POST BARDA
Corin nie do końca rozumiał problem, jaki Vera widziałą w Sovranie. Elf był niegroźny póki był oswojony, a czy nie to starali się uzyskać bosman z oficerem, gdy dawali Czarnemu wygody w celi? Ostatecznie opłaciło się, choć znając Verę, i bez niego spadłaby na cztery łapy, radząc sobie z demonem w inny sposób. - To tylko Sovran. - Yett nie potrafił skontrować słów Very w bardziej sensowny sposób. - Nie jest naszym wrogiem. - Przypomniał po chwili.
Blizny Very nie robiły wrażenia na Corinie. Ani ta na jej ramieniu, ani na brzuchu, ani żadna inna. Były jej częścią, więc wielbił je jak każdą cechę kapitan. Rozumiał, że mogły się nie podobać, lecz jemu w żadnym stopniu nie przeszkadzały. Wiele wspólnych nocy i niezliczone pocałunki, które nie omijały żadnego skrawka jej ciała, miały temu dowieść.
- Sovran jest szczupły, ja też. Jeśli mnie wyrzucisz, zmieścimy się na koi we dwóch. - Oficer nie zamierzał uginać się pod ciężarem ostrzeżeń, co więcej, uśmiechnął się dumnie, może trochę arogancko. Wiedział, że może sobie na to pozwolić. - Ująłbym to inaczej: załoga jest zadowolona, że Sovran nie jest z nimi. Jasne, że każdy chciałby kawałek pokładu dla siebie. - Wzruszył lekko ramionami. Jako szefostwo na statku, mieli wygody, o których innym się nie śniło. Koja lub hamak i torba z osobistymi rzeczami to luksusy, jakimi musieli zadowolić się piraci. - Przepraszam, Vera. - Corin ostatecznie przerzucił nogi za brzeg łóżka i powoli wstał. Przeciągnął się i ziewnął tak szeroko, jakby chciał połknąć cały świat, a przynajmniej tę kajutę. W paru chwiejnych krokach zbliżył się do kapitan. - To miało być tymczasowe rozwiązanie. Pogad najbardziej protestowała przed wyprowadzeniem Sovrana z dołu... wiesz, jak to z nią jest. - Dodał. Nie musiał wyjaśniać, że orczyca miała problem z odmieńcem na pokładzie, ale zaskakująco nie wylewała swoich żali zbyt głośno. - Myślałem o przebudowie. Może, gdybyśmy podzielili kajutę na dziobie na trzy części, jedną oddalibyśmy Sovranowi? Nawet tę środkową, on nie musi mieć okien, albo zrobilibyśmy mu świetlik! Tam mógłby zrobić sobie pracownię, o ile obieca, że nie puści Siostry z dymem. - W głosie mężczyzny przebrzmiewało rozbawienie. Ale czy zagrożenie nie było realne?
Nie zdziwił się, gdy Vera postanowiła wrócić w jego ramiona. Co więcej, objął ją w talii i przyciągnął do siebie, ciesząc się bliskością. Pytanie w ogóle go nie zaskoczyło, ale spowodowało, że uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Znasz odpowiedź, kochanie. Będę zaszczycony. - Zgodził się bez namysłu i przypieczętował zgodę pocałunkiem. - I nie będziesz mogła mnie wyrzucić! A może, gdybyśmy zrobili przejście stąd do mojej kajuty, mielibyśmy więcej przestrzeni? - Podsunął po chwili. - Wystarczyłoby usunąć tę ściankę... - W Yetcie obudziła się dusza architekta.