Z jednej strony wznosiły się ostre szczyty Zębu Olbrzyma, zaś z drugiej wybrzeże porastały białe lasy. Tam, za widocznymi na horyzoncie górami, znajdował się Turon, stolica krasnoludów, odległa i niedostępna z poziomu fal Cieśniny Garrina. Wody przy brzegu pokryły się lodem, lecz otwarte wody pozostały nienaruszone i pozwalały na swobodną żeglugę. Statków nie było wiele na tych wodach, gdy większość kapitanów wybierała drogę przez Szklane Morze. Dzięki małemu zainteresowaniu tymi wodami, do rzadkości z pewnością nie należały foki, które wygrzewały cielska na skałach ani większe i mniejsze wieloryby, stanowiące źródło tłuszczu, skór i mięsa. Można było również natknąć się na morsy o wielkich ciosach, które migrowały z dalszej, zimniejszej Północy, a na brzegu na stada reniferów i innych kopytnych. Pogoda była dość stała, niezmiennie chłodna i wietrzna. Ziąb gryzł w nosy i uszy.
POST BARDA
Minęło osiem tygodni od czasu wypłynięcia z zatoki Harlen. Pierwszego dnia zatrzymali się w Tsu'rasate, by odstawić młodych uzdrowicieli ich mamom i nauczycielom. Weswald i Mute'lakk opierali się decyzji kapitan, lecz ostatecznie musieli ugiąć się i zostać w mieście. Na odchodne obiecali, że znajdą drogę na Harlen, gdy tylko ukończą nauki, a wtedy spotkają się po raz kolejny. Dane im na odchodne złoto, które zostało skądś wysupłane przez Osmara w podzięce za ich służbę, mogło zaważyć na decyzji młodzików. Na Północ Vera musiała płynąć bez uzdrowicielskiej obstawy. I nawet jeśli załoga mogłaby użyć paru dodatkowych majtków, statek działał bez zarzutu. Oficerowie wiedzieli, co należy robić, bosman trzymał w ryzach nowe nabytki z Ukojenia, nawet mroczny elf w ładowni przestał zadzierać nosa i od czasu do czasu nawiązywał nieumiejętną rozmowę ze swoimi strażnikami. W celi każdemu mogło się znudzić, tym bardziej, gdy zabrakło mu towarzystwa Ighnysa i jego kota. Współpraca z Dłoni Sulona nie była zła. Załoga Heweliona była elastyczna, a podczas tych kilku skoków, których udało im się dokonać, pokazali, że można na nich polegać. Siódma Siostra miała z nimi większe szanse, aniżeli Czerwony Wiatr z Królową Balbiną. Sam kapitan Dłoni uczciwie godził się dzielić łupy na pół, nie oszukiwał i w gruncie rzeczy stanowił dobre towarzystwo, będąc o wiele bardziej lekkoduszny niż Gregor czy nawet Labrus. Lubił jeść i pić, lubił żartować i nawet nie brał do siebie poprawek własnego partnera, gdy ten prostował jego częste gafy. Vera i Corin mogli do woli korzystać z jego gościnności.
Hubert Hewelion miał również smykałkę do polowania. W Cieśninie Garrina znaleźli się nie przez przypadek - kurs obrany na Vakharam na Archipleagu Łez zmienił się, gdy dojrzeli w wodzie grupę dużych zwierząt. Choć Siódma Siostra nie musiała za nimi płynąć, Corin przekonał Verę, by zboczyli z trasy i przekonali się, co tym razem zostanie upolowane. Jasnym było, że Siódmej Siostrze również przypadnie część upolowanego świeżego mięsa. Trip wkrótce znów będzie miał pełne ręce roboty.
- To jakaś duża foka? - Zastanawiał się Corin. Osłaniając dłonią oczy, by nie dosięgnął ich blask odbity od śniegu, przyglądał się, jak załoganci zacumowanej paręset metrów dalej Dłoni wciągają na pokład stworzenie chwilę wcześniej zabite przez ich kapitana. Hewelion zszedł do szalupy i samodzielnie rzucał harpunami uwiązanymi do lin, aż w końcu jego ofiara opadła z sił. Teraz wspinał się po burcie, przystając co chwilę, by podziwiając srebrzyste cielsko ociekające krwistą wodą. Zwierzę było trzy, może cztery razy dłuższe od kapitan Dłoni, jednak cechą, która mogła wprawiać w zachwyt był długi róg, który wyrastał z jej głowy, długością niemal dorównując samemu cielsku.
- Widziałaś to?! - Podniecił się oficer, a opuściwszy dłoń, oparł się o reling. Mrużył oczy, jakby to pomogło mu lepiej widzieć. - To jakiś morski jednorożec? Cholera, ładny łup. Niezłe trofeum do jego kajuty.
Uszu załogantów Siódmej Siostry, z których większość podziwiała zdobycz tak samo, jak Corin, opierając się o reling, dobiegł wesoły ryk, witający Heweliona, gdy ten w końcu dostał się na swój pokład. Hewelion uniósł ręce w geście zwycięstwa, po czym szybko zniknął w swoich kwaterach, pozwalając reszcie zająć się zdobyczą. Po walce na łódce z pewnością był przemoczony do suchej nitki, a pogoda nie sprzyjała chodzeniu w mokrych ubraniach.
Sam Corin poprawił płaszcz. Futrzany kołnierz był miły w dotyku i świetnie chronił przed wiatrem wdzierającym się pod ubranie.
- Jak tam twoja noga? Dalej odzywa się przez zimno? - Zagadnął, odklejając spojrzenie od zwierza, a przenosząc je na Verę. - Nie myślałem, że tu może być aż tak zimno.
- Hej, kapitanie. - Przy parze pojawiła się Irina, jak zwykle cicha jak cień. - Ze wschodu nadpływają cztery statki. W formacji. - Zaraportowała. Wiadomość była przeznaczona tylko dla nich.