POST POSTACI
Vera Umberto
Gdyby przewracanie oczami dało się usłyszeć, ten dźwięk poniósłby się teraz chyba do najdalszych kątów Siódmej Siostry. Po tej wyjątkowo wymownej reakcji Vera przeniosła wzrok na Heweliona.Vera Umberto
- Wyrazy współczucia - rzuciła, nie potrafiąc sobie wyobrazić, jak znosi on życie z kimś takim. Jeśli lekarz czepiał się też wszystkiego, co zrobił on, to wcześniej czy później skończy mu się cierpliwość. Osurela nie mogła być na tyle potężna, żeby zesłać niekończącą się cierpliwość względem permanentnego niezadowolenia.
Kusiło ją, żeby na pytanie Labrusa odpowiedzieć soczystym "spierdalaj", ale nie zrobiła tego, znów ze względu na Corina i jego połamane, wciąż się jeszcze regenerujące części ciała. Obiecała sobie, że gdy oficer przestanie potrzebować opieki lekarskiej i w pełni wróci do swojego stanu sprzed Karlgardu, ona wreszcie wygarnie Viridisowi wszystko, co ma mu do powiedzenia. I z jakiegoś powodu wydawało się jej, że mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż Umberto się przy nim hamuje, tylko możliwe, że zakładał błędne przyczyny tego stanu rzeczy. Przez moment patrzyła tylko na niego spojrzeniem, które mogłoby zabijać, zanim odwróciła się do beczek, na kwestię Sovrana opuszczając zasłonę milczenia. Nie będzie o tym dyskutowała z tym konowałem.
Cała naprzód na osadę, o której usłyszeli od Belli? Nie był to taki zły pomysł. Póki co od przybycia na północ jedyny śnieg, po jakim stąpała, to ten, który pewnego dnia spadł cienką warstwą na ich pokład. Przez myśl jej przeszło, że gdyby ulepiła porządnie twardą śnieżkę, chętnie by zobaczyła, jak rozbija się ona na wyniosłej twarzy Viridisa. Nie byłby już taki pewny siebie, jakby mu się te starannie podwinięte wąsy rozprostowały, spływając po dwóch stronach ust jak martwe robaki.
- Mhm. Chcesz go ponacierać? - spytała złośliwie, ale nie czekała na odpowiedź. Zostawiła ich tam samych, ruszając do beczek. Poleciła jedną z nich przetoczyć na Dłoń Sulona, a drugą otworzyć tutaj. A potem, gdy już wszyscy skosztowali tutejszego trunku od Vongaston (łącznie z nią samą, oczywiście), poleciła z powrotem podnieść żagle, sama stając za sterem. Zejście na ląd będzie dla wszystkich miłą odmianą.