Re: Trakt ku Stolicy
: 20 sty 2018, 21:40
Młodego rycerza mienili Georgiem i nie nadawano mu żadnych przydomków. Sam rycerz był temu przeciwny, póki na żaden szczególnie sobie nie zasłużył.
Tak więc Georg zniknął im na jakiś czas, aby wdać się w bardziej konkretną rozmowę ze zwiadowcami. Jako iż czynili to na osobności, ani Harman, ani jego pan rycerz nie mieli okazji posłuchać o szczegółach.
- A niech mnie... - Powróciwszy, spojrzał do kociołka. - Twój apetyt nie przestanie mnie zadziwiać chłopcze... Niczym studnia bez dna. - Rzucił. No ale nie żeby się złościł, bliżej było temu do wesołości.
- Ile Ty, mówiłeś, masz wiosen?... Czternaście? - Przyjrzał mu się. - To ani chybi wielki będzie z ciebie mąż. I może... szeroki.
Uraczył ich krótką opowieścią o swoim tatku, który na starsze lata słabował na nogi i nie mogąc już walczyć ani specjalnie chodzić, przyjemność znalazł w jedzeniu. Ów tatulek, Joseph miał na imię, tak się roztył, że już nawet do wychodka go trzeba było nosić. Brakło w tej opowieści wesołości, albowiem los pasibrzucha był nie do pozazdroszczenia. Przestrzegł zatem młody rycerz giermka, aby nadto sobie nie folgował i zachowywał częściej większą wstrzemięźliwość.
*** Leżał na posłaniu - na jednym boku, na drugim, na plecach. Powoli czujność ustępowała umiłowaniu do snu, a oczy młodzieńca jęły się kleić. Stary natomiast za nic nie mógł zasnąć, bo po posiłku zdarzyło mu się złapać wcale nie taką krótką drzemkę - uroki starczego życia, w tym właśnie rozregulowana senność. No... wstaje taki z brzaskiem, za dnia przysypia i w nocy się budzi.
Myśleli, że zasnął.
- Prawdę mów... - Usłyszał głos starego. - A co ze śladami tego, co ciągnęło, e?
- Lepiej wam będzie spać, jak nie powiem. - Odparł Georg.
- Może tak, ale chcę wiedzieć.
Młody westchnął. - Ludzkie.
- Że co?... Ludożerce? Znaczy te... kanibale? - Jego pan, nie dało się ukryć, zdziwiony był.
- Może... Choć dla mnie to za wcześnie.
- Prawda, walki się nawet nie zaczęły. To co więc, kulty jakieś mroczne? Sabaty?
- Pewnikiem. Tfu, psie syny.
Tak więc Georg zniknął im na jakiś czas, aby wdać się w bardziej konkretną rozmowę ze zwiadowcami. Jako iż czynili to na osobności, ani Harman, ani jego pan rycerz nie mieli okazji posłuchać o szczegółach.
- A niech mnie... - Powróciwszy, spojrzał do kociołka. - Twój apetyt nie przestanie mnie zadziwiać chłopcze... Niczym studnia bez dna. - Rzucił. No ale nie żeby się złościł, bliżej było temu do wesołości.
- Ile Ty, mówiłeś, masz wiosen?... Czternaście? - Przyjrzał mu się. - To ani chybi wielki będzie z ciebie mąż. I może... szeroki.
Uraczył ich krótką opowieścią o swoim tatku, który na starsze lata słabował na nogi i nie mogąc już walczyć ani specjalnie chodzić, przyjemność znalazł w jedzeniu. Ów tatulek, Joseph miał na imię, tak się roztył, że już nawet do wychodka go trzeba było nosić. Brakło w tej opowieści wesołości, albowiem los pasibrzucha był nie do pozazdroszczenia. Przestrzegł zatem młody rycerz giermka, aby nadto sobie nie folgował i zachowywał częściej większą wstrzemięźliwość.
*** Leżał na posłaniu - na jednym boku, na drugim, na plecach. Powoli czujność ustępowała umiłowaniu do snu, a oczy młodzieńca jęły się kleić. Stary natomiast za nic nie mógł zasnąć, bo po posiłku zdarzyło mu się złapać wcale nie taką krótką drzemkę - uroki starczego życia, w tym właśnie rozregulowana senność. No... wstaje taki z brzaskiem, za dnia przysypia i w nocy się budzi.
Myśleli, że zasnął.
- Prawdę mów... - Usłyszał głos starego. - A co ze śladami tego, co ciągnęło, e?
- Lepiej wam będzie spać, jak nie powiem. - Odparł Georg.
- Może tak, ale chcę wiedzieć.
Młody westchnął. - Ludzkie.
- Że co?... Ludożerce? Znaczy te... kanibale? - Jego pan, nie dało się ukryć, zdziwiony był.
- Może... Choć dla mnie to za wcześnie.
- Prawda, walki się nawet nie zaczęły. To co więc, kulty jakieś mroczne? Sabaty?
- Pewnikiem. Tfu, psie syny.