Palar zatoczył się do tyłu, oczy kłuły go tysiącem małych szpileczek gdy jeden z przeklętych sługusów Sakira cisnął mu piachem między oczy. Próbując złapać oddech wciągnął chmurę pyłu do płuc i zaczął się krztusić piachem, którego małe drobinki znajdowały się dosłownie wszędzie. Chwilę później zdołał wytrząsnąć nieco piachu z oczu tak aby zobaczyć skutki swojej nieudanej akcji.
Zapomniał o drugim zbrojnym, zlekceważył go i nie zareagował nawet jak jego wąż został zniszczony. Spojrzał w bok i zobaczył że niższy z dwóch jego pomocników został postrzelony w nogę, a drugi jest związany walką. Kolejne zlekceważenie. Mimo że wiedział że jego nagłe pojawienie się wywoła w nich podejrzenia i prawie na pewno ktoś sprawdzi pobocze w poszukiwaniu reszty napastników, zdecydował się na ten ryzykowny plan, i teraz odczuwał tego skutki.
Szaleństwo Palara choć raz ucichło w jego głowie, zastąpione tylko chłodnym jak stalowe ostrze umysłem. Przypomniał sobie słowa starego Hamalasi. Palar został ostrzeżony przed tymi ludźmi. Ale zlekceważył to, uważając rady starca za głupie i niepotrzebne. Popatrzył przed siebie widząc jak jeden ze zbrojnych dziarskim krokiem idzie w jego stronę, wymachując mieczem. Był głupcem. Nie ten stary dziadyga, nie te Pieczarki Sakira, nie jego dwaj towarzysze. On. Zlekceważył kogoś tak jak jego kiedyś zlekceważono, i teraz ponosił tego konsekwencje. Palar podniósł głowę, a na jego ustach zagościł paskudny uśmiech. Powoli wciągnął i wypuścił powietrze upewniając się że może normalnie oddychać bez krztuszenia się. Więcej was nie zlekceważę. Zaczerpnął moc z głębi siebie i uformował ją w słowa.
- Niech stanie się chaos. – Wyszeptał.
Przez chwilę nic się nie działo, a następnie Palar poczuł podmuch gorąca otulający całe jego ciało. Mrugnął, a gdy otworzył oczy, krajobraz przed nim zaczął zmieniać się nie do poznania. Niebo powoli spowiła czerwona mgła, z wielkim wirem z czarnych chmur pośrodku. Błyskawice trzaskały wokoło, a tam gdzie uderzyły, spod ziemi wypełzali nieumarli i materializowały się demony. Droga którą poruszał się wóz była wybrukowana czaszkami z których oczodołów wypływała ciemnoczerwona krew, a konie zamieniły się w ogniste bestie z piekła rodem. Zbroje zmieniły swój kolor na czarny, a z każdego możliwego otworu pancerzy i hełmów zaczęły buchać płomienie, które spowiły także ostrza mieczy. Osoby w klatkach jak i każdy kawałek odkrytej skóry woźniców pokrył się cierniami, plamami i trądem. Drzewa wokół płonęły, trawa zdawała się być mackami podziemnych stworzeń, gotowymi pochwycić nieostrożne stopy. Ziemia popękała, ukazując otchłań prowadzącą niechybnie do samego jądra ziemi, z której piekielne płomienie biły coraz wyżej.
Serce Palara biło szybciej i szybciej, gdy próbował wmówić sobie, że te obrazy są tylko wytworem magicznego zaklęcia, co było tylko w połowie trudne, bo z jednej strony to on sam je rzucił, a z drugiej obrazy które widział były tak realne… Wiedział też, że pozostali widzą dokładnie to co on: Wszystko oprócz nich zmienia się nie do poznania, a czarnoksiężnik przyjmuje postać potężnego demona, z którego bije aura mocy niemal nieskończonej, niemal boskiej. Palar zaś skupił się na zachowaniu zdrowych zmysłów i wypatrywaniu okazji na kontratak, upatrując jej w zamieszaniu jakie niechybnie wywoła jego interwencja.
Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]
61Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right
But he 'll never
Never fight over you
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right
But he 'll never
Never fight over you