POST BARDA
-
Wysadziłaś ją jak... jak goblina właśnie! - Wrzasnął Pomyj. Na jego starczej twarzy zmarszczki jeszcze pogłębiły się, zdradzając furię, jaka musiała rozgorzeć w jego wnętrzu. Starszy mag nie zgadzał się na takie traktowanie, nie mógł pozwolić, by byle smarkula wodziła go za nos tylko dlatego, że miała za sobą potężnego sojusznika z przypadku. -
Sądzisz, że tak to zostawimy?! Że Kharkun nie pośle za tobą pościgu!? - Pytał, podnosząc się na równe nogi. Nie ważył się jednak zbliżyć, nie wtedy, gdy obok Kamiry był smok. Pokonał magiczne bariery i wszelkie sposoby, jakie orczyca miała na swoją obronę. Złapał ją tak, jakby była szmacianą lalką, nic nie wartą zabawką. Nie potraktował jej jak kobiety, w której żyłach płynęła magia.
Odgłos kroków Azeliela był niemal niesłyszalny w wielkiej sali. Jego osoba pojawiła się na środku, uniósł dłonie, by zwrócić na siebie uwagę i powstrzymać dalsze kłótnie.
-
Nie, stop! - Zawołał. -
Chcesz mi powiedzieć, że Cassim to... t-t-to ta bestia, na którą polujemy?! - Zapytał wprost, by raz a dobrze uzyskać odpowiedź. Spojrzał pod nogi, tam, gdzie w posadzce odbite były łuski, gdzie głęboko pod szkłem błyszczały kosztowności. Mężczyzna, który towarzyszył Kamirin, ten, który rąbkiem pomarańczowej chusty ścierał krew z twarzy... miał być smokiem, na cześć którego wybudowano więzienie, a na nim Bastion Khudamarkh?! -
Tego żeśmy nie przewidzieli. - Mruknął. Ton jego głosu sugerował, że ogarnęła go wesołość. Ni więcej mu nie pozostało - śmiech lub płacz. -
Nieźle żeś to wykombinował, przyjacielu. - Rzucił w stronę Cassima.
-
Nie było moim celem was oszukać. - Odparł wędrowiec uprzejmie.
Elf otarł nos, przeczesał dłonią włosy, przeszedł się parę kroków po sali, zbierając myśli.
-
Kamirin, musisz wrócić do Bastionu. Z nim, bez niego, jak Cassim chce. Ale wracasz ze mną. - W ciemnych ślepiach Azela kryło się coś nieodganionego. -
Nie puszczę cię samej w pustynię-
-
Nie będzie sama - wtrącił się smok.
-
Nie puszczę cię nawet z nim! - Podniósł głos. -
Nie wygłupiaj się, w Bastionie jest twoja przyszłość! Nie gdzieś tam, w świecie!
Orkowie patrzyli po sobie, zaskoczeni faktem, że Burgher nie posłał ich jeszcze do boju. Wydawało się, że dowódca posłucha Kamiry, jak również jej smoka i odejdzie, przekazując władcy hisrorię, którą usłyszał. Kiwnął głową, by bez słowa dać im znak do wymarszu. Wszyscy się odwrócili - został tylko Ghorak. Choć nie mógł mówić, Kamira widziała emocje, które malowały się na jego niepięknej, orkowej twarzy: poczucie niesprawiedliwości, żalu, w końcu tęsknoty i bycia oszukanym. Czy nie mówiła, że mu pomoże? Czy nie miał odzyskać miasta w imię pamięci o swoim ojcu? Ghorak syn Ghorkina miał radzić sobie sam. Pozostał chwilę dłużej, nim odwrócił się za ostatnim z orków, by dołączyć do drużyny prowadzonej przez Venlę i Q'beua.
-
Zrobię, co w mojej mocy, pani. - Cassim zaakceptował jej rozkaz, choć nie odpowiedział jej wprost, woląc pozwolić pozostać sprawom niedopowiedzianymi. Powolnym krokiem ruszył za orkami, jak pies pasterski za trzodą. W obliczu zawalonego korytarza, którym tu przyszli, musieli obrać dłuższą, niebezpieczniejszą drogę.
Nikt nie zamierzał przypiąć Cassimowi łatki bohatera, nie w momencie, gdy stał się straszakiem, którego siła miała przeforsowywać każde z poleceń Kamiry.
-
Obiecałem, że cię przypilnuję, czarodziejko. - Azel ostrzegawczo uniósł palec. -
I dotrzymam słowa! Wracasz ze mną do Bastionu! Rozmówisz się z Kharkunem, a potem droga wolna! Zabieraj sobie Cassima gdzie chcesz. Cholera, wystarczyło tak mało czasu, żeby owinął sobie ciebie wokół palca!