POST BARDA
Północna Strażnica została daleko w tyle, za to przed nimi był Bastion. Czy Kamira mogłaby kiedykolwiek przypuszczać, że będzie się tak cieszyć na widok Bastionu Khudamarkh? Mury miasta zostały w większej mierze odbudowane, czarodziejka widziała inne odcienie piaskowca tam, gdzie wniesiono je na nowo, łatając zawalone odcinki. Z poziomu grzbietu Karena widziała też zabudowania miasta, ich gruzy, ale też rusztowania, gdy mieszkańcy jak najszybciej starali się odbudować to, co zabrał im kataklizm. Choć zniszczony, Bastion żył, czekał na swoich mieszkańców oraz wędrownych kupców.
Tym razem przy bramie nie powitał jej brzydki Sefu. Kto wie, czy w ogóle przeżył trzęsienie ziemi? Nie widziała też Q'lairy, Bimizzy, żadnej z innych dziewcząt Moxiclava, ani nawet żadnego znajomego goblina. Nie była już nikim, jak wtedy, gdy pierwszy raz wkroczyła do Bastionu. Teraz miała ze sobą obstawę strażników. Teraz mieszkańcy rozstępowali się, by przepuścić ją i jej świtę. Nikt nie zatrzymywał ich, gdy szli przez miasto. Wydawało się, że mimo obrazu zniszczenia, zmieniło się naprawdę niewiele. Przekupki wciąż wrzeszczały, drobni kieszonkowcy czyhali na nieuważnych, ludzie, orkowie, gobliny i nawet elfy, każdy gnał za swoimi sprawami, nie opłakując już nawet tych, których stracili. Bastion znów żył.
Odbudowa pałacu szła najszybciej. Gdy wyruszali, większość "pomieszczeń" była po prostu wydzielonymi kawałkami placów pod gołym niebem. Teraz jednak dało się zaobserwować, jak szybko powstają kolejne pawilony, które miały służyć władcy. Poprowadzono ich oczyszczoną z gruzów ścieżką do jeszcze pachnącego świeżością domu. Niewykończone wnętrze kłuło w oczy, jednak panował w nim przyjemny chłód, tak potrzebny przy gorącu pustyni. Ustawione naprędce dzbany z kwiatami miały umilać czas Kharkunowi, który powinien rozprawiać o sprawach miasta przy dużym, ciężkim stole, ustawionym na środku.
Władcy nie było jednak tam, gdzie być powinien, zamiast niego z mistrzem Avonem, Maragą i orkami rozmawiał ktoś inny.
Mężczyzna nie był pełnej krwi orkiem, ale naleciałości miał tyle, iż można było zgadywać, iż jest mieszańcem pierwszego pokolenia. Nosił wiele podobieństw Kharkuna, od odcienia skóry przez długie uszy, choć oczywiście ustępował mu sylwetką. W tym wypadku, ludzka krew zadziałała na jego niekorzyść. Nie mógł mieć więcej, jak dwudziestu lat.
-
Kherkim! - Przed szereg wyrwała się Venla. Minęła orków, Cassima, Azela, Kamirę, nawet prowizoryczne nosze, na których przyniesiono zwłoki elfa. Czarodziejka w truchcie dopadła do nieznajomego.
-
Cioteczko! - Reakcja półorka była równie wylewna. Przepchnął się obok Avona, oburzonego tym zachowaniem, by złapać Venlę w ramiona i uściskać serdecznie. -
Tak tęskniłem! Bałem się, że znów wyjadę, zanim wrócicie! Ojciec mówił, że nie będzie was dłużej, a przyjechałem tego samego dnia, gdy wy opuściliście Bastion! - Melodyjny głos nie pasował do aparycji.
-
Synek Kharkuna. - Podpowiedział Kamirze do ucha Azel, by wprowadzić ją w sytuację. -
Półork, więc nie przejmie tronu, ale nie przeszkadza mu to w korzystaniu z przywilejów. I, kurwa, bardzo popularny wśród tłumów. Na szczęście więcej go nie ma niż jest. Uważaj na niego.
Starsza czarodziejka wycałowała policzki Kherkima i wydawało się, że gdyby mogła, nie puściłaby go wcale. Sprawy jednak nagliły, dlatego musiała zabrać ręce, pozwalając sobie jeszcze tylko na przyjacielskie uszczypnięcie go w policzek. Nie miało znaczenia to, że był od niej wyższy o prawie dwie głowy.
-
Mój chłopcze, gdzie jest twój ojciec? Wracamy z wieściami, które nie cierpią zwłoki.
-
Ojciec odpoczywa, zaraz po niego poślemy. Wujaszku. - Kherkim zobaczył wśród przybyłych Pomyja, uniósł dłoń, by przywitać się z nim na odległość. Pomyj ledwie skinął głową. -
I Azel! To ty jeszcze żyjesz?
-
Ta, jeszcze mnie nie dorwali! - Rzucił elf, żartobliwie, w swoim stylu. -
Ale patrz, sprawiłem sobie czarodziejkę. - Objął Kamirę ramieniem za szyję i przycisnął do siebie, jakby była kolegą, nie panienką.
-
Nowe, nieznajome twarze... witam was w pałacu mojego ojca, Kharkuna. - Zwrócił się półork do Cassima i Kamiry, lekkim, przyjaznym tonem, ale nie skłonił się nawet odrobiny. To on tu był górą.
-
Ojciec musiał powiedzieć ci o Kamirin. - Mówiła Venla, dyskretnie wskazując młodszą koleżankę.
-
Kamirin? - Półork był szczerze zdziwiony. Spojrzał na cioteczkę, jakby zastanawiając się, czy na pewno dobrze usłyszał imię. Na moment ściągnął usta, starając się sobie przypomnieć. W końcu uniósł brwi. -
Nie, nie przypominam sobie. Nie słyszałem o tobie, Kamirin.
Czyż zatajanie istnienia tej, która zniszczyła Bastion, nie było w orkowym stylu?!