Dzikie tereny

91
POST POSTACI
Thusnel
- Ugh! - Bestia uderzyła w Thusnel i wycisnęła jej całe powietrze z płuc i bliżej nieokreślone jęknięcie bólu, gdy zwaliło się na nią całym cielskiem. Gdzieś pomiędzy kilkoma krokami wojowniczka musiała przekalkulować siłę i pęd bestii, a teraz była przygnieciona, ale przynajmniej żywa i chyba prawie cała, czego nie można było powiedzieć o Yeti. Ostatnie kilka chwil walki zdawały się być odległym wspomnieniem i oto osiągnęła zwycięstwo... O bogowie i przodkowie, ale tej bestii waliło z mordy i... CZY TO BYŁA STRZAŁA!? Czarnowłosa skupiła wzrok na oku bestii, zezując nieco ze swej niewygodnej pozycji i wydała z siebie głośne warknięcie niby poczwara, która na niej leżała to okrzyk wściekłości. Zabili ją! Ktoś ją ustrzelił! Podczas gdy ona odwalała tu całą robotę, skakała i tańczyła niczym szaman wokół ogniska, to ktoś wziął i ustrzelił bestię zza jakiegoś drzewa, pagórka czy innej, cholernej zaspy. Nie było w języku Uratai dostatecznej ilości przekleństw, które mogłaby wypuścić z siebie w tym momencie Thusnel by nawyzywać tego tam łucznika, kusznika czy kto to tam stał i słał te pociski i zabierając jej zabójstwo. Mimo to znalazła jedno, którym musiała się zadowolić w obecnej sytuacji, biorąc pod uwagę coraz większe ciśnienie na klatce piersiowej i brak tchu, a przy tym będące dostatecznie obelżywe w swej zwięzłości: - Tchórz.
- Urgh! - Warknęła dziewczyna kolejny raz próbując udźwignąć z siebie choć trochę bestię i starając wyczołgać się z pod jej truchła... Bogowie, chciała odetchnąć pełnym cycem po walce i znaleźć się jak najdalej od tej paszczy najeżonej zębami i posiłkiem z ostatnich pięciu czy sześciu polowań.

Dzikie tereny

92
POST BARDA
Cielsko było śmierdzące, wielkie i bardzo ciężkie. Zepchnięcie go z siebie stanowiło nie lada wyzwanie, tak samo jak próby wydostania się spod niego, gdy przygniatało Thusnel do ziemi. Nie czuła żadnego silniejszego bólu, więc chyba upadający na nią Yeti niczego jej nie zmiażdżył - żebra miała całe, tak samo jak i wszystkie kończyny - ale to nie znaczyło, że doświadczenie należało do przyjemnych. Frustracja wywołania nieudanym, choć w gruncie rzeczy zakończonym śmiercią bestii polowaniem, była silniejsza, niż jakakolwiek ulga, jaką mogła w tej chwili czuć. Przynajmniej przez chwilę było jej ciepło.
Zdołała wysunąć się spod stworzenia mniej-więcej do połowy, zanim usłyszała chrzęst butów na śniegu. Nietrudno było się domyślić, że nadchodził strzelec, który pozbawił ją możliwości zadania ostatecznego ciosu. Zbliżające się kroki nie należały jednak do jednej osoby, a do dwóch. Zanim się obejrzała, nad jej głową pojawiły się dwie rosłe sylwetki, przez chwilę stanowiące tylko ciemne kształty na tle nieba. Szczegóły postaci stały się widoczne kilka uderzeń serca później: stało nad nią dwóch mężczyzn.
Jeden był wyższy, odziany w skóry i futra na tutejszą modłę, ale kobiecie zdawał się zupełnie obcy, zapewne pochodzący z innego plemienia. Gęsta, czarna broda ukrywała większość jego twarzy, ale po jego jasnych, zaciekawionych oczach widać było, że nie może być od niej dużo starszy. Do bioder przypasane miał dwa topory, lecz nie wyglądał, jakby zamierzał w tej chwili sięgać po któryś z nich. Ręce skrzyżował na klatce piersiowej, lustrując spojrzeniem przygniecioną Yetim kobietę.
W przeciwieństwie do niego, drugi mężczyzna nie wydawał się nią zainteresowany. Popatrzył na nią zaledwie moment, zanim wyminął ją, by wyszarpnąć strzałę z oka bestii, wytrzeć ją o śnieg i wetknąć z powrotem do kołczana. W jednej ręce wciąż trzymał łuk, nietypowy, z drewna, którego Thusnel nie była w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Miał nieprzyjazny wyraz twarzy, zapadnięte policzki i chłodne spojrzenie, a jego sylwetka wydawała się dość mizerna, jak na mieszkańca północy i nie rekompensowały tego ciepłe ubrania.
- Chodź, zepchniemy to z niej - zaproponował brodaty.
- Zaraz.
Kolejny nieprzyjemny, mokry dźwięk świadczył o tym, że drugi mężczyzna wyciąga ze zwłok swoje strzały, choć przygnieciona cielskiem Thusnel nie mogła tego zobaczyć. Brodacz kucnął przy niej, choć na wszelki wypadek w na tyle bezpiecznej odległości, by nie mogła dosięgnąć go zaciśniętą na nożu ręką, którą zdołała uwolnić. Miecz leżał gdzieś indziej, zapewne pod Yetim.
- To nie było zbyt mądre - pouczył ją. - Walka z czymś takim w zwarciu.
Obrazek

Dzikie tereny

93
POST POSTACI
Thusnel
- Niby dlaczego? - Burknęła przygnieciona dziewczyna na stwierdzenie, że walka w zwarciu nie była najlepszym pomysłem leżąc z ziemi i spoglądając na dwóch mężczyzn z dziwnej perspektywy, dolnej perspektywy. Przynajmniej się nie rzucili na nią by skręcić jej kark, co nigdy nie było pewne, gdy spotkało się wędrowców na szlaku, szczególnie z innego plemienia i w dzisiejszych czasach, pełnych demonów i innego tałatajstwa wychylającego swe parszywe łby zza co drugiej zaspy czy kamienia. - Świetnie sobie radziłam dopóki nie stwierdziliście, że pozbawicie mnie zabójstwa po ciężkiej walce jaką tu stoczyłam... - Burknęła wojowniczka próbując się wciąż wyszarpnąć spod bestii.. - Szczególnie, że opuściłam swój klan by na niego zapolować.
- Ugh. - Westchnęła i spojrzała się uważniej z ziemi na brodacza. - Skoro już pomogliście mi ubić tą bestię, czy raczej zabrali jej zabójstwo bez pytania, to chociaż moglibyście dźwignąć to bydle ze mnie. Chyba, że lubicie słuchać jak tu jęczę próbując się spod niego wygrzebać.

Dzikie tereny

94
POST BARDA
- No nie wiem, czy szło ci tak świetnie - mruknął brodaty, unosząc wzrok na swojego towarzysza. Ten wyciągnął trzecią strzałę i dopiero gdy zdobył wszystkie z powrotem, dołączył do brodacza. Bez słowa pochylił się, by zaprzeć się o martwe cielsko, więc chwilę później już zsuwali je z Thusnel we dwóch. Wraz z wolnością przyszło nieprzyjemne uderzenie zimna, ale nie było to obce dla niej uczucie. Miecz leżał obok, wgnieciony w ziemię, ale cały. Yeti wylądował na boku, w który przedtem został dwukrotnie trafiony, co wyjaśniało chęć odzyskania najpierw strzał.
- Opuściłaś swój klan, żeby zapolować...? Dlaczego? - powtórzył brodaty, a w jego głosie odezwało się niedowierzanie. Kobiety nie robiły takich rzeczy. Nie w klanie Thusnel i zapewne nie w żadnym innym.
- Duża bestia - mruknął drugi mężczyzna, przez chwilę jeszcze oglądając stworzenie z bliska, zanim nie skupił się wreszcie na uratowanej przed niechybną śmiercią kobiecie. Przesunął po jej sylwetce oceniającym spojrzeniem. Była brudna i mokra, a rękaw miała cały we krwi. Nie w swojej, ale oni tego nie wiedzieli.
- Z którego klanu jesteś? - spytał brodacz. - To jest nasze terytorium. Skądkolwiek przyszłaś, zapędziłaś się za daleko. Więc i zdobycz jest nasza.
- Nie jest z twojego klanu?
- Nie.
- Ile więc jest tutaj klanów takich, jak twój?
- ...Nie wiem. Trzy? Pięć?
- brodacz rzucił towarzyszowi niepewne spojrzenie.
- Mało.
Korony drzew zakołysały się przy nagłym, silniejszym podmuchu. Wciąż był poranek, ale niebo od południa robiło się coraz ciemniejsze. Zbliżała się burza; jeśli Thusnel nie chciała zostać złapana przez śnieżycę, musiała znaleźć sensowne schronienie.
- Jestem Aslak, to Vaeril - przedstawił ich brodaty człowiek.
- Często kobiety z innych klanów panoszą się po waszych terenach?
- Co? ...Nie. Niezbyt często. Kobiety nie zajmują się polowaniem.
- Ta się zajmuje, jak widać. A przynajmniej próbuje. Jesteś wyjątkiem w swoim klanie, kobieto?
- spytał Vaeril, wbijając w nią swoje chłodne spojrzenie.
Obrazek

Dzikie tereny

95
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel prychnęła nieco rozbawiona na komentarz, że jakoby nie szło jej świetnie, ale nie powiedziała nic więcej. To oni w końcu stali za drzewami i szyli do bestii z daleka, gdy ona walczyła z nią twarzą w twarz, jeśli więc ktokolwiek miał prawo tu kogoś oceniać, to raczej ona ich. Poza tym dwójka myśliwych z jej klanu zginęła, gdy natknęli się na tą bestię, a jeden został straszliwie okaleczony. Ona zaś? Cóż... Ona była jedynie zziajana i nie wyglądało na to, że cokolwiek jej się stało. Jej zdaniem poszło jej całkiem dobrze. Uwolniona wojowniczka podniosła miecz z ziemi i schowała go do pochwy, podobnie jak i sztylet, a następnie poruszyła kilka razy ręką, która była cała we krwi i się cała oklepała, szukając ran, ale była cała. Wyglądało na to, że ze wszelkich walk wychodziła bez poważnego uszczerbku na zdrowiu... Tyle ze zdobycia kilku imponujących blizn.
- Jestem w trakcie Rytuału Przejścia. - Odpowiedziała krótko Thusnel na pytanie czemu ruszyła na polowanie. Nie widziała powodu żeby szczególnie się rozwodzić nad tym, że w zasadzie jest już dorosłą kobietą, a rytuał ten jest zarezerwowany zwykle dla męskiej części populacji. Kobiety się raczej go nie podejmowały. Zasadniczo też taka forma rytuału od wielu lat była zaprzestana z powodu ogromnych strat jakie przynosiły. Nie mogła się jednak nie pochwalić przed obcymi, szczególnie że ci zachowywali się jak zachowywali a i same ego Thusnel wymagało połechtania.- Jestem pierwszą osobą od dziesięcioleci, która się zdecydowała podjąć Prób. Udowadniam swoją siłę walcząc z dziczą samotnie... Prawdę mówiąc jesteście pierwszymi ludźmi, których widzę od tygodni, jeśli mam być szczera. - Thusnel sięgnęła do szyi i wyciągnęła stamtąd prosty, rzemienny wisiorek z jej pierwszym trofeum, kłami białego niedźwiedzia, którego pokonała kilka dni po opuszczeniu wioski. - Mój pierwszy przeciwnik. Biały Niedźwiedź. - Potoczyła po nich wzrokiem sprawdzając ich reakcję na tą rewelację.
- Jestem Thusnel z klanu Folvangra. - Powiedziawszy to położyła dłoń na mieczu gotowa do walki. Wszak do końca nie wiedziała jak daleko była od swoich ziem i czy przypadkiem nie wylądowała na ziemiach jakiegoś obcego klanu. Co prawda nie spodziewała się, że po wspólnej walce z Yeti rzucą się sobie do gardeł, ale kto to wiedział? - Zaproponowałabym wam miejsce przy ogniu, ale jeszcze nie miałam czasu go rozpalić. Chyba, że zechcecie poczekać by się ogrzać... - Zapytała się uprzejmie. - Poza tym, Yeti jest i tak wasz, nieważne na czyim terenie by nie był. To nie ja go zabiłam. Nie byłoby godne chwalić się jego zabójstwem po powrocie do domu. Mam swojego białego niedźwiedzia i pomogłam powalić bestię, która zabiła naszych myśliwych, to musi wystarczyć...
- Nie i tak. - Odpowiedziała na zadane pytanie o byciu wyjątkiem. - Każda kobieta u nas potrafi polować, przetrwać w dziczy czy walczyć. A przynajmniej powinny. Silne kobiety rodzą silne dzieci. Większość co prawda walkę i polowania zostawia mężczyznom, więc pod tym względem można chyba powiedzieć, że tak, jestem wyjątkiem. Przetrwałam tu kilka tygodni mając siebie za towarzystwo więc powiem też, że raczej nie jestem najgorszym myśliwym na Północy. Wciąż żyję.
- A wy? Z którego klanu jesteście? - Zapytała się wreszcie odpowiadając na potok pytań i słów. Nie wiedziała wszak jak daleko ją zniosło w trakcie swych podróży i miała nadzieję, że da jej to jakieś rozeznanie w terenie. - Hmm. Zbiera się na burze... - Thusnel rozejrzała się po koronach drzew, a potem na swoje zmarniałe schronienie. Będzie musiała się chyba wkopać głębiej w śnieg, jeśli będzie chciała przetrwać...

Dzikie tereny

96
POST BARDA
Na wieść o udanym polowaniu na białego niedźwiedzia brodacz uniósł w zaskoczeniu brwi. To nie było byle trofeum, zabicie tak dużego zwierza było całkiem imponujące, zwłaszcza dla kobiety, z natury nieco słabszej, niż płeć przeciwna. Rewelacje o rytuale przejścia też były dla Aslaka czymś nowym. Choć pochodzili z różnych klanów, tak niektóre tradycje musiały się przenikać, w szczególności te dawne, znane od wielu pokoleń, nawet jeśli niepraktykowane już od lat, rozumiał więc jak rzadki był to ewenement. W przeciwieństwie do niego, Vaeril nie wyglądał na przejętego tą informacją. Jego chłodne spojrzenie lustrowało Thusnel uważnie, jakby usiłował wyczytać z jej wyglądu coś więcej, niż to, co postanowiła powiedzieć im o sobie sama.
- Z klanu Hjordis - odpowiedział Aslak. - To znaczy... ja. Vaeril...
- Nie jest stąd
- przerwał mu drugi mężczyzna, a brodacz skinął głową.
Klan Hjordis, według jej wiedzy, znajdował się niespełna tydzień marszu od jej wioski. Nie było między nimi waśni, ale nie łączyła ich też szczególna przyjaźń. Ich przedstawiciele pojawiali się co jakiś czas, głównie po to, by powymieniać się dobrami. Z tego, co wiedziała, dwie kobiety z klanu Folvangra pochodziły też od nich i całkiem możliwe, że podobna migracja zdarzyła się też w drugą stronę. Dopóki gdzieś pomiędzy osadami nie istniało wartościowe terytorium, o które warto by było zawalczyć, nie było powodu rozpoczynać wojen. Północ była wystarczająco nieprzyjazna bez nich.
Gdy wojowniczka wspomniała o burzy, a gałęzie drzew zatrzeszczały w kolejnym silnym podmuchu wiatru, obaj unieśli głowy, spoglądając na ciemniejące niebo.
- Tak. Musimy się skryć - zadecydował Vaeril. - Pójdziemy razem.
- Gdzie są twoje rzeczy?
- Aslak rozejrzał się po okolicy. Skoro Thusnel spędziła już w dziczy wiele tygodni, nie mogła przemieszczać się przez nią tak, jak stała, bez niczego. Jego spojrzenie w końcu trafiło na prowizoryczne schronienie, jakie kobieta zbudowała dla siebie. - Niedaleko jest spora jaskinia. Wejście częściowo zarośnięte jest krzewami. Dobrze ukryje nas przed burzą.
- Weźmiemy potwora ze sobą.
- Dobrze. Cielsko też się tam zmieści. Osłoni nas przed wiatrem. Będzie można go oskórować, żeby potem nie ciągnąć całego do wioski.
Obrazek

Dzikie tereny

97
POST POSTACI
Thusnel
Klan Hjordis, hmm? Wyglądało na to, że Thusnel trafiła w dobre okolice. Co prawda do domu było jeszcze daleko, ale to tylko tydzień drogi. Znacznie bliżej niż sądziła, szczególnie że teraz, mając orientację gdzie jest, nie będzie musiała tak błądzić i kierować się do wioski czy to położeniem gwiazd na nocnym niebie czy ogólnym kierunkiem świata. Pewnie jeśli odbiłaby na północny-wschód to za kilka dni doszłaby do morza, a stamtąd mogłaby maszerować wzdłuż brzegu. Prędzej niźli później znalazłaby się w wiosce.
- Mam obóz niedaleko, zbiorę parę rzeczy i pomogę wam z Yeti. Możecie mieć problem z tak wielką bestią... Daleko jest ta jaskinia? - Zadała jeszcze pytanie. Nie chciała przed obcymi odkrywać swoich łupów z wyprawy, szczególnie że Vaerilowi jakoś źle z oczu patrzyło, ale nie chciała przypadkiem też ich zgubić. Po burzy śnieżnej krajobraz mógł ulec przeobrażeniu i trafienie z powrotem na miejsce mogło być utrudnione, trzeba było więc zawczasu dowiedzieć się jak wyglądała sytuacja i czy nie powinna była oznaczyć drogi lub w inny sposób zapamiętać trasę do swego obozowiska. - Swoją drogą, Vaeril, zawsze jesteś taki wylewny czy tylko na widok kobiet tracisz język w gębie?- Zapytała się jeszcze Thusnel nim ruszyła w kierunku swojego obozowiska by pozbierać swoje rzeczy. - Patrzysz się na mnie jakbyś chciał mnie oskubać z futer które na sobie noszę... - Thusnel na odchodne zlustrowała Vaerila. Nie stąd, huh?

Dzikie tereny

98
POST BARDA
- Aslak jest silny - mruknął Vaeril od niechcenia, jakby zakładał, że drugi mężczyzna poradzi sobie z zaciągnięciem truchła do jaskini samodzielnie. Nie było to możliwe; najprawdopodobniej będą musieli zabrać się za to wszyscy troje.
Brodaty skinął głową.
- Poczekamy tu na ciebie. Jaskinia nie jest daleko. Zdążymy przed burzą, nawet z obciążeniem - powiedział.
W odpowiedzi na zarzuty Vaeril spojrzał na Thusnel nieco uważniej, a między jego brwiami pojawiła się niezadowolona, pionowa kreska. Ewidentnie preferował oziębłą obojętność, która teraz została mu bezpośrednio wytknięta. Podniósł się znad głowy Yetiego, nad którą się pochylał, skupiony na drobnych szczegółach z koncentracją godną badacza, nie łowcy.
- Twoje futra nie mogłyby obchodzić mnie mniej - rzucił. - Tak samo jak to, co masz pod nimi.
Odpowiedzi na pytanie o to, czy jego sposób bycia wynika wyłącznie z jego charakteru, czy z faktu, że Thusnel była kobietą, nie otrzymała. Po swoje rzeczy musiała udać się z nierozwianymi wątpliwościami.

Obóz był w takim stanie, w jakim go zostawiła, a gdy rozejrzała się po okolicy i jej cechach charakterystycznych, nie dojrzała żadnych, poza złamanym drzewem i leżącym na ziemi konarem, niecałe trzydzieści kroków na południe. Jeśli było to dla niej wystarczające oznaczenie terenu, mogła zostawić tu swoje zdobycze. Jeśli jednak wolała być pewna, że nie zgubi swojego łupu przez nadciągającą śnieżycę, najlepiej było je ze sobą jednak zabrać. Była jedna, ich było dwóch, ale czy to oznaczało, że mieli nad nią przewagę? Uznawali walkę z potworem w zwarciu za głupotę, ona radziła sobie świetnie, przynajmniej dopóki nie odebrali jej możliwości zadania kończącego ciosu. Może wiec z mieczem w ręku byłaby w stanie poradzić sobie zarówno z jednym, jak i z drugim? Dobrze by było, żeby los nie zmusił jej do sprawdzania prawdziwości tych przypuszczeń.

Kiedy wróciła, ze swoim łupem, czy też bez, mężczyźni związali już białe, futrzaste truchło tak, by łatwo dało się je ciągnąć, łapiąc za przygotowane do tego trzy pętle z grubej liny. Jedna z nich czekała na nią. Trudne okazało się tylko pierwsze ruszenie cielska z miejsca - później, gdy już szli, można było przyzwyczaić się do oporu, jaki stawiało.
- Thusnel z klanu Folvangra - rzucił Aslak z namysłem, idący obok niej ze wzrokiem utkwionym przed siebie. W oddali majaczyła skała, ledwo odcinająca się odcieniem od otaczającego ją śniegu. To tam musiała znajdować się wspomniana przez nich jaskinia. - Po co przechodzisz ten rytuał? Mój dziadek się go podjął, kiedy duchy skierowały go na tę drogę. Wszyscy mówili mu, że to zły pomysł i mieli rację. Nigdy nie wrócił.
Obrazek

Dzikie tereny

99
POST POSTACI
Thusnel
Wróciwszy do swojego obozowiska rozejrzała się po terenie, szukając charakterystycznych śladów, które mogłyby jej wskazać gdzie zostawi swoje rzeczy. Zabrać ich ze sobą raczej nie mogła, będą musieli wszak ciągnąć czy dźwigać ze sobą bestię, a i tak z saniami i bronią którą na nich miała była prawie przeciążona. Łupy więc musiały zostać tutaj, na miejscu. Thusnel tak więc spakowała swoje rzeczy, które były przedmiotami codziennego użytku i nie wkopała ich w jedną zasp, zastanawiając się przy tym jak lepiej oznaczyć miejsce - miała tu złamane drzewo i konar, może szałas wytrzyma burzę tak samo, a ślady pozostawione przez nich nie zostaną zatarte przez śnieżycę. O ile ślady stóp faktycznie mogłoby być trudno znaleźć po nocy czy dwóch intensywnych opadów i wiatrów, tak ślad pozostawiony przez Yeti, które będą ciągnąć winien być zdecydowanie wyraźny, nawet przykryty warstwą śniegu będzie się wyraźnie odznaczał. Poza tym nie mogli też ciągnąć truchła daleko, jaskinia musiała być jeno kilka godzin stąd, jeśli się dostatecznie skupi na kierunku nie powinna zgubić swego obozowiska.
Tak więc spakowana, wracając podniosła po drodze swój łuk, który odrzuciła w trakcie walki, wzięła swoją pętelkę i pomogła dwójce mężczyzn ciągnąć monstrum, po drodze pilnując kierunku w którym zmierzali i szukając kolejnych, charakterystycznych znaków, które potem miały jej pomóc wrócić do obozu.
- Hmm? - Mruknęła wyrwana ze skupienia. - Oh. Próba, tak... Cóż, mam swoje powody. Kilka, prawdę mówiąc. Jest to najprostszy sposób na udowodnienie swojej siły w klanie i zdobycie szacunku, nie licząc oczywiście porozbijania kilku lub kilkunastu łbów mężczyzn. Choć prawdę mówiąc już jeden łeb musiałam rozbić w walce o swoją rękę. - Powiedziała. Thusnel jako jedyne dziecko wodza stanowiło świetną partię do ożenku, a że była już niewiastą niemłodą to znajdowało się kilka osób zainteresowanych jej ręką. Jak też rytuału małżeńskie Uratai, a przynajmniej w jej klanie mówiły, małżonkę można sobie po prostu wziąć. O ile ta nie zdzieli ci łba na tyle mocno, że ci się odechce brać ją za żonę. Zaloty mogły być więc czasem krwawe lub mordercze. Poza tym Thusnel miała ambicję zostać w przyszłości wodzem klanu, po swoim ojcu, tak więc potrzebowała tej Próby ku scementowaniu swej pozycji, ale tego nie powiedziała. - Poza tym zgaduję, że mam coś wspólnego z twoim dziadkiem. Duchy Ognia mnie naznaczyły, a przynajmniej tak twierdzi nasz szaman. - Powiedziała. - Ojciec i matka podobnie mówili, że to zły pomysł. Większość ludzi patrzyła się na to z mieszanymi uczuciami. Szaman za to mnie zachęcał... Teraz zaś wracam do domu. Nie było mnie tam... Trzy tygodnie? Może cztery. Przeżyłam w dziczy, pokonał niedźwiedzia, walczyłam z Yeti. Dość by udowodnić swoją wartość w oczach wszystkich.

Dzikie tereny

100
POST BARDA
- Walczyłaś o swoją własną rękę...? Po co? - spytał Aslak, marszcząc brwi. Ewidentnie nie miał pojęcia, o czym Thusnel do niego mówi. Bo skąd miał je mieć? Nie znał jej historii, nie wiedział, że ma do czynienia z córką wodza. Już sam fakt, że włóczyła się po dziczy samotnie, świadczył o tym, że było w niej coś nietypowego, ale nic nie sugerowało w czym konkretnie mogłoby to coś tkwić. Całkiem możliwe, że gdyby posiadał tę wiedzę, odnosiłby się do niej inaczej. I może inaczej traktowałby ją wówczas również Vaeril.
- Wątpię, żebyś miała cokolwiek wspólnego z moim dziadkiem. Jemu duchy otępiły umysł - kontynuował Aslak. - Oszalał. Do samego opuszczenia osady upierał się przy wizjach, jakie podobno mu zesłały. Szedł szukać przejścia do innego świata. Nie wiem, może je znalazł.
Vaeril potknął się, a z jego ust wyrwało się słowo, którego Thusnel nie znała. Jeśli pochodził z innego, bliżej nieokreślonego miejsca, mogło być to równie dobrze pierwsze lepsze przekleństwo w innym języku. Zabrzmiało dość siarczyście. Uniósł wzrok na ich dwoje, zaraz wznawiając ciągnięcie Yetiego ze swojej strony. Jego dość szczupła w porównaniu do brodacza fizjonomia nie ułatwiała mu zadania.
- Jak daleko jest stąd do twojego domu? - spytał. - Opowiesz o swojej wiosce?
Nagłe zainteresowanie mogło być zaskakujące, ale na jego twarzy nie pojawił się ani skrawek nowej emocji, a wzrok uparcie utkwiony miał w skale, do której się zbliżali. Może chciał odwrócić ich uwagę od własnej słabości? Z każdym kolejnym krokiem zarys ich celu stawał się wyraźniejszy. Thusnel była niemal w stanie zobaczyć porastające go, ośnieżone krzaki. Niebo uparcie ciemniało, a silny, mroźny wiatr wciskał im się pod futra i nieprzyjemnie szczypał w policzki. Z nieba zaczynały spadać pierwsze płatki śniegu, póki co jeszcze niezbyt gęste. Przed największą burzą powinni zdążyć dotrzeć do jaskini.
Obrazek

Dzikie tereny

101
POST POSTACI
Thusnel
- A czemu by nie? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie Thusnel. - Mam się zadowolić pierwszym lepszym, który się na mnie zdecyduje? - Wojowniczka nie zdecydowała się szczególnie na rozwijanie wypowiedzi dalej. Duma dumą, ale nie znali się na tyle i nie było pewnie bezpiecznym chwalić się na prawo i lewo, że była córką wodza. O ile jeszcze Aslak wydawał się być swoim człowiekiem, to Vaeril budził w niej pewną rezerwę. - Przejścia do innego świata? Coś jak Wieża? - Zapytała się odnośnie dziadka. Nie była pewna co to miało znaczyć, ale faktycznie brzmiało dość... dziwnie. Jej duchy nie kazały nic takiego zrobić, choć nawiedzały ją kilka tygodni temu w snach. Szczęśliwie ostatnie noce były spokojne.
- Nie tak daleko, zdecydowanie bliżej niż sądziłam. - Odpowiedziała wymijająca na pytanie Vaerila. Jakoś nie szczególnie chciała mu odpowiadać na pytania. - Prawdę mówiąc jestem bardziej zainteresowana tobą. To ja mówię ciągle o sobie i o ile Aslak tutaj jest Uratai, tak ty nie jesteś stąd... Więc, skąd jesteś? I co tu robisz?

Dzikie tereny

102
POST BARDA
- Nie wiem - odpowiedział jej tylko Aslak i zamknął temat. Może nie miał nic więcej do powiedzenia na temat dziadka, albo wolał nie zgadywać, na ile wizje zesłane przez duchy na jego dziadka miały cokolwiek wspólnego z Wieżą, czy innymi przypuszczeniami Thusnel.
Dotarli w końcu pod zasypaną śniegiem skałę. Faktycznie, wejście do jaskini nie było widoczne na pierwszy rzut oka. Brodacz musiał dobrze znać te tereny i kojarzyć miejsce, w którym można było się skryć. Ze względu na gęste krzewy porastające okolicę, niełatwo było przeciągnąć białe truchło do środka, ale po połamaniu niektórych gałęzi i użyciu nieco więcej siły udało im się zrobić z Yetiego całkiem niezłą osłonę przed zawiewanym do środka śniegiem.
Jaskinię stanowiło całkiem spore, naturalne wydrążenie w skale, wyraźnie użytkowane już wcześniej. Na środku leżały ciemne resztki starego paleniska, a pod przeciwległą ścianą zwinięte były jakieś skóry. Niezbyt wiele, choć wystarczająco, by mogła z nich skorzystać jedna osoba. To znaczyło, że mogli znajdować się niecały dzień drogi od osady Aslaka - potencjalny łowca mógł udać się tutaj i wrócić bez targania ze sobą namiotu i posłania.
- Ja jestem z daleka. Z południa - wyznał Vaeril, zerkając na kobietę z ukosa. - Chcę poznać północ. Wasze ziemie. Wasze zwyczaje. Poznałem klan Aslaka, ty jesteś inna. Jego kobiety nie walczą, siedzą w domach, opiekują się dziećmi.
Wypatrzył w ciemności stertę chrustu i zabrał się za rozpalanie ognia. Z zewnątrz dobiegały już do nich dźwięki wiatru, gwiżdżącego w szczelinach między cielskiem Yetiego, a wejściem do jaskini. Nie minęło więcej, niż kwadrans, jak światło ogniska rzuciło długie cienie na nierówne, pochyłe ściany. Aslak ściągnął futrzany kołnierz i kaptur, a gdy to samo zrobił jego towarzysz, oczom Thusnel ukazały się długie, spiczaste uszy. Vaeril był elfem.
Obrazek

Dzikie tereny

103
POST POSTACI
Thusnel
Dotarcie na miejsce i rozmowa wiązała się dla Thusnel z wieloma ekscytującymi rewelacjami. Zaczynając od tego, że jej rozmówca był z południa. POŁUDNIA. Jak powiedział, z daleka. Dalekiego południa! To było wystarczające by wyjątkowo pobudzić ciekawość Thusnel i by wyszperała ze swej pamięci ostatnią rozmowę ze swoją matką, która jej o południu opowiadała. Nic więc dziwnego, że zaraz zaczęła mu zadawać kolejne pytania.
- Południa, tak? Jesteś z tych dalekich ziem, gdzie słońce nieustannie świeci na nieboskłonie i ogrzewa powierzchnię ziemi tak, że panuje tam nieustanny skwar? Gdzie ludzie nigdy nie widzieli i nie słyszeli o śniegu? I chodzą w ubraniach nie ze skór, futer i wełny, a z delikatnych, niemal przejrzystych tkanin? I gdzie mają boga od złotych krążków? Opowiadaj! - Thusnel chciała się dowiedzieć więcej o tych ziemiach i sama zupełnie nie rozumiała co Vaeril robił tutaj, chcąc poznać ich i ich zwyczaje. Nie było tu, według Thusnel, niczego nadzwyczajnego. Całe życie się tu wychowywała, co prawda polecała każdemu, ale zmiana klimatu i otoczenia... Oh! No tak. Potem jednak przyszła kolejna rewelacja względem Vaerila, gdy ten zdjął kaptur z głowy. Miał ostro zakończone uszy! Thusnel wbiła w nie wzrok skonfundowana nim zapytała się prosto z mostu. - Co ci się stało w uszy?! Spłodzony zostałeś z demonicznego nasienia? - Thusnel spoglądała na niego intensywnie i lustrowała go wzrokiem kiedy się rozebrał. Nie no, oczy zdawał się mieć normalne, rogów brak, ogona też nie widziała, ręce zdawały się normalne, bez wielkich szponów... Ogółem wyglądał całkiem normalnie, ale te uszy! Co mu się stało w uszy!? Jej matka też była z południa i nie miała takich uszu.

Dzikie tereny

104
POST BARDA
Nagły wybuch podekscytowania zaskoczył Vaerila. Mężczyzna przerwał próby rozbuchania większego ognia i uniósł wzrok na kobietę, przez długą chwilę nic nie odpowiadając. Jak na temperamentnego południowca był wyjątkowo małomówny.
- Zdajesz się wiedzieć dużo na ten temat - odezwał się w końcu. - Tak. Jest tak, jak mówisz. Nie słyszałem o śniegu, dopóki nie zobaczyłem go u was. Nie nosimy futer. I co mam ci opowiadać? Ty opowiadać nie chciałaś. Dlaczego ja mam to robić?
Pochylił się nad plecakiem, od którego odpiął zwinięte posłanie i rozłożył je sobie przy ogniu. Raczej żadne z nich nie planowało tu spać, ale zawsze przyjemniej było usiąść na czymś miękkim, niż na gołej skale. Gdy ze względu na długie uszy wojowniczka posądziła go o demoniczne pochodzenie, po raz pierwszy na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, a w oczach błysnęło rozbawienie.
- To elf - odpowiedział Aslak za niego, usadawiając się po drugiej stronie paleniska. On, przyzwyczajony do chłodu, nie przejmował się podkładaniem niczego pod siebie. - Elfy tak wyglądają.
- A dlaczego twoje są okrągłe? Z jakiego nasienia ty zostałaś spłodzona?
- zrewanżował się Vaeril, choć niegasnące rozbawienie w jego oczach świadczyło o tym, że nie pytał poważnie. - Zabawna jest.
Ostatni komentarz skierował do Aslaka, który uśmiechnął się do niego, prawdopodobnie podzielając tę opinię. Ze swojego plecaka wydobył manierkę i napił się zawartości, zapewne dużo lepiej rozgrzewającej, niż niewielkie ognisko, przy którym siedzieli.
- Spytaj ją o jej klan - odezwał się elf.
- Mhm. Ja też chętnie bym się czegoś dowiedział. Wiem, że jesteście niedaleko, że nasze ludy handlują ze sobą, ale nigdy nie miałem okazji dowiedzieć się więcej. Jesteś inna, niż kobiety, jakie spotkałabyś u nas - ocenił brodacz. - Do naszej osady możesz wrócić ze mną. Jeśli chcesz. Zostaniesz dobrze ugoszczona, zanim zakończysz swoje próby i wrócisz do domu.
Obrazek

Dzikie tereny

105
POST POSTACI
Thusnel
- A co tu jest opowiadać tak naprawdę? - Thusnel wzruszyła ramionami. Żyła tu całe życie i nawet nie wiedziała co niby było w jej klanie takiego wyjątkowego co by mogło go zainteresować. Poszczególne klany może i różniły się pewnymi tradycjami, historiami czy rytami, ale jak się uczyła u szamana, to nie powiedziałaby, że jest w nich coś wyjątkowego. Choć może właśnie to była jej perspektywa, dla niej wszystko tu było normalne, w przeciwieństwie do kogoś obcego.
- Elf? Co to elf? - Zadała kolejne pytanie zainteresowana. - Z nasienia mego ojca, kogóż by innego? - Odpowiedziała na kolejne pytanie. - Tu wszyscy mają normalne, okrągłe uszy. A nie spiczaste. A, że wszystko może być demonem lub ich potomstwem, to lepiej się mieć na baczności... Ale oczy ci się nie świecą jak ognie piekielne, rogów i ogona nie masz, jak i pazurów czy futra, to miałam wątpliwości. Ale te uszy... - Pokręciła jeno głową. - Na nieboszczka co się porusza też mi nie wyglądasz. Zwykle są znacznie chudsze i mniej rozmowne, choć i sam mało co mówisz...
Thusnel także zaczęła się wreszcie rozpakowywać i nieco rozbierać. Może temperatura nie była jakaś szczególnie wysoka, ale ogień pomału miał robić swoje i wkrótce w jaskini będzie ciepło. Poza tym była przyzwyczajona do temperatur. No i dobrze było z siebie zdjąć nieco ubrań po tygodniach w dziczy i spaniu w szałasach. Wreszcie też nieco przysiadła i wyciągnęła ręce nad ogień, ale zerknęła spod łba na elfa.
- Mówienie o Uratai, że jest zabawny to proszenie się o problemy. I zadawanie pytań ponad moją głową. Jestem tutaj. Słyszę. - Powiedziała niezadowolona. - Wstydzisz się kobiet, że musisz się pytać przez towarzysza? No, to co chcecie niby wiedzieć? - Zapytała się wreszcie. Na stwierdzenie, że może przyjść do ich osady zakręciła się niepewnie i powiedziała, że jest jej raczej spieszno. Próby, prawda?

Wróć do „Salu”