POST BARDA
- Nie jesteś żołnierzem. Nazywasz się nim, ale nim nie jesteś - zirytował się. - Żołnierz staje naprzeciw przeciwnika z mieczem w dłoni i imieniem tego, dla którego walczy, na ustach. Żołnierz jest częścią oddziału, który honorowo walczy z wojskiem wroga. A nawet jeśli nie jest w oddziale, to na własną rękę działa tak, żeby swojemu... królestwu, powiedzmy... przynieść dumę i wpłynąć na jego szansę zwycięstwa w nadchodzącej wojnie. A ty? Poczekał, aż dokończy z opatrunkiem i z frustracją wciągnął koszulę z powrotem przez głowę, od razu się od elfki odsuwając.
- Ty chcesz mordować staruszki i wyżynać karczmy, choć twoich dowódców nie obchodzi ile zabijesz kobiet po drodze do swoich. Nie jesteś żołnierzem, jesteś oprawcą i sadystką. Nawet ci, którzy trzymali mnie w niewoli przez ostatnie lata, nie byli tak zepsuci, jak ty. A uwierz mi, że poprzeczka stoi wysoko.
Opadł na krzesło, tyłem do ściany i złapał za swoje wino, chowając za kubkiem zgorzkniałą minę. Rozczarowanie i rezygnacja biły od niego na kilometr, tak jakby ostatecznie spodziewał się po Elspeth czegoś innego. Jakby liczył na to, że jednak za tą maską niezwyciężonej i nieprzejednanej wojowniczki podziemi krył się ktoś, z kim jednak dałoby się porozmawiać... o czymkolwiek, właściwie.
Wino pachniało słodko i pływały w nim podłużne patyczki o okrągłej, poczwórnej końcówce, elfce kompletnie obce.
- Powinienem poczekać aż zaśniesz, zabrać konia i jechać w swoją stronę - mruknął Goren do swojego kubka. - Ale gdyby nie ja, to martwi byliby już tamci ludzie w wiosce i zaraz martwi byliby wszyscy w karczmie? Nie na to się pisałem.
Przetarł twarz dłonią.
- Pij to swoje wino i idź spać. Nie zrobię tego, nie odjadę - obiecał i osunął się na krześle w dół, wyciągając nogi przed siebie. - Do miasta. A potem każde w swoją stronę.