Dom Śnienia Kamelii

421
POST BARDA
Gdyby spojrzeć w stronę stojącego tuż za Parią Kamelio, dałoby się zobaczyć go stojącego niczym sparaliżowanego oraz w pełni oniemiałego. Jeszcze większe wrażenie cała sytuacja zrobić musiała na Ursie, który nie wiedzieć, nawet kiedy, osunął się po drzwiach i wylądował w pozycji siedzącej z wybałuszonymi oczami i czerwoną gębą.
Odmieniona postać Naruzel wydawała się rzucać na nich czar, a może po prostu była to osobliwa, ale potężna aura dostojeństwa i autorytetu, której w swojej bardziej śmiertelnie-wyglądającej formie nie posiadała nawet w części dziesiętnej tego, co prezentowała tu obecnie. Gdy zbyt długo patrzeć w jej oczy, te niemal w niebezpieczny sposób zdawały się utrudniać oderwanie się od nich.
- Nigdy nawet nie śmiałabym zakładać, że wiem wszystko- odparła spokojnie. - Jedynie tyle, ile Wszechwidzący raczył mi w swojej łasce przekazać. Tyle, na ile przyjęcia byłam sobie w stanie pozwolić. Przepraszam, jeśli moje zachowanie wydało się wam... Osobliwe. To pierwszy raz od wielu stuleci, kiedy zostałam wyznaczona do tego typu zadania. Niezależnie od wielkości widma nadciągającej tragedii, ciężko mi powstrzymać się od uczucia, które z waszej perspektywy można by pewnie określić mianem 'ekscytacji'. To dla mnie wielki honor.
Kobieta uśmiechnęła się do nich promiennie. Niemal oślepiająco.
- Moim zadaniem jest obronić następczynię Marii Eleny - Shaoli. Tak właśnie nakazał Sulon. Dopóki nasze cele pozostają zbieżne, nie macie powodu, aby się mnie obawiać. Jednak tak samo, jak wy potrzebujecie mnie, ja potrzebuję również i was. Podzielę się z wami moją wiedzą na tyle, na ile mi wolno. Pomogę również obronić wam Dom Kamelii. Być może nawet wskażę gdzie szukać tych, którzy zostali wam odebrani. Jeśli jednak mam to zrobić, potrzebuję czegoś w zamian. Czegoś, czego nie mogę odebrać wam sama. Potrzebuję snów - jej ostatnie słowa zabrzmiały dobitnie. Poważnie i stanowczo. - Potrzebuję snów i wróżb, które trzymacie tu pod kluczem. Wszystko, co przez lata zdołaliście zgromadzić i tak sprytnie zabutelkować. Nie mogę odebrać ich sama, nieważne jak bardzo bym tego chciała. Istnieją reguły, które wiążą moje ręce. Jeśli je pozyskam, będę mogła się nimi nasycić. W zamian przekażę wam wiedzę potrzebną do spętania demona oraz zdobędę dość siły, żeby go zmiażdżyć, gdy pozostanie w defensywie. Ochronię ją, ochronię i was. Sądzę, że to uczciwie niska cena.
Na pytanie dotyczące czytania w myślach, Naruzel jedynie mrugnęła w stronę Libeth, nie odpowiadając przecząco ni twierdząco.
- Załóżmy, że na wszystko przystaniemy - odezwał się ponownie Kamelio. Jego wcześniejsza brawura została sprawnie zastąpiona niepewnością, ale wciąż czaiła się w niej nutka ostrożności. - Skąd mamy pewność, że po wszystkim... Że po pozbyciu się demona, nie staniesz się dla nas zagrożeniem?
- Ludzka nieufność potrafi być taka przygnębiająca - westchnęła Naruzel, by po chwili wyciągnąć jedną ze swoich dłoni. - Jeśli domagacie się paktu. Zawrę z wami pakt.
Słowo "pakt" momentalnie przyprawiło Parię o lekkie ciarki. Sama wszakże była kimś, kto nosił na sobie znamię jednego z nich i choć otrzymana dzięki niemu współlokatorka nie sprawiała jej dotychczas żadnych specjalnych problemów, niepewności z nią związanych było całkiem wiele.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

422
POST POSTACI
Paria
Co to była w ogóle za odpowiedź?! Czy mrugnięcie należało traktować jako potwierdzenie, czy zaprzeczenie? Policzki Libeth nabrały koloru, ale nie kontynuowała tematu. Po prostu musiała przestać myśleć o tym, co nasuwało się jej samo, zbyt łatwo. Ale nie mogła na to nic poradzić! Była artystką, estetką, doceniała piękno w każdej formie, a Naruzel stanowiła jego ucieleśnienie. Paria znała wiele kobiet, których uroda zapierała dech w piersiach. Ba, niektóre znała bardzo dobrze. Ale nigdy nie widziała kogoś takiego, jak ona, kogoś tak oszałamiającego.
I prawdopodobnie przedwiecznego. Naruzel musiała mieć co najmniej kilkaset lat, skoro pierwszy raz od kilku stuleci zostało jej wyznaczone przez Sulona jakieś zadanie. Opanuj się, Libeth.
- Co znaczy następczynię? Czy z Marią Eleną coś się stało? - spytała.
Nie była osobą decyzyjną, jeśli chodziło o sny, jakie Dom zdołał zebrać przez wiele lat swoich działań. Nie do niej należała ta decyzja. Obróciła więc głowę, spoglądając na Kamelio. Bogowie, wyglądał tak normalnie. Tak... zwyczajnie i przeciętnie. Czy ona też tak wyglądała? Przy Naruzel, promieniejącej esencją piękna, Paria musiała być równie szara. Jak stary obraz, zakurzony, w którym intensywne kolory zmyły się w jeden, pozbawiony kontrastów bohomaz.
Ale mimo tego, gdy jej spojrzenie padło na elfa, jakoś łatwiej było jej skupić się na tym, co ważne. To dla niego przecież zrobiła wszystko to, co zrobiła. Dla niego podjęła decyzję, która teraz przynosiła skomplikowane konsekwencje. Nie obwiniała go za to, absolutnie; to były skutki wyłącznie jej własnej niewiedzy i podyktowanego uczuciem działania. Ale to on musiał zadecydować, czy był gotów oddać Naruzel coś tak cennego w zamian za ocalenie Shaoli. Nie byłaby to już do końca prywata, skoro dziewczyna miała zostać następczynią najsłynniejszej wieszczki tego świata, skoro miała stanowić usta Sulona wśród śmiertelników. Może nikt nie miałby mu tego za złe.
Słowo "pakt" wcale nie było dla Libeth uspokajające. Przeniosła spojrzenie na wyciągnięte dłonie kobiety, milcząc przez długą chwilę.
- Myślę, że... to twoja decyzja, Kamelio - odezwała się w końcu. - Wasza. Ja zresztą... nie wiem, czy mogę. Zawrzeć pakt.
Kolejny. Tego nie dopowiedziała, ale Naruzel z pewnością doskonale zdawała sobie sprawę, o czym bardka mówi. Może i było to możliwe, ale Paria nie była gotowa na kolejną umowę z nadprzyrodzoną istotą, gdy jeszcze nie wypełniła poprzedniej.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

423
POST BARDA
Naruzel wydała z siebie cichy pomruk, posyłając Parii nieco bledszą wersję swojego uśmiechu. Było w nim coś, co nieprzyjemnie kojarzyło się z politowaniem, choć to, i tego była z jakiegoś powodu pewna, niekierowane było w jej stronę.
- Los Marii Eleny stoi obecnie pod zbyt dużym znakiem zapytania, aby móc powierzyć jej przyszłość wieszczy - odparła, powoli kręcąc głową.
Cokolwiek działo się więc obecnie z Marią Eleną, miało najpewniej prawo przynieść jej zgubę. Co jednak z jej uczennicą? Wszyscy wiedzieli, że wybrała na swoją następczynię własną adeptkę, a jednak Naruzel nie wspomniała o niej słowem. Być może nie była ona tą, której pragnął Sulon, a może-... Może jej los również został już przesądzony. Jakkolwiek tego nie interpretować, była to kolejna, wyjątkowo niewesoła wiadomość, jaką mieli okazję usłyszeć w przeciągu ostatniej godziny. Maria Elena była swego rodzaju ikoną Archipelagu. Jej utrata w oczach wielu mogła oznaczać tyle samo, co utrata króla.
Mina Kamelio przez dłuższą chwilę była iście grobowa. Zarówno wiadomość dotycząca wątpliwej przyszłości Marii Eleniy, jak i propozycja Naruzel nie nastrajały go pozytywnie. W jego jasnych oczach wpatrzonych w wyciągniętą dłoń kobiety, Paria dostrzegła jednak znajomy ogień desperacji. Na włosku wisiało wszakże nie tylko dobro Domu, ale przede wszystkim Shaoli. Zanim jednak zdążył chwycić delikatnie wyglądającą dłoń o długich palcach, przed szereg wyskoczył niespodziewanie Ursa i odtrącając elfa na bok, sam zamknął na niej własne, grube, ponaznaczane ciężką pracą paluchy.
- Nie wiem czyś demon, czy janioł jaki, czy co jeszcze cholera innego, ale ta. Niech będzie pakt - krasnolud zwrócił się do mile zaskoczonej jego zachowaniem Naruzel, dumnie wypinając przy tym pierś.
- Ursa! - warknął Kamelio, chociaż jego głos skrywał więcej niepokoju niż złości. - Czyś ty na łeb upadł? Nie masz pojęcia, co na siebie bierzesz!
- Steczuś - Ursa po raz pierwszy od ich wspólnej, wielkiej kłótni nie popatrzył na Kamelio spod łba. - Nie pierdol już tak, bo rodzinę powiększysz. A to cholernie kiepski moment na robienie dzieciaków. Co, przeszkadza ci może, że kto inny tym razem będzie odgrywał bohatera, he? Coś mi tak mówi, że dość już wasza dwójka się narobiła ostatnimi czasy dla naszej wspólnej sprawy. Odsapnijcie se tym razem.
Kamelio zrobił wielkie oczy i nawet spojrzał w stronę Libeth, jakby w oczekiwaniu, że ta wspomoże go jakimś dobrym argumentem. Na to jednak mogło być odrobinę za późno.
- Niech tak będzie - zgodziła się Naruzel, a powietrze w pomieszczeniu jak raz zgęstniało od magii, która wtem zaczęła zbierać się dookoła ściśniętych ze sobą dłoni pomiędzy nią, a Ursą. - Przyrzekam na swoje istnienie, że będę bronić Domu Śnienia i wszystkich z nim związanych dopóty, dopóki ci nie złamią zawartych ze mną ustaleń lub nie zdradzą mnie samej we wspólnym dążeniu do wspólnych celów.
Głos Naruzel z każdym słowem nabrzmiewał mocą, a gdy wszystko się uspokoiło, zarówno jej dłoń, jak i dłoń Ursy pokryte były błękitną pajęczyną znaków, które układały się w coś na kształt malowniczego tatuażu. Gdy Libeth opuściła na niego oczy, poczuła, jak jej własna, druga połówka kontraktu napawa się z jakiegoś powodu ekscytacją.
- Jesteśmy więc sojusznikami - oznajmiła Naruzel z pięknym uśmiechem.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

424
POST POSTACI
Paria
Och, ile by dała, by cofnąć czas i wrócić do tych dni, kiedy jedynym jej problemem było to, czy lutnia nie rozstroi się jej podczas koncertu. Chociaż nie, może tak daleko by się nie cofała, bo wtedy nie znałaby Kamelia i wszystkich innych z Domu Śnienia; cofnęłaby go więc do tych dni przed obiadem zaręczynowym Sary. Żadnych demonów, żadnych aniołów, żadnych paktów i niebezpieczeństw z podziemi. Nikt nie obserwowałby każdego jej ruchu i nie wykorzystywałby jej ciała do poznawania świata śmiertelnych. Czy żałowała swojej decyzji? W tej chwili tak. Wszystko wskazywało na to, że popełniła błąd i wyciąganie Shaoli z jej wieloletniego snu, przy poświęceniu poniekąd własnej wolności na rok, nie przyniosło nic dobrego.
Odsunęła się o krok, gdy Ursa postanowił podejść do Naruzel i podpisać z nią pakt. Nie patrzyła na elfa, jakby bała się, że będzie on w stanie usłyszeć jej zrozpaczone myśli. Nieobecnym spojrzeniem wpatrywała się w dłonie tej niesamowitej kobiety i krasnoluda, otoczone przez symbole potwierdzające zawiązany pakt. To nierozsądne, pomyślała, ale czy cokolwiek tutaj było rozsądne? Odkąd tylko spotkała Kamelia, jej życie obróciło się do góry nogami i co chwilę działo się coś, co przerastało jej najśmielsze oczekiwania. Zupełnie jakby ten mężczyzna był magnesem na problemy, które musiała rozwiązywać ona, a on tego nawet nie doceniał.
Nie, to była nieprawda. Wiedziała, że doceniał, może aż za bardzo. Wiedziała też, jak bardzo kochał swoją siostrę i jak bardzo wdzięczny był za to, że Libeth sprowadziła ją z powrotem, nawet jeśli nie wszystko po jej przebudzeniu wyglądało tak, jak by tego chciał. On też zawdzięczał jej życie, czyż nie? To dlatego nie mógł się dowiedzieć, na co się zgodziła. Uniosła wzrok i spojrzała na niego. A gdyby się z nim rozstała? Gdyby powiedziała mu, że to wszystko się nie układa i powinni zająć się swoimi sprawami, może nie musiałaby się mu z tego wszystkiego tłumaczyć? I tak jej rodzina nie popierała tego związku. Bała się, że Naruzel ją wyda, że zdradzi to, co Paria tak rozpaczliwie usiłowała utrzymać w tajemnicy i że będzie to dla elfa bardziej bolesne, niż jej odejście.
Wszystko zależało od tego, czego wysłanniczka Sulona właściwie od nich chciała. Nie było powodu panikować i podejmować pochopnych decyzji już teraz. Zignorowała milczącą radość Rdzy.
- Co mamy robić? - spytała cicho, głosem wypranym już z emocji. Działo się zbyt dużo, musiała trzymać je w ryzach. Jak na scenie; co by się nie działo, koncert musiał trwać. Tylko na piękny uśmiech straciła już siłę. - Co jesteśmy w stanie zrobić my przeciwko istotom tak potężnym? Jestem tylko... nowicjuszką. Sama to powiedziałaś.
Zamilkła na moment, wpatrzona w Naruzel.
- Chcesz ze mnie zrobić przynętę? - spytała w końcu.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

425
POST BARDA
Naruzel skrzyżowała wzrok ze wzrokiem Parii i przez chwile milczała w zamyśleniu.
- Śmiertelnicy dawno temu udowodnili, że z wystarczającą wiedzą i środkami, są w stanie poskromić nie tylko żywioły, ale również całkiem potężne byty z innych sfer. Moja własna obecność w waszym świecie jest tylko jednym z wielu na to dowodów. I choć nic mnie już tutaj nie trzyma na siłę, efekt ten zawdzięczam jedynie zdobyciu odpowiedniej wiedzy. Użyczę jej wam, aby spętać bestię, która czyha na życie młodej Shaoli i dostarczę odpowiedniej ilości magicznej energii do odprawienia rytuału. Potrzeba jedynie, jak słusznie zostało zauważone, odpowiedniej przynęty. Ciebie - tu delikatnym gestem dłoni wskazała na Libeth. - Lub Shaoli. Osobiście sugerowałabym do tej roli młodą elfkę. Nie mamy tu zbyt wielu osób, którym chciałabym powierzyć przeprowadzenie rytuału, a do tej roli... - tym razem zerknęła również w stronę zaciętej, ale nieco bladej miny Kamelio. - Wasza dwójka pasowałaby idealnie. Z tego co widzę, posiadacie największy potencjał magiczny z wciąż tu obecnych. Od razu zapewniam, że mimo nieprzyjemnego brzmienia, rola 'przynęty' nie będzie niosła ze sobą ryzyka tak długo, jak długo będziemy trzymać się moich wskazówek.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

426
POST POSTACI
Paria
Paria nie wiedziała już, która z emocji jest tą przytłaczającą ją najmocniej. Była przerażona inwazją, zachwycona Naruzel, zestresowana tym, że Kamelio dowie się prawdy, którą dotąd udawało się jej przed nim ukrywać, oburzona myślą, że Shaoli miałaby robić za przynętę, ale z drugiej strony dziwnie ufna w obietnice nowej zarządczyni, zdruzgotana niewiedzą dotyczącą bezpieczeństwa swojej rodziny, a do tego wszystkiego załamana własnymi słabościami, jakich teraz widziała w sobie zdecydowanie zbyt wiele. Nie umiała przecież nawet porządnie walczyć mieczem, a jej magia to były sztuczki, których nawet nie była całkowicie pewna!
Pokręciła przecząco głową, ale nic nie powiedziała. Czy lepsze było wysłanie Shaoli jako przynęty na demona, czy zgłoszenie się na nią samemu? Naruzel potrzebowała dwóch osób do odprawienia rytuału, a młoda elfka nie będzie chciała współpracować z bratem przeciwko temu, kto wydawał się jej celem, jej miejscem na świecie, jej utraconym pięknym snem. Ale czy Libeth po to ściągała ją z powrotem od świata żywych, po to dała miejsce w swojej głowie Rdzy, żeby teraz ją stracić przez wysyłanie jej jak bydła na rzeź?
Patrzyła w kierunku elfa, nie na niego, ale jakoś... przez niego. Jej spojrzenie nie skupiało się na jego twarzy, a wędrowało gdzieś dalej, poza granice tego pokoju i poza granice widzialnego świata. Była tylko człowiekiem. Nie miała nawet elfiej długowieczności, która pozwalałaby jej na zdobycie więcej umiejętności dzięki dłuższemu życiu. Nie miała gnomiego intelektu, ani orczej siły. Była tylko sobą, Libeth, za której śliczną buzią i wielkimi oczami nie kryły się żadne talenty przydatne w sytuacji takiej, jak ta. Bo co zrobi? Zatańczy przed demonem? Zaśpiewa mu? Największy potencjał magiczny? Paria szkoliła swój od jak dawna, pół roku? Dziesięciu miesięcy? Czy naprawdę nie było tu nikogo innego bardziej przystosowanego do tej roli?
- Dobrze - odezwała się w końcu. - Odprawię z Kamelio rytuał, czymkolwiek on jest. O ile jesteś w stanie zagwarantować, że Shaoli będzie wtedy bezpieczna, będę stosować się do twoich wskazówek i poleceń. Tak będzie najlepiej - z powrotem wyostrzyła spojrzenie na twarzy elfa. - Wypuszczona Shao sama nas do niego doprowadzi, albo przyciągnie jego tutaj. I może... sama nie wierzę, że to mówię... może go... spętamy. Wypędzimy. Zabijemy. Nie wiem. Jeśli Naruzel twierdzi, że jesteśmy w stanie to zrobić, to chyba jesteśmy? Widzi i wie więcej, niż którekolwiek z nas.
Zacisnęła dłonie w pięści. Mogła współpracować, albo biernie czekać na śmierć. Chwilowo nie miała więcej alternatyw.
- Zrobimy to. Powiedz, czego oczekujesz.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

427
POST BARDA
Mimo niezwykle czarnych jak na nią myśli, a jeszcze czarniej prezentujących się obok nich scenariuszy, Libeth wciąż mogła liczyć na wsparcie. Nikt nie pozostawiał jej w tym wszystkim samej ani też nie oczekiwał od niej jednostronnego poświęcenia. Ursa zawarł dla nich pakt, Kamelio siedział z nią w tym samym wózku, Naruzel oferowała pełnię wsparcia. Gdzieś w tle od razu zamajaczyłaby też pewnie masywna postać Mija'Zgi, gdyby sprawy przybrały nieprzyjemny obrót. Nieważne, jak źle rysowałaby się przyszłość, Libeth nie pozostawała w niej sama. W życie zbyt wielu osób wkroczyła już swoimi butkami, żeby móc się teraz niezauważalnie wycofać.
Kamelio wziął głęboki oddech i złapał ją pewnie za dłoń.
- Jeśli twierdzisz, że jesteś w stanie zapewnić nam wszystkim bezpieczeństwo w trakcie tego... Rytuału... Będę trzymał cię za słowo. Weźmiemy w tym udział - zgodził się, choć z początku opornie. - Tak... W porządku. Dorwiemy skurczybyka - dodał bardziej stanowczo, przerzucając spojrzenie z Naruzel na Parię. - Dorwiemy go, przerwiemy tę... Więź między nim, tobą, a Shao, czymkolwiek by ona nie była, a potem... - westchnął cicho. - Potem będziemy się zastanawiać, co robić z tą diabelną inwazją.
Ursa prychnął, jakby miał na ten temat już własne przemyślenia, ale nawet jeśli, to nie zechciał się nimi chwilowo podzielić. I może to i lepiej. Dużo lepiej było działać krok po kroku, zamiast łapać osiem srok na raz za ogon.
- Doskonale - uznała Naruzel, splatając przed sobą dłonie. - Pozwólcie więc, że zajmę się przygotowaniem kręgu. Kiedy skończę, będę potrzebować zebranych snów oraz przepowiedni, o których wspomniałam. Podzielę się z waszą dwójką zarówno częścią zaczerpniętej mocy, jak i wiedzą potrzebną do odprawienia rytuału. Nie będą wam potrzebne żadne przygotowania ani nauka inkantacji, gwarantuję. Dostaniecie ode mnie wszystko, czego potrzeba.
- A co ze mną? - wtrącił się, choć wyjątkowo grzecznie jak na siebie Ursa.
- Potrzebuję kredy - zauważyła uprzejmie Naruzel, spoglądając w stronę krasnoluda, który na chwilę zamarł w bezruchu.
- Kredy? - powtórzył po niej, nieco wyrwany z pantałyku.
- Nawet ja nie potrafię narysować czegoś bez odpowiednich narzędzi.
- Kredy... - burknął znowu pod nosem Ursa, ruszając w stronę biurka Kamelii.
- ...Zajmiemy się więc zebraniem snów - rzucił Kamelio, lekko pociągając Parię w stronę drzwi.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

428
POST POSTACI
Paria
Odwzajemniła uścisk elfa, choć zrobiła to bardziej odruchowo, niż z jakimkolwiek przekonaniem. Przerażenie brało nad nią górę. Nie miała nawet czasu, żeby oswoić się z myślą o inwazji, o demonie, który jej szuka, a teraz Naruzel zrzucała na nich odpowiedzialność za odprawienie rytuału, jaki miał uratować życie następnej wieszczce, osobiście namaszczonej przez Sulona. Paria od zawsze miała o sobie wysokie mniemanie i skromność była jej kompletnie obcym uczuciem, ale tutaj chodziło o coś kompletnie innego - tutaj chodziło o magię, potencjał i doświadczenie! Nie czuła się z tym pewnie! Jej cienie wciąż upuszczały rzeczy, gdy kazała im je nosić zbyt długo.
- Dobrze - wydusiła z siebie i skinęła głową, podążając spojrzeniem za krasnoludem. - Przyniesiemy... sny.
Nie protestowała, gdy Kamelio pociągnął ją w stronę drzwi. Podążyła za nim jak nieobecna marionetka, krok za krokiem, choć czuła się, jakby szła przez jakąś gęstą ciecz, nie powietrze. Jej karykaturalnie różowa suknia tańczyła wokół jej nóg tak samo, jak wcześniej. Tylko ozdoba przypięta na środku klatki piersiowej Libeth podnosiła się i opadała coraz szybciej. Gdy zamknęły się za nimi drzwi do kwater starszej śniącej, bardka nie była już w stanie dłużej utrzymać swojej fasady. Wydarzyło się zbyt wiele - najpierw Shaoli i jej wyznania, potem inwazja, Naruzel, a teraz jeszcze to. Pojawiły się jej mroczki przed oczami, ale nie przetarła ich, w naturalnym odruchu nie chcąc rozmazać starannego makijażu. Nie to, żeby kogokolwiek on teraz obchodził. Gdy zeszli ze schodów, Libeth zachwiała się i złapała elfa mocniej, by nie upaść. Brakowało jej tchu.
- Poczekaj - poprosiła słabo. - Poczekaj moment.
Przez chwilę jeszcze stała, ale w końcu puściła ramię elfa i osunęła się na ziemię, siadając na ścieżce i chowając twarz w dłoniach. Próbowała się opanować. Przecież mieli wsparcie Naruzel. Mieli wsparcie bezpośredniej boskiej wysłanniczki. To się musiało udać, prawda? Musiało.
Nie potrafiła przekonać samej siebie. Zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak, a ona wystarczająco dużo zrobiła nie tak, jak powinna. Shaoli? Jej przebudzenie nie tak miało wyglądać. Nie miało być źródłem bólu i cierpienia dla jej brata i nie miało ściągnąć demona do Domu Śnienia.
- Przepraszam - wymamrotała w dłonie, nie wiedząc do końca, czy przeprasza za swoją słabość w tej chwili, czy za całą tę sytuację. Była winna jednego i drugiego. - Nie jestem magiem. Nie jestem doświadczona. Jestem Libeth von Darher, Paria, gwiazda pieprzonego Archipelagu, i co mi z tego przyszło? - poczuła łzy napływające do oczu. Nie mogła się rozpłakać, nie chciała mieć na policzkach dwóch ścieżek z rozpuszczonego czernidła do rzęs! Naruzel nie mogła jej zobaczyć w takim stanie. - Wszystko zrobiłam nie tak, bo pakuję się w to, w co nie powinnam się pakować. Nie jestem bohaterką, która u twojego boku uratuje teraz wszystkich. Nie jestem. Nie wiem, dlaczego ona pokłada we mnie taką wiarę. To błąd.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

429
POST BARDA
Kamelio nie czekał z reakcją, obracając się w stronę bardki i oferując jej tyle fizycznego wsparcia, ile tylko w danej chwili potrzebowała, zaś gdy osunęła się ku ziemi, sam przyklęknął na jedno kolano zaraz naprzeciwko niej. Z początku nie mówił nic, choć podobnie, jak to bywało w przypadku Libeth, milczenie z natury nie było jego guście. Przyglądał się jej za to z głębokim zatroskaniem i jeszcze głębszą konsternacją.
- Nie zrobiłaś niczego, za co powinnaś przepraszać - odezwał się wreszcie, opierając jedno ramię o kolano. - Niczego, za co ktokolwiek mógłby cię obwiniać.
Mężczyzna słyszalnie wypuścił oddech, po czym usiadł ostrożnie i złapał ją w nadgarstkach, chcąc odsunąć jej dłonie od twarzy.
- Dla mnie, dla nas i dla całego Domu Kamelii jesteś już bohaterką czy tego chcesz, czy nie. Gwiazdą Archipelagu i gwiazdą naszego, zdecydowanie zbyt mocno nieraz przesyconych wonią kadzideł pokoi. Dlatego właśnie sądzę... Sądzę, że nie ma potrzeby, żeby zmuszać cię do heroizmów po raz kolejny, niezależnie od słów i woli jakichś... Boskich posłańców.
Twarz elfa spoważniała, niezależnie od tego, czy Libeth zdecydowała się na nią spojrzeć, czy też nie.
- Zrobiłaś dość, Libeth. Mogę... Pobiec do jednej z gildii. Spróbuję tu ściągnąć jednego z magów czy zaklinaczy. Będziesz mogła zostać pod barierą z Shaoli, a gdy to wszystko się skończy, pomogę ci jak najszybciej dotrzeć do domu rodzinnego i... Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co od tego punktu robić dalej. Uciekać? Chować się? Walczyć? - pokręcił głową i przymknął na moment oczy. Cała ta sytuacja nie była dla niego wcale o wiele łatwiejsza do przyswojenia.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

430
POST POSTACI
Paria
- Nie. Nie, nie, nie - protestowała cicho, ale z zacięciem, kręcąc głową, gdy elf odsunął jej dłonie od twarzy. - To nieprawda. Nie jestem. Nic nie rozumiesz. Wszystko jest właśnie odwrotnie, Kamelio. To wszystko moja wina. To ja do tego doprowadziłam. To ja podjęłam decyzję, przez którą wszyscy teraz pokutujemy. Przez którą coś się zbliża do Domu i zagraża nam wszystkim. Jeśli ten demon komuś coś zrobi, jeśli ktoś na tym ucierpi, to będzie moja wina. Tylko moja wina.
W reakcji na jego kolejne słowa jęknęła tylko i pochyliła się do przodu, by oprzeć czoło o jego klatkę piersiową. To, co mówił, nie miało sensu. Nie mógł iść po kogoś innego, bo nie było nikogo innego. Magowie i zaklinacze mieli swoje problemy na głowie. Nie wiedzieli, co dzieje się na zewnątrz, ale Paria zdawała sobie sprawę z tego, że istniała spora szansa, iż już by do nich nie wrócił. Powinni trzymać się murów Domu Śnienia, zamiast panicznie biegać po ulicach; przecież Kamelio nawet nie potrafił jeździć konno, żeby wsiąść na jakieś siodło i obrócić w tę i z powrotem wystarczająco szybko. Gdyby kazała mu znaleźć kogoś innego na swoje zastępstwo, skazywałaby go na śmierć, a nie po to wyciągała go z tych pieprzonych kanałów, żeby teraz umierał.
- Nie - powiedziała więc tylko słabo, nie podnosząc głowy.
Tęskniła za czasami, w których jedynym jej problemem było to, że karczmarz nie chciał zapłacić jej za koncert ustalonej kwoty, albo nie godził się na to, by swoim śpiewem zapłaciła za nocleg. Za czasami, w których celem jej życia było wystarczająco skuteczny przytyk w kierunku Celestio i to, czy narzeczony Sary faktycznie był tak wspaniałym człowiekiem, jakim czyniła go jej matka. Poczuła pieczenie pod powiekami i zamrugała szybko, chcąc pozbyć się łez. Nic się jeszcze nie stało, Libeth, nie masz powodu do płaczu, doprowadź się do porządku, polecił ten rozsądny głosik w jej głowie. Starała się go posłuchać, ale było to trudniejsze, niż kiedykolwiek.
- Wszystkie te sny - odezwała się w końcu cicho, z czołem niezmiennie opartym o pierś elfa. - Co ona z nimi zrobi? Czy one przepadną? Wszystko, nad czym Dom Śnienia pracował przez lata, przepadnie?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

431
POST BARDA
Tym razem to Kamelio pokręcił głową, powoli wypuszczając jej dłonie, żeby móc położyć dłoń na jej głowie i lekko ją do siebie docisnąć.
- Nawet najlepsi wieszczowie i widzący nie są w stanie odczytać konsekwencji każdej jednej decyzji, jaką podejmują. Życie... Jest, jakie jest, Libeth. Nieidealne i nieprzewidywalne. Wojny wybuchają przez głupoty wypowiedziane przez władców, którzy wypiją zbyt dużo wina na bankietach, a matki tracą dzieci mimo obdarzania je najlepszą opieką.
Serce Kamelio biło mocno i rytmicznie. Niemal uspokajająco. Jego długie, sztywne po nieszczęśliwym wypadku magicznym palce, kojąco masowały skórę głowy. Z tej pozycji, Paria mogła dokładnie wyczuć, jak głęboko, ale bezdźwięcznie wzdycha, kiedy odrzucała jego propozycję. Znali się już chyba na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy mieli szansę na naciskanie na drugie w tej, czy innej sprawie. Całkiem prawdopodobne, że i sam Kamelio wiedział w głębi ducha, że mimo najlepszych zapewnień oraz własnych chęci, może najzwyczajniej w świecie ponieść porażkę. Archipelag nie miał wielkiej armii. Nawet ich marynarka nie stanowiła największej potęgi. Największym atutem oraz siłą królestwa była tak naprawdę liczba magów, oraz osób magicznie uzdolnionych. Co oznaczało mniej więcej tyle, że pierwszymi osobami wzywanymi do obrony Wysp były właśnie takie osoby.Być może już teraz liczne gildie przygotowywały swoje zasoby, gotowe do odzewu w razie nadesłania królewskich posłańców.
- Prawdę mówiąc... Sam nie jestem do końca pewien. Cokolwiek zamierza, nie sądzę, abyśmy mogli je jeszcze później odzyskać. - odparł po chwili dłuższego zastanowienia na zadane przez nią pytanie. - Czy to jednak naprawdę aż takie ważne? - dodał już jakby mniej skonsternowany zaplanowanym przez Naruzel zabiegiem. - Koniec końców, jesteśmy odrobinę ważniejsi od czegoś, co nasi klienci mieli kiedyś w swoich głowach.
Uśmiechając się pod nosem, cmoknął krótko Libeth w czubek głowy.
- Najpierw zadbajmy o to, żeby żaden demon z cholera wie jakiego wymiaru nie zrzucił nam dachu na głowy, hm?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

432
POST POSTACI
Paria
W objęciach elfa stopniowo się uspokajała. Pieczenie oczu przechodziło, a przyspieszony, urywany oddech wracał do normy. Nie wiedziała, czy w jego słowach było więcej pocieszenia, czy rezygnacji, bo można było je zrozumieć dwojako, ale w obu przypadkach lepiej się czuła ze świadomością, że każda podjęta decyzja mogła okazać się popełnionym błędem, którego nie dało się przewidzieć. Może też spokojniej mogła podchodzić do myśli, że kiedyś Kamelio miałby się dowiedzieć o Rdzy i o tym, na co Libeth się zgodziła w zamian za pomoc w uwolnieniu Shaoli. Bo to było coś, czego konsekwencji nie mogła przewidzieć. Nie dało się tego zrobić. I czas jeszcze miał przynieść odpowiedź na pytanie, czy popełniła błąd, czy wręcz przeciwnie.
Pokiwała głową, ale wciąż się nie odsuwała. Wciąż siedziała na ziemi, brudząc sukienkę i pozwalając elfowi czułymi gestami zniszczyć fryzurę, nad którą pracowała zdecydowanie zbyt długo. Ale jakie to miało znaczenie w obecnych okolicznościach? Równie dobrze mogłaby mieć teraz na sobie koszulę nocną, podomkę, albo roboczy fartuch. I tak była bezużyteczna... a przynajmniej byłaby, gdyby Naruzel nie stwierdziła, że ze swoim potencjałem magicznym Paria może stanowić realną pomoc. Powinna się cieszyć, prawda? Powinna być zadowolona z tego, że nie musiała siedzieć schowana w jakiejś komnacie w podziemiach, razem z Shao, tylko mogła się do czegoś przydać.
Minęło kilkanaście długich uderzeń serca, zanim odezwała się po raz kolejny.
- Kamelio... - zaczęła cicho. - Istnieje szansa, że... dowiesz się czegoś, może przed tym rytuałem, może w jego trakcie, a może po nim. Chcę, żebyś wiedział już teraz, że to była moja decyzja. I nie miałeś z tym nic wspólnego i... i niczego nie robiłam ze względu na ciebie. I że podjęłam ją w pełni świadoma konsekwencji, tych wiadomych i tych niewiadomych.
Podniosła głowę, spoglądając w złote oczy. Pamiętała, jak zobaczyła je po raz pierwszy, gdy zerwała mu z głowy tę błazeńską maskę, a on uśmiechnął się do niej przepraszająco, jakby widok, który wtedy się jej ukazał, miał być dla niej koszmarnie rozczarowujący. Rzadko kiedy widywała w nich złość, a co dopiero skierowaną w jej stronę, ale coś czuła, że to mogło się niedługo zmienić.
- I chcę, żebyś wiedział, że wszystko jest dobrze. Naprawdę wszystko jest dobrze. To nie jest żaden problem. Zapamiętasz to? - poprosiła. - Zapamiętaj.
Po chwili wahania podniosła się trochę na kolanach, żeby pocałować go długo i tym samym chwilowo skończyć z tym dystansem, jaki sama sobie narzuciła przez świadomość obserwującej wszystko Rdzy i wynikające z niej obezwładniające poczucie niezręczności. A Kamelio? Kamelio się z tym nagłym dystansem po prostu pogodził. O nic nie pytał, ani razu przez ostatnie dwa tygodnie. Może w gruncie rzeczy nie miało to dla niego zbyt wielkiego znaczenia?
- To też zapamiętaj - dodała cicho, po czym westchnęła i wreszcie podniosła się z kolan. Otrzepała materiał sukienki. - Chodźmy po te sny.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

433
POST BARDA
Kamelio uniósł brwi, wpatrując się w nią bardzo uważnie. Zdawało się, że ze zdwojoną uwagą przysłuchiwał się każdemu słowu z osobna. Być może próbował z nich sam coś konkretniejszego wywnioskować, skoro Libeth nie wydawała się do tego chętna. O nic nie zapytał. Nie zdążył - gwoli ścisłości. Czyjeś usta skutecznie go od tego odwiodły.
- Huh... - wydał z siebie, patrząc na nią jeszcze przez chwilę z kucków. Wreszcie jednak sięgnął dłonią do swoich włosów i roztrzepał je w towarzystwie czegoś na kształt ni to pomruku, ni to stęknięcia. - Dlaczego mam wrażenie, że ostatnimi czasy wszyscy usiłują mnie od czegoś odsunąć?
W głosie elfa nie było jednakowoż żalu, a gdy sam podniósł się w ślad za Parią, jeszcze złapał ją łobuzersko za boczek.
- Nie wiem, dlaczego nie możesz mi o tym wprost powiedzieć, ale ufam ci, Libeth. Pamiętaj tylko, że ceną za złamanie mojego biednego serduszka, czymkolwiek mogłabyś je złamać, będzie więcej niż jeden całus. Masz w tym już pewien dług, swoją drogą.
Tylko dlatego, że nie wtykał czegoś palcem, nie znaczyło, że nie zauważał. Zauważał baardzo dużo. Jakby nie było, na Parię i Shaoli akurat zawsze miał oko. Biedak pewniakiem zastanawiał się w głębi ducha, dlaczego trzymany jest przez dwie najważniejsze dla siebie osoby na odległość kija od szczotki.
- Chodź. Trzymamy je w pracowni Gabina.

Schodząc do podziemi Domu Śnienia, mieli okazję wyminąć pokój sypialny, w którym wciąż niektórzy z obecnych, przytomnych pracowników, w tym Mija'Zga, krzątali się obok tych mniej przytomnych. Mimo iż była to krótka chwila, Paria mogła wyłapać śpiącą twarz Shaoli czy nawet Ferrosa. Pomyślałby kto, że akurat Ferros, tak bardzo pozbawiony talentu magicznego, będzie jednym z tych, których zaklęcie nie zgoni z nóg.
Kamelio poprowadził ich do ciężkich wrót pracowni, której przynajmniej Paria nie miała okazji zbyt często odwiedzać z uwagi na nieprzyjemne zapachy, które często z niej dochodziły. Dzisiaj pracownia była pusta. Żaden kociołek nie bulgotał i nawet w głównym palenisku nie tlił się żar. Kamelio potrzebował rozświetlić pomieszczenie, zanim mogli się po niej swobodnie poruszać.
- Potrzebujemy jakiegoś worka albo płótna, w którym będziemy mogli je zabrać. Możesz czegoś poszukać? - zwrócił się do Libeth, przeszukując przez chwilę szuflady biurka Gabina, zanim wyciągnął z jednej z nich nieduży kluczyk. Otwierał on, jak się szybko okazało, średniej wielkości kantorek, który w środku mieścił naprawdę pokaźną liczbę flakoników różnych kształtów i kolorów. Każdy z nich był dokładnie opisany datą, imieniem(osoby, do której należały sny/wspomnienia) oraz numerem.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

434
POST POSTACI
Paria
Och. A więc zauważył. Cóż, nie powinno jej to w sumie dziwić, biorąc pod uwagę, że nie należała do osób, które dobrowolnie stroniły od bliskości - wręcz przeciwnie. Mogła przynajmniej liczyć na to, że Kamelio był w stanie połączyć jej zachowanie z rytuałem, który zakończył się jej kilkudniowym snem, a potem przebudzeniem Shao i nie podejrzewał jej o to, że z dnia na dzień zmieniła się tak bez powodu.
- Przepraszam - odpowiedziała cicho. - Potrzebuję... potrzebuję trochę więcej czasu.
Wsunęła się mu pod ramię i w ten sposób ruszyła z elfem we wskazanym przez niego kierunku. Jednocześnie, podnosząc się z kolan i otrzepując sukienkę z piachu i skrawków trawy, wykonała odpowiednią sekwencję ruchów dłonią, przywołując swoje dwa wierne cienie, które zaczęły sunąć za nimi, poza zasięgiem wzroku Kamelia.
- Nie łamię ci serduszka - obiecała, unosząc głowę i uśmiechając się do niego lekko, choć w głębi duszy wcale nie było jej do śmiechu. Miała w tym jednak wprawę, w udawaniu czegokolwiek, łącznie z tym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Skutki jej krótkiego załamania nerwowego bez problemu dało się dostrzec w lekko zaczerwienionych od płaczu nosie i oczach, w mało efektownie rozmazanym czernidle i rozczochranych przez elfa włosach, ale poza tym wszystko było w porządku. W jak najlepszym porządku. - Ciągle jesteś na mnie skazany, czy tego chcesz, czy nie. Przynajmniej dopóki...
Gdy mówiła, wpatrując się mu głęboko w oczy, jeden z jej cieni podsunął się bliżej i podstawił Kameliowi nogę. Jeśli jej mała sztuczka się udała, Libeth przytrzymała elfa, by ten się faktycznie nie przewrócił. Jeśli nie wyszło, bo znał już ją zbyt dobrze, by dać się na to nabrać - trudno, ale w obu przypadkach w jej wilgotnych od łez oczach mignął przebłysk rozbawienia.
- ...nie zabijesz się o własne nogi, czy coś.

W podziemiach zmierzyła spojrzeniem wszystkich śpiących, obok których przechodzili. Gdy znalazła się przy Shaoli, zwolniła, aż wreszcie zatrzymała się na moment, przyglądając się jej w milczeniu. Następczyni Marii Eleny. Kto stałby się nią, gdyby Paria nie ściągnęła tej młodej elfki z powrotem do świata żywych? Czy wówczas Dom Śnienia musiałby stawiać czoła innemu kryzysowi, czy mógłby się po prostu zamknąć, spróbować przetrwać inwazję inaczej, odcięty od reszty miasta? Czy dobrowolnie zrezygnowaliby z walki? Mało prawdopodobne. Pochyliła się z troską w oczach i odgarnęła dziewczynie włosy z czoła. Gdy spała, nie było po niej widać tego smutku, z jakim zmagała się na co dzień. Dlaczego Paria nie mogła przywrócić Kameliowi siostry, którą utracił? Czy teraz mogli przywrócić jej wspomnienia? Będzie musiała spytać Naruzel, ona na pewno miała wszystkie odpowiedzi.
- O czym śnisz, Shao? - spytała szeptem, choć nie miała doczekać się reakcji. - Śnij o białej nocy, uśpionej w jaśminie. Z gwiazdami gęsto lśniącymi nad głową i w odbiciu wody u twoich stóp. To jest twój dom.
Czy Rdza mogłaby udać się do jej snu? Pomóc jej zwalczyć to, co było tam niemile widziane, tak samo, jak pozbyła się szczurów ze snów Parii? Raczej nie. Rdza była gościem jej marzeń sennych, niczyim innym. Bardka westchnęła i dogoniła Kamelia, zostawiając dziewczynę za plecami.
- Tak. Już - odpowiedziała i zgodnie z poleceniem elfa zaczęła rozglądać się za czymś, do czego mogliby wrzucić fiolki ze snami. Jeśli nie znalazła torby bądź worka, dorwała jakąś poduszkę, którą bezceremonialnie rozerwała i opróżniła z pierza, robiąc w środku miejsce na cenne zbiory Domu Śnienia. Potem podeszła z nią do mężczyzny i zza jego ramienia zaczęła przyglądać się szklanym pojemnikom. Trochę podświadomie, a trochę celowo szukała znajomych nazwisk - może nawet swojego własnego, co świadczyłoby o tym, że jakiś członek jej rodziny pojawiał się w tej instytucji, szukając pomocy. Nawet jeśli znalazła, nic z tym nie zrobiła; nie miałaby pojęcia, jak użyć zamkniętego w buteleczce snu.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

435
POST BARDA
Ponieważ nigdzie w polu widzenia nie było worka ani żadnego innego przedmiotu, który mógłby za taki uchodzić, ofiarą Parii w ostateczności rzeczywiście padła jedna z poduszek leżących na ciężkim fotelu Gabina. Po usunięciu z niej pierza, teraz fruwającego i walającego się przynajmniej po połowie pracowni, miała gotową do użycia 'torbę' na sny. Kamelio ostrożnie pakował w nią flakoniki, tworząc powoli kolorowy, kryształowy stosik. W mdłym świetle przywodził na myśl drogie klejnoty. Paria miała nawet okazję wypatrzyć kilka znanych jej, szlacheckich nazwisk, w tym La'Rosh oraz całkiem sporą kolekcję należącą do... Baronowej Bourbon oraz jej nieżywego już męża. Nikt jednak z jej bliskiej rodziny nie widniał na nalepkach, a przynajmniej nie na tych, które mogła dojrzeć pomiędzy szybko pakującymi flakoniki dłońmi elfa.
- W porządku... To chyba wszystkie, jakie wciąż tutaj mamy - odezwał się Kamelio, spoglądając na pusty kantorek z wyraźnie mieszanymi uczuciami.
Dom Kamelii był młodym domem na tle gildii jako takiej. Z tego też powodu wszystkie sny, jakie skolekcjonowali, a których nie mieli okazji zmonetyzować, były niczym droga, acz wciąż młoda w swej historii kolekcja. Dla niektórych mogła mieć znaczenie wręcz sentymentalne. Być może w pewnym stopniu miała także dla niego.
- Powiedz, ale tak szczerze.. Co o niej sądzisz? O Naruzel? - zapytał nagle elf, spoglądając na Libeth. - Mam na myśli, poza faktem, że jej uskrzydlona forma to ożywienie mokrej fantazji dla większości mężczyzn.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”