Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]
: 10 sie 2018, 16:14
- No to tyle w ramach obserwacji... Gówno mamy. - Podsumował sam siebie.
- W sumie czego oczekiwałeś? - Jakże pomocnie wtrąciła retoryczne pytanie jego kochanka.
- Nie wiem... Jakiegoś szyldu nad namiotem? Starego dziada mamroczącego nad stołem z chemikaliami, nie mogącego oderwać się od badań nawet tutaj? Kogoś kto rzuca się w oczy.
- Taa... Czy kiedykolwiek coś nam wyszło łatwą drogą? Jaki masz wobec tego drugorzędny plan działania?
- Daj mi chwilę pomyśleć.
Znalazłszy kawałek wolnego miejsca, przysiadł i zajął się konserwacją ostrza. Wielokrotnie powtarzana czynność pozwalała mu wykonywać ją już machinalnie, bez udziału wzroku. Spojrzenie mógł więc skupić na ponownym lustrowaniu obozu, tym razem pilniej przyglądając się zebranym. Jednocześnie, niczym katalog dokumentów, wertował w swojej pamięci fakty i plotki które podała im Anais. Wreszcie podjął decyzję.
- Zrobimy inaczej. Alchemika poszukamy gdy lepiej poznamy towarzystwo. Tymczasem zobaczymy co da się zrobić z głównym celem. - Oznajmił.
Upewniwszy się, że na ostrzu nie zostało śladów krwi ani brudów które mogłyby rdzewieć, schował broń i podniósł się i zdecydowanym krokiem, ruszył w obranym przez siebie kierunku - kierunku w którym znajdowała się tylko jedna przedstawiona przez kapłankę osoba.
- No nie... Ze wszystkich musiałeś wybrać akurat jego? - Jęknęła Mandy, spostrzegając, że nieomylnie zbliżają się w stronę Alamadriusa.
- Jest jedynym znanym nam tutaj człowiekiem, który między innymi jest profesorem logistyki. Przemieszczenie takiej masy ludzi to nie banał. Możemy potrzebować jego pomocy i organizacji. Ponadto Anais twierdzi, że chce autonomii magów. Brzmi to podobnie do magokracji Petram, ale może da się przekonać, że Nowe Hollar ze swoją polityką wyzwolonej magii, będzie krokiem w dobrym kierunku. W każdym razie w drodze na północ i tak bliżej mu właśnie do tego miasta. Nawet jeżeli tam nie zostanie, może wesprze nas w organizacji tej podróży. - Mordred wyjaśnił swój punkt widzenia nieco nieobecnym tonem, poświęcał bowiem sporo swej uwagi czekającej go rozmowie z mężczyzną, o dość nieprzyjaznej reputacji.
Wreszcie znalazł się na tyle blisko, że krzywonosy profesor, musiał go zauważyć.
Mordred nie bardzo wiedział jak zwracać się do takiej osoby i czy obowiązuje go jakiś uczelniany protokół skoro nie jest nawet studentem. Wobec tego, musiał po prostu mówić na tyle uprzejmie na ile potrafi prosty język.
- Witaj. - Zaczął. - Ty jesteś profesor Alamadrius, prawda? Słyszałem co nieco o waszych problemach z Zakonem i przychodzę z sugestią... I najpewniej będę potrzebował pomocy.
- W sumie czego oczekiwałeś? - Jakże pomocnie wtrąciła retoryczne pytanie jego kochanka.
- Nie wiem... Jakiegoś szyldu nad namiotem? Starego dziada mamroczącego nad stołem z chemikaliami, nie mogącego oderwać się od badań nawet tutaj? Kogoś kto rzuca się w oczy.
- Taa... Czy kiedykolwiek coś nam wyszło łatwą drogą? Jaki masz wobec tego drugorzędny plan działania?
- Daj mi chwilę pomyśleć.
Znalazłszy kawałek wolnego miejsca, przysiadł i zajął się konserwacją ostrza. Wielokrotnie powtarzana czynność pozwalała mu wykonywać ją już machinalnie, bez udziału wzroku. Spojrzenie mógł więc skupić na ponownym lustrowaniu obozu, tym razem pilniej przyglądając się zebranym. Jednocześnie, niczym katalog dokumentów, wertował w swojej pamięci fakty i plotki które podała im Anais. Wreszcie podjął decyzję.
- Zrobimy inaczej. Alchemika poszukamy gdy lepiej poznamy towarzystwo. Tymczasem zobaczymy co da się zrobić z głównym celem. - Oznajmił.
Upewniwszy się, że na ostrzu nie zostało śladów krwi ani brudów które mogłyby rdzewieć, schował broń i podniósł się i zdecydowanym krokiem, ruszył w obranym przez siebie kierunku - kierunku w którym znajdowała się tylko jedna przedstawiona przez kapłankę osoba.
- No nie... Ze wszystkich musiałeś wybrać akurat jego? - Jęknęła Mandy, spostrzegając, że nieomylnie zbliżają się w stronę Alamadriusa.
- Jest jedynym znanym nam tutaj człowiekiem, który między innymi jest profesorem logistyki. Przemieszczenie takiej masy ludzi to nie banał. Możemy potrzebować jego pomocy i organizacji. Ponadto Anais twierdzi, że chce autonomii magów. Brzmi to podobnie do magokracji Petram, ale może da się przekonać, że Nowe Hollar ze swoją polityką wyzwolonej magii, będzie krokiem w dobrym kierunku. W każdym razie w drodze na północ i tak bliżej mu właśnie do tego miasta. Nawet jeżeli tam nie zostanie, może wesprze nas w organizacji tej podróży. - Mordred wyjaśnił swój punkt widzenia nieco nieobecnym tonem, poświęcał bowiem sporo swej uwagi czekającej go rozmowie z mężczyzną, o dość nieprzyjaznej reputacji.
Wreszcie znalazł się na tyle blisko, że krzywonosy profesor, musiał go zauważyć.
Mordred nie bardzo wiedział jak zwracać się do takiej osoby i czy obowiązuje go jakiś uczelniany protokół skoro nie jest nawet studentem. Wobec tego, musiał po prostu mówić na tyle uprzejmie na ile potrafi prosty język.
- Witaj. - Zaczął. - Ty jesteś profesor Alamadrius, prawda? Słyszałem co nieco o waszych problemach z Zakonem i przychodzę z sugestią... I najpewniej będę potrzebował pomocy.