POST BARDA
Hewelion bezkrytycznie przyjął nazwę stworzenia, które udało mu się upolować - nawrall było nazwą dobrą jak każdą inną. Z poziomu pokładu Siostry miał na zwierzę świetny widok i nie wydawało się, by szybko mu się znudziło. Któryś z Verowych orków podbił do niego i zaoferował pociągnięcie z własnej butelczyny w ramach świętowania zwycięstwa nad matką naturą i Hubertowi nie potrzeba było niczego więcej. Łatwo się denerwował, ale jeszcze łatwiej było go ugłaskać.
Labrus wzruszył ramionami na upominania Very i w swoim stylu stał u prawicy Heweliona, z rękoma założonymi na piersi, niezwruszony ani wcześniejszymi fochami, ani obecnym zachwytem swojego kapitana, jak i nerwami Umberto.
Goście nie przyszli Corinowi z pomocą, a ten wyglądał, jakby zaczynał żałować zaczęcia tematu mrocznego.
- Ma świeże spojrzenie na wiele spraw. Nie tylko na "Lyca". - Bronił więźnia Yett. To, skąd Osmar miał książkę, miało pozostać tajemnicą. - Najpierw chcieliśmy go oswoić, ale co nam z tego było, jeśli teraz umrze?
Corin nie miał sensownych argumentów. Elf mógł być ich więźniem, ale w oczach niektórych stawał się interesującym zwierzątkiem.
Strażnicy wrócili na swoje miejsce przy celi choć nie było z nich wiele pożytku, gdy więzień spał. Okienko zakryto. Kawałek żaglowego płótna, przymocowany na czterech gwoździkach, rozpraszał światło, by nie było tak ostre dla oczu, ale nie mógł zdziałać wiele w temacie zimna i lodowaty wiatr wdzierał się do środka. Sovranowi jakaś dobra dusza sprawiła hamak, więc elf nie musiał przynajmniej wić sobie gniazda z sianka, a spał wygodnie, pod darowanym mu kocem. Jego szaty nie były przygotowane na taką pogodę. Mizerna forma, skulona pod derką mogła wzbudzić w sercu żałość, tym bardziej, gdy ciałem co chwilę wstrząsał mokry kaszel. Na podłodze w rownym stosiku elf ustawił książki.