POST POSTACI
Vera Umberto
Nieco nieobecnym spojrzeniem przyglądała się, jak przekładają Sovrana do pozycji leżącej. Kącik jej ust uniósł się nawet w rozbawieniu na moment, a potem ponownie pociągnęła ze swojej butelki, bo wyraźnie była w plecy jeśli chodzi o stan upojenia, w stosunku do wszystkich tutaj. W dodatku rum wypełniał ją przyjemnym ciepłem i pozwalał odsunąć troski i niepewności w cień, zmieniając je w oderwane od rzeczywistości rozważania. Vera Umberto
Gdy tylko pojawił się Trip z przekąskami, wyciągnęła do niego rękę, by pochwycić coś z deski. Garść świeżych owoców, których nie mieli okazji jeść zbyt często, była całkiem przyjemną odmianą. Z głową wciąż opartą o Yetta, Vera podjadała sobie je powoli, wciąż nieco rozkojarzona. Słowa Ohara nie były wystarczającą prowokacją, by wyciągnąć z niej złośliwy komentarz w tym stanie. Zerknęła tylko na niego, a potem przeniosła zaskoczone spojrzenie na Ashtona. Naprawdę wyglądała wtedy tak dobrze? Odbicie w lustrze było dość satysfakcjonujące, ale Umberto nie miała problemu z odwróceniem od niego wzroku. Trzeba było przyznać, że komplementy były... miłe. Nie była do nich przyzwyczajona.
- Dobrze. Przed następnym atakiem wystroję się bardziej - obiecała z rozbawieniem, unosząc brwi. - Napierśnik na sukience nie będzie najwygodniejszy, ale czego się nie robi, żeby usłyszeć od załogi coś miłego.
Odpowiedź Ohara jej nie zdziwiła. W sumie mało kto na Siódmej Siostrze był mocno religijny, a nawet jeśli, Vera się tym nie interesowała. To była prywatna sprawa każdego z nich, tak jak za każdym razem, gdy na Archipelagu odwiedzała świątynię Ula, była to prywatna sprawa Very. Czy Ul widział ją wtedy? Na morzu i na lądzie? Co za pytanie, widział ją cały czas. Teraz także.
- Nie zawsze biorą bez pytania - zaprotestowała.
Słowa Yetta sprawiły, że podniosła głowę i na niego spojrzała. Nie był złotowłosym i złotookim demonem, budzącym w niej obce pragnienia i mieszane uczucia. Był jej Corinem. Tym, którego znała od lat. Jedynym mężczyzną, któremu mogła oddać się cała i jedynym, dla którego mogła obrócić swoje życie do góry nogami, chociażby biorąc ten nieszczęsny ślub, tak dla niego ważny. Złapała butelkę kolanami, by uwolnić dłoń i przesunąć palcami po jego skroni.
- Nic - skłamała.
Nie musiał wiedzieć, a przynajmniej nie w tej chwili. Przez chwilę była bliska ponownego wypowiedzenia wyznania, które oficer usłyszał od niej dotąd tylko raz, na klifie na Harlen, ale w końcu uderzyła w nią świadomość, że jednak nie są sami. Co ona w ogóle robiła?! Odgarnęła włosy z twarzy i wróciła do swojej butelki. Nieważne. Ul, czy nie Ul, tym będzie się martwić przyszła Vera. Teraz mieli Albatrosa do ogarnięcia i ślub do zorganizowania.
- Współpraca z Dłonią Sulona byłoby dużo przyjemniejsza, gdyby nie wiecznie niezadowolona gęba Labrusa - zmieniła temat na taki, na który wszyscy mieli chyba to samo zdanie. - Przysięgam, chyba nie widziałam, żeby się uśmiechał. Do mnie wiecznie ma o coś pretensje, czasem z jakiegoś powodu nawet o to, co robi Hewelion.