwość swojego postanowienia gdy bard zapytał ją o "syrenkę" Aremani tylko podniosła do góry nos i pokazała mu policzek.

Chwila zwątpienia naszła ją, gdy wchodzili do biura Barnabo. Skojarzyło jej się to z wchodzeniem w grotę lwa. Z tą różnicą, że lwy nie śmierdzą tytoniem... Czy Barnabo będzie miał jej za złe ten numer z mapą? A może będzie wypytywał ich o to, co dokładnie robili w dżungli, by złamać jej magię? "Ja prawie zginęłam w kamiennej chatce i krzyczałam na krzaki. Nie musicie dziękować." A co jeśli jej obrażenie się na Biriana odbije się teraz na niej negatywnie i wypomni on wszystko krasnoludowi?
Wątpliwości jednak nie opanowały jej głowy. W końcu teraz była starą, pewną siebie Arą. A opinia innych latała jej koło... nosa. "To znaczy póki nie wpłynie to na wysokość mojego wynagrodzenia..." Ku jej zaskoczeniu pojawił się Sebalf. Aremani przypomniała sobie, że chciała zapytać go o ten ich magiczny kamień. Przynajmniej na trzeźwo będzie w stanie coś do owej rozmowy wnieść. Poza tym nie ufała Syndykatowi i cały czas martwiła się o losy wyspy, szczególnie teraz po udanej próbie kolonizacji. "Wciąż tyle pytań bez odpowiedzi."
Entuzjazm krasnoluda raczej nikomu się nie udzielał, a mógł raczej wzbudzać niepokój. Szczególnie, gdy ten robił przytyki pani Kapitan. Aremani nie znała dokładnie natury ich relacji, ale widać było na gołe oko, że nie była ona zdrowa. Dyskomfort Neelrien czuć było z daleka. Aczkolwiek nie zamierzała jej bronić. Dalej chowała do niej uraz po ich ostrej wymianie zdań w dżungli.
Jednak słowo "nagrody" rozwiało każdą złą myśl. W zielarce obudziło się na nowo małe dziecko, podekscytowane i szczęśliwe, że ktoś zauważył i docenił jego starania. Nawet zaczęła się kontrolować, by nie podskakiwać w miejscu jak jakiś niedorostek.
- To będzie coś... publicznego? - zapytała z zaintrygowaniem. "Tera to koniecznie muszę iść po tę sukienkę!"

Chyba nie wiedziała, czego ma oczekiwać. No bo jaką formę miała przybrać nagroda za takie osiągnięcie, jakim było ujarzmienie dzikiej wyspy? Przyjęcie do ręki koperty na początku wzbudziło w niej zastanowienie, ale wraz z wyjaśnieniami Barnabo wszystko zaczęło się klarować. Choć entuzjazm nie wracał. "Jarać to się będę jak wszyscy mnie zobaczą i zaczną wiwatować. W zajebistej sukni."
Budowy domu nie rozpoczęto? Trochę była zawiedziona, bo nie chciała wracać na spanie w lecznicy, ale miało to swoje korzyści. "Wybudują mi według mojego projektu, jak sobie narysuję! Będzie tam warsztat alchemiczny, biblioteka, gabinet, stół do kartografii, wiszące na hamaku łóżko, basenik, garderoba..." zatracała się w marzeniach dziewczyna. Ale czemu jej się dziwić - dostali też mnóstwo pieniędzy! Aremani nie dokładnie wiedziała, ile to, ani jak działają banki. Mogła porównać to tylko do swoich doświadczeń ze sprzedawanej biżuterii na Apozo. I wydawała jej się, że na wiszące na hamaku łóżko powinno starczyć.
- Dziękujemy. - była w stanie tylko z siebie wykrzesać. Radość radością, ale w sumie to wolała stąd wyjść. I okazywać ją dopiero na zewnątrz.
Z rozmyślań wyrwało ją, gdy krasnolud stanął chwilę przy Neeli. W całym tym zaaferowaniu zapomniała o swoich zmartwieniach względem szlachcianki. Jednak okazało się, że były one bezpodstawne - dziewczyna dostała dokładnie taką samą nagrodę. "Och. Czyli nie zamieszkamy razem. - pomyślała sobie zielarka. Jednak nie wiedziała, czy odczuwa bardziej ulgę czy zawód. Ale lepiej było nic nie mówić przy krasnoludzie.
Głos Autha odezwał się niespodziewanie. Zwrócił uwagę na... pierścienie? "O co chodzi? Czemu krasnolud ma magiczne pierścienie? I w ogóle dlaczego zwraca na to uwagę? Jakby dziwniejszych magicznych rzeczy na tej wyspie nie było. "
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Uliczki osady

27
POST POSTACI
Shiran
Na wspomnienie o bohaterze pozwoliłem sobie przewrócić oczami.
- Jeszcze trochę i zwykłego zachlejmordę będziesz królem tytułował - Usta same rozciągnęły się w uśmiechu. Nie to, że tęskniłem za tym Pajacem, ale jakoś tak dogryźć komuś z rana było przyjemną odskocznią od całej tej uczuciowości.
- Miałem, czy nie miałem... To Ty klasycznie klepiesz mordą jak potłuczony. Czyżby ktoś miał baaardzo zajętą noc i bredzi ze zmęczenia? - Nie byłem w stanie nie odpowiedzieć na jego zaczepkę. Chciałem kulturalnie, ale skoro i ten będzie coś tutaj insynuował, to nie zamierzałem kryć jadaczki dlatego, że jakaś młoda szlachcianka paliła cholewki to niestabilnego emocjonalnie szczyla. Może i przed przemianą równał mi wiekiem, ale teraz wyglądał jak wyciągnięty prosto z okolicznego sierocińca.
Konfuzja na jego twarzy jednak sporo mi wynagrodziła. Spojrzał się wielce zdziwiony na dziewczynę, nie wiedząc chyba za co tym razem się buczy. Prawie mu współczułem.
- Syrenkę? - przerwałem jego przydługą wypowiedź. - Oj, chyba musicie nam co nieco opowiedzieć o przebojach poprzedniego wieczora! - Zaśmiałem się lekko.
- Z tego tylko co słyszę, to Młoda liczyła na coś od pana Śpiewaka i nic nie dostała... Ładnie to tak Neeli odbijać przyszłego męża? - Ara sama się prosiła. Nie zamierzałem przebierać w środkach podburzania obywateli. Spojrzałem się jeszcze kątem oka na bogom ducha winną Neelę, która dostała teraz rykoszetem. Czy chciałem ją informować o prawdopodobnym romansie jej najdroższego barda? Chyba by się trochę załamała. Niech sam dupek się z tym mierzy, skoro taki z niego kobieciarz.

Auth jak zawsze wylądował mi na ramieniu, wbijając tym razem swoje przydługie szpony w skórę, ukrytą pod przewiewną tkaniną. Przeklinałem się w duchu, że nie wziąłem naramiennika. Ostatnio starałem się nosić go wszędzie ze sobą, ale tym razem całkowicie o tym zapomniałem. Cholera by to. Nie chciałem go jednak zganiać. Wystarczająco długo siedział sam. Zacisnąłem więc zęby i udawałem, że nie czułem szpil zagłębiających się w moje mięśnie. Jakby nie patrzeć - niektórzy za to płacą naprawdę spore ilości złotych monet.
- Olej to - mruknąłem do swojego kompana, czując wręcz jego narastającą złość. - Odgryziesz się nie raz i nie dwa.

Chwilę tak jeszcze pogadaliśmy, bardziej się przekomarzając, niż wymieniając jakiekolwiek cenne uwagi. Chwilę później ruszyliśmy do biura Gołodupca. Poruszałem się płynnie, w pobliżu Nellrien. Nie trzymałem jej za rękę. Nie pocieszałem jej. Wiedziałem, że da sobie radę i na ile ją znałem, wiedziałem, że nie chce publicznie być w żaden sposób pocieszana, czy wspierana. Byłem jednak obok i doskonale powinna sobie z tego zdawać sprawę.

Sama posiadłość nie była szczególnie imponująca. Pomieszczenie, w którym znajdowało się biuro też nie należało do najbardziej ekstrawaganckich. Był tam też ten gość z kijem w dupie, co mógłby chyba walić sobie do kamieni, jeśli dobrze pamiętam.
- To, że niektórzy nie grzeszą wzrostem, nie znaczy że są niewidoczni dla pozostałych - odpyskowałem magowi, który stanowczo zbyt mocno się panoszył. W dupie miałem kim był dla Kurdupla, ani jaką pozycję zajmował. Nie należałem do osób, które szczególnie powstrzymują się od komentowała irytujących zachowań... O ironio...
Samego Kurdupla, jak wspominałem, ciężko było przeoczyć. Obwieszony gdzie tylko możliwe biżuterią i świecidełkami. Wyglądał bardziej jak jakaś baba ze straganu, niż jak zarządca wyspy. Przez moją twarz z pewnością przebiegł jakiś nie za ładny grymas, ale ostatkiem siły woli powstrzymywałem się, by nie napluć Krasnalowi w twarz.
- Kolejny, kurwa, z bohaterami wyjeżdża - mruknąłem pod nosem. Zaczynało się to robić uciążliwe.
Nie wtrącałem się jednak więcej w ten cały teatrzyk. Zacisnąłem zęby, gdy słyszałem z jakim brakiem jakiegokolwiek szacunku zwraca się do Nellrien. Pajac jednak miał rację - nie mogłem teraz nic odpierdolić, by Gołodupiec nie stał się podejrzliwy.

Nagrodę przyjąłem z dystansem i pewnym chłodem. Nie zależało mi na niej jakoś szczególnie. Prawa ziemskie na Kattok... Jeszcze nie wiedziałem co o tym sądzić. Dwadzieścia tysięcy koron brzmiało o niebo lepiej, ale... Ale też nie potrafiłem się z tego cieszyć. To były tylko pieniądze. Kolejna robota zakończona sukcesem. Nic nowego.
Sytuację jednak zmienił Auth. Pierścienie. Leniwym ruchem przesunąłem głowię, rzucając tylko okiem na jego grubaśne paluchy. Odjebałbym z przyjemnością jeden po drugim. Moją uwagę przyciągnął jednak konkretny kształt. Ten, który już wcześniej widziałem u Nellrien. Nie potrzebowałem niczego więcej. Skinąłem powoli głową, dając do zrozumienia Authowi, że wiem co ma na myśli.
Pierdolony konus najprawdopodobniej więził nie tylko Nellrien. Nie mówiąc o tym, że nie nigdy tych jebanych świecidełek nie ściągał. Trzeba było coś wymyślić. Szybko... A jedyne co wtedy przyszło mi do głowy, to próba upicia tego dupka. Zmusiłem się do uśmiechu.
- Rozumiem, że wieczorem trzeba będzie opić ze wszystkimi sukces Sydykatu, co? - lekko przymrużyłem oczy, oczekując od Barbano jakieś odpowiedzi. Może chociaż przybliżonej lokalizacji, gdzie będzie można go dzisiaj odnaleźć. Dzisiaj. Musi to być dzisiaj. Cały ten dym z tym świętem był idealną wymówką. Miałem nadzieję, że Nellrien domyśli się do czego zmierzam.

Uliczki osady

28
POST BARDA
- Obietnic? - zainteresowała się Neela, przeskakując spojrzeniem z Aremani na barda i z powrotem. A potem, gdy Dandre został nazwany jej przyszłym mężem, dziewczyna zarumieniła się po sam czubek nosa i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, robiąc krok do tyłu. - Ja nie...! Ja wcale... nie szukam męża! Zresztą...
Zacisnęła usta w wąska kreskę i nic już więcej nie powiedziała, spłoszona jak sarenka, którą ze swoimi rogami poniekąd przypominała. Jej uparte unikanie ich spojrzeń do samego spotkania z zarządcą mogło jednak świadczyć o tym, że coś było na rzeczy, a żarty Shirana były bardziej trafione, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Neela darzyła Biriana ewidentną sympatią i wiedza na temat tego, jak spędził on dzisiejszą noc, mogła doszczętnie złamać jej wrażliwe serduszko. Ale nikt raczej nie zamierzał jej uświadamiać, prawda?
Krasnolud chyba nie należał do osób nad wyraz empatycznych. Nie zauważał, albo nie chciał zauważać ich niechęci i oziębłości. On miał wręczyć im nagrody, oficjalnie podziękować, odbębnić swoją robotę i zająć się innymi sprawami. I tak też do tego podchodził, jak widać. Duma i radość jednak wydawały się szczere, bo to przecież dzięki nim mógł teraz zasiadać na swoim zdobionym krześle i poniekąd zbierać laury za odzyskanie wyspy od nienaturalnie zaborczej przyrody.
- Oczywiście! Musi być publiczne - krasnolud szeroko rozłożył ręce. - Mogliście być pogrążeni w śnie, ale wasze dokonania były na ustach wszystkich przez ostatnie miesiące. Każdy chciał was poznać! Wiem, że wczoraj już świętowaliście w Kocie na własną rękę, ale od dziś możecie robić to oficjalnie, sprzeniewierzając pieniądze Syndykatu, a nie swoje własne. Z drugiej strony, te też są już wasze własne. Ach, nie ma to znaczenia! Syndykat ma dla was odznaczenia. Te wręczę wam podczas święta.
Słysząc o pierścieniach, Nellrien mało subtelnie strzeliła spojrzeniem w kierunku dłoni Barbano. Nie było w tym niczego podejrzanego, bo przecież wręczał właśnie kopertę Neeli, ostatnią z całej sterty. Nie wyglądała, jakby dostrzegła tam coś znajomego, ale jaka istniała szansa, że dobrze znała wzór wypalony na jej własnej łopatce? Znając ją, robiła wszystko, by na niego nie patrzeć, nawet jeśli miała dostęp do jakiegokolwiek lustra, mogła więc go nawet nie rozpoznawać. Potem zerknęła na półelfa, ale choć kąciki jej ust drgnęły, to mimo najszczerszych chęci nie była w stanie zmusić się do pełnego uśmiechu.
- Nie opiliście już wystarczająco? - padło ciche pytanie zza ich pleców, a jeśli ktoś zerknął przez ramię, dostrzegł Sebalfa, stojącego przy ścianie, już bez kamienia w rękach, za to obserwującego ich uważnie.
- A daj spokój, daj im się cieszyć sukcesem! - zaprotestował Barbano, kompletnie nieświadomy tego, jak półelf usiłował go podejść. - Tak, podczas święta z wielką chęcią wypiję za was toast. Niejeden!
Neela wciąż trzymała kopertę i wpatrywała się w nią z niedowierzaniem, powoli obracając ją w dłoniach. Rudowłosa natomiast zwinęła ją w rulon i bezceremonialnie wcisnęła ją sobie za pasek, mnąc cenne dokumenty, po czym uniosła wzrok na stojącego przed nią zarządcę.
- Musimy porozmawiać. Omówić kwestię mojego kontraktu - powiedziała. - Zanim pójdziemy razem opić sukces - podkreśliła.
Miało to sens, bo co jeśli Barbano wcale nie zamierzał trzymać jej dalej w szachu i skoro jej statek zatonął, a miejsce kapitana zajął ktoś inny, to nie potrzebował jej już dłużej? Krasnolud uśmiechnął się i poklepał ją po ramieniu.
- Nellrien, ciesz się! Świętuj! Dzisiaj...
- Dzisiaj chcę omówić kwestię mojego kontraktu
- przerwała mu, wyraźnie zirytowana. - Teraz. Zmieniły się warunki. Nie mam statku. Chcę zerwać kontrakt. Zrobiłam już dla ciebie wystarczająco wiele, masz swoją wyspę, masz wszystko, czego chciałeś. Chcę zakończyć naszą współpracę.
Mina Orghosta zrzedła, choć bardzo starał się zachować swój jowialny uśmiech. Zerknął na Sebalfa.
- Mh. Skoro musisz teraz, to porozmawiamy teraz. Zostań - polecił, zanim gestem dłoni wskazał pozostałym wyjście. - Znajdziemy się podczas święta. Za dwie godziny bądźcie na głównym placu, tak? Idźcie wypłacić swoje złoto, albo obejrzeć tereny, jakie dostaliście pod budowę.
W razie gdyby protestowali, Nellrien rzuciła im uspokajające spojrzenie i skinęła głową. Mogli wyjść. Ona sobie poradzi.
Zostanę z tobą, zaoferował Auth i poderwał się z Shirana, by wylądować na jej ramieniu. Czując wbijające się w skórę szpony kobieta zacisnęła zęby, ale nie wydała z siebie ani jednego dźwięku. Była już do kruka przyzwyczajona.
- Ptaszysko zostaje z tobą, hm?
Nellrien nie odpowiedziała. Uniosła tylko dłoń do Autha i podrapała go pod dziobem - dokładnie w ten sposób, który był absolutnie uwłaczający i nie do przejścia, gdy robił to Dandre, ale jak najbardziej na miejscu, gdy drapiąca ręka należała do rudowłosej.
- Trudno. To i tak nie będzie długa rozmowa. Widzimy się później, moi drodzy - Barbano uśmiechnął się, jednoznacznie ich żegnając.

Maver została w środku, gdy oni wyszli na zewnątrz. Dopiero kiedy zatrzasnęły się za nimi drzwi, Neela otworzyła swoją kopertę i wyciągnęła pergaminy, by zapoznać się z ich treścią.
- Neela Solage - przeczytała na głos. - Dali mi nowe nazwisko. Dali mi pieniądze i dom. No, miejsce na dom. Pójdziemy je potem obejrzeć? Chcecie je obejrzeć? Zobaczyć, którą część wyspy nam przydzielili? Czy te tereny są obok siebie? Pewnie są obok siebie - spojrzała na Aremani i uśmiechnęła się do niej. Czyż nie miło będzie mieszkać po sąsiedzku?

Spoiler:
Obrazek

Uliczki osady

29
POST POSTACI
Aremani
Pozostanie kapitan w biurze Barnabo było dla Aremani... niepokojące. "Jaki kontrakt? O co chodzi? Czemu Kruczak informuje nas o jakichś pierścieniach a potem zostaje z Nellrien?" Niestety musieli opuścić lokal a młoda naukowczyni pozostała ze swoim największym nemezis - nieodpowiedzianym pytaniem. Miała jednak przeczucie, że jej kompani mogą co nie co pomóc jej wyjaśnić.
Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz Aremani poszła za Neelą i też otworzyła swoją kopertę, by zapoznać się z jej zawartością.
- Solage? No, to popisali się ekstrawagancją. - zaśmiała się dziewczyna. - Od dzisiaj będę tak na ciebie wołać, co byś się przyzwyczaiła.
W umyśle dziewczyny miłe przemyślenia zaczęły przykrywać powoli wątpliwości czy wyrzuty sumienia. Oto bowiem w sumie rok dorobiła się nie tylko pieniędzy ale i też ziemi. A ziemia, jak tłumaczył jej ojczym, to najbardziej solidna z inwestycji. - Nieźle jak na gówniary, co uciekły z domu, nie? - rzuciła do szlachcianki, oglądając dokumenty. Po przeczytaniu całości postanowiła włożyć wszystko z powrotem do koperty. Następnie pogrzebała chwilę w torbie, by otworzyć swój dziennik badawczy i ten cenny dar włożyć pomiędzy jego strony.

Po raz pierwszy od przebudzenia Aremani wiedziała dokładnie, co chce dzisiaj zrobić przed świątecznymi obchodami. Miała pewne plany, żeby przejść się na skraj dżungli, a także by porozmawiać z Yunana, Sebalfem i też... "Barnabo. Chciałam go zapytać, czy mogę założyć działalność zielarską, ale teraz..." Tak czy inaczej do spełnienia dwóch punktów na swojej liście musiała poczekać, aż wyjdzie Nellrien. Albo wbić się na chama. Niemniej postanowiła skorzystać z okazji i wypytać chłopaków o co nie co.
- No, to ten, gratuluję wam, Panowie... Współpraca z wami to była... No... Chciałam powiedzieć "czysta przyjemność", ale wiem, że byście się tylko zaśmiali. - powiedziała dość szczerze. Pomimo że zwracała się do ich dwójki jej wzrok skutecznie pomijał Biriana. Jednak jej dociekliwość wymagała dyskrecji przed postronnymi, toteż niechętnie ale zbliżyła się do swoich kompanów i starając się wyglądać jak najmniej podejrzliwie zapytała.
- Czy jesteście w stanie mi wytłumaczyć, o co chodziło Authowi? O co chodzi z pierścieniami? I czemu kruk tam został? Dlaczego nikt mi nigdy o niczym nie mówi? - Aremani zaczęła delikatnie uderzać w swoje tony podirytowania, choć nie mogła jeszcze wiedzieć, jaka odpowiedź zostanie jej udzielona.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Uliczki osady

30
POST POSTACI
Dandre
Bard zdawał się być wciąż lekko nieobecny. Z pewnością nie folgował sobie poprzedniego wieczora, nie stroniąc od alkoholu do samego końca przyjemnie wydłużonej nocy. Postarał się odświeżyć z rana i zdawało mu się, że było całkiem dobrze, póki nie zderzył się z rzeczywistością poza domem krawcowej, w całym jej roboczym harmidrze i kolorycie. Patrzył na Shirana i zdawał się odnotowywać jego lekkie przytyki, jednak nijak nie skomentował zaczepnego pytania o wczorajszy dzień.
Przeniósł nieco zmęczony wzrok na Arę. Nie miał cierpliwości na jej dąsy, a odległy, tępy ból, który odczuwał w skroni, zdecydowanie nie pomagał w komunikacji z urażoną dzieweczką.
- Pan Birian obiecał, że dopilnuje, by waćpanienka się dobrze bawiła. Zdawało mu się zaś, że była całkiem kontent, gdy prężyli się przed nią marynarze, więc uznał swe towarzystwo za zbędne – uśmiechnął się lekko, choć w głosie mężczyzny pobrzmiewała subtelna nuta irytacji, dotychczas przeznaczona chyba głównie dla Shirana. – Jeślim zawiódł i pomylił się w mej obserwacji, wybacz… Prędko zaniemogłem – dodał jednak, ukłuty widmem wyrzutów sumienia. Shiran trafił w odpowiednią strunę, kiedy w swej kąśliwości zahaczył i o Neelę. W pierwszym odruchu jeno niedbale machnął ręką, jednocześnie opuszczając z lekka brwi w wyrazie dezaprobaty. Chociaż jej jednej mógłby dać spokój.
Rumieniec, błyskawicznie wykwitający na twarzyczce ich uroczej, zdriadziałej szlachcianki mówił więcej niż tysiąc słów. Uśmiechnął się do niej uspokajająco, przymrużonym okiem i potrząśnięciem głową sugerując jej, by nie martwiła się gadaniną półelfa. Jednocześnie poczuł pewien ucisk w gardle. Flirtował z nią i czuł, że jej się to podobało, ale musiał umknąć mu moment, w którym udało mu się ją sobą zauroczyć.
Wydało mu się zabawnym, że łgał nawet przed sobą.

Szedł tuż obok spłoszonej dziewczyny, kurtuazyjnie udając, że nie zauważa jak uparcie unika jego spojrzeń. Lekki, nieco rozczulony uśmiech nie schodził mu z ust, choć czuł się ze sobą dość podle. Bynajmniej nie znaczyło to, że miał zamiar wspomnieć dziewczynie o czymś, co mogłoby ją zranić. Przecież na to nie zasługiwała, prawda? Jej rozkoszna niewinność i niewymuszony urok niemal topiły mu serce. Niemal.
- Kurwa mać… – syknął pod nosem, gdy zbliżali się do drzwi prowadzących do wnętrza posiadłości Barbano. Nigdzie nie było widać tego pieprzonego posągu! Z opowieści elfich sióstr zapamiętał jeno jego istnienie, nie dokładną lokalizację. Kątem oka zerknął na Mever, która bynajmniej nie wyglądała, jakby miała wyjść z siebie i westchnął ciężko, głęboko zawiedziony.
- Wiszę ci pięć koron. Mam łeb jak sito – mruknął do Neeli, wyraźnie niezadowolony nie tyle nawet z przegranego zakładu, co z przelatującej mu koło nosa okazji do doświadczenia czegoś zabawnego.


Gdy znaleźli się już w biurze zarządcy, bard zagubił się gdzieś w gonitwie myśli. Astronomiczna ilość złota, którą miał obsypać ich Syndykat niemal zwaliła go z nóg. Od bardzo dawna nie był głodującym artystą , ale z przeróżnych powodów pieniądz nigdy się go nie trzymał. Oszczędności pana barda były więc dość… oniryczne. Nie miał pojęcia, jak prędko sprzeniewierzyć taki majątek… Choć im dłużej tam stał, tym więcej miał na to pomysłów. Krasnal mówił, Shiran coś cedził z zaciśniętych zębów, a Birian jeno dziwił się, jak miłą, jowalną osobą, zdawał się niesławny Dupobrody. Nie wyglądał, jak skurwiel, gotowy na to, by trzymać w garści czyjąś duszę…
Aczkolwiek pozory mylą, jako bywalec różnych dworów wiedział o tym bardzo dobrze. Uśmiechał się nieobecnie i pewnie nawet coś mówił, ale gdyby ktoklwiek go o to później zapytał, mógłby jeno wzruszyć ramionami.
Zapamiętał jedną rzecz; pierścienie.
I jedną myśl; „Upierdalanie mu palców raczej nie jest najlepszym rozwiązaniem.

***
Powolnym krokiem ruszył za kompanami, rytmicznie uderzając kopertą, która zapewne była warta więcej od całego jego dotychczasowego życia, w otwartą dłoń.
- Solage… – dał wybrzmieć końcowemu żet, zakręcając je lekko w sposób typowy dla kerończyków z okolic Oros. Uśmiechnął się szeroko. – Podoba mi się, przypomina mi o rodzinnych stronach – w zamyśleniu pokiwał głową, na moment uciekając wzrokiem gdzieś w dal. Nie trwało to jednak długo.
- Ekstrawagancja? Phi, doskonałe nazwisko dla dobrze urodzonej kobiety. Obsypali nas pieniędzmi, dostaliśmy ziemię… To najszybszy awans społeczny w historii. – zaśmiał się cicho, nim wrócił wzrokiem do białowłosej.
- Dostałaś więc dokładnie to, czego chciałaś, Nee... Panno Solage. – skinął jej głową w lekkim ukłonie, jakby witał się z dobrze urodzoną kobietą na balu.
- Nowe życie, nowy początek, na warunkach o jakich wielu mogłoby tylko pomarzyć. Niechcący dokonałaś niemożliwego, wpieprzając się na zły statek i w jeszcze gorsze towarzystwo. – wyszczerzył się, jednocześnie powoli otwierając swoją kopertę. Pobieżnie przeleciał wzrokiem tekst. – Pewnie są – kiwnął głową. – Bardzo chętnie się przejdę. Ciekawe jakież to ziemie przygotowali dla swoich wybawców. – uśmiechnął się krzywo. Grymas na jego ustach prędko jednak poszerzył się, a rozbawienie Biriana sięgnęło w końcu i jasnoniebieskich oczu, kiedy to Ara zaczęła coś mówić w niesamowicie pokraczny sposób. Zaśmiał się, ale nie było w tym krzty kpiny.
- Już się z nami żegnasz? Ja wiem, żeś na mnie obrażona, ale żeby jeszcze niewinny Shiran obrywał? Była z nami tylko dla pieniędzy, wyobrażasz to sobie? – spojrzał na półelfa i pokręcił głową z dezaprobatą.


- Powiedzieć, że to była „współpraca”, to już powiedzieć dużo, bośmy jak stado osłów, próbujących ciągnąć wóz… Tyle, że każdy w inną stronę. Dzięki niech będą Bogom, żeśmy tacy wspaniali, że i tak jakoś nam się udało. – uśmiechnął się szeroko, ale uśmiech ten powoli wiądł, gdy Ara poczęła przyjmować coraz to bardziej „absolutnie nie podejrzaną” pozę.
- Dorosłe sprawy – rzekł wyniośle, wysuwając do przodu podbródek i przekręcając głowę lekko w bok, coby spojrzeć na nią z góry. Radosne iskierki błyskały mu w oczach, już wcześniej pobudzone lekką irytacją w głosie rudej furii. – Kruk jest na tajnej misji ratowania serc, ciał i umysłów… Chętnie bym ci powiedział, o cóż chodzi, ale chyba nie mogę. – czyżby trzeźwy Dandre nie był tak skłonny do rozpowiadania historii o życiu Maver i planach tajemniczej trójki?
- …bo przecież nie chciałabyś narazić się na bezpośredni kontakt z panem Birianem i jego słowami. – wyszczerzył się, po czym odsunął nieco, by uniknąć ewentualnego kuksańca.
- Kapitan została wplątana w coś przechujowego i chcemy ją z tego wydostać. Pierścienie mogą być ku temu kluczem… – spojrzał na Shirana i uniósł lekko brew. Jeśli będzie chciał, to dopowie resztę, jeśli nie, to nie.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”