Bastion Khudamarkh

241
POST BARDA
- Ta, taaa...

Kharkhun mógł myśleć, że na stare lata zrobił się za miękki. Kiwnięciem dłoni pozwolił Azelielowi zabrać Kamirę, lecz nim to zrobił, elf skłonił się i podziękował serdecznie. Następnie mógł wziąć Kamirę za ramię i wyprowadzić ją z ogrodu.

Skręcili w pierwsze otwarte drzwi i Kamira mogła dostrzec niewielką salkę, która musiała służyć za jadalnię dla pracowników. Długi stół i proste krzesła sugerowały, że odbywały się tam posiłki, a zastawione skrzyniami ściany tworzyły prowizoryczny magazyn.

Azeliel usadził Kamirę na jednym z krzeseł. Zaraz też kucnął przed nią i zabrał się do rozwiązywania jej więzów i jeśli się nie broniła, założył je znów, tym razem jednak oddzielnie na każdy nadgarstek, by miała swobodę w używaniu rąk, jednak nie mogła czarować.

- Nadstawiam za ciebie karku. - Przypomniał jej, jakby jego wyczyn przed orkiem nie był oczywisty. - Sam nie wiem, po jaką cholerę. - Tłumaczył, plącząc węzełki. Lina wyglądała teraz nie, jak pęta, ale jak ozdobne rzemyki na obu rękach. Ich delikatny, magiczny poblask nadawał im jeszcze większego uroku. - Poza tym, wypiłaś ten eliksir, więc nawet, jeśli coś było, to nie będzie. - Warczał, jakby sam siebie chciał usprawiedliwić. Nie mógł pogodzić się z własną decyzją. - Słuchaj, Kamirin. Niech Drwimir przeklnie tego brata Esoma, czy jak go tam nazywasz. Doprowadzę cię do muru, w porządku? Wiem, którędy będziesz mogła uciec.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

242
POST POSTACI
Kamira
Czy ork mógł być miękki? To już wiedział tylko on i jemu bliscy. Możliwe, że właśnie tylko wspomnienie o potomstwie Azelila oszczędziło jej w tej chwili życie. Wydawałoby się, że orkowe łagodnienie, jak by tego nie nazwać, zdawało się Kamirze sprzyjać albo po prostu Kharkhun wiedział, że Azelil kolejny raz się nie powstrzyma i ostatecznie dobije czarodziejkę jeśli ta zacznie znów się buntować. Dała się poprowadzić, jej los nie był jeszcze przypieczętowany, lecz na szczęście nie straciła głowy i nie zapowiadało się, by miało do tego dojść. Pomieszczenie nie było duże, wręcz niewielkie i wydawałoby się, że przytulne mimo surowszego wystroju niż te, w których znajdowali się wcześniej.

Usiadła na krześle i złączyła nogi, wystawiła ręce, pozwalając mu robić, właściwie co chciał z tymi więzami. Tak jak obiecała, że opierała się nie będzie, tak tego nie robiła. Nie do końca rozumiała, dlaczego zdecydował się zmienić jej wiązania, w ten sposób mogła je sobie sama ściągnąć. Również nie potrafiła udzielić odpowiedzi na jego pytanie, dlaczego właściwie to wszystko w tej chwili robił. Dawna, weselsza Kamira najpewniej uraczyłaby go jakimś żartem, albo nawiązaniem do swojej wątpliwej wielkości, lecz dziś? Dziś taka nie była. Gdy wspomniał o wyprowadzeniu jej z Bastionu, zacisnęła ręce, dosyć mocno. – Nie mogę odejść Azel. To jedyne miejsce w którym, jeśli odpowiednio się postaram, może Venla mi wybaczy i udzieli lekcji. — Zacisnęła jedną z rąk na swoim udzie. – To jest moja księga i moje rzeczy... Sama nie potrafię jej odczytać. — Westchnęła długo i ciężko, jakby jeden ciężar zrzuciła z ramion, lecz pojawić miał się zaraz kolejny – Spójrz, pozwolił mi żyć. Znajdę tego goblina i wszystko będzie dobrze. Obiecuję, że nie narobię ci kłopotów, obiecuję. Obiecałam, że nie będę się opierała i nie opierałam się. Potrafię dotrzymywać słowa, jeśli się jest ze mną szczerym, tak? Nie spisuj mnie jeszcze na straty, nie odrzucaj tak. Będę grzeczna, będę się słuchała — Starała się nie podnosić głosu, utrzymywała wręcz szepczący ton. Tym razem starała się uspokoić, również przecierała oczy po całej tej sytuacji przed Kharkhunem. Zależało jej, by okazał jej jeszcze jeden bilet zaufania. Potrzebowała Venli znacznie bardziej niż mogło mu się wydawać, poza tym. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nie będzie w stanie sama przeżyć zbyt długo na pustyni. Co innego gdyby ruszyła z kimś do jakiegoś innego osiedla, jednak mimo to, nie była ani złodziejką, ani łotrzycą więc z niczego bata ukręcić nie mogła. Jej magia przyciągała zbyt dużo uwagi, by wykorzystywać ją do zarobku.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

243
POST BARDA
Azeliel nie wstawał. Klęcząc przy jej nogach, poprawiał więzy, plącząc supełki dokładnie, lecz nie na tyle ciasno, by były dla Kamirin uciążliwe. Miała rację sądząc, że nowa forma ochorny nie była zbyt skuteczna. Mogła się domyślać, że lina była tylko na pokaz, aniżeli żeby ją unieszkoliwić.

Kiedy skończył z więzami, oparł dłonie o kolana czarodziejki.

- Nie wiem, czy Venla nie będzie oskarżać cię o to, co stało się z Quetiapinem. - Powiedział jej wprost. - Poza tym, widziałem, co potrafisz zrobić nawet bez jej pomocy. Jesteś niebezpieczna jak pożoga. - Mruknął, pozbawiony swojej typowej, złośliwej nutki wesołości. Wyglądał na równie zrezygnowanego i zmęczonego, co Kharkun. - Za każdym razem, gdy się pojawiasz, przynosisz kłopoty. Jesteś pewna, że nie pójdziesz za tym goblinem, tak jak poszłaś za Quetiapinem? W Bastionie nikt, kto nie służy Kharkunowi, nie ma racji bytu. Powinnaś się już tego nauczyć. - Ostrzegł ją. - Jeśli chcesz szukać swojej drogi, to poza Bastionem. - Zaproponował znowu.

W jadalni nastała chwila ciszy, nie było w niej jednak napięcia, a poczucie komfortu. Burza minęła.

A przynajmniej tak się Kamirze wydawało, póki demon nie przypomniał o swoim istnieniu krzykiem, dochodzącym jakby z wnętrza głowy Kamirin. Wrzask połączony był z nagłym bólem.

- To ciało jest doskonałe! Daj mi je! Daj mi tego elfa!

Azel oparł głowę o kolana Kamiry.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

244
POST POSTACI
Kamira
Venla mogła ją oskarżać o los Quetapina. Mogła również oskarżać ją o los swojej pracowni. Miała do tego pełne prawo, miała też powody, by oczekiwać zadośćuczynienia i zapłaty. Miał racje, że jej magia potrafi narobić ambarasu i to bardzo szybko. Wiedziała o tym i ona, właśnie dlatego starała się ją ograniczać tylko do ważnych rzeczy, przy okazji okazując swoim czarom wystarczający szacunek. – Właśnie dlatego nie chcę ich rzucać bez powodu. Jeśli mi nie potraficie zaufać to niech Q'beu zrobi metalową kolię, której sobie nie zdejmę sama. Nie chcę już uciekać ani się kryć — Czuła się żałośnie, ale wiedziała, skąd bierze się ten strach i niepewność przed jej czarami i puszczeniem jej wolno, tak po prostu. Zależało jej, by jednak wszyscy mogli czuć się swobodniej, mniej zagrożeni jej obecnością, czy zwyczajnym kaprysem. – Nie chcę, by każdy patrzył na mnie jak na coś, co zaraz kogoś eksploduje... Nie cały czas — Mimo żałości, mówiła to z przekonaniem. Chciała już odciąć się od sytuacji, jaka krępowała ją z Quetapinem, od złotej klatki, w której była niczym innym jak zwierzątkiem, któremu dawano zabawki w chwili kaprysu.

– Nie będę już sprawiała kłopotów. Zrobię co będę mogła jeśli nie będzie to sprzeczne z wolą Kharkhuna, by Venla też mi wszystko wybaczyła albo by chociaż mnie przyjęła. Za goblinem nie pójdę... Już nauczyłam się, że nie można na nich polegać ani im ufać. Są samolubne, nie liczą się z nikim, póki nie wisi nad nimi ostrze topora albo groźba wybuchu – Ostrzegał ją. Ona jednak odbijała ostrzeżenia, starając się go zapewnić, że to już koniec walki przeciwko orkowej władzy, koniec buntu i szukania problemów.

Znów się odzywał, nie chciała mu odpowiadać. Nie miała zamiaru spełniać kolejnych jego zachcianek. Doskonale wiedział, że ma w tej chwili wybór albo czeka do rytuału, który nie wiadomo kiedy nastąpi albo bierze to dziecko, o ile w ogóle ono przeżyje tę nieszczęsną próbę zatrucia. Nie mówiła na głos, ale myślała, stawiała sprawę jasno. Określiła, że więcej żądań nie będzie, że nikogo ot, tak sobie nie weźmie. Nie chciała już więcej kłopotów, a to by tylko ich przysporzyło. Chciała odpocząć, miała dość tych wszystkich problemów. Wciąż musiała wyleczyć dłonie, prawdopodobnie przetrwać kolejny dzień jak pozostałości mikstury zaczną działać. Położyła ręce na jego ramionach, ale go nie obejmowała, po prostu je położyła, w niepełnym objęciu, wyprzedzając znacząco dłońmi same ramiona. – Wiem, że samej nie wolno mi się stąd nawet ruszyć — Wspomniała cicho, mówiąc coś z czego oboje musieli sobie zdawać sprawę.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

245
POST BARDA
Azeliel nie odzywał się dłuższą chwilę, nieumyślnie pozwalając demonowi na dalsze krzyki i żądania, jak również dając mu pole do popisu w wymślaniu kolejnych gróźb, jeśli nie spełni jego poleceń. Elf był nieświadomy tego, że jakaś nadnaturalna siła pragnie przejąć jego ciało. Wydawało się, że mógł nawet odprężyć się na kolanach Kamiry.

- Będziemy wszyscy błogosławieni, jeśli dotrzymasz słowa. - Stwierdził w końcu, siląc się na swój zwyczajowy ton. Kamira zaczynała rozumieć, czemu zachowywał się inaczej - w jakiś sposób mógł również przeżywać śmierć Quetiapina, którego pamiętał przecież od dziecięctwa. - Nie możesz się ruszyć nigdzie beze mnie, to chciałaś powiedzieć? Nie będę mógł mieć cię ciągle na oku. Powinienem oddać cię Maradze, ona rozporządza sługami. - Azeliel odsunął się od kolan Kamiry, a następnie wstał powoli. - Padam na twarz. Nie mam już czterdziestu lat i czasem muszę się przespać. - Pożalił się, wyjaśnił swój stan, zrzucając go raczej na zużycie organizmu aniżeli stres. - A ty? Jak się czujesz? Możesz iść ze mną. Powinnaś iść ze mną. - Poprawił się. - Kharkun nie będzie zadowolony, jeśli będziesz plątać się sama po pałacu. Jak się czujesz? Eliksir już działa? - Podpytał. Za maską obojętności Kamira wyczuwała obawę o to, co się z nią stanie - czy herbatka zadziała i spędzi płód, o ile ten kiedykolwiek tam był? Czy może pokaz wymiocin z wcześniej pozbawił ich szans na długie, bezpotomkowe pożycie? Pytań było wiele, jednak póki stan Kamiry się nie zmieni, nie mogli niczego orzec.

Złapawszy Kamirę za dłoń, pociągnął ją do pionu i poprowadził se sobą. Trzymał ją za nadgarstek, jak niesforne dziecko, jednak nie używał siły niepotrzebnie.

- Spędzisz ze mną noc. - Zawyrokował. - Jeśli uciekniesz, dopadnę cię i umrzesz. Jeśli wcześniej spróbujesz mnie zabić, dosięgnę cię z zaświatów. - Stwierdził tak naturalnie, jakby przewidywał pogodę na następny dzień. - Jeśli będziesz błądzić sama po pałacu, dopadnie cię któryś ze strażników. Jesteś na mnie skazana. Albo, ja na ciebie. - Pokręcił głową.
Spoiler:
Jeśli komnata, do której ją zaprowadził, należała do niego, to w ogóle nie oddawała charakteru właściciela. Dywany i skóry na podłodze nie różniły się niczym od tych, które znajdowały się w pozostałych częściach pałacu. Niskie ławy ciągnące się wśród okien zdobiły barwne poduszki, a na szafkach poukładane były książki i przybory alchemiczne. Te ostatnie dawno przykryła warstwa kurzu. Z sufitu zwisały gliniane donice, w których rosły pokryte fioletowym kwieciem rośliny. Szkarłatna płachta rozwieszona na jednej ze ścian przedstawiała czarny płomień - symbol Drwimira.

Dopiero po bliższym przyjrzeniu się można było dostrzec atrybuty Azeliela: porzucone sztylety gdzieś na stole, małą, zgrabną kuszę, która zajmowała strategiczne miejsce przy łóżku, ciemne ubranie porzucone gdzieś w rogu i inne elementy, psujące sielankowy nastrój komnaty, bolesne jak plama krwi na białej pościeli.

Co do samej pościeli - Azeliel zamknął za nimi drzwi i szybko zrzucił buty, by móc siąść na łóżku.

- Nie obchodzi mnie twoja opinia na temat tego miejsca. - Uprzedził jej komentarz na temat swojego lokum, nawet jeśli ten miał nie nadejść. - Jesteś mi winna dużą przysługę, Kamirin.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

246
POST POSTACI
Kamira
Czuła, że bardzo wiele zależy od niej samej i od tego jak zdecyduje się postępować od tej chwili. Niby była groźną czarodziejką a w łańcuchu pokarmowym od samego początku była nie wyżej niż zwierzątko lub sługa. Teraz przynajmniej mogła liczyć przynajmniej na prawdę i zostanie oszukaną na każdym kroku... Tego chciała.

Nie wiedziała ile lat miał tak naprawdę bard, którego życie dokonało ostatniej nuty. Gdy wspominał o Maradze która rozporządzała sługami, skinęła jedynie głową, jakby godząc się z tym zupełnie. Nie oczekiwała niczego więcej, rozumiała, że nie mógł mieć jej ciągle na oku. Miał własne obowiązki i obserwować, pilnować mógł jej tylko przez ograniczony czas. Przyglądała się każdemu jego ruchowi gdy się odsunął. Nieco rozbawiła ją kwestia elfiego wieku, bo zupełnie nie miała pojęcia ile taki elf może żyć. Czy czterdzieści to było dla niego dużo? Dla człowieka nie było to już mało i ludzie w tym wieku widzieli nie jedno.

Rozumiała, że cała ta sytuacja musiała go zmęczyć. Ją zresztą też zmęczyła dosyć mocno. – A-a wiesz ile ja mam? — Spytała go z czystej ciekawości, czy wie ile lat ma ta małolata, której odebrał pierwszy raz. Czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Finalnie raczej żadnego, więc nawet odpowiedź nie była warta udzielania. Jednak jeśli i jego zeżarła ciekawośc, odpowiedziałaby mu zgodnie z prawdą. Wyjątkowo, nie miała w tym pytaniu żadnej złej woli, chciała zaspokoić swoją ciekawość. – Mogę, ale też chciałabym dojść do siebie po dzisiaj. D-dużo się stało, a nim weszliście od niego, działo się jeszcze więcej. — Przełknęła ślinę, wciąż czując ten niezbyt przyjemny smak wymiocin, który od jakiegoś czasu jej towarzyszył. Była układna i kiwała głową, zgadzając się z tym, by z nim iść, nie miała też innego wyjścia. Mogła iść tylko z nim i tylko tam, gdzie ją zaprowadzi. Musiało wyglądać to niezwykle zabawnie, jak Elf ciągnął Kamirę za sobą jak dziecko, które przeprosiło za nawywijane problemy. Zresztą, trochę to tak wyglądało w związku z jej wzrostem i posturą. – Nie wiem, czy działa. Pewnie zacznie w nocy... Nie wiem. — Odpowiadała cicho z rysującym się zakłopotaniem i niewiedzą na twarzy. Nie miała pojęcia czy działa, ani czy w ogóle jakkolwiek zadziała, ani jak bardzo.

Już raz spędziła z nim noc, wtedy ją zmusił. Teraz już nie musiał i tak nie miała innego wyboru, bo był jedynym, który nadstawiał za nią karku. Ostrzegł ją ponownie, ale nie miała mu już tego za złe, wiedziała, dlaczego każdą groźbę i ostrzeżenie powtarzano jej dwa albo i trzy razy, by się upewnić, że dotrze do niej powaga sytuacji. Może właśnie tak było trzeba. Nie zdecydowała się go zapewniać znowu o tym, że nic nie zrobi. Obiecała mu to już przed chwilą i na pewno słyszał. Zdecydowała mu się jedynie odpowiedzieć na jego pierwsze wyrokowanie – Dobrze... — zostało rzucone cicho.

Po wkroczeniu do komnaty rozejrzała się po niej mimowolnie. Zupełnie nie przypominała pokoju, który mógł zajmować elfi zabójca. Był... Wyjątkowo przytulny i wyrafinowany, jakby... Zajmował go niegdyś ktoś o zupełnie innej profesji, mniej morderczej a bardziej skupionej na osiąganiu swoich celów drogą nauki i wynalazku. Dopiero za chwilę ujrzała rzeczy należące do Azelila, tak przynajmniej myślała, że sztylety i to, co w rzeczywistości było kuszą, musiało należeć do niego. Po wejściu nie zdecydowała się ruszać czegokolwiek. Starała się nie myśleć, dlaczego ten pokój jest... Jaki jest.

Chciała już coś powiedzieć, ale jej przerwał. Potakiwała mu znowu. Nie zależało jej, by wygłaszać swoje opinie lub oceniać jego czy ten pokój. Nie chciał tego więc i ona tego nie chciała, nie zaprzątała sobie w tej chwili tym głowy. – A... Jesteś mi w stanie dać coś do picia? Coś mocnego? Po tym co stało się na placu... Potrzebowałabym nieco... — Chyba wystarczająco łatwo było zrozumieć, że musiała sobie odświeżyć oddech, znacznie lepiej by oddychała gorzelnią niżeli wymiocinami, zwłaszcza jeżeli miała mu się jeszcze odpłacać. Liczyła, że będzie mogła się napić, możliwe nawet i przesadzić, potrzebowała się zresetować, chciała... Nie słyszeć już dzisiaj tego demona. Gdy natomiast wspomniał otwarcie o przysłudze, zawiesiła na nim wzrok – Chcesz, żebyśmy... Tak jak wtedy? Czy chciałbyś czegoś innego, bym ci inaczej usłużyła? — Brzmiała niewinnie, nie wiedziała co i jak mógłby chcieć, by robili. Chwyciła dłońmi za swoją tunikę w pasie i ściągnęła ją przez głowę. Trzymała ją wciąż z włożonymi do niej rękami, jakby licząc na to, że powie jej, czego właściwie oczekuje. Też oparła swój ciężar bardziej na jednej z nóg, delikatnie się przekrzywiajac. Tym razem obawiała się mniej niż tamtego dnia, dzisiaj nikt nie przykładał jej noża do gardła ani nie próbował udusić. Mogła nawet szukać w tej sytuacji prawdziwej intymności z drobnym zawstydzeniem, które rysowało się na jej obliczu. Nie miała w tych sprawach doświadczenia. To on tutaj był tym, który wiedział wszystko.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

247
POST BARDA
Azeliel, już siedząc na łóżku, sam zaczął pozbywać się ubrań. Rozpiąwszy guziki narzuconej z zewnątrz koszuli, ściągnął ją, a następnie zaczął zdejmować przez głowę kolejną, ciaśniejszą, zrobioną z elastycznego, niecodziennego dla Kamirin materiału.

- A bo ja wiem? Z piętnaście? Ludzie dorastają w dziwny sposób. Zbyt szybko. - Mówił Azel, przez chwilę mocując się ze swoim ubraniem. Kiedy jednak udało mu się je ściągnąć przez głowę, zobaczył coś, czego się nie spodziewał: Kamirinowy biust.

Wielkie zdziwienie wymalowało się na twarzy elfa, które zaraz zamieniło się w jego typowy uśmiech.

- Podobało ci się ostatnim razem, co? - Zagadnął, pewny siebie, gdy chciał po prostu położyć się spać, aniżeli spać z Kamirin. Kiedy jednak oferowała - nie zamierzał odmawiać.

***

Azeliel pokazywał Kamirze nowe aspekty bycia kobietą. Podsuwając sugestie i drobne rady, pozwolił jej zająć się sobą, aniżeli odwrotnie. Bez dłoni na szyi, za to z, jak się wydawało, cierpliwością, zbliżenie było zupełnie inne, aniżeli ich pierwsze spotkanie. Skończyło się jednak dość szybko, gdy zmęczenie zdjęło elfa i kazało mu zastnąć niedługo po spełnieniu. Wciąż z głową na jego ramieniu, Kamirin mogła przyjrzeć się twarzy partnera: jego długim rzęsom, prostemu, acz długiemu nosowi, wąskim ustom, które jeszcze przed chwilą szeptały słodkie słóka, wresczie męskiemu wzniesieniu krtani, które aż się prosiło, by zatopć w nim ostrze...

Azeliel był bezbronny, za to Kamira miała cały pokój, w którym znalazłaby się niejedna broń. Znalazł się również alkohol - Azel podzielił się swoimi tajnymi zapasami wina. Na stoliku wciąż stała jedna otwarta w połowie pełna butelka z wysoką szyjką i druga, pękata, zakorkowana, z trunkiem czekającym na skosztowanie.

Została w pokoiku bez nadzoru. Zaczęła czuć tępy ból w okolicach podbrzusza, nietrudno było jej się domyślić, że to nie wina Azeliela, który leżał obok niej nagi i nieruchomy, ale mikstury, którą wcześniej wypiła. Mimo ciemności, rozganianej tylko blaskiem księżyca, który wpadał przez okno, mogła dostrzec krew na własnym łonie. Mikstura Hawortii zadziałała.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

248
POST POSTACI
Kamira
Wciąż nie miała jasnego zdania na temat ich pierwszego zbliżenia. Było w nim coś niezwykle niewłaściwego. Zarówno ona jak i on wiedzieli, że jego słowa wcale nie były dwuznaczne od samego początku, on tego chciał, jedynie oczekiwał od niej współpracy i tego, że sama da mu na wszystko przyzwolenie.

Podążała za jego sugestiami, był bardziej doświadczony w kwestiach odbywanych stosunków niż ona. Na pewno nie jedna miała okazję go zadowalać i Kamira miała okazję czerpać z tego doświadczenia, zawierzając jego słowom, że "tak jest dobrze" i że tak trzeba to robić. Nie była pewna wszystkiego, do czego ją zachęcał, bowiem niektóre z sugestii zupełnie wykraczały poza to, czego się spodziewała usłyszeć ani robić. Nie koniecznie była ciekawa każdej drobnej rady, ale tym razem chodziło o to by to jemu się "odwdzięczyć" Stąd też oczekiwała drobnego potwierdzenia czy to gestem, czy słowem, czy nie robi czegoś źle.

Ostatecznie doznania były zupełnie inne, zarówno za sprawą przebiegu zbliżenia, w trakcie którego poznała zalążek sztuki, jaką miała się z nią podzielić uprzednio Qlaira, ale główną różnicą był brak stali przy gardle oraz stosunkowa swoboda oddechu, którą mogła się cieszyć przez większość czasu, nie mniej nawet wtedy gdy nie mogła, nie było w tym zagrożenia życia.

Mimo to nie sprawiała mu przyjemności długo. Rzeczywiście był zmęczony, ona zresztą również potrzebowała odpocząć po tym szalonym dniu, który zakończył dla niej pewien okres bytności w bastionie, nie siedziała już w złotej klatce Quetapina, nie buntowała się a w bastionie? Chyba miało się sporo uspokoić po pozbyciu się buntowników. Wciąż miała mieszane uczucia co do elfa, wtulona obserwowała rysy jego elfiej twarzy oraz inne fragmenty jego elfiego ciała. Był przeznaczony do swojej profesji, tego była pewna. Nie potrafiła jednak jednoznacznie powiedzieć co czuła. Z jednej strony go nienawidziła. Z drugiej, możliwe, że dzięki niemu ją oszczędzono, dzięki jego parszywej wizycie ostatnim razem. Im dłużej zagłębiała się w te myśli, tym coraz bardziej była skołowana sytuacją, w jakiej się znalazła i pozycją, w jakiej była. Czy wciąż mogła się nazywać czarodziejką z tymi więzami, których nie mogła zdjąć w obawie o swoje życie? Myślała wtedy o słowach Qlairy i o tym co musiała ona przedtem przeżywać. Czy to zwiastowało jej podobny los? Liczyła, że nie, nie była przecież ladacznicą zarabiającą w ten sposób na siebie. Zrobiła to wszystko, bo ugrał dla niej szansę, tak sobie mówiła.

Nie była zabójczynią i obiecała coś wszystkim, stąd jakakolwiek krzywda dla elfa nie wchodziła nawet w grę, zresztą, co by wtedy zrobiła? Nie miała już planów. Nie chciała mieć planów poza pozbyciem się tamtego goblina gdy nadejdzie odpowiednia pora. Zastanawiała się też, co przyniesie jej jutro i rozmowa z tą, która zajmowała się sługami. Nie wiedziała, co dla niej przygotują ani jaka rola jej przypadnie. Podniosła się, podpierając ręką wciąż o łóżko. Była w tej chwili sama, nie licząc śpiącego elfa. Ciemność nadawała temu pokojowi wyjątkowy spokój, właśnie tego potrzebowała, spokoju.

Ból, jaki ją dopadł był częściowo oczekiwany, spodziewała się doświadczyć GO dzisiejszej nocy albo i po nadejściu poranka, nie miała jednak pojęcia, że będzie to taki ból. Zależało jej jednak by jak najbardziej przytłumić swoje zmysły i nie obudzić elfa. Przez chwilę zwijała się w trakcie tej chwilowej agonii. Odsunęła się od elfa, nie mogła mu przeszkadzać. Dostrzeżona przez nią krew odrobinę wybiła ją z rytmu. W tej chwili czuła jakby coś straciła, ale nie potrafiła poskładać do kupy wszystkich elementów dzisiejszego dnia. Zsunęła się z łóżka, starając się nie przejmować dostrzeżoną krwią. Nie wiedziała nawet, co w tej chwili powinna zrobić. Nie chciała wyć ani krzyczeć, na stole na szczęście był alkohol i docierało do niej, że nie potrzeba jej dużo by się upić, nie na pusty żołądek i nie z jej posturą. Pewnie dlatego też mikstura Havrotii zadziałała, nawet mimo pozbycia się większości w trakcie wymiotów. Możliwe, że mikstura o takim natężeniu mogła ja nawet zabić. Nie chciała się kłopotać zbyt skomplikowanymi myślami. Chciała się napić. Jak najwięcej, jak najszybciej. Nie pijała do tej pory zbyt wielu alkoholi, pozwoliła więc sobie pić z tej otwartej, jak najwięcej, jak najszybciej. Kilkanaście głębokich łyków wina powinno jej wystarczyć, potem zamierzała się po prostu położyć, gdzieś na łóżku, zupełnie swobodnie, chciała zasnąć i doczekać poranka, zostawiając ten dzień, jak i wieczór za sobą.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

249
POST BARDA
Alkohol stłumił ból i pomógł uciszyć myśli, które kołatały się po głowie Kamirin. Nie wiedziała, kim była, jaki element machiny Bastionu stanowiła - jedynym pewnikiem w jej życiu była krew na udach i rytmiczne, powolne oddechy Azeliela, który spał tuż obok. Bastion nocą był cichy, gdy nic w nim nie wybuchało. Ciszę przerywało cykanie świerszczy, które szybko ułożyły Kamirę do snu. Ciało szukało ciepła u drugiego, złożonego tuż obok.

***

Ze snu Kamirę wyrwał ruch na łóżku, gdy materac zapadł się obok nie, a dobudziło szuranie i krzątanie się po pokoju, którego dopuścił się elf. Otworzyła oczy, by móc nacieszyć się widokiem muskularnych pleców, gdy Azeliel wiązał włosy w typowy sposób. Plącząc sznurek wokół nasady kucyka, nieumyślnie dawał Kamirze pokaz mięśni grających pod bladą skórą.

- Nie śpisz? - Zagadnął do niej, gdy obejrzał się, by sprawdzić jej stan. - Widzę, że eliksir podziałał. - Nawiązał do krwi w pościeli. - Jesteś w stanie wstać?

Kamira czuła skutki herbatki... a może wina? Świat wydawał jej się zbyt jasny i zbyt głośny. Głowa bolała, jakby na skroniach zaciskała się żelazna obręcz, a w ustach było tak sucho, jakby najadła się pustynnego pyłu. Dreszcze przechodzące po ciele mogły sugerować gorączkę lub ogólne osłabienie.

- Chcę ci coś pokazać. Myślę, że się ucieszysz.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

250
POST POSTACI
Kamira
Cisza i spokój, właśnie tego potrzebował, musiała również uśpić i przytępić wszelakie swoje odczucia, że też doszło do tego, że zdecydowała się zwyczajnie... Upić. Mimo to był to chyba najprostszy i najmniej krzywdzący ze sposobów jakich podjąć się w tym celu mogła.

Oczy otwierała powoli i chociaż wpierw usłyszała dźwięki, to nie chciała od razu wstawać ani się zrywać. Słyszała jak się krzątał, każdy dźwięk docierał do niej ze znacznie silniejszą częstotliwością niż normalnie. Czy właśnie tak oddziaływał na nią alkohol? Nie była pewna czy to wszystko zasługa wina. Obwiniała też miksturę goblinicy która zrobiła jej niezły sajgon w brzuchu tej nocy. Nawet nie chciała myśleć ile potencjalnego bólu oszczędziła sobie po prostu pozbywając się przytomności.

– Mhmm — Mruknęła tylko w jego kierunku, delikatnie przekręcając się na bok, by sprawdzić czy ból w podbrzuszu ustał, czy wciąż ją nawiedza. Nie była w stanie dobrze wpatrzeć się w elfa. Było wyraźnie za jasno, szybko zamknęła oczy, gwałtownie, również nie kryjąc rysującego się grymasu. Głowa zwyczajnie ją bolała, czuła suchość i zgagę... Było to uczucie skrajnie nieprzyjemne a było jeszcze gorsze przez to, że wciąż drżała i nie mogła tego opamiętać. Trzęsła się. Mimowolnie spojrzała na na zakrwawioną pościel oraz swoje łono. Noc jak widać była obfita we "wcale nie takie niespodziewane" niespodzianki. Nie patrzyła długo. Doskonale wiedziała co to znaczyło i wcale nie czuła się z tym dobrze. Postarała się podnieść do pozycji pół siedzącej ale wciąż się trzęsła, było to widać. – Ch-chyba mam gorączkę. Robi mi się zimno — Powiedziała dość cicho. Nie była fizycznie silna i nawet ten fragment mikstury tak ją sponiewierał. Nie miała pojęcia nawet jak długo będzie to trwało ani jak bardzo jeszcze w nią uderzy albo mogło uderzyć gdyby nie zwymiotowała całości. – N-nie wiem, ale chyba muszę — Próbowała się podnieść, nie chcąc nawet teraz być ciężarem i problemem dla elfa. – Muszę się umyć — Wydukała cicho. I miała na myśli w tej chwili zupełnie wszystko. Zarówno krew jak i efekty nocnych igraszek.

Czuła coś na wzór przytłumionego pozostałymi zmysłami smutku, ale nie miała pojęcia skąd się wziął. Czy żałowała swoich wczorajszych decyzji? Możliwe, choć nie wiedziała czy ponownego oddania się Azelilowi, czy może chodziło o miksturę? Nie czuła się dobrze. – Co chcesz mi pokazać? — Obawiała się tego co mógł chcieć jej zaprezentować. Czy to była głowa Quetapina na palu a może coś dużo gorszego?
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

251
POST BARDA
Azel skończył z włosami, wciągnął na siebie koszulę. Poprawiając zapięcia przy nadgarstkach, spojrzał na Kamirę z góry. Był sporo wyższy od niej, a kiedy stał, a ona została na łóżku, tym bardziej nad nią górował.

Ból wciąż był odczuwalny, ale ledwie ćmił, przeszkadzał, aniżeli sprowadzał na czarodziejkę cierpienie. W porównaniu do ogólnoustrojowych efektów, jakie niosła za soba mikstura i alkohol, był jak ugryzienie komara przy złamanej nodze.

Spojrzenie Azeliela również powędrowało do krwi na pościeli. Skrzywił się delikatnie. Nie było to to, co chciał widzieć we własnym łóżku.

- Zostań. Przyślę kogoś z wodą. - Powiedział. Nie skomentował jej stanu, bo i cóż miał mówić? Nie wyglądał, jakby się tym przejął. - Skoro zdołałem się obudzić bez poderżniętego gardła, pozwól, że uznam, iż jesteś w miarę rozsądna. - Dodał juz mniej miło. - Zobaczysz.

Niespodzianka musiała poczekać. Azeliel wyszedł i zamknął za sobą drzwi, ale nie słyszała szczęku klucza w zamku.

Nie czekała nawet dwudzdiestu minut, gdy do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Nie było to zwykłe pchnięcie drzwi, a osoba, która była za warstwą drewna, miała problem z dostaniem się do środka. Sytuacja wyjaśniła się, gdy odrzwia w końcu puściły - ork wtoczył się do środka. W obu rękach niósł wiadra pełne wody, które najwyraźniej przeszkadzały mu w dostaniu się do środka.

Łysa głowa i ciemna skóra orka były dla Kamiry znajome. Wysłany przez Azeliela z kąpielą był nikt inny, jak Ghorak syn Ghorkina, zwany też Bulionem.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

252
POST POSTACI
Kamira
Nie było z nią tak źle jak to rysowała. Mimo to część z tego co czuła była efektem realizacji z tego co zrobiła i jak wczorajszego wieczora nisko upadła, byle przeżyć i byle dalej dążyć do realizacji swoich celów, nawet jeżeli musiała zaczynać od nowa z zupełnie niższej pozycji. Nie mogła liczyć na dobre samopoczucie w chwili gdy wszystko co udało się jej osiągnąć to ocalić życie i to przez kogo? Przez tego potwora który ją skrzywdził, przez tego samego któremu znów, tym razem dobrowolnie się oddała. Czy taki był właśnie los kobiet niskiego statusu w bastionie? Możliwe, że upadła niżej niż zwykła służka.

Kiwnęła do niego głową, jakby zdając sobie sprawę z tego, że zdała "test" skoro on wciąż żył. Nie zdradził jej wtedy tajemnicy jaką dla niej miał zamiar odkryć. Słyszała jak drzwi zostają zamknięte. Wtedy też przymknęła oczy ponownie, chcąc odciąć się na kilkanaście jeszcze minut od niewygody przynoszonej przez efekty mikstury i trunków oraz samo słońce. Czuła, że wraz z dreszczami będzie się jej odrobinę kręciło w głowie. Na pewno nie czuła się zupełnie trzeźwo. Która była właściwie godzina... Co za różnica...

W końcu ktoś zaczął dobijać się do drzwi, nie miała poczucia czasu, ale odgłosy te wyraźnie ją rozbudziły. Nawet jeśli poczuła niepokój, nie ruszyła się. Nie chciała dać po sobie tego poznać, komukolwiek kto wszedłby do środka. Leżała... Tak jak przedtem. Dopiero gdy drzwi puściły i jej mimowolne spojrzenie zawiesiło się na orkowej sylwetce zdecydowała się podnieść ponownie i podeprzeć ręką – G-ghorak? B-bulion? — Powiedziała cicho, jakby niepewnie. Patrzyła tak przez chwilą, nie będąc pewną czy nie jest to jakaś majaka senno-pijacka, wzmocniona znacznie silniejszym odbiorem bodźców i światła.

Postarała się wstać. Przyglądała mu się. Nie miało to znaczenia, że nic na sobie nie miała i tak ją już widział w pałacu Moxiclava. Co prawda krew na pościeli i zakrwawione uda mogły wyglądać dla niego niepokojąco lecz w tej chwili nie przejmowała się tym, bo nie liczyła się ona a to, że był tutaj on — żywy. – T-to na prawdę ty? — Zbliżyła się powoli w jego stronę. Chciała dotknąć jego orkowej ręki, musiała się upewnić, że to na pewno on. – Ty żyjesz... — Powtarzała parokrotnie te słowa, niknące coraz bardziej, jedne po drugich. – Postaw — poleciła mu odstawić wiadra a potem, zwyczajnie, mimo, że wciąż drżała przytuliła go. Był to zupełnie szczery gest. Nie zrobiła tego straszliwie mocno, ale chciała mu pokazać, że mimo wszystko tęskniła za nim. – Byłam zła we wszystkim i beznadziejna. Wiem, że nie wybaczysz mi wszystkiego, ale chciałabym byś wiedział, że martwiłam się o ciebie, nie chciałam byś musiał cierpieć. Wszystko w porządku? — Skupiła się na jego dużej orkowej buzi, z zaskoczenia a jej mina sugerowała w tej chwili wyraźne zatroskanie dobrobytem i obecnym stanem i bytem orka.

W kwestii obmycia się. Nie chciała w to mieszać Ghoraka. Wolała by sobie usiadł i odpoczął. Sama jako służka nie mogła mieć przecież sług. – Mam nadzieję, że traktują cię dobrze... — Nie chciała wspominać losu jaki spotkał Quetapina, lecz on na pewno już wiedział jaki los spotkał barda. – Ja sobie sama poradzę, proszę, nie poświęcaj mi więcej czasu niż konieczne. Nie chcę ci sprawiać problemów — Jedyne co obecnie mogła dla niego zrobić to trzymać się z dala, by nie wciągać go przypadkiem w kłopoty i nie zabierać mu czasu który mógłby poświęcić na własny odpoczynek lub na pracę dla kogoś wpływowego.

– J-ja też nie powinnam marnować czasu. Azelil nie będzie zadowolony jeśli to potrwa za długo — Również wyraziła swoją obawę przed postawieniem elfa w sytuacji w której on wróci a ona wciąż nie będzie umyta i gotowa, dlatego mimo dreszczy zaczęła się zwyczajnie obmywać, od góry do dołu, czym tylko mogła, no i woda z tych nieszczęsnych wiader. Starała się nie narozlewać i nie zmoczyć wszystkiego w pokoju w trakcie.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

253
POST BARDA
Bulion uśmiechnął się na widok Kamiry. Jego zniekształcone kłami usta rozciągnęły się, odstawił wiaderko i sam również objął Kamirę, najwyraźniej nie mając jej za złe, że to przez nią trafił do niewoli. Pokręcił lekko głową, przekazując jej, że nie ma jej za złe. Wyglądał na zmartwionego, czy nawet przestraszonego krwią na jej udach i nawet chciał zaproponować pomoc, wyciągając dłoń w jej stronę.

Nie powiedział jednak ani jednego słowa.

- Podoba ci się moja niespodzianka? - W drzwiach stanął Azeliel. Musiał słyszeć jej ostatni komentarz, nazwiązujący do niego samego. Oparł się o framugę i przyglądał, jak dziewczę wyciera krwawe zacieeki ze swoich nóg. - Wiedziałem, że będziesz szczęśliwa. Spójrz, Ghorakowi też się podoba.

Bulion posłał Azelielowi spojrzneie, jednak zaraz później służalczo spojrzał w podłogę.

- Możesz się zastanawiać, dlaczego nie przywitał cię choćby "dzień dobry"? - Ciągnął dalej elf. - Cóż, wszyscy mieli dość jego gadania o zemście. Ja chyba nawet bardziej, niż Kharkun. Teraz niczego już nie powie. Istne błogosławieństwo!

Czarodziejka dostrzegła w dłoniach Azeliela sztylet, ten sam, którym kiedyś naciął jej policzek, ten sam, którym groził jej, gdy nie chciała poddać się jego woli. Nie bez powodu akurat tym drobiazgiem zaczął się bawić, przerzucając go z dłoni do dłoni i własnym opuszkiem sprawdzając ostrość ostrza.

- Ghorak, byłbyś tak miły i posprzątasz podłogę po tym, jak Kamirin skończy już rozlewać.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

254
POST POSTACI
Kamira
Z początku sądziła, że nie odzywa się, bo jest mu ciężko pogodzić emocje, zwłaszcza że mógł nie wiedzieć, czy jest na nią zły, czy może jest w stanie wybaczyć jej występki, jakie mimowolnie poczyniła. Szukała aprobaty w jego słowach, ale żadnej nie otrzymała i bardzo szybko wyjaśniło się, dlaczego Bulion się nie odzywał. W pierwszej chwili słowa Azelila trafiły w nią jak strzała. Spojrzała na orka z okropnym wręcz żalem gdy to usłyszała. Żałowała go i to bardzo, bo wszystko, co go spotykało to jedynie krzywda i poddaństwo. Nie, żeby sama obecnie nie doświadczała czegoś podobnego, lecz jej nie ucięto języka ani jej nie oślepiono. Co prawda odebrano jej coś równie ważnego, to wciąż nie mogła sobie wyobrazić, jak on musiał to przeżywać. Krzywda, jakiej doświadczył, była równie wielka, bo to skutecznie odbierało mu szansę na zmianę losu na lepszy i odzyskanie jakiejkolwiek pozycji. – Ja... Tak, to najlepsza niespodzianka, jaką mogłeś mi podarować. Jestem ci niezmiernie wdzięczna, że nie pozbawiono go życia — Skłoniła głowę w kierunku elfa, a wraz z tym podążyły i plecy, łamiąc się niemal w pół, przerwała na moment to, co robiła. Widziała sztylet w jego dłoniach, to nie były przelewki i w tej chwili, przełknęła ślinę i tak jak i ork, patrzyła przez moment w podłogę. – T-to prawdziwe błogosławieństwo, że teraz nikt nie zagrozi władzy Kharkhuna — Trudno szło jej cedzenie tych słów cicho przez zęby, chciała jednak by Azelil usłyszał jej wypowiedź. Bulion musiał zrozumieć, że żadne z nich nie jest już w pozycji do oporów. On już służył od dawna a ona? Zaczęła swoją służbę w świetle księżyca.

Sztylet, którym bawił się w rękach, nie był przedmiotem nieznanym. Kojarzyła gdy jego zimne ostrze nacinało skórę jej policzka, nie wspominała dobrze tego pieczenia. Starała się dalej nie spoglądać w stronę bawiącego się Azela, chciała kontynuować swoją... Kąpiel? Trudno było to nazwać właściwą kąpielą. Wzięła kilkanaście głębszych oddechów, kładąc rękę na brzuchu, wciąż jej dokuczało i odrobinkę się trzęsła, nie chciała robić jednak z tego dużego problemu. Zacisnęła mocno zęby gdy elf prosił Ghoraka o posprzątanie bałaganu, który robiła. – P-pozwól mu odpocząć, niech napije się wina. Ja sama posprzątam, proszę, pozwól mi — Czuła się winna losowi orka. Zdawała sobie sprawę, że nigdy mu tego w żaden sposób nie wynagrodzi i nawet nie ma co próbować. Nie mniej, nie mogła pozwolić mu znowu na bezwzględne usługiwanie sobie. Mimo wszystko, była to tylko jej prośba, bo na więcej nie mogła sobie pozwolić. Jeśli zdecydował się odrzucić jej prośbę, musiałaby się z tym pogodzić. Nie wiedziała jeszcze co elf dla niej na dziś zaplanował.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

255
POST BARDA
Bulion nie widział współczujących spojrzeń Kamirin. Ze zwieszoną głową czekał, aż ta skończy swoją kąpiel, wpatrując się w powoli namakajacy dywan. W niegdyś dumnym orku, który opowiadał Kamirze o swojej zemscie, została nawet iskierka motywacji, którą miał jeszcze niedawno, gdy przysługiwał się Quetiapinowi. Za to Azeliel wyglądał, jakby żył właśnie dla takich chwil.

Szeroko uśmiechnięty w ten okropny, złośliwy sposób, elf obracał ostrze w dłoniach. Światło poranka tańczyło w wypolerowanej powierzchni, wydobywając z niej kolory, których normalnie nie prezentowała sobą ciemnoszara stal. Karmazyn błyskał złowrogo, jakby był wspomnieniem dawnych krzywd, aniżeli odbitym obrazem. Spojrzenie Azela wędrowało od orka, do Kamirin, prześlizgując się po jej nagim ciele, jakby oceniając je, gdy w końcu mógł widzieć wszystkie jej kształty. W nocy nie był tak wybredny i wydawał się zadowolony, badając ciało Kamiry, dłońmi sięgając do wszystkich jego zakątków.

- Lepiej, żeby tak zostało. - Prychnął na stwierdzenie czarodziejki. - Szkoda byłoby pozbawiać nas kolejnych przyjaciół. - Sarknął. Najwyraźniej przeszła mu już żałoba po Quetiapinie. - Szkoda byłoby też, gdyby okazało się, że Ghorak nie potrzebuje używać rąk, skoro może sobie odpoczywać. Po cóż ci ręce, Ghorak?

Bulion zrozumiał aluzję w oka mgnieniu. Łapiąc za ściereczkę, zamoczył ją w chłodnej wodzie z wiaderka, a następnie zaczął wycierać nogi Kamirin, pomagając jej w kąpieli. Jeszcze większa ilość wody wylądowała na podłodze, gdy ork nie tracił czasu nawet na to, żeby wyżymać ścierkę.

- Zastanowiłaś się już, Kamirin, jak wywabisz gobliny z ich jaskiń? Może jakiś mały wybuch?

Mogli rozmawiać przy Ghoraku. I tak nikomu niczego nie powie.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”