Leżąc na wznak w śniegu i spoglądając w niebo z wciąż drgającym oderwanym ramieniem nieopodal czując karminowy likwor uchodzący z kikuta stwierdził, że uczyniłby to raz jeszcze nawet gdyby miało go to kosztować życie.
Ten nie zapomniał wiedzy sprzed wypadku, nie tylko jego mięśnie pamiętały. Umysł choć odmieniony i zamroczony osobliwymi wizjami nosił sobie wiedzę z przeszłości w której był uczonym w pismach mnichem oraz weteranem walk na Splugawionych Ziemiach. Mimo to istoty pochodzące zza Bram, podobnie jak ludzie wciąż nie ustawały w zaskakiwaniu go. I był gotów przysiąc to na swoje dawne imię, które choć ciągle mu znane pozostawało głuche niczym martwy czerep nawiedzający go w snach.
Możność zasmakowania rozkoszy bogów jaką była pogarda i obrócenia jej w odmowę to chyba jedna z największych możliwych wolności. Sprzedający się demon nie tylko oblekł kształt dziwki ale również zachował się jak przystało na dziwkę. Dziwkę, której awansy odrzucono, wzgardzonej i niechcianej wyładowującej swoją bezsilność w możliwie gwałtowny i prostacki sposób. Pomimo swego położenia pozostawał zwycięski choć nie oczekiwał, że niski rangą demon będzie w stanie to pojąć, w końcu był jedynie pachołkiem. A urwana prawica? Stosunkowo mała cena biorąc pod uwagę, że nie była jego ulubionym ramieniem. Jako mańkut nie od wczoraj kroczył ścieżką lewej ręki choć dopiero od dnia dzisiejszego przyjdzie mu już pewnie kroczyć wyłącznie nią.
- Wracaj tu!- Wrzasnął rozdzierająco wypluwając krew na brodę. Lód na jeziorach skruszył się zupełnie odsłaniając czarną, bezdenną toń przewiercającą firmament na wylot. - Wracaj tu i zabierz Tego do piekła by twoi panowie mogli Go pocałować w dupę!
Oddanie za oddanie, zdrada za zdradę, pogarda za pogardę. Pomiot nie zdecydował się go dobić a wyłącznie pozostawił na wykrwawienie oddalając się. Mężczyzna o sercu nie będącym czerwone jak inne poprzysięga, że pewnego dnia gdy będzie gotów odpłaci stworowi pięknym za nadobne. Ba, nie tylko temu jednemu i więcej niż wyłącznie pięknym. Oko za oko? Nie w tym życiu, ty urwałeś Temu rękę, Ten zmiażdży wam głowy.
Gdyby demon nie odszedł tak prędko Ten uczyniłby wszystko by to spełnić obietnicę nawet gdyby podczas tej próby miał zostać rozerwany na sztuki lub zmuszony okładać pomiot swoją świeżo amputowaną prawicą dopóty fioletowy ogień nad jego głową nie zmieniłby się w dogasające ognisko na które Ten z największą przyjemnością by się wysikał bezczeszcząc i tak już plugawy zewłok.
Nie ma jednak czasu na myślenie o przyjemnościach, potworny nawet pomimo odrętwienia i szoku ból przypomina mu, że nadal żyje. Czuje się żywy jak nigdy przedtem a jego wola walki i przetrwania wspina się na wyżyny wyższe niż otaczającego go wzniesienia. Wojownik podejmuje najtrudniejszy bój klękając w śniegu zębami i ocalałą ręką drąc na sobie opatulającą go szatę. Trzęsie się a wzrok lata mu na wszystkie strony kiedy próbuje wiązać szmaty i tamować uchodzącą z niego krew. Podejmuje też próbę podniesienia się na nogi i pójścia przed siebie, nie myśląc ani nie rozumiejąc dokąd.
Myśl o niepokonanej Śmierci dodawała mu otuchy i była jego nadzieją. Wiedział jednak, że musi przeżyć by móc zawalczyć kolejnego dnia, gdyż stojący między Nią a Nim bogowie nie pozwolą mu jeszcze zaznać spokoju.
Spoiler: