POST POSTACI
Anais Florenz
— Dwa lata, a jakby to było wczoraj... jak to szło, szczęśliwi czasu nie liczą, nie. — Pozwoliła sobie na żart między wersami. Rzeczywiście minęły dwa lata i zmieniło się bardzo wiele. Nigdy nie była gościnna, ani nie okazywała przyjaznego usposobienia obcym, aż do momentu kiedy dołączyła do kultu. Często na tym polegała właśnie jej praca, a z czasem weszło jej to w krew, aby sprawiać odpowiednie wrażenie. Niekiedy nawet przynosiło to jakąś satysfakcję. Wobec Tytusa nie musiała jednak udawać, przyszło jej to naturalnie, zapamiętała go bardzo pozytywnie i widać ze wzajemnością.Anais Florenz
— Było też zaćmienie... — Dodała dla drobnego kontrastu dobrych wieści z ostatnich chwil. Nie komentowała więcej. Narodziny kolejnych bóstw, a ich nadejście zostało zwieńczone ogólnoświatowym szaleństwem tych co posługiwali się magią w bezpośredni sposób. Sama była świadkową tych narodzin, jako że emanacja mocy poraziła jej umysł i cóż... było całkiem ciekawie, jeśli porównywać jej doświadczenia w tej materii. Wtedy też się dowiedziała, że sama jest wrażliwa na magię.
Wtem Tytus przeszedł do rozmowy... o niej? Trochę ją zdziwiła kwestia, acz było to miłe zaskoczenie — U mnie? Rodzinne miasto... możesz nie wiedzieć, acz to raczej miasto do którego zbiegłam, nie mając gdzie się podziać. To co przeklęci bogowie dali zabrali równie szybko, jak zrozumiałam jaką to miało dla mnie wartość, jeśli mówimy o rodzinnych stronach — Wzniosła wtem spokojnie rękę i przekręciła głowę w bok, jakby ten temat już dawno się w niej wypalił, było więcej ciekawszych tematów na ten moment.
Wtem uczyniła pauzę, nie odpowiedziała od razu, spojrzała w gwiazdy z jakimś rozmarzeniem — Nigdy nie będę zadowolona, dopóki nie zgaśnie ostatnie z tych ślicznych, mieniących się punkcików na niebie — To było w kwestii zadowolenia, spojrzała wtem na Tytusa — Niczego nie oczekiwałam, byłam gotowa podążać. Gdyby nie to, że Gerion potrzebował drobnej asysty i mnie trochę rozproszył w ten sposób podczas ceremonii, prawdopodobnie nie rozmawialibyśmy dzisiaj. Czułam wtedy, że koniec był bliski i ostrze tego dnia wyjątkowo lekko leżało mi w dłoni. Acz widać na przyjemności trzeba nieco jeszcze poczekać. Jest zbyt wiele pracy do wykonania. — Stwierdziła, uśmiechając się na ostatnie słowa, iście niewinnie. Niewinnie, gdyż sądziła, że miała za mały wkład w ich wielkie dzieło.