Port i okolice miasta

61
POST POSTACI
Vera Umberto
Znów uniosła wzrok na Yetta, tym razem zawieszając go na jego twarzy na dłużej. Rzadko widywała go w tak nędznym nastroju. Potrafiła sobie wyobrazić kilka powodów, które mogły być tego przyczyną, ale najbardziej prawdopodobne wydawało się, że mleko od Belli przestało działać i wrócił ból, którego wczorajszy brak był miłą odmianą. Czy jego wzrost też wrócił do normalności? Miała jeszcze jedną butelkę, mogła mu ją oddać, a potem zaplanować ponowną podróż na północ. Może nie od razu, już, za chwilę, ale za jakiś czas. Za miesiąc, może? Ostatnia bardzo im się opłaciła, dobra z drugiej strony świata były na południu dużo warte. Popłyną do Portu Erola, nakupią tamtejszych alkoholi, bo beczki rumu wydawały się być przez Bellę doceniane i udadzą się do Svolvar, by wymienić je na to, co Corinowi tak pomagało. Oficer mógł sobie protestować do woli, Vera już postanowiła.
Nic mu nie odpowiedziała, ale uniosła dłoń i przesunęła nią po jego plecach, w geście, który choć nie rekompensował zmarnowanej nocy, to mógł nieco uspokoić zszargane nerwy Yetta. Mógł, nie musiał. Umberto nie była najlepsza w takich rzeczach, ale starała się jak mogła. Uczyła się. Wiedziała na przykład, że Corin doceniał każdy czuły gest z jej strony, bo zazwyczaj nie było ich zbyt wiele. Ten też nie był szczególnie wylewny, ale był, tak?
Zanim zdążyła zadecydować, co zrobić z Weswaldem, ten zdążył wzniecić pożar w kajucie Sovrana.
- Kurwica mnie z nimi wszystkimi kiedyś strzeli, przysięgam - warknęła i ruszyła w stronę drzwi, spod których wydobywał się dym. Wątpiła, by do rytuału oczyszczenia potrzebne było go aż tyle, ale choć szła dość zdecydowanie, pod samym wejściem zawahała się na moment.
Załomotała w drzwi.
- Pogad? Co tam się dzieje? - spytała, a jeśli nie otrzymała odpowiedzi, lub otrzymała niepokojącą, szarpnęła za klamkę i zajrzała do środka.
Obrazek

Port i okolice miasta

62
POST BARDA
Yett zaciągnął się głęboko i odetchnął, wypuszczając z płuc gęstą chmurę dymu. Przymknął na moment powieki, delektując się rozlewającym po ciele uczuciem. Makowe ziele doskonale działało na jego zszargane nerwy, a dym przynosił ukojenie. Równie dobrze działa dotyk Very. Gdy jej dłoń dotknęła jego ciała, uchylił powieki i spojrzał na nią, uśmiechnął się lekko. Wciąż był wyższy, niż pamiętała. Chwilowo nic nie mówił, ale gdy już zamierzał, sytuacja od strony kajuty elfa rozwiała jakąkolwiek miłą atmosferę, która rodziła się między małżonkami.

- Podusi nas tu zanim wyleczy Smolucha! - Krzyknęła Pogad z wnętrza kajuty, a ostatecznie sama otworzyła drzwi. Nie tylko ich skrzydło uderzyło Verę, ale za moment dostała jeszcze po nozdrzach duszącym dymem palonych ziół... Które chyba nadpaliły również zaimpregnowane deski podłogi.

- Wszystko w porządku! - Krzyknął spanikowany Weswald. Sovran dalej kasłał, leżąc na swoim łóżku i cierpiąc od trucizny. W jasnych oparach Vera widziała, że nie tylko kaszel wstrząsał jego ciałem.
Obrazek

Port i okolice miasta

63
POST POSTACI
Vera Umberto
Uderzenie drzwiami na chwilę ją otępiło. A może zrobił to dym, który otoczył ją chwilę później...? Nawet nie zaklęła, bo sama była sobie winna, nieuważnie podchodząc tak blisko. Potarła tylko ramię, w które oberwała i wychyliła się, by zajrzeć do środka.
A to, co tam zobaczyła, wcale się jej nie podobało. I co to było za wypalanie śladów w deskach statku! Może i w Svolvar robili to samo, ale tam podłoga była inna, nie zostawały aż takie czarne plamy, dało się to doszorować! Sam Sovran też nie wyglądał dobrze. Drgawki mogły towarzyszyć usuwaniu trucizny, prawda? Tak sądziła? Spodziewała się zobaczyć na jego twarzy wyraz ulgi, ale chyba się mocno przeliczyła. Co ten Weswald mówił...? Że nie mógł znaleźć praktyk? Może wcale nie przez irytujący charakter?
Ulu, zlituj się.
- To tak ma być? - spytała rudego. Nie chciała mu za bardzo przeszkadzać, ale bez przesady. Zmarszczyła brwi. - Nie wygląda najlepiej. Jak coś zjebałeś to powiedz, żeby nic dodatkowo nie pogorszyć.
Może powinni byli porwać jednak tamtego doświadczonego uzdrowiciela?
Obrazek

Port i okolice miasta

64
POST BARDA
- Na dobroć Sulona! - Denerwował się Corin, łapiąc Verę przed tym, jak zdążyła upaść, choć w gruncie rzeczy jej to nie groziło. - Co wy tam wyrabiacie?! Weswald, miałeś mu pomóc!

- Tak jest, panie Yett! Wszystko jest w porządku!


- To czemu chcesz nam spalić statek? - Dodała Pogad, zdenerwowana.

Może to właśnie słowa Yetta sprawiły, że Weswald w końcu wziął się w garść i skupił na działaniu? Wyszeptał parę słów w obcym języku i zamachał ramionami, jakby to jego układ nerwowy dostał paraliżu zamiast tego należącego do pacjenta! Kiedy jednak opuścił ręce i złożył je jedna na drugiej na klatce piersiowej chorego, był już spokojny i skupiony. Gdy zaczął powoli wznosić ręce, przyklejona była do nich niewielka, brunatna kulka. Wydawała się klejąca jak smoła. Nie było magicznego światła ani żadnych innych fajerwerków, nie otworzył się portal, nikt nie padł trupem.

- Z drogi! - Wrzasnął uzdrowiciel, a mijając Pogad, Verę i Corina dopadł do burty, by wyrzucić do wody zawartość dłoni. Oparł się ciężko o reling.

Pogad warknęła i zaczęła deptać płonące zioła, choć żarzyła się już spora część podłogi, za to Sovran usiadł na łóżku, wolny od efektów trucizny. Zasłonił rękawem usta i nos, krztusząc się dymem. Nie dane mu było odpocząć.

- Dajcie wodę! Szybko! - Wrzasnęła Pogad.
Obrazek

Port i okolice miasta

65
POST POSTACI
Vera Umberto
Normalnie zapewne rzuciłaby jakimś zirytowanym komentarzem, coś na temat tego, że potrafi sama ustać na nogach, ale chwilowo każdy dotyk Yetta był dla Very mile widziany, nawet taki chwilowy i wywołany przez Weswalda, podpalającego statek od środka. Nie była pewna, jak długo będzie ją to trzymać. Może mimo dramatycznych wydarzeń ubiegłej nocy wciąż czuła wpływ emocji, jakie przepełniały ją podczas ślubu. Powstrzymała tylko syknięcie bólu, gdy poczuła nacisk na poranionej skórze. Corin nie musiał wiedzieć, jak była obolała. Zaraz by zaczął skakać przy niej jak przy jajku.
Nie przeszkadzała w rytuale, gdy rudy już się uspokoił i skupił. Widok smolistej cieczy opuszczającej ciało Sovrana wywoływało w Verze ogromną ulgę. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mag miałby umrzeć przez fakt, że postanowił zepchnąć ją z drogi lecącego sztyletu. Yett mógłby jej tego nie wybaczyć. Znów przypomniała sobie o tym, jak głaskał mrocznego i trzymał go za dłoń, więc odsunęła się od niego w nagłym przypływie frustracji... i zdecydowanie niepokoju, wywołanego przez żarzącą się podłogę.
Owszem, potrzebowali uzdrowiciela. Czuła, że będą go jeszcze potrzebować w najbliższych miesiącach. Ale ten uzdrowiciel nie mógł sam w sobie stanowić zagrożenia dla Siódmej Siostry! Zrobił to, po co przyprowadziły go na statek, więc Umberto powstrzymała się od gorszych komentarzy, niż kilka wysyczanych przekleństw, gdy później powtórzyła wołanie Pogad, domagając się od załogantów wody. Gdy te kilka miesięcy temu Sovran pokazywał jej wizję Siostry w płomieniach, nie spodziewała się, że pożar wywoła nieporadny uzdrowiciel!
Kiedy ktoś, popędzony przez nią, poleciał po wodę, ona weszła do kajuty elfa i rozejrzała się w poszukiwaniu dzbanka z czymś do picia. Na pewno miał tu jakieś rozwodnione wino, czy coś! Nie wystarczy to do pełnego ugaszenia całego tego dymu, ale powinno pomóc przynajmniej częściowo. Potem złapała rękę Sovrana i przeciągnęła ją sobie przez ramię.
- Chodź stąd. Pogad to ugasi - rzuciła do niego, pomagając mu podnieść się na nogi. - Powinieneś czuć się lepiej. Jest lepiej?
Wyprowadziła go z kajuty i przekazała Corinowi, a gdy upewniła się, że wszystko z nim było w porządku, ze znacznie mniejszym ciężarem na sercu odwróciła się do Weswalda. Obserwowała go przez chwilę.
- Zaprowadź Sovrana do sąsiedniej kajuty. Albo na dół, do Oleny, niech go zbada - poleciła oficerowi. - Potem przyjdź do kapitańskiej.
Podeszła do rudego i oparła się o reling obok niego. Przekrzywiła lekko głowę. Jej ciemne włosy zsunęły się z ramienia.
- Wszystkie rytuały odprawiasz z takim przytupem? - spytała. - Chodź ze mną. Musimy porozmawiać.
Obrazek

Port i okolice miasta

66
POST BARDA
Yett nie miał pojęcia o bolączkach Very i nie puścił jej tak chętnie, jak być może powinien. Każdy dotyk się liczył, nie tylko dla żony, ale również dla męża. Gdy skończą z całym zamieszaniem z ciemnymi elfami, z pewnością będą musieli nadrobić noc poślubną ze wszystkimi jej atrakcjami, ale z wyłączeniem ataku wrogów, gróźb podbiciem wyspy i olbrzymich pająków.

Weswald spojrzał w stronę kopcącej się podłogi i pisnął, ale zamiast rzucić się do pomocy, cofnął się, przerażony.

- Pali się! - Jęknął.

Sovran nie walczył z Verą. Przeniósł na nią ciężar swojego ciała i wciąż pokasłując zza rękawa, pozwolił się wyprowadzić. Nie bronił się też przed wpadnięciem w ramiona Corina.

- Lepiej. - Mruknął chrapliwie między kaszlnięciami, potwierdzając, że zabiegi Weswalda podziałały.

Oficer nie dyskutował, skinął głową i poprowadził elfa pod pokład, jednocześnie schodąc z drogi biegnącym z wodą piratom. Czegokolwiek użyto do impregnowania podłogi, dobrze się paliło. Dymu było coraz więcej, pojawiły się pojedyncze języki ognia, które syczały przeraźliwie, gdy spadała na nie woda z kolejnych wiader. Pogad dowodziła akcją gaśniczą.

- Ja nie chciałem! - Powiedział od razu Weswald, gryząc własne paznokcie. Wyglądał na przerażonego. - Musiałem zapalić zioła, ale to... jeszcze nigdy się nie zdarzyło! Dyptam nie był taki suchy! - Wyjaśnił, bez wahania idąc za Verą. Wkrótce miał do nich dołączyć Corin.
Obrazek

Port i okolice miasta

67
POST POSTACI
Vera Umberto
Wchodząc do kajuty kapitańskiej, zrobiła najpierw dwa kroki w lewo, by zamknąć drzwi prowadzące do byłej kwatery Yetta, teraz stanowiącej część sypialną. Lubiła korzystać z faktu, że mogła ją oddzielić, gdy kogoś przyjmowała. Dawało jej to zupełnie nową prywatność.
- Ugaszą to - machnęła ręką w bliżej nieokreślonym geście. Ufała w to, że Pogad poradzi sobie ze zorganizowaniem ludzi na tyle, by w pokładzie nie wypaliła się dziura do niższego poziomu, albo żeby nie zaczęła płonąć cała nadbudówka. Grunt, że Sovran przeżył, że toksyna została usunięta z jego ciała. Jak już rozmówi się z Weswaldem i zdecydują, co robić z jego pomysłami podróżowania po świecie na pirackim statku, będzie musiała pomówić z mrocznym. Może teraz, gdy zacznie dochodzić do siebie, nie wejdzie w totalną defensywę na jej widok, tylko dla odmiany odpowie jej na jakieś pytania.
- Corinowi wyleczyli podbite oko, kiedy szukał cię w szkole. Czy to bardzo męczące i skomplikowane, zaleczenie czegoś takiego? Albo... wielu płytkich zadrapań, powiedzmy? - spytała. - Czy do tego też musisz podpalać zioła i podłogę?
Jeśli do tego potrzebne było tylko zaklęcie, Vera była skłonna zapłacić chłopakowi dodatkowo. Nie do końca uśmiechało się jej rozbieranie się przed kimś, kto nie był Oleną - bo do niej już się przyzwyczaiła - ale wizja ran znikających w zaledwie kilka sekund była naprawdę kusząca.
- Dzięki. Za Sovrana - powiedziała. Prawie o tym zapomniała, a przecież chłopaka wiele nerwów kosztowało choćby podejście do mrocznego elfa. - Posłuchaj. Jeśli chodzi o twoje wypłynięcie z nami... musisz najpierw coś wiedzieć. Musisz wiedzieć, co się dzieje na świecie. Co nadciąga i co niedługo dotrze też do Tsu'rasate. Sovran był tylko jednym ze zwiadów, teraz zaczęła się pełnoprawna inwazja. Nie wiem, kiedy mroczni znajdą się w twoim mieście, ale to może być lada dzień.
Oparła dłonie na biodrach.
- Powinieneś być z tymi, na których zależy ci najbardziej. My też nie będziemy teraz podróżować zbyt wiele. Wracamy na wyspę, bo już dziś w nocy pojawili się tam mroczni. Zabiliśmy ich, ale nie wiem, czy wszystkich. Powinieneś przyjąć ode mnie złoto i dobrze je wykorzystać, zamiast nalegać, żebyśmy cię stąd zabrali.
Obrazek

Port i okolice miasta

68
POST BARDA
Weswald wszedł za Verą i odruchowo rozejrzał się po kajucie, ale nie skomentował jej w żaden sposób. Wytarł dłonie o spodnie, uśmiechając się do Very. Gdy w pobliżu nie było tego okropnego mrocznego elfa, życie było łatwiejsze. Również pożar zniknął z pola widzenia, więc można było całkiem odetchnąć.

- Im mniejsza rana, tym łatwiej. - Powiedział Weswald, ale jego akcent i głupawy uśmiech przeczyły tonowi znawcy. - Zadrapania to ledwie chwila! I nie potrzebuję żadnych ziół. Najwyżej można dać okład z języczka, żeby nie swędziało. - Wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. - A S-Sovran... Bez swoich szat wygląda na mniejszego. I mniej groźnego! Naprawdę go oswoiłaś?!

- Pracowaliśmy nad nim, razem z Osmarem. - Corin wszedł do pokoju, siadł na pobrudzonym fotelu. Nie miał oporów przed sadzaniem pośladków, nawet jeśli tamci stali. - Będzie niegroźny, jeśli nie zajdziesz mu za skórę.

- Tak jest!

- I pani kapitan na rację. Mroczne elfy, takie jak on, zaatakowały.
- Yett bez wahania poparł Verę. - Powinieneś chronić matkę.

- Mute'lakk ją ochroni! - Weswald nie dał się przekonać. Zacisnął dłonie w pięści, podkreślając swoją determinację. - I mój tata! A ja jestem wam teraz potrzebny bardziej, niż kiedykolwiek! Będzie więcej zatrutych sztyletów! Następnym razem to może być ktoś inny, nie ten... Dziwoląg!

Yett podniósł się z fotela.
Obrazek

Port i okolice miasta

69
POST POSTACI
Vera Umberto
Liczyła na to, że Corin zostanie na dole trochę dłużej, by upewnić się, że Sovran jest w dobrych rękach i wszystko z nim w porządku. Zwykle nie był tak skłonny do zostawiania go samego, zwłaszcza, gdy cokolwiek było z nim nie tak - a z nim zazwyczaj było coś nie tak.
- Ugasili to? - spytała go.
Trudno, oboje będą musieli jakoś to przeżyć, ona przyznanie się do tego, że ukrywała przed nim jakiekolwiek obrażenia, a on do nieprzyjemnego widoku, jaki stanowiła jej pocięta skóra. Wystarczająco już była pobliźniona, nie musiał patrzeć na stan jeszcze gorszy, nawet jeśli to były tylko drobne ranki. Bez słowa zdjęła płaszcz i zaczęła rozsznurowywać gorset, dochodząc do wniosku, że zakładanie go dziś nie było zbyt rozsądne, bo za chwilę będzie musiała odrywać od skóry koszulę razem ze strupkami.
- Oswoiłam to złe określenie. Nigdy nie był dziki - doprecyzowała. - Ale zgodził się mi pomóc, kiedy tej pomocy potrzebowałam, a potem stał się częścią załogi. Myślę, że po tym, co zrobił podczas ostatniego ataku, nie tylko ja zawdzięczam mu życie.
Widząc, że Yett wstaje, podenerwowany, Umberto zrobiła dwa kroki, by stanąć pomiędzy nimi. Rzuciła oficerowi tylko jedno spojrzenie spod zmarszczonych brwi. On chyba naprawdę nie lubił Weswalda. Dlaczego aż tak? Jakoś nie przeszkadzało mu, gdy tak samo mrocznego nazywali inni.
- Sovran to elf. Elf jak elf - poprawiła chłopaka chłodno. - Tylko ciemniejszy. Wschodnie są opalone, a wysokie długie i chude. Powstrzymaj swoje komentarze, jak masz takich więcej. A ty się przestań miotać, co ci jest dzisiaj?
Ostatnie słowa skierowała do Yetta, rozkładając ręce w geście irytacji. Potem z powrotem odwróciła się do rudzielca.
- Naprawdę chcesz to zrobić, Weswald? Chcesz wsiąść na piracki statek i na zawsze zostawić Tsu'rasate za plecami? Swoją matkę, ojca, Mute'lakka, ze świadomością, że możesz nie zobaczyć ich już nigdy? Co, jeśli za jakiś czas przypłyniemy tu sprzedać towary i zastaniemy tylko dymiące zgliszcza miasta, a mieszkańców zabitych, albo wziętych w niewolę?
Może potrzebował bardziej obrazowego przedstawienia tego, co mogła przynieść przyszłość?
- Rozumiem, że czekałeś pół roku i liczyłeś na to, że wcześniej czy później się pojawimy. Że powiedziałam ci, że jak skończysz szkołę, to przypłyniemy i wtedy będziesz mógł zdecydować, co robisz dalej. Ale wtedy nie wiedzieliśmy o inwazji. O tym, że mroczni zaleją cały świat. Pomyśl o tym przez chwilę rozsądnie, zamiast się tu oburzać.
Jasne, że przydałby im się uzdrowiciel na pokładzie, ale nie o to w tej chwili chodziło. Ten jeden pieprzony raz nie podchodziła do sprawy egoistycznie, czy rudy nie mógł jej dla odmiany po prostu posłuchać?
Rozwiązała troczki spodni i wyciągnęła z nich koszulę. Złapała za jej brzeg i zawahała się przez moment.
- Na brzuchu jest blizna. Nie komentuj - poprosiła, a potem podciągnęła jasny materiał, pokazując bok. - Możesz to usunąć? Te rozcięcia?
Jeśli Weswald potwierdził, zsunęła też trochę spodnie z lewego biodra, odsłaniając pozostałe.
Obrazek

Port i okolice miasta

70
POST BARDA
- Dalej dymi. - Rzucił Yett, krzyżując ręce na piersi. Na szczęście oboje mogli ufać Pogad w temacie zajęcia się tlącą podłogą w kajucie elfa. Nie obchodził Very, gdy ta zastąpiła mu drogę, ale też ostentacyjnie spojrzał w stronę okna. - Potem ci powiem.- Mruknął. Coś było na rzeczy, ale nie chciał dzielić się tym w towarzystwie uzdrowiciela.

Weswald nie do końca wiedział, co dzieje się między Corinem i Verą. Rozwarł lekko usta.

- Ale on jest taki... dziwny! - Wyjaśnił się, bo czy nie to oznaczało słowo: dziwoląg? Bronił swojego spojrzenia na Sovrana. - Nigdy wcześniej takiego nie widziałem! No, poza wtedy, co żeśmy się spotkali z nimi na statku! - Wspomniał niecodzienne natrafienie na statek-widmo. Po raz kolejny wytarł dłonie o spodnie, musiały mu się mocno pocić ze zdenerwowania. - Ja już nie będę tak mówił, niech se będzie czarny. A-a... - Zawahał się, opuścił wzrok na podłogę. - A może weźmiemy mamę i tatę z nami?

- Na pewno nie. - Sapnął Yett.

- To ich zostawię! Mama mówi, że mam leczyć gobliny, ale ja nie chcę! Ja chcę płynąć z wami, pomagać wam! Tata obroni mamę, jest silny! I Mute'lakk im pomoże! - Podekscytował się rudy.

Kiedy Vera zaczęła się rozbierać, obaj panowie zwrócili ku niej spojrzenie. Yett zmarszczył brwi, zaniepokojony zadrapaniami, o których wcześniej nie wiedział, a Weswald poczerwieniał po same czubki uszu.

- Co to za blizna? - Skomentował uzdrowiciel. - Co się stało? A te rozcięcia... to drobnostka.

Młody uzdrowiciel Weswald pokazał już, że potrafi leczyć. Z wahaniem, zerkając najpierw na Yetta, jakby szukał jego błogosławieństwa w dotykaniu Very, złożył dłoń na zadrapaniach. Zielonkawe światło rozpaliło się spod jego palców, a Vera poczuła nieznośne swędzenie. Zadrapania znikały, pozostawiając świąd.
Obrazek

Port i okolice miasta

71
POST POSTACI
Vera Umberto
Przez chwilę obserwowała Corina badawczym spojrzeniem, ale rozumiała, że mógł nie mieć ochoty wyrzucać swoich problemów przy Weswaldzie. I w sumie ona też wolała, żeby tego nie robił. Rudy nie musiał wiedzieć wszystkiego, zwłaszcza, że zaraz miał dostać swoje złoto i wrócić do domu. Prawdopodobnie. Z drugiej strony, skoro Vera wyraźnie zarysowała mu sytuację, przedstawiła, co najgorszego mogło się wydarzyć, a on wciąż upierał się przy swoim, może zabranie go ze sobą nie było takim głupim pomysłem? Był irytujący i niechcący podpalił pokład, ale nadal był magiem uzdrowicielem, do jakiego normalnie nie mieli dostępu. Sulon jeden wiedział, jak bardzo mógł okazać się im potrzebny w nadchodzących miesiącach.
- Nie - zaprotestowała natychmiast na pomysł zabrania rodziców Weswalda na statek, jednocześnie z Yettem. Bez przesady. Musiałaby mocno upaść na głowę, żeby się na to zgodzić.
Trochę zapomniała o fakcie, że rudzielec leczył głównie gobliny, więc do ludzkich kobiet mógł nie być przyzwyczajony. A może to z Verą miał jakiś problem? Wątpiła, rumieniec miał być skutkiem głupiego, młodzieńczego zauroczenia, bo Umberto nie była osobą, w której można było się zauroczyć. Zmroziła go spojrzeniem. Musiał się wziąć w garść i na całe szczęście to zrobił.
Chociaż, oczywiście, totalnie zignorował jej polecenie.
- Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Nie komentuj - fuknęła. Możliwe, że była trochę przewrażliwiona na punkcie tej blizny. Przygryzła policzek od środka, milknąc na moment i starając się nie zwracać uwagi na swędzenie. - Glewia. Dawno temu - odpowiedziała jednak po chwili, trochę spokojniej, ale mimo wszystko nie chcąc wdawać się w szczegóły.
Poczekała, aż uzdrowiciel skończy, podziękowała mu cicho i zaczęła ubierać się z powrotem. Gorset na razie zostawiła rzucony na fotel, na stertę składającą się z płaszcza z piórami i zniszczonej sukni. Przeszło jej przez myśl, że wcześniej czy później będzie musiała to sprzątnąć, ale jakoś nie potrafiła się do tego zebrać. Wcisnęła koszulę w spodnie i zawiązała je, a potem naciągnęła na siebie płaszcz.
- Idź porozmawiać z załogą. Sprawdź, czy możesz pomóc z tym, co narobiłeś w kajucie na dziobie - poleciła mu, gestem wskazując drzwi. - I wyceń swoje dzisiejsze usługi, chcę ci zapłacić jak należy. Ja w międzyczasie zastanowię się, co zrobić z tobą i twoimi pomysłami. Daj mi kwadrans i powiem ci, co zdecydowałam.
Zanim podejmie jakąś decyzję, musiała porozmawiać z Yettem, bo ewidentnie coś mu leżało na sercu, a do tego nie potrzebowała towarzystwa Weswalda.
Obrazek

Port i okolice miasta

72
POST BARDA


- Ale pomożecie mi znaleźć tatę? - Zagadnął jeszcze Weswald. - Nie chcę złota, ale gdybyście mogli pomóc?

Yett wyraził już swoje zdanie - według niego, nie mieli czasu na ganianie po dżungli. Ostateczna decyzja należała jednak do Very, która dała już Weswaldowi nadzieję na pomoc. Oficer pilnował, by dłonie maga nie zabłądziły tam, gdzie nie powinny, lecz Vera mogła poczuć, że w dotyku Weswalda nie było pożądania, a jedynie chęć wykonania dobrej pracy. Z każdą chwilą, tak jak znikały zadrapania, tak pojawiał się świąd.

- Jeszcze gdzieś? - Dopytał rudy, kończąc leczenie biodra. Otrzepał dłonie. - Masz szczęście, że przeżyłaś tą glewię!

- Kapitanie. - Upomniał Yett szorstko. - Nie pozwalaj sobie!

- Masz szczęście, kapitanie!

- I nie komentuj!


Weswald zamknął usta skończył w ciszy. Jego spojrzenie uciekło do poplamionej sukni i płaszcza, ale jedno spojrzenie na Corina starczyło, by o to nie pytał, przynajmniej nie samych zainteresowanych.

- Idę, kapitanie! Do zobaczenia, kapitanie!

- Wcale za nim nie tęskniłem. - Odezwał się Corin, gdy dzieciak wybiegł z kajuty, szybki i niepokojący jak burza. Ręce oficera szybko znalazły drogę do ciała Very, by objąć ją, a następnie złożyć głowę na jej ramieniu, przytulając mocno. - Za nikim nie tęskniłem. Nie możemy mieć chwili dla siebie, nawet tuż po ślubie? Dość mam mrocznych, pożarów, goblinów, pająków i błota na butach. Dość mam Weswalda, ciagle chorego Sovrana i Osmara, który akurat musiał zostać na Harlen! On powinien się tym zajmować, nie my! Vera, nawet nie będziemy mieć poślubnej podróży... Bo wszędzie już byliśmy. Co nam jeszcze zostało, Vera?
Obrazek

Port i okolice miasta

73
POST POSTACI
Vera Umberto
Skrzywiła się, nie chcąc rozmawiać o ranie, która pozostawiła po sobie tak brzydką bliznę. Owszem, miała szczęście, ale Weswaldowi nie było nic do tego. Przesunęła dłonią po świeżo zaleczonej skórze, zadowolona z braku śladów po nocnej walce, choć nie do końca zadowolona z ogólnego efektu.
- To normalne, że tak swędzi? - spytała. - Tak ma być? Długo jeszcze będzie swędzieć?
Pokręciła przecząco głową. Nic więcej jej nie było i w sumie powinna się z tego cieszyć. Mogła skończyć dużo gorzej, na przykład z zatrutym sztyletem w klatce piersiowej. Obawiała się, że gdyby oberwała prosto w serce, nie zdążyliby dla niej znaleźć żadnego uzdrowiciela.
- Muszę to przemyśleć. Odpowiem ci za kwadrans - powtórzyła, bo najwyraźniej do Weswalda nie dotarło za pierwszym razem.
Obróciła się potem do oficera, który postanowił w końcu podzielić się z nią przyczyną swojej frustracji. A więc nawet sławna cierpliwość Corina Yetta miała swoje granice, hm? Objęła go, splatając mu dłonie na karku. Wciąż był wyższy, podobało się jej to. Może zostanie mu tak na zawsze?
Vera doskonale rozumiała to, o czym mówił. Gdyby to wszystko wydarzyło się dwanaście godzin później, nawet by tak bardzo nie narzekała. Chciała, żeby ten jeden dzień i następująca po nim noc były tylko dla nich. Co dostali w zamian? Stres, groźby niewoli, rany i rejs po ratunek dla Sovrana, który przynajmniej ten jeden raz miał nie stanowić problemu na ich głowie. Przesunęła palcami po karku Corina, pod długimi, związanymi w kucyk włosami, milczac przez chwilę. Zawsze miała w zanadrzu jakiś złośliwy komentarz, albo gotowa była narzekać razem z nim. Teraz zdawała sobie sprawę z tego, ile wysiłku Yett włożył w to wszystko, co odbyło się wczoraj i bardzo nie chciała, żeby źle się czuł z tym, że skończyło się inaczej, niż oboje planowali. Był jedną z bardzo niewielu osób, które budziły w niej te resztki empatii, jakie jeszcze gdzieś w sobie miała.
- Całe nasze życie to teraz będzie jedna wielka podróż poślubna. Chcesz popłynąć gdzieś, gdzie jeszcze nas nie było? - zagadnęła, usiłując poprawić mu nastrój, na tyle, na ile pozwalały na to jej marne umiejętności. - W Porcie Erola słyszałam o wyspie, którą odzyskali po latach, podobno wybudowali tam nową osadę. Nazywa się Kattok. Tam nas jeszcze nie było. A tak... to chyba faktycznie byliśmy już wszędzie.
Nie odsuwała się, pozwalając im obojgu na chwilę oderwania od ponurej rzeczywistości.
- Zawsze możemy popłynąć poza mapy. Zobaczyć, co jest dalej - zaproponowała, choć wiedziała, że to była tylko bzdurna mrzonka, która nigdy nie stanie się rzeczywistością. Nie czuła się z tym źle, ot, tak po prostu było. Westchnęła cicho.
- O niczym innym teraz nie marzę, jak o zamknięciu się z tobą w kajucie na tydzień. Może teraz, jak wrócimy na Harlen, to będziemy mieć trochę czasu dla siebie, hm? - uniosła głowę. - Świat zaraz pogrąży się w chaosie, o ile teraz tego już nie robi. Jeśli chodzi o Weswalda... Może nie być głupie posiadanie uzdrowiciela w załodze. Nawet takiego. Nie lubisz go, co?
Obrazek

Port i okolice miasta

74
POST BARDA
Weswald ostrzegał przed swędzeniem i teraz, gdy Vera została z Yettem, musiała mierzyć się ze świądem, który powodował, że miała ochotę zdrapać sobie skórę do kości. Palce Corina, tańczące po jej bokach, nie mogły w żaden sposób sprawić, by przestało. Młody uzdrowiciel Weswald już uciekł, goniony przez słowa kapitan i srogi wzrok jej oficera. Nie mógł już pomoc.

Magiczne mleko Belli spowodowało, że Yett w ciągu jednego dnia wyrósł o dodatkowe parę cali. I choć niezwykły wpływ napoju mijał, to Corin nie wracał do swojego naturalnego wzrostu. Marzenia Very mogły się ziścić i jej małżonek mógł pozostać tak wysoki. Mimo nowej, jeszcze bardziej imponującej postury, mężczyzna nie wstydził się pokazać swojej miękkiej strony, a z nią również frustracji, którą przyniosły wydarzenia ostatniej doby. Sam jeden mógł wiedziec, ile przygotowań i emocji kosztowało go zorganizowanie ślubu z wybranką swojego życia, tym bardziej, gdy sama Vera wydawała się móc obyć bez oficjalnego zamążpójścia. Zgodziła się jednak oddać mu oficjalnie i mimo tego, los znów zepsuł im chwile radości.

- Popłyńmy na tą Kattok. - Zgodził się. - W którą to stronę? Przejmijmy osadę i zbudujmy tam królestwo pirackiego bezprawia. - Zaproponował nie do końca poważnie. - Póki jeszcze nie ma tam Kompanii, Levanta i przede wszysktim Mrocznych. Ale na razie... oddajmy statek Osmarowi i Pogad. Na tydzień, niech sobie porządzą, my będziemy zajmować się sobą. Uciekniemy do domku Ighnysa. - Dodał, snując piękne plany na przyszłość, które się nie ziszczą. - Musimy jeszcze odebrać zdrajcom Białego Kruka i spieniężyć Albatrosa... Zbierzmy załogi i popłyńmy na Kattok. Na Herbii może nas już nic nie czekać. - Przewidział ponuro, poprawiajac się na ramieniu Very. - I jeśli będziemy mieć Weswalda, po co nam Olena? Dużo włożyliśmy w jej wykształcenie. Nie jest zbyt mądra, ale na pewno mądrzejsza od tego chłopaka.
Obrazek

Port i okolice miasta

75
POST POSTACI
Vera Umberto
Znów, gdy wszystko szło nie po ich myśli, snuli plany na przyszłość, które nie miały szans się ziścić. To chyba był taki ich mechanizm obronny, próby oszukania siebie i całego świata, że mogło być inaczej, niż było naprawdę. Widząc, że Yett tego potrzebuje, Vera nie przerywała mu i nie protestowała, zamiast tego uśmiechając się do niego lekko i starając się nie myśleć o swędzeniu. I na co jej to było? Bok może i z powrotem wyglądał teraz dobrze, ale równie dobrze mogła przecież poczekać, zamiast wymyślać sobie korzystanie z usług uzdrowiciela.
- Będziemy królem i królową? - spytała. - Kattok jest na Archipelagu. To ta wyspa najbardziej na wschód.
...A na Archipelagu nie polowali, więc plan stworzenia tam nowej pirackiej enklawy odpadał w przedbiegach. Ale miło było pomarzyć, tak samo jak o wygonieniu Ignhysa z jego domku na uboczu i zabarykadowaniu się tam z dala od wszystkich. Musiałaby tylko odwrócić portret Erinela przodem do ściany, wyrzucić koty na dwór, żeby się na nich nie patrzyły i mogliby tam siedzieć.
- Dobrze - zgodziła się. - Zrobimy co tylko chcesz.
...Pod warunkiem, że Harlen wciąż będzie na swoim miejscu, jak już tam wrócą.
Gdy temat przeszedł na młodego uzdrowiciela, Vera wciąż nie odsuwała się od Corina, licząc na to, że jej bliskość poprawi mu nastrój przynajmniej na tyle, by mogli to rozsądnie omówić. Inna sprawa, że wcale nie spieszyło się jej do wychodzenia z kajuty, teraz, gdy Sovran był już uratowany. Gdyby nie część załogi pozostała na Harlen i niepewność, co wydarzy się na wyspie pod ich nieobecność, pewnie kajuta kapitańska już teraz zostałaby zamknięta od środka na cztery spusty - nawet jeśli nie była oddaloną od cywilizacji chatką szalonego maga.
- Z truciznami mrocznych elfów nawet Labrus nie mógł sobie poradzić. Olena może i potrafi już dużo więcej, ale razem z inwazją przyjdą rzeczy, na które ani ona, ani ten, który ją uczył, nie będą przygotowani. Co, jeśli nas zaatakują i coś stanie się tobie, a będziemy na środku morza, z dala od Tsu'rasate? Nie będę siedzieć bezczynnie i patrzeć jak... - zamilkła nagle, gdy w jej wyobraźni na miejscu zaszywanego w płótno czerwonowłosego elfa pojawił się Yett. Sovran miał rację. To była słabość. Bała się w tej chwili utraty oficera bardziej, niż czegokolwiek innego. Nie potrafiła przewidzieć, co stałoby się z nią i z Siódmą Siostrą, gdyby zginął. To była przyszłość, jakiej nie umiała sobie wyobrazić.
- Poza tym, mieliśmy popłynąć do Everam, odbić resztki załogi Białego Kruka. Sam obiecałeś Leobariusowi, że się tym zajmiemy. Pamiętasz, co było w Ujściu? Olena z dwoma uzdrowicielami nie wyrabiała na zakrętach. Co nam szkodzi zabrać Weswalda ze sobą? Wyślemy zaraz z nim ze trzech młodych do dżungli, niech znajdą tego jego ojca i wrócą. My w tym czasie możemy poczekać. Zostać... tutaj - dodała ciszej. - Jak się czujesz?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tsu`rasate”