Wschodnia Ściana

181
POST BARDA
Z intensywnego spojrzenia generała nie dało się wyczytać absolutnie niczego. Zupełnie jakby jego twarz, jego nieruchome brwi i pozbawiona emocji mimika wykute były z kamienia. Elspeth nie wiedziała, czy udziela prawidłowych odpowiedzi, czy wręcz przeciwnie. Nie miała pojęcia, czy jej kłamstwa były trafione, czy podburzały wszystko, co do powiedzenia wcześniej mógł mieć Goren. Ale jeśli został wypuszczony, jeśli odjechał na Lunie w swoją stronę, czy miało to jakiekolwiek znaczenie?
Mężczyzna odłożył mięso na talerz, na miejsce, z którego je podniósł, wpatrując się w elfkę, jakby usiłował czytać jej w myślach. Istniała bardzo niewielka szansa na to, by faktycznie potrafił to zrobić, ale wrażenie było przejmujące. Przyglądał się jej w milczeniu, by w końcu przenieść spojrzenie na strażników za jej plecami. Skinął głową i zanim zdążyła się jakkolwiek obronić, duża dłoń w skórzanej rękawicy chwyciła ją za włosy i pociągnęła do tyłu, jednocześnie popychając w dół. Upadła na kolana, na twardą, ubitą ziemię stanowiącą podłogę namiotu, a jej głowa przytrzymana została w niewygodnej pozycji, uniesiona do góry. Palce wplecione w mokre włosy ciągnęły za nie boleśnie.
Generał podszedł bliżej i chwycił ją za brodę, by powoli obrócić jej twarz, w jedną, a potem drugą, stronę, jakby oglądał zwierzę do kupienia. Miał ciemne, głęboko osadzone oczy, z których dopiero teraz, z tak bliska, dostrzegła bijącą nienawiść. To nie była towarzyska pogawędka, a jego wymuszona, fałszywa gościnność chyba właśnie dobiegła końca.
- To się świetnie składa, Elspeth - powiedział cicho, z powagą i niezmąconym spokojem. - Świetnie się składa, że jesteś żołnierzem, który mówi we wspólnym, bo muszę ci się do czegoś przyznać. Nie interesuje mnie historia twoja, ani tamtego elfa. Interesują mnie natomiast siły twoich pobratymców, które zbierają się w Heliar i, z tego, co wiem, to nie tylko tam. Interesują mnie rozmiary armii. Wasze potwory i demony. Wasi czarownicy i wasz władca, ten, który prowadzi inwazję. Jako żołnierz, z pewnością wiesz dużo. Dużo więcej, niż poprzedni mroczni, na jakich trafiliśmy.
Nie musiała pytać, jaki los spotkał tych najpewniej pechowych, zbłąkanych zwiadowców. Łatwo się było tego domyślić.
- Będę zadawał szczegółowe pytania, a ty będziesz szczegółowo odpowiadać - dłoń mężczyzny zacisnęła się na jej żuchwie boleśnie, aż pociemniało jej przed oczami. - Spędzimy ze sobą trochę czasu i opowiesz mi wszystko, co wiesz. Od ciebie zależy, jak będzie wyglądała ta rozmowa. Więc powiedz, Elspeth... czy mogę liczyć na współpracę, czy mam wyciągnąć z ciebie odpowiedzi siłą?
Obrazek

Wschodnia Ściana

182
POST POSTACI
Elspeth była szkolona do tego, by nie czuć strachu. Wszystko, co robiła w życiu, miało posłużyć dobru ogółu, miało przyczynić się do wypełnienia obietnicy odzyskania słońca i sprowadzenia jej ludu na powierzchnię, tak, jak żyć powinni. Kiedy jednak patrzyła w te ciemne, nienawistne oczy, dreszcz strachu przeszedł ją po plecach. Spodziewała się tortur i obiecała sobie, że zniesie je z podniesioną głową. Teraz jednak, gdy szarpnięto ją za włosy i sprowadzono do parteru, wcale nie wiedziała, czy nie łatwiej byłoby zdradzić wszystko, co wiedziała...

Nie. Nie mogła pozwolić sobie na takie myślenie. Nie mogła powiedzieć nic, co przyniosłoby wrogom jakąkolwiek przewagę. Zamknie usta i choćby mieli ją kroić kawałek po kawałku, nie powie niczego.

Obnażyła zęby, gdy na nowo narastająca wściekłość rozpaliła się gorącym płomieniem, ogrzewającym nawet wtedy, gdy drżała z zimna.

- Zginiesz, ty i wszyscy tutaj. - Obiecała mu, nie bawiąc się już w uprzejmości. - Możesz zabić mnie od razu. Niczego się ode mnie nie dowiesz.

Współpraca nie wchodziła w grę. Jeśli chciał uzyskać odpowiedzi, musiał o nie zawalczyć.
Obrazek

Wschodnia Ściana

183
POST BARDA
Uścisk mężczyzny stał się jeszcze bardziej bolesny, gdy zacisnął palce mocniej. Jej odpowiedź nie spodobała mu się ani trochę, będąc tak daleką od satysfakcjonującej, jak to tylko możliwe. Nie doczekała się ciosu, ale to nie znaczyło, że nie mieli niczego innego w zanadrzu. Człowiek pochylił się nad nią.
- Tak ci się tylko wydaje. Wydaje ci się, że wyjdziecie z dziury w ziemi i przejmiecie ten świat. Ale ten świat ma obrońców - powiedział chłodno. - Zakon Sakira jest zaledwie jednym z nich. Zepchniemy was z powrotem do waszych podziemi i na kolejne setki lat zostanie po was tylko wspomnienie. Znów staniecie się tylko legendą, w którą nikt nie będzie wierzył. To, czy odpowiesz na moje pytania, czy nie, w ogólnym rozrachunku wiele nie zmieni. Może zmienić tylko to, jak będą wyglądać twoje kolejne dni. Twoje ostatnie dni.
Szarpnął ręką, puszczając ją nagle, tak, że upadła z impetem na ziemię. Była głodna, spragniona i zmarznięta, ale nie wyglądało na to, by jej stan miał się w najbliższym czasie polepszyć, pomimo faktu, że wszystko na nią tu czekało, przygotowane. Jedzenie, wino, czyste i suche ubrania i pewnie nawet ciepły płaszcz, w który mogłaby się owinąć, by powstrzymać drżenie wychłodzonego ciała. Nie było tylko Gorena, od którego mogłaby się rozgrzać, bo ten ją zostawił na pastwę zakonników.
- Może potrzebujesz większej zachęty do współpracy - rzucił stojący nad nią mężczyzna. - Zabrać ją. Podwiesić, jak poprzednich.
Strażnicy zgarnęli ją z ziemi, ale nawet jeśli chciała się opierać, byli od niej silniejsi, a ona zbyt słaba, by stanowić realny problem. Odprowadzana ciemnym spojrzeniem dowódcy, siłą została wyprowadzona z namiotu, na pogrążony w wieczornym mroku obóz. Było ciszej, niż gdy dotarli tu koło południa, a może po prostu była przeprowadzana przez bardziej puste rejony? Minęli coś, co wyglądało jak prowizoryczna kapliczka, przy której pogrążona w modlitwie była trójka obcych jej osób; minęli ostatnie namioty i ogrodzenie, za którym trzymane były konie. Elspeth miała krótkie wrażenie, że wśród nich dostrzegła Lunę, ale równie dobrze mogło się jej przywidzieć, a ona sama szybko została popchnięta dalej.
Jej nadgarstki związano i podciągnięto w górę, a sznur przymocowano do poziomej belki nad jej głową. Obok swojej liny widziała fragment drugiej, odciętej czymś ostrym. Czy wisiał tu wcześniej inny mroczny? Czy wykończyli go ostatecznie, a potem odcięli od belki i wyrzucili ciało? Być może ją czekał taki sam los?
Przynajmniej deszcz już nie padał. Zawisła na swoim sznurze, zbyt wycieńczona, by być w stanie walczyć z materią. Nadgarstki bolały. Wiedziała już, że wcześniejsze podrażnienia lada moment zmienią się w krwawiące rany. Początkowo była obserwowana przez kilka osób, które przyplątały się tu, by patrzeć na nią z zaciekawieniem, nienawiścią, albo pogardą. Ktoś nawet roześmiał się, a ktoś splunął w jej stronę, ale nikt nie podchodził bliżej. Zapadał mrok i w końcu Elspeth została sama, trzęsąc się z zimna i czekając na niewiadomą.
No, prawie sama. Na granicy widzenia stała ta sama krótkowłosa kobieta, którą elfka spotkała już wcześniej - ta należąca do grupy zwiadowców, jaka zgarnęła ich z wieży tego poranka. Patrzyła na nią z oddali, w rękach ściskając butelkę.
Obrazek

Wschodnia Ściana

184
POST POSTACI
Przywódca potrzebował informacji, których Elspeth nie miała i nie mogła zdradzić, choćby ją złamał. Uścisk na skórze głowy bolał coraz mocniej, lecz nie to było najgorsze, a wizja, jaką kapitan roztaczał przed jej kolejnymi dniami. Wiedziała już, że stąd nie wyjdzie. Nie odzywanie się wydawało się rozsądne, choć serce podpowiadało, by zacząć grozić, obiecywać śmierć, nadejście jej pobratymców, pluć. To niczego jednak by nie zmieniło, gdy sytuacja i tak nie była kolorowa. Zresztą, nie miała wiele czasu na zastanowienie się nad ripostą, gdy upadła na ziemię. Wywleczona z namiotu, nie miała siły walczyć, gdy dopadły ją głód, pragnienie i zimno. Widok znanego jej konia, o ile to naprawdę była Luna, nie poprawiał sytuacji. Czyżby Goren nie odjechał, jak twierdził kapitan? Jeśli mężczyzna nie został wypuszczony, to wszelkie nadzieje na ratunek topniały. Mógłby sprowadzić pomoc, choć... nadzieja była płonna. Goren mógł uciec na pieszo, oddalić się do najbliższych ludzkich osad i przepaść, zapominając o niedawnej towarzyszce i o obietnicach, jakie jej złożył.

Widząc sznur, miała obawę, że pętla zaciśnie się na jej szyi i pozbawi wszelkich szans na zemstę, lecz jedynie związano jej nadgarstki. Podrażnione rany otworzyły się na nowo, ramiona bolały, stawy wykręcone w nienaturalny sposób paliły żywym ogniem. W tej sytuacji, nawet przyglądający się jej zakonnicy tracili na znaczeniu. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, lecz nadejście nocy Elspeth przyjęła z ulgą. Wiedziała, że czeka ją więcej chłodu, więcej głodu i pragnienia, lecz przynajmniej oczy odpoczną na dłuższy moment. Było to jednak marne pocieszenie.

Uniosła głowę, by spojrzeć na krótkowłosą zwiadowczynię, nie trwało to jednak długo. Kolejna osoba, która chciała kpić z jej ciemnego ciała, niewiele zmieniała. Pozwoliła ciału rozluźnić się, ciężar zawisł na nadgarstkach. Przynajmniej dłonie zaczynały cierpnąć.
Obrazek

Wschodnia Ściana

185
POST BARDA
Rezygnacja, z jaką Elspeth zawisła na sznurze, musiała być tym, co wywołało reakcję u stojącej w oddali kobiety. Rozejrzała się ona, upewniając się, że nikt jej nie widzi, a gdy już była przekonana, że wszyscy pozostali udali się na kolację, bądź też na spoczynek, wyszła spod drzewa i skierowała się w stronę mrocznej elfki. Deszcz już nie padał, ale jej włosy i ubranie błyszczały w świetle gwiazd, wyraźnie mokre. W jej oczach kotłowała się mieszanina emocji i długą chwilę zajęło jej zmuszenie się do tego, by cokolwiek powiedzieć - być może ze względu na to, że nie wiedziała, czy Elspeth będzie w ogóle chciała jej słuchać. Ale cóż, była skrępowana i wycieńczona. Nie miała wyjścia.
Zanim jednak padły jakiekolwiek słowa, do spierzchniętych warg mrocznej została przyciśnięta szyjka bukłaka, a potem popłynęło z niego coś, co smakowało jak rozwodnione wino - najpyszniejszy napój, jaki Elspeth kiedykolwiek miała w ustach. Krótkowłosa pozwoliła jej pić do woli, nawet jeśli miała to być cała zawartość. Nie pospieszała jej, po prostu dała to, czego nie zechciał dać jej tutaj nikt inny, zapewne wiele ryzykując.
- Zakon Sakira strzeże porządku świata - powiedziała cicho, gdy więzień już skończył pić. Pusty bukłak odrzuciła w krzaki, więc wyglądała teraz jak każdy inny, kto podchodził tu wcześniej, by kpić, grozić, albo po prostu ubliżać. - Wy go zaburzacie. Ale gdyby to ode mnie zależało, nie... nie wyglądałoby to w ten sposób. Przepraszam. Za to, co musisz znosić.
Z daleka dobiegało poparskiwanie koni. Czy faktycznie była tam Luna, czy to było tylko przywidzenie, wywołane przez wykończony umysł?
- To tylko jedna z sił, która stanie wam na drodze. Nie ma znaczenia, czy im coś powiesz, czy nie. I tak ruszą na Heliar - kobieta mówiła cicho. - Powinnaś... Powinnaś spróbować uciec. Tutaj nie czeka cię nic dobrego.
W bezruchu i mroku rozbrzmiał znany elfce okrzyk nocnego ptaka. Jeden, drugi, a potem odpowiedział im trzeci, z innej strony.
Obrazek

Wschodnia Ściana

186
POST BARDA


Elspeth szukała pomocy już nie tylko u tych, którzy kroczyli pod gwiazdami, ale również u bogów. Wyliczała w pamięci znane jej bóstwa, lecz żadnego nie chciała urazić swoją słabością. Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie, że nie może prosić o łaskę, o wolność, czy nawet szybką śmierć, a tym, na czym powinna się skupić, była próba. To Zirenth wystawiał ją na próbę. To on postawił na jej drodze Zakon Sakira i to on sprawdza, czy jest godna kontynuować walkę na rzecz większego dobra czy wręcz przeciwnie - powinna tu umrzeć i zostać zapomniana, bez możliwości spotkania przodków.

Nie zamierzała zawieść bogów. Starała się wykrzesać w sobie nową siłę, która pozwoliłaby jej przetrwać ciężki czas. Ręce bolały, ciało ciążyło jak worek kamieni, lecz elfka nie mogła się poddać. Nie teraz, gdy Heliar było tak blisko.

Kobieta, która podeszła z bukłakiem, była albo kolejną próbą, złośliwością bogów, albo możliwością ucieczki. Elspeth nie zamierzała odmawiać wody, bo ta doda jej sił. Wypiła, ile mogła, gasząc pragnienie. Dopiero wtedy przeniosła wzrok na krótkowłosą.

- Walczymy o ten świat. - Odpowiedziała po chwili kobiecie. Gardło, choć zwilżone, zapiekło jak ogniem, gdy wydobywały się z niego słowa. - O nasze prawo, które nam zabraliście.

Zamilkła na chwilę, gdy usłyszała nawoływanie ptaka. Spięła się nieco, lecz nie chciała dać po sobie poznać, że rozpoznała świergot. Nowe siły wystąpiły w jej ciało. Zdała próbę Zirentha.

- Zmierzymy się w równej walce pod Heliar. Przetnij linę. - Poprosiła, gdy kobieta zaproponowała jej ucieczkę.
Obrazek

Wschodnia Ściana

187
POST BARDA
Kobieta uniosła wzrok ku górze, na spętane ręce elfki, ale nie zrobiła tego, o co została poproszona. Sznur niezmiennie boleśnie wżynał się Elspeth w nadgarstki, a nienaturalna pozycja wywoływała ból w uniesionych ramionach.
- Nie mogę - szepnęła. - Nie mogę uwolnić wroga. Mogę nie zgadzać się z metodami, jakie stosuje generał Hamlyn, ale nie jestem zdrajczynią. Ty też nie jesteś. Powinnaś to rozumieć.
Krótkowłosa opuściła wzrok na zaciętą twarz mrocznej. Przesunęła spojrzeniem po jej mokrych, białych włosach, przyklejonych do skroni i policzków, po oblepiającej jej ciało koszuli i smętnie zwisającym, bezużytecznym płaszczu. Zacisnęła usta w milczącej złości, ale nie zrobiła niczego, co znacząco poprawiłoby sytuację więźnia.
- Przyjdę przed świtem. Przyniosę ci coś do jedz...
Zdanie urwało się w połowie, gdy jej szyję przebiła krótka, ciemna strzała. Strzała, jakiej kształt Elspeth znała bardzo dobrze. Kobieta uniosła dłonie, żeby złapać się za krtań, ale nie była w stanie już sobie w żaden sposób. Jej ciało miękko osunęło się na ziemię u stóp elfki, a puste spojrzenie jej dużych oczu wbiło się w niebo. Może umarła, patrząc na Elspeth, a może zdążyła jeszcze zobaczyć gwiazdy, w które według Gorena trafiali po śmierci wszyscy.
Kolejna strzała ze świstem poszybowała nad głową elfki, częściowo trafiając w wiążącą ją linę. Nacięty węzeł poluzował się nieco, ale choć dał szansę na wyrwanie się z więzów, to nie uwolnił jej całkowicie. Musiała wykrzesać z siebie jeszcze resztki sił, by spróbować wyszarpnąć dłonie i zastanowić się, co zrobić ze sobą dalej.
Dotarły do niej okrzyki, a chwilę później w środku obozu rozbrzmiał dźwięk dzwonu ostrzegawczego. Słyszała zamieszanie wśród zakonników, szczęk dobywanej broni i łomot biegnących butów. Z mroku nocy, przechodząc górą przez ostrą palisadę na granicy pola widzenia Elspeth, wynurzyły się sylwetki pająków, niosących na grzbietach jeźdźców. Ze zmęczenia jednak dwoiło i troiło się jej w oczach; nie mogła być pewna, ilu było ich faktycznie. Miała zaledwie chwilę, by działać, zanim dotrą do niej żołnierze Sakira i upewnią się, że nie elfka nie ucieknie do swoich, a wraz z nią wartościowe informacje.
Obrazek

Wschodnia Ściana

188
POST POSTACI
Elspeth
Elspeth nie poddawała się. Chociaż mogłaby zwisać tak mizernie, jak wisiała dotąd, teraz wiedziała, że zdała próbę bogów, więc los jej sprzyjał. Dostanie swoją nagrodę.

Nie odpowiedziała nic krótkowłosej, wiedząc, że to nie ona ma jej przyjść z pomocą. Choć jej dobre chęci miały przynieść ukojenie więźniowi, były niczym innym, jak słabością, zdradą, gdy działała przeciwko rozkazom generała, niezależnie od tego, co mówiła. I wszyscy czarnoelfi bogowie wiedzieli, że zasłużyła na to, co się jej przydarzyło.

Ciemna strzała, jej grot, który tak skutecznie wbijał się w ciało, czarne lotki - wszystko to wskazywało na ratunek i rychłe przyniesienie zemsty tym, którzy odważyli się ją porwać. Kolejna strzała pozwoliła jej częściowo uzyskać wolność. Elspeth poczuła, jak adrenalina pozwala krwi szybciej krążyć, a ciału uzyskać nowe siły.

Zaczęła się szarpać, najpierw po to, by sznur nad jej głową pękł ostatecznie i uwolnił ją, a następnie, jeśli zdołała wylądować na ziemi, wyplątać ręce ze sznura, nie bacząc na krew i ból. Nie mogła od razu ruszyć do boju, dlatego wycofała się, ku swoim, ku palisadzie.

- Dobrze was widzieć! - Powiedziała w swoim języku. - Potrzebuję broni!

Mogła słaniać się na nogach, mogła nie radzić sobie samodzielnie ze sznurem na nadgarstkach ani z ocenieniem, ile pająków rzeczywiście widziała, ale nie zamierzała osiąść na manowcach. Armia potrzebowała każdego żołnierza i jeśli dostała choćby miecz, gotowa była ruszyć wraz z oddziałem do walki.
Obrazek

Wschodnia Ściana

189
POST BARDA
Sznur nie urwał się gwałtownie, a rozsupłał powoli, zbyt wolno, by nie wywołać w Elspeth dodatkowej frustracji. Powróz boleśnie zsuwał się z jej dłoni, by w końcu wypuścić ją i pozwolić jej opaść na ziemię. Nogi ugięły się pod nią, a przed oczami zrobiło się jej zbyt ciemno, by była w stanie podnieść się i ruszyć w stronę swoich, a co dopiero walczyć. Wylądowała w zimnym błocie, najprawdopodobniej zmieszanym z krwią tych, którzy wisieli tu przed nią; gdy próbowała krzyknąć do swoich, głos złamał się jej w połowie zdania i targnął nią kaszel. Wycofać się mogła... ale co najwyżej na kolanach.
Dźwięki nadciągających rycerzy Sakira były coraz bliższe. Rozróżniała już głosy, pojedyncze słowa. Konie przestały parskać cicho, a niektóre zaczęły rżeć zaniepokojone, choć elfka mogła jedynie zgadywać, czy wynikało to z ogólnego zamieszania, czy ktoś te konie na szybko siodłał, czy pomiędzy wierzchowce wpadł jeden z podziemnych pająków.
Cały dzień w mrozie i deszczu, bez posiłku ani nawet wody, boleśnie odbijał się na jej samopoczuciu. Elspeth przeszła na czterech kilka kroków, a gdy wydawało się jej, że może już uda się jej jakoś podnieść, jeśli nie do walki, to przynajmniej do pozycji stojącej, usłyszała znajomy pomruk ośmionogiego stworzenia, ja porośnięte szczeciną odnóża wbiły się w miękką ziemię tuż przed nią.
- I co z nią zrobisz? - spytał ktoś z góry. Poczuła szarpnięcie i chwilę później siedziała już na pająku, dużo wygodniejszym i stabilniejszym od dziwnego grzbietu konia. - Nie będzie walki. Zabieramy ciebie, kradniemy więźniów. Tu jest zbyt wielu zbrojnych, my jesteśmy zwiadem.
Obejmujące ją ręce i nogi odziane były w ciemny, szorstki w dotyku materiał, a trzymające wodze dłonie miały mniej-więcej ten sam odcień skóry, co jej własny - choć jej ręce błyszczały teraz od pokrywającej je, świeżej krwi, a nadgarstki i ramiona pulsowały bólem. Pająk zawrócił gwałtownie, ale nawet nią nie szarpnęło, tak dobrze trzymał ją ten mroczny, który zgarnął ją z obozu wyznawców Sakira. Pochylił się i przygniótł ją do siodła, gdy obok nich świsnęła jedna strzała, a potem druga. Zaklął pod nosem i popędził wierzchowca, a potem stęknął, gdy trzecia wbiła się w jego plecy - Elspeth poczuła impet, choć grot jej nie dosiegnął.
- Dwóch! - krzyknęła do niego jakaś elfka, gdzieś z prawej strony.
- Do obozu! - odpowiedział i poprowadził pająka przez palisadę, odprowadzany przez dźwięki walki i bliżej nieokreślone krzyki.
Obrazek

Wschodnia Ściana

190
POST POSTACI
Elspeth chciała działać, lecz sznur nie puszczał tak łatwo, jak powinien. Kiedy jednak uwolnił ją już z pętli, po drodze podrażniając stare rany i ocierając skórę, tworząc nowe, upadła w błoto i nie mogła wstać. Nogi miała jak z waty, gdy starała się poderwać, nawet głos odmawiał posłuszeństwa! Frustracja na nowo nią wstrząsnęła, lecz nie mogła zrobić nic, by zaradzić słabości ciała.

Przyjazne mruczenie pająka było jednak jak miód na jej uszy. Uniosła spojrzenie na bestię, a jednocześnie na jeźdźca, wybawiciela z błota i męki. Nie walczyła, gdy podrywał ją z ziemi. I tak nie miała na to siły. Mocne, stabilne objęcia na odwłoku pająka były tym, czego potrzebowała.

- Jak znaleźliście ten obóz? - Zapytała jeszcze i przez myśl przeszło jej imię Gorena, lecz szybko odegnała tę możliwość. Elf albo był w drodze do Taj'cah, albo wciąż znajdował się w niewoli sakirowców.

Jedna strzała nie mogła mu zaszkodzić, lecz musiała docenić gest osłonięcia jej własnym ciałem. Po tym wszystkim, co się stało, dobrze było być między swoimi. Pozwoliła ciału odpuścić, gdy znaleźli się poza palisadą. Pająki były bardziej mobilne niż konie.
Obrazek

Wschodnia Ściana

191
POST BARDA
Twarzy jeźdźca nie widziała dokładnie - miał głowę skrytą w cieniu kaptura i chustę, którą przewiązał sobie dolną jej część, by jeszcze lepiej kryć się w mroku nocy. Pojedyncze kosmyki długich, jasnoszarych włosów uciekły spod materiału i może to one sprawiły, że łucznikom Sakira udało się go później trafić. Elf wydawał się wysoki jak na mrocznego, choć raczej nie dorównywał wzrostem Gorenowi, a jego szerokie ramiona i silne, zaciśnięte po bokach Elspeth nogi świadczyły o tym, że był wojownikiem, tak samo, jak ona.
- Ich zwiad złapał wczoraj naszych - odparł elf przez zęby. - Poszliśmy ich tropem.
Ścigały ich krzyki i dźwięki walki, a strzały przelatywały raz po raz pomiędzy drzewami, między które wpadli po przeskoczeniu palisady. Cienkie gałązki smagały twarz Elspeth, bo przed tym jeździec nie mógł jej ochronić, ale gdy pochyliła się mocno nad grzbietem pająka, nie było nawet tak źle. Poprowadzone przez elfa zwierzę sprawnie wspięło się po jednym z szerokich pni i wcisnęło w liściastą koronę, przebijając się przez nią na górę, do poziomu, na którym gałęzie były rzadsze, a pomiędzy listowiem widać już było gwiazdy. Owiała ich chłodna bryza, ale dla zmarzniętej Elspeth nie było to przyjemne doświadczenia; gdy jeździec zauważył jej dreszcze, skierował wierzchowca z powrotem niżej. Prowadził go z wprawą na tyle dużą, że można były przypuszczać, iż więcej czasu spędził walcząc z siodła pająka, niż z ziemi.
Wkrótce krzyki i hałasy ucichły, a oni mogli nieco zwolnić. Zeszli z powrotem pod drzewa, gdzie ośmionogie stworzenie poruszało już dużo płynniej, niż wśród gałęzi. Mężczyzna milczał, ale po mocno zaciśniętych na wodzach dłoniach Elspeth widziała, że zmaga się z bólem. Strzała wciąż pozostawała wbita w jego plecy, choć w najwyraźniej na tyle niegroźne miejsce, że nie musieli się zatrzymywać. Jechali jeszcze przez chwilę, zanim w zasięgu wzroku po jednej ich stronie pojawił się drugi pająk, a potem po drugiej - kolejny. Na jednym siedziała białowłosa mroczna, z krótkimi, rozwianymi włosami, a na drugim inny elf, wiozący przed sobą kogoś innego, przerzuconego przez grzbiet zwierzęcia jak bezwładny worek ziemniaków. Wyglądało na to, że nie tylko ją ocalili.
Minęło może pół godziny i wreszcie dotarli do obozu, o którym elf mówił wcześniej. Przy niewielkim ognisku grzała się dwójka jej pobratymców, która poderwała się z ziemi w momencie, w którym wynurzyli się z lasu. Oni byli pierwsi, więc to do nich podbiegli - kobieta chwyciła Elspeth i pomogła jej zejść, a na widok tego, jak się prezentowała, zaklęła wściekle.
- Zwierzęta - syknęła. - Chodź. Umyję cię i ubiorę. Jesteś głodna?
Jeździec sam zeskoczył z pająka i pozbył się zarówno chusty, jak i kaptura. Miał ostre rysy twarzy, które podkreślała płonąca w jego oczach wściekłość, nieugaszona nawet podczas dość długiej podróży przez las.
- Strzała - warknął, a drugi elf, który poderwał się od ogniska, skinął głową.
- Siądźmy tam. Co z pozostałymi?
Dwóch innych jeźdźców weszło w zasięg światła ognia. Jeden z nich bezceremonialnie zepchnął z siodła młodego chłopaka, odzianego w szaty z symbolem Sakira. Jeniec.
- Nie wiem. Nie wszyscy wrócą.
Obrazek

Wschodnia Ściana

192
POST BARDA
W ramionach barczystego, silnego mężczyzny po raz pierwszy od wielu, wielu dni czuła się bezpieczna. Zamknięta w objęciach, mogła przestać wypatrywać walki, rozluźnić się i pozwolić, by ciało odetchnęło po tak długim oczekiwaniu na spotkanie ze swoimi.

Nie ciągnęła rozmowy widząc, że jej wybawiciel cierpi przez strzałę w plecach. Dość wymagało od niego skupienie na prowadzeniu pająka, który był nie tylko wygodny, ale też usłuchany. Ośmionożne stworzenia przewyższały konie pod każdym względem. Nawet Luna, choć kochana, nie miała możliwości uciec przed pościgiem w korony drzew.

Elspeth nie narzekała, pochylając się nisko nad odwłokiem starała się uniknąć tak gałązek, jak i chłodu, lecz na darmo. Nie musiała znosić tego długo, bo na szczęście rycerzy zgubiono gdzieś z tyłu.

Obóz był widokiem, przez który Elspeth zakręciła się w oku łezka. Ciepły blask ogniska i przyjazne twarze sprawiły, że zrobiło się jej lekko na sercu.

- Dziękuję. - Odpowiedziała kobiecie, schodząc z pająka i opierając się o nią w obawie, że nogi znów odmówią współpracy. Obejrzała się jeszcze na wojownika, który ją uratował. W blasku płomienia, widziała jego ostre rysy i przystojną twarz. - Dziękuję za ratunek. - Odezwała się również do niego. - Nie jestem z waszego zwiadu. Elspeth O'Lat, Tishli yara. - Podała krótko swoje imię i pochodzenie z Klanu Poszarpanej Rany. - Księżyc cztery razy rósł i malał odkąd zostałam wysłana na powierzchnię. W obozie nie widziałam waszego zwiadu, ale mówili o nich. Mówię w ich języku. - Wskazała ruchem głowy jeńca.

Opuściła spojrzenie na poszarpane rany swoich nadgarstków. Zakręciło jej się w głowie na samą myśl o posiłku, oparła się o kobietę całym ciężarem. Chciała już stracić przytomność i odespać trudy obozu Sakirowców.
Obrazek

Wschodnia Ściana

193
POST BARDA
Elf skinął głową w odpowiedzi na podziękowanie i dopiero teraz zmierzył Elspeth uważnym spojrzeniem, przez co boleśnie zdała sobie sprawę z tego, jak żałośnie prezentuje się w tym momencie.
- Porozmawiamy później - obiecał, a ona została zabrana do jednego z ciemnych, okrągłych namiotów, rozpiętych pomiędzy drzewami.
Wewnątrz nie było wiele miejsca. Ciemny środek rozświetlał fioletowy kryształ, wyniesiony z podziemi i emanujący jeszcze resztką swojej mocy - nie świecił mocno, ale wystarczająco, by kobiety widziały, co robią. Elfka posadziła ranną na jednym z posłań i owinęła ją kocem, podczas gdy sama zabrała się za nagrzewanie wody.
- Jestem Nedala Zautlar - przedstawiła się, gdy moczyła czyste ścierki w misce. - Ten, który cię uwolnił, to Velkyn Do'rret. Wszyscy tu jesteśmy z Tishli yara. Wyszliśmy w Heliar i szybko przejęliśmy miasto. Ludzie się nie spodziewali. Nie stawiali nawet oporu.
Podeszła do Elspeth z wilgotną ścierką i pochyliła się przed nią, by przetrzeć jej twarz. Materiał był już przyjemnie ciepły, tak samo jak spojrzenie fioletowych oczu Nedali - ale był w nich też nieukrywany niepokój. Udała się do namiotu, by pomóc ocalonej, lecz wciąż zerkała przez ramię, jakby przez wąską szparę w namiocie usiłowała dostrzec to, co dzieje się na zewnątrz.
- Rozbierz się z tych mokrych rzeczy. Dam ci swoje, suche - poleciła. - Potem wyjdziesz na zewnątrz, do Sabala, on zajmie się twoimi nadgarstkami. To ten, który pomaga Velkynowi ze strzałą.
Zimne i mokre ubrania lepiły się do skóry elfki nieprzyjemnie, a targające nią raz po raz dreszcze kazały jej zastanawiać się, czy przypadkiem nie rozchorowała się przez ten koszmarny, dzisiejszy dzień. Nedala pomogła jej zmyć z siebie błoto i krew, a potem ubrać się w czyste rzeczy: grubą koszulę, przylegające spodnie z ciepłej skóry, wysokie, sznurowane buty i płaszcz, spinany szerokim pasem. Choć temperatura była całkiem znośna, a do tego mieli ogień, Elspeth potrzebowała tego wszystkiego, by przestać wreszcie trząść się z zimna.
Spoza namiotu docierało do nich coraz więcej głosów. Pozostała część zwiadu musiała wrócić do obozu.
Obrazek

Wschodnia Ściana

194
POST BARDA
Elspeth nie mogła wyglądać dobrze, lecz postanowiła nie przejmować się tym tak, jak kobieta być może powinna. Została odbita z niewoli, niezbyt długiej, lecz dotkliwej, o czym świadczył jej stan. Jeśli ktokolwiek chciał ją podziwiać, musiał poczekać, aż dojdzie do siebie.

Skinęła mężczyźnie głową zgadzając się z jego postanowieniem. Na rozmowy przyjdzie czas, gdy oboje zostaną opatrzeni i oporządzeni. Bez wahania podążyła z kobietą do namiotu. Wdzięczna była za miejsce do spoczęcia i koc.

- Dziękuję, Nedalo. - Odezwała się po chwili, gdy jej opiekunka przedstawiła siebie i pozostałych w obozie. Owinęła się szczelniej kocem, chcąc zatrzymać tak dużo ciepła, jak tylko mogła. Drżenie ciała nie pozwalało jej odpocząć. - Heliar... tam podążałam. Dobrze wiedzieć, że zostało przejęte.

Ciepła ściereczka na skórze przywołała Elspeth na myśl kąpiel, grzane wino i towarzystwo mężczyzny. Cokolwiek miało dziać się z Gorenem, teraz nie mogła mu pomóc. Nie mogła wrócić do rycerzy Sakira i dobić elfa. Nie miała wyjścia, jak tylko z bólem serca o nim zapomnieć. Musiała skupić się na tym, co było tu i teraz - na prowizorycznej kąpieli, czystej skórze i ciepłych ubraniach, które tak wielkodusznie zaoferowała jej Nedala.

- Czy Velkyn tu dowodzi? - Dopytała jeszcze, starając się stanąć na własnych dwóch nogach, jakby czyste i ciepłe ubrania miały jej pomóc w powrocie do sił. - Muszę z nim pomówić.

Uniosła swoje dłonie, by ocenić rany na nadgarstkach. Pozostawało jej mieć nadzieję, że sznury uszkodziły tylko skórę i wszystko inne, co potrzebne było do władania bronią, było nienaruszone.
Obrazek

Wschodnia Ściana

195
POST BARDA
- To nie było wyzwanie. Ludzie byli przerażeni. Straż próbowała stawiać opór, ale było ich za mało. Otwarta brama sprawiła, runęła część miasta - opowiadała Nedala, może próbując odwrócić uwagę Elspeth od jej cierpienia, może chcąc ją pocieszyć pozytywną wieścią, a może po prostu dzieląc się oficjalną aktualizacją sytuacji. Może w przypadku innych bram nie będzie to takie proste, ale Klan Poszarpanej Rany był szybki i skuteczny, a przejście w pod samym miastem samo w sobie stanowiło ogromną przewagę. - Wyzwanie czeka nas teraz. Musimy wrócić do dowództwa z informacjami o zbliżającym się wojsku. Informacje od ciebie się przydadzą. Widziałaś ich liczebność. Widziałaś ich uzbrojenie. Dzięki tobie będziemy w stanie przygotować się dobrze. I może z tego chłopaczka wyciągnie się coś wyciągnąć.
Pomogła jej zasznurować koszulę i zaczesała do tyłu jej mokre włosy. W jej gestach nie było żadnej czułości, jedynie potrzeba zadbania o jedną ze swoich, tak okrutnie potraktowaną przez ludzi.
- Tak. Jest dowódcą naszego oddziału. On też będzie chciał z tobą porozmawiać. Ale musisz coś najpierw zjeść i wypocząć. Gdy z wyczerpania zaczniesz majaczyć, na nic się mu nie przydasz.
Nadgarstki działały tak, jak powinny, choć w dłoniach miała wyraźnie mniej siły, niż zwykle. Nie mogła nawet zacisnąć ich porządnie w pięści, bo natychmiast zaczynały drżeć. Nedala miała rację - Elspeth potrzebowała pożywienia i snu, i dopiero wtedy będzie mogła snuć ze swoimi pobratymcami dalsze plany.
Elfka pomogła jej wstać i pozwoliła wesprzeć się na swoim ramieniu, nie przejmując się tym, że świeżo przemyte rany zakrwawią jej szarą tunikę. Wyprowadziła ją na zewnątrz, gdzie zebrali się już wszyscy. Nedala przesunęła spojrzeniem po towarzystwie i momentalnie cała się spięła. Uniosła wzrok na Velkyna.
- Gdzie jest Ome? Nie wrócił? - spytała cicho.
- Nie - odparł dowódca. Nagą klatkę piersiową przepasaną miał jasnym bandażem, w mroku nocy wyraźnie odcinającym się od jego ciemnoszarej skóry. Widać było, że jest wojownikiem, a nie artystą, czy innym szpiegiem. Zarys wypracowanych mięśni mocno rzucał się w oczy, zwłaszcza, gdy ciepłe światło ogniska tańczyło leniwie na jego ramionach.
Nedala pokiwała głową, z wyraźnym trudem zachowując spokój.
- Ktoś jeszcze?
Velkyn milcząco zaprzeczył. W obozie zebrało się więcej mrocznych elfów, niektórzy wyglądali na mniej lub bardziej rannych, ale żaden nie był umierający. Wszystkim, poza owym Omem, udało się uciec.
- Dobrze. To dobrze.
Do jednego z szerokich pni przywiązani zostali więźniowie. Pierwszy był chłopak, którego Elspeth widziała już wcześniej, wciąż nieprzytomny. Drugim był mężczyzna w sile wieku, z równo przystrzyżoną, siwiejącą lekko brodą. Ubrany był w pancerz z symbolami Sakira, ale pozbawiono go broni. Trzecim więźniem natomiast był jasnowłosy elf, pobity i posiniaczony, z opuchniętym okiem i zakrwawioną dłonią. Tym jednym okiem, które był w stanie otworzyć, wpatrywał się wściekle w Elspeth od momentu, w którym opuściła namiot. I wyglądało na to, że jednak nie wracał na swój Archipelag.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”