POST BARDA
Wśród ludności pałacu zapanował chaos. Orkowie, gobliny, ludzie - wszyscy na nowo zaczęli biegać, uganiając się za nowymi sprawami, gdy smok zniknął, ale wraz z nim również Kharkun. W tłumie brzmiały pojedyncze płacze. Przywódca był stałą, która nagle zniknęła. Wiele stworzeń nie wiedziało, jak ma dalej postępować, dlatego rozkazy rzucone z ust Kamiry były nie tyle dobrze widziane, co wręcz wyczekiwane.- Tak, pani! - Rzuciła jakaś goblinka, nim oddelegowała zadania również swoim pobratymcom. Każdy miał znaleźć inną osobę i sprowadzić ją tak szybko, jak to możliwe! Maraga nie zamierzała wykonywać poleceń, skrzywiła się w kierunku Kamiry i ruszyła swoją drogą, by doglądać pracy w innej części pałacu. Przegapiła okazję pyskówki z Kamirą.
Avon uniósł dłoń, by potrzeć się po własnej brodzie. W niepokoju, jaki panował dookoła, on wydawał się aż przesadnie spokojny.
- Zorganizujemy naradę. - Zgodził się z Kamirą. - Ale ty powinnaś już stąd odejść, czarodziejko. Dość namieszałaś. - Skomentował jej plany, starając się jednocześnie sprowadzić ją na ziemię. To, że Kharkun zginął, nie oznaczało, że będzie decyzyjna, nawet jeśli miała smoka. - Venla nie jest dość szanowana. Q'beu podobnie, to nie Karlgard, żeby patrzeć na moc magiczną. Ghoraka nikt nie posłucha, jest pośmiewiskiem wśród straży. Wedle zwyczaju, po próbie siły władzę powinien przejąć ten, który zabił poprzedniego wodza. - Ciemne oczy Avona przeniosły się na moment na smoka. Cassim był poza wyborem. - Będą dalsze próby siły. Gdybym miał stawiać na kogoś pieniądze, byłby to Burgher. - Dodał mimochodem, nieco ciszej, pozwalając sobie na osobisty wybieg. Jego pewność siebie dowodziła, że jest niezastąpionym zarządcą domu panującego. Ktoś, kto chciałby się go pozbyć, popełniałby duży błąd. Nitk w Bastionie nie potrafił zarządzać ludźmi tak, jak Avon.
Azeliel trzymał się blisko czarodziejki.
- Gówno! Kazał nas wyprawić do drogi. - Nie zgodził się z Kamirin. - Miał nam nawet dać obstawę, żebyśmy dotarli w jednym kawałku i wrócili! A teraz?! Teraz możemy sobie błądzić po pustyni. - Marudził pod nosem.
Smok był od nich w pewnym oddaleniu, więc musieli się zbliżyć, nim mogli bez problemu rozmawiać. Kamira mogła poczuć, że od podłoża wciąż bije żar, jeszcze większy od tego, gdy słońce nagrzeje piasek. Miała szczęście, że na jej stopach wciąż pozostawały buciki. Cassim siedział na zwalonej belce, do niedawna podtrzymującej sufit. Wyglądał na zadowolonego; jego oczy iskrzyły się dziwnym blaskiem, a na ustach błąkał sie uśmiech. Wiatr strącił mu kaptur z głowy i teraz targał ciemnymi kosmykami. Wśród podtopionych gruzów odstawał jak kropla krwi na białym prześcieradle. Cassim nie odpowiedział na zadane pytanie.