POST BARDA
Leo pokręcił głową, ale nie próbował się dłużej sprzeczać. Obiecał za to, że przemyśli opcje wspólnego harmonogramu, ponieważ na dłuższą metę, jego treningi będą mogły się wydać Krinndarowi nużące. Inna sprawa była taka, że choć musiał pilnować pozostania w formie, w pierwszej kolejności wisiał nad nim rozkaz Sebelliana, a dopiero później reszta standardowych obowiązków. Dbanie więc o zdrowie i bezpieczeństwo elfa było chwilowo priorytetem. Nie mógł co prawda pozwolić sobie na ćwiczenie bladym światem, dopóki odbywał wyznaczoną mu karę, ale gdy tylko ta dobiegnie końca, mógł zacząć rozważać i taką możliwość.
-
Pozwoli - odparł z kolei z tą rzadką pewnością siebie, która lubiła się pojawiać, gdy nawiązywał do osoby hrabiego. -
Nie teraz i być może nie za tydzień - przyznał z lekkim żalem. -
Ale pozwoli. Dopóki będzie miał pewność, że nie zagrozisz mu tym, co tu widziałeś i dopóki cię lubi, nie będzie miał powodu, żeby ci tego długo odmawiać. I nie martw się. Nie chodzi o to, żebyś na zawsze zmienił swój sposób bycia czy nawet maniery. Musisz jedynie wiedzieć, jak je odgrywać, gdybyś wpadł na innych członków rodziny, jej gości lub rycerzy.
Krinndar był wszakże aktorem - tak, czy nie? Nowa rola nie powinna być dla niego żadnym wyzwaniem, a jeśli podejść do niej w taki sam sposób, jak do każdej innej, być może nawet uda mu się przy całkiem nieźle bawić. Co prawda odgrywanie przedstawień przed zwykłą gawiedzią, a wysoko urodzonymi jegomościami różniło się wysokością stawianej poprzeczki, ale czy właśnie to nie było w tym najlepsze? Jak tu wystąpić zresztą przed królem, kiedy zwykli rycerze stanowili problem.
Na wspomnienie o Bibi, wydał z siebie bardzo cichy pomruk i kiwnął głową.
-
To... Bardzo miłe z jej strony - odpowiedział niepewnie. -
Wygląda na dobrą osobę. Podziękowałem jej już za to, co dzisiaj zrobiła.
Czy pozycja dziewczyny wadziła młodemu rycerzowi, czy też nie, ciężko byłoby określić ledwie po tych słowach. Znając jednak jego prostą naturę, wątpliwym było posądzać go o podobne spojrzenie na otoczenie. Choć znał zasady panujące w świecie szlachty, z pewnym trudem sam się do nich dostosowywał. Gdyby było inaczej, z dużo większą łatwością nakreśliłby granicę leżącą ot choćby między nim, a Krinndarem.
Młodzieniec jeszcze chwilę zalegał w komnacie. Niemal dało się odnieść wrażenie, że ma coś więcej do powiedzenia, ale koniec końców skłonił przed elfem głowę i życząc mu spokojnej nocy, opuścił pomieszczenie. To był długi dzień. Dla niektórych za długi. Do samego Kiriego sen rzeczywiście nie przyszedł od razu. Bo czy Sebellian nie wspominał, że jeszcze tego samego wieczoru do niej wpadnie? Cóż. Nie wpadł. Ani tego, ani następnego.
***
Po wyjątkowo niespokojnej nocy, Kiri nie czuł się pierwszej świeżości dnia kolejnego. Aż do śniadania, z którym osobiście wpadła do niego Birianna wraz z innymi służącymi donoszącymi balię, ciepłą wodę oraz nowe, piękne ubrania, zdecydowanie brakowało mu energii. Na szczęście syty poczęstunek, kąpiel oraz towarzystwo pomocnej kucharki rozwiało nieco najbardziej parszywe z chmur nad jego głową. Dziewczyna w sekrecie przekazała mu, że hrabia wraz z hrabiną jeszcze poprzedniego wieczoru zostali nieoczekiwanie wezwani do zamku, gdzie też mieli spędzić kilka dni. Cokolwiek miał mu do powiedzenia Sebellian, zostało odwleczone więc w czasie, a kto wie, czy też nie zostanie zwyczajnie zapomniane. Bibi nie mogła mu niestety towarzyszyć tego dnia, ale dodała, że jeszcze tego popołudnia przyśle do niego swoją koleżankę, która wdrąży go w tajniki postępowania ze szlachtą. Kiedy tylko wyszła, w drzwiach pojawiła się głowa Leo i oznajmiła, że kiedy zje i się oporządzi, mogą wybrać się w jakieś spokojne i miłe miejsce, gdzie nieco wstępnej teorii zostanie wtłoczone mu do głowy także przed niego.
W następnych dniach, Krinndar miał za zadanie przyswoić wiele podstawowej wiedzy na temat życia między dobrze urodzonymi. Najważniejszym do zapamiętania było unikanie pyskowania, sprzeczania się oraz zgrywania mądrzejszego nawet wtedy, kiedy miałby rację. Zawsze powinien okazywać szacunek, ale też nie musiał się wcale przed nikim korzyć. Był tu gościem hrabiego. Kimś, kto przebywał w jego włościach, ponieważ tamten tak właśnie sobie życzył. Z tego tytułu nie musiał przyjmować niczyjej opinii z opuszczoną głową bądź wzrokiem. Tego zaś nauczyć go miała znajoma już Lila - opiekunka jednej z kuzynek Selima oraz jej nauczycielka. Była tą, która uczyła go właściwego poruszania się oraz gestykulowania. Kto by pomyślał, że można było się nabawić zakwasów oraz bólu karku i ramion od czegoś brzmiącego równie prosto. A niestety można było. Dwa razy dziennie musiał wykonywać wyznaczone mu ćwiczenia:
Pierwsze z nich polegało na noszeniu umieszczonego na plecach długiego kija od szczot i utrzymanie go między łokciami. Miał tak chodzić, podczas gdy jego mentorka odliczała do pięciuset. Dzięki temu kręgosłup prostował się, a ramiona otwierały. Taka postawa w naturalny sposób zmusza głowę do uniesienia. Oddech również stawał się automatycznie znacznie pełniejszy.
Drugie ćwiczenie polegało na chodzeniu z książką na głowie, tak, by nie spadła. Lila i tu odliczała do pięciuset. Codziennie. Wymuszało to nie tylko utrzymanie wyprostowanych pleców i podniesionej głowy, ale również koncentrację i poczucie równowagi.
Trzecie ćwiczenie wykonywali zawsze na zewnątrz. Zadaniem Krinndara było wchodzenie na niski, wąski murek ciągnący się dookoła ogrodów hrabiny. Musiał po nim chodzić dla rozwinięcia poczucia balansu, koncentracji oraz równowagi.
Plusami zakończonych ćwiczeń były częste wizyty w łaźni w towarzystwie Lily, Bibi, a od czasu do czasu, dość nieoczekiwanie także odwiedzających go półorczyc - Suony i Shimy. Leo z kolei, nieważne jak wiele razy nakłaniany i doprowadzany do stanu absolutnego zawstydzenia gorącymi zachętami, pozostawał niewzruszony w swoim postanowieniu trzymania się z daleka od spraw łóżkowych i im podobnych. Wiernie warował przy zamkniętych drzwiach, ale dawał się czasami nakłonić do wspólnych posiłków. Raz nawet, po tym, jak Krinndar skończył z twarzą w ziemi po wyjątkowo komicznym zwaleniu się z murka, na którym ćwiczył do świeżo skopanej ziemi i obicia się tu i ówdzie, zobowiązał się do pomocy przy kąpieli. Łaźnia była w tamtym czasie szorowana i niemożliwa do użycia. Rycerz osiągnął nowy poziom szkarłatu i diabelnie zabawnie było obserwować, jak bardzo stara się nie patrzeć na bardziej odsłonięte fragmenty skóry elfa.
Dni mijały i zanim Krinndar zdołał się zorientować, zaliczył pierwszy tydzień we włościach Napier. Mógł odwiedzać Begnię mimo jej ciągłego marudzenia, liczne ogrody, pola treningowe, monstrualną bibliotekę oraz trzy ptaszarnie zamieszkiwane przez zupełnie inne gatunki. W żadnej nie miał więcej spotkać się z choćby cieniem klatek lub jeńców. Jak się jednak zorientował niedługo po powrocie, tę samą ptaszarnię, do której trafił po raz pierwszy, zamieszkiwały nie tylko ptaki. Leo musiał go zapewnić, że osoba, która odpowiedziała mu któregoś razu "na zdrowie" z leśnej gęstwiny w trakcie ich małego pikniki, to żaden duch, a po prostu ktoś, kto dba o to miejsce na prośbę hrabiego. Nigdy jednak ów osobnik nie wyszedł z zielonego poszycia i nie pokazał im swojej twarzy. Rzadko dawał znać o swojej obecności, ale miał wyjątkowo przyjemny, miękki i melodyjny głos. Czasami nucił coś z wysokich koron.
Selim pojawiał się od czasu do czasu, zmuszając Leo do pomocy w treningach z bronią lub też w celu wywiązania się ze swojej części umowy względem Krinndara. Chłopak wiedział dużo więcej na temat tego, co robić i czego nie robić w styczności ze szlachtą. Potrafił doradzić, jak się najlepiej zachować, gdyby wpadł w tarapaty podobne, jak poprzednim razem. Ponownie najważniejsze było, aby nie kpić w żaden sposób i nie próbować ucierać nosów osobom wyższym w hierarchii. Dzieciak wyjątkowo się starał nie wspominać o ich ostatnim spotkaniu z ojcem. Noxuss czasami pojawiał się na korytarzach, by szybkim krokiem zniknąć za jednym lub drugim rogiem. Wyglądał na podwójnie zajętego. Selim wspomniał, że był nie tylko prywatnym czarnoksiężnikiem na usługach Sebelliana, ale także jego doradcą. Nie słuchał się nikogo poza nim i praktycznie nigdy się nie uśmiechał.
Wraz z małżonką, hrabia wrócił z początkiem drugiego tygodnia, a wraz z nim na nowo pojawiła się obecność dwóch, wielkich kotów. Całe szczęście, te ostatnie nigdzie nie chodziły póki co same.
Pierwsza noc po powrocie Sebelliana bardzo przypominała tą, którą został tu powitany. Pojawiło się więcej jedzenia, ale mniej alkoholu i kobiet. Była tam Bibi, Lila, Tessa oraz bliźniaczki. Prawdopodobnie całe spotkanie zostało zorganizowane w pośpiechu, ale nie miało to większego znaczenia, ponieważ jego głównym celem było udobruchanie ich drogiego pana, który z zamku wrócił jakiś rozdrażniony i niespokojny. Bez przerwy postukiwał w coś palcami i wpadał w zamyślenie. Dopiero po trzeciej lampce wina rozluźnił się na tyle, żeby pozwolić się sobą zająć należycie. I gdy to wreszcie pomogło mu rozbudzić się w letargu, w jakim wcześniej przeżywał, reszta nocy minęła wyjątkowo dziko. Dwa kolejne dni Krinndar musiał korzystać z rozchichotanej pomocy Bibi w rozmasowywaniu obolałych mięśni.
Z Sebellianem widywał się wciąż dość rzadko. Spędził z nim dwa poranki, zostając na śniadaniu, w których trakcie wypytywany był o czas, jaki dotąd spędził w rezydencji. Mężczyzna rzeczywiście ani razu nie wspomniał o przygodzie Kiriego z resztą jego rycerstwa. Zapewne teraz nie wydawało się to już nawet takie ważne. Później znikał, najczęściej w towarzystwie Noxussa lub sprowadzonych do niego wcześniej przez Leopolda kocic, które swoją drogą wciąż rzucały elfowi takie spojrzenia, jakby nie były pewne, czy nie jest ich następnym kąskiem. Z każdym dniem szlachcic robił się coraz bardziej nerwowy. Nie reagował agresją, ale częściej traktował innych z chłodem, kiedy coś szło nie po jego myśli.
Hrabiny Krinndar nie miał okazji poznać aż do końca drugiego tygodnia, kiedy to Sebellian, tym razem już sam, miał zostać ponownie poproszony o wizytę u króla. Byli w trakcie całkiem gorących igraszek, kiedy wysoka, bogato przyodziana kobieta wkroczyła do komnat mężczyzny jak do siebie.
-
Ughh - jęknęła z niesmakiem na widok nagiego tyłka hrabiego, który powitał ją od progu. -
Pomyśleć, że dopiero co przestałam miewać koszmary o naszym wspólnym tygodniu u króla - westchnęła i z trzaskiem otworzyła szeroki wachlarz.
Sebellian nawet nie spojrzał w jej kierunku, wydając się głuchy na jej obecność w pomieszczeniu do czasu, aż nie padły kolejne słowa, przez które nieco za mocno zacisnął palce na boczku elfa.
-
Dostałeś pilne wezwanie od Jego Wysokości - oznajmiła kobieta. -
Chce cię NATYCHMIAST widzieć - dodała, z satysfakcją obserwując, jak hrabia obraca głowę w jej kierunku z irytacją. -
Czy może mam odesłać posłańca z wiadomością, że chuć przeżarła ci mózg i powinien jednak zacząć szukać nowego stratega, KOCHANIE?- spytała słodko, wachlując się od niechcenia i z satysfakcją obserwując, jak mężczyzna z przekleństwem na ustach odsuwa od siebie Kiriego, aby móc podnieść się z łóżka i w pośpiechu narzucić na siebie ubranie.
-
Jest jakiś powód, dla którego pofatygowałaś się po mnie osobiście? - spytał niezadowolony Sebellian, poklepując Krinndara przepraszająco po głowie, gdy przechodził obok łóżka w celu zgarnięcia z podłogi spodni.
-
Organizuję dzisiaj mały bankiet i zamierzam wykorzystać do tego twoje skrzydło. Chciałam mieć pewność, że wyniesiesz się, zanim zaczną schodzić się pierwsi goście - odparła, choć jej wzrok spoczął na wciąż obecnym w pościelach elfie.
-
Wybacz za to - zwrócił się już do Krinndara, mierzwiąc mu i tak zmierzwione włosy i ignorując ponownie kobietę, która najwyraźniej była jego żoną. -
Postaraj się za bardzo nie kręcić dzisiaj po korytarzach. Wezwę Leopolda, żeby odprowadził cię do twojego pokoju. Nie musisz się spieszyć.
Uśmiechnął się, złapał jeszcze kilka warstw przyodzienia i ruszył do drzwi, gdzie wyminął żonę. Zapewne nie spodziewał się, że ta pozostanie tam, gdzie ją zostawił.
-
Hmm.