Dzikie tereny splugawionych ziemi

61
Niezbyt się cieszył z zainteresowania demona, ale przynajmniej dawał nieco czasu reszcie, aby się pozbierała. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że trochę im zejdzie skoro to żółtodzioby w walce z takimi przeciwnikami. Niemniej nie spodziewał się, że nóż nie przebije miejsca w którym tkanka powinna być najmiększa, w końcu skóra w tamtym miejscu powinna być elastyczniejsza. Z noża bełtu nie zrobi przecież.
Demon skoczył, a raczej przeskoczył obok Tamasa i odwrócił się, a wojownik obrócił się przodem do niego.
Kiedy dojrzał Jovernę, od razu ruszył do swojego ataku. To nie miał być pojedynek rycerski gdzie dwa ataki na raz były źle odbierane. Kobieta zraniła stwora i została uderzona... później będzie się martwił jej obrażeniami bo jeśli nie pokonają tej bestii to nikt z nich nie przeżyje tego pojedynku.
Najważniejsze, aby nie szarżować na przeciwnika, który doskonale widzi co robisz. Chwila nieuwagi stwora kiedy zwrócił się w stronę 'uciążliwego' zagrożenia wystarczyła, aby Tamas zrobił kilka kroków przez wysoki śnieg. Uniesiony miecz trzymał wysoko z zamiarem cięcia z góry w dół. Gdzie tkanka powinna być miększa? Czy miecz da radę temu cielsku? Z tej pozycji będzie miał najwięcej siły w uderzeniu i tego też zamierzał spróbować, celując nad ramieniem prawej przedniej łapy, mniej więcej tam gdzie rozpoczynała się grzywa stwora. Musiałby mieć niebywałe szczęście, aby go takim cięciem zabić, bo przede wszystkim chodziło o wykluczenie przedniej łapy z walki. Ten niebywały rodzaj demona jednak mógł być zupełnie inny od tych z którymi do tej pory walczył Tamas. W końcu wcześniej takowych nie napotykał, nie licząc podobieństwa z tym jednym...
Po uderzeniu zamierzał cofnąć się o krok i postawić się jakoś w pozycji obronnej z mieczem przed sobą, grożąc ostrzem nadchodzącemu demonowi, albo jego częścią ciała.

Oby reszta już się pozbierała bo i najlepszy wojownik nieznający swojego przeciwnika mógł mu niewiele zagrozić z pojedynkę. Co z tymi strzałami z kusz do cholery...?
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

62
POST BARDA
Tamas niespecjalnie zwracał uwagę lub przejmował się dziwnymi, metalowymi ornamentami, które stanowiły jedność z ciałem. Wystawały przecież z ramiona i z grzywy. Musiał uważać by jego miecz nie zahaczyłby się o to, bo mógłby przy wyjątkowym pechu stracić broń. Jak tylko broń zanurzała się w grzywie, usłyszał bardzo nieprzyjemny dźwięk przejeżdżania metalu o metal. To odrobinę spowolniło jego cios i dotarł do szyi. I to nie był koniec niespodzianek. Usłyszał najpierw dziwne, głuche uderzenie, jak tylko miecz uderzył szyje. Nie sposób określić, co to mogło być. Następnie bestia wydawała z siebie dźwięk, który mógł być podobny jęku bólu. Nie wyglądało, by miecz wbił się głęboko w szyję. Po wyciągnięciu miecza był na nim niebieskawy płyn, który pojawił się na chwili także i na grzywie, by spływać w ból. Bestia spojrzała na Tamasa, a w jej oczach mógł odczytać obietnicę śmierci.

Te dziwne punkty na ciebie, przypominające wodę morską, zamknięta w krysztale zaczęły dziwnie pulsować światłem. Powietrze wokół bestii stawało się zimniejsze. Ten dziwny, niebieskawy płyn zamarzł natychmiast. Lód zaczął otulać ciało bestii niczym zbroja przystosowana do jego ciała. Pazury, które już były niebezpieczne, wydłużyły się, stworzone z lodu i przypominające haki. Ogon, który do tej pory wydawał się najmniej niebezpieczny, teraz pokryty był czymś, przypominającą tubę z kolcami. I przy okazji ten lód wcale nie był sztywny. Ciało Demona nie straciło nic ze swojej zwinności po pokryciu tą specyficzną zbroją. Oczy tej istoty świeciły się mocniej.

Ta zbroja posiadała lukę. Niewielki obszar wokół sztyletów Joverny nie został pokryty tym zaklęciem.

Za sobą usłyszał kroki ludzi, którzy zbliżały się, by dołączać do swojego. Dwie tarcze, będące blisko siebie z włóczniami. Bełt, który przeleciał gdzieś obok i uderzył w zbroję. Wbił się w ten lód, ale nie zrobił krzywdy większej. Już nie walczył samemu, ale mierzyli się z demonem, który nie tylko posiadał potężne ciało, ale przy okazji władał równie niebezpieczną siłą.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

63
Nawet kowal potrzebował ognia i dobrego młota, aby urabiać metal... Pewnie bardziej efektywny byłby młot bojowy, o ile roztrzaskanie łapy, albo łba nie skończyłoby się tak samo szybkim leczeniem jak obrażeń, które otrzymał od miecza. Zabawne, ale po uderzeniu przez uderzenie serca zmartwił się, że na mieczu zostanie szczerba, którą będzie musiał godzinami szlifować.
Odstąpił od bestii, która zaczęła transformację w coś praktycznie nie do pokonania przez grupę niezbyt dobrze uzbrojonych ludzi.

Mieli przesrane, nawet w kupie.
Tamas dojrzał ostrza tkwiące w ciele, ale na tą chwilę pozostawały poza jego zasięgiem. Skoro w ich pobliżu zbroi nie było to w jakiś specyficzny sposób powodowały, że magia nie działała na nie. Telekineza więc pewnie nie zadziała...
Głównym problemem będzie w ogóle dostać się do tego miejsca. I co powinni zrobić? Wyszarpnąć sztylety? A może próbować wbić swoją broń w odsłonięte miejsce?
Tylko jak się tam dostać?
Na szczęście reszta już się pozbierała i była przy nim. Lepiej nie umierać samotnie, nie?

-Szerzej. Nawet jak wszyscy nawiniecie się pod jego łapę to zmiecie wszystkich. Musimy spróbować dostać się do jego tyłka, tam gdzie zostały sztylety. Celujcie tam i starajcie się wbić tam broń. Stawiam cały wieczór temu, który wyciągnie jeden ze sztyletów.
Powiedział oczywiście starając się od razu ruszyć w bok, obserwując ruchy przeciwnika, aby ten nie spróbował go zgnieść łapą... Byłoby miło pożyć jeszcze kilka... lat.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

64
POST BARDA
Zaczęli obchodzić miejscem, kiedy z daleka zauważyli, jak ostatni wojownik dobiega do nich zdyszany. Oczywiście wszyscy rozchodzili się tak, by bestia ich nie zaatakowała. Byli przestraszeni. Demon, który już wyglądał groźnie, teraz przypominał pana lodowej doliny. Kogoś, kto był tu panem i władcą i nie zamierzał oddawać terenu. Joverna także się podnosiła i widać było, że kobieta powoli zmierza w ich kierunku.
- Dzieciuch mówi, że może pomóc. - Dorzucił ten, który dobiegł do nich. Ton miał taki, jakby nie wierzył w to, ale widać, nawet takie młode pokolenie, które się boi i raczej nie nawykłe do walki, chce im pomóc. Zresztą, gdzie tu ucieknie? Trzymał się z tyłu, by mieć jakoś pogląd na ich wozy. Może było to wbrew rozkazom Tamasa, ale jak oni zginą, to kto go obroni?

Coś, co przypominało oszczep, stworzony z ognia poleciało w bestie. Ta przyjęła go na swój lodowy pancerz. Wybuchła para i reszta próbowała go atakować z różnych stron, choć cel tego był bardziej taki, by go rozpraszać. Jak biały dym minął, mogli zobaczyć wgłębienie na pancerzu z lodu blisko prawej nogi. . Co prawda dość delikatne, ale jak na dziecko?

Joverna wykorzystała ten czas, by zbliżyć się do Tamasa, wykorzystując to, że reszta traktowała bestie jak bardzo groźnego, ale samotnego yeti. Atakowali z daleka głównie przy pomocy włóczni i kusz. Unikali ataków, wiedząc, jak były one niebezpieczne. Przewaga liczebna robiła swoje, a bombardowania zaklęciem ognia robiło swoje. Ten czar nie regenerował się, więc pojawiały się miejsca słabsze.

- Jeśli nadal będą go rozpraszać, wykończę go. Widać po nim, że ich ataki powodują u niego dezorientację. Nie jest w stanie skupić się na jednym, Są dla niego jak irytujące owady. - Kobieta otarła krew z ust, spoglądając na Tamasa. Wyglądała na pewną tego, co chce zrobić. Oberwała mocno, ale wyliże się z tego. Oceniała bestie tak samo, jak mężczyzna obok.

W pewnym momencie Demon skoczył mocno do góry, by wydostać się z otoczenia. I zrobił to, co gorsza w kierunku dzieciaka. I każdy mógł przewidzieć, co ktoś taki zacznie robić za moment. Zwiewać, ile sił ma w nogach. Strach nie był zbyt silny, jak odległość od tego, co go powoduje, w istocie jest daleka, ale w momencie zbliżania...to już inna para zimowych butów.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

65
Nie wszystko wydawało się stracone skoro i ranna Joverna powoli do nich podchodziła. Była twardsza niż myślał skoro dostała tak bezpośrednie uderzenie. No ale dopóki nie pluła i kaszlała krwią to pewnie mogła walczyć.
Pomysły się pojawiały, a to bardzo dobrze bo Tamas nie zamierzał w całości być za wszystko odpowiedzialny, szczególnie nie znając wszystkich umiejętności jego towarzyszy.
- No to niech czaruje jeśli uważa, że da radę. - rzucił w odpowiedzi licząc na to, że jeden dorosły chłop jakoś zapanuje nad dwoma wozami. No chyba, że młodzik zamierzał rzucać czary z daleka, ale to raczej mało prawdopodobne.
Stwierdził spokojnie nie odrywając wzroku od demona, który wyglądał jak lew gryziony przez pchły. Niemniej chłopaki działali dość bystro. W kupie najwyraźniej mieli wyższe morale no i nie ulegali tak przerażeniu.
Niemniej kobiecie krew ściekała z ust. Przegryzła język czy obrażenia wewnętrzne? Cóż, jeśli ich uzdrowiciel w grupie zginie to nawet mniejsza rana niezadbana może skończyć się śmiercią.
- Nie ryzykuj bardziej, niż to konieczne.- powiedział spokojnie zamierzając dołączyć do oblegania stwora kiedy ten nagle przeskoczył nad resztą. Wszyscy się pewnie rzucą za stworem i tak samo uczynił Tamas, który nie należał do kółeczka to i był nieco bliżej wozów. Ogr nie pomoże młodemu bo kompletnie stracą wozy i konie, a i jeden człowiek więcej nie zatrzyma od tak demona.
Niemniej skoro przeskoczył za nimi to też odsłonił im swój zad do którego zamierzali się dostać.
- Celować w sztylety Joverny, tam cielsko ma całkowicie odsłonięte!
Krzyknął i rzucił się do biegu, aby jakoś wspomóc walkę. Możliwie szybko zamierzał dostać się do miejsca w którym tkwiły sztylety.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

66
POST BARDA

Demon, który jak to każde czworonożne stworzenia miał pewną przewagę nad istotami dwunożnymi, a mianowicie prędkość, z jaką te istoty mogły biec. A była to prędkość o wiele większa, niż jakikolwiek człowiek normalnie byłby w stanie osiągnąć. Nawet jeśli przez moment miał wszystkich na tyle i część osób mogła się przygotować, tak okno czasowe potrzebne do zadania ciosu było bardzo wąskie. Część wojowników nawet nie była w stanie drasnąć, gdyż byli po złej stronie ciała. Próby przebicia lodowego pancerza pod brzuchem spełzły na niczym. Tamas, który wymierzył cięcie zaraz po tym, jak dopadł do stworzenia i miał chwile w tym oknie czasowym, dał radę wgryźć się mieczem w lodowy pancerz i drasnąć bestie. To jednak jej nie powstrzymało bestii przed ruchem.

To, czego nie byli w stanie zrobić dzierżący broń białą dzielni rekruci, zrobili strzelcy. Ci wycelowali dokładnie w momencie, jak demon zaczynał biec w kierunku ich maga. Strzały wbiły się w głęboko w cielsko tego stworzenie w okolicach sztyletów.
- Chcesz powiedzieć, że może grozić mi coś gorszego, niż śmierć? - Zapytała z nutką czarnego humoru, jakby nie przejmowała się swoim stanem, a ryzyko w końcu było czymś dla niej naturalnym.
- Magia na niego najlepiej działa. - Rzuciła i ruszyła w pogoń wraz z resztą wojowników. Ci mogli zobaczyć, jak fragmenty lodowej zbroi podczas biegu Odpadają. Zaklęcie traciło moc albo bestia nie miała siły, by je podtrzymać. Nie odpadały wielkie fragmenty, a niewielkie, tworząc słabsze fragmenty.
Ich mag, widząc, jak bestia rusza w jego stronę...spanikował. Ruszył pędem, ale nie w kierunku wozów. Niestety, nie był zbyt szybki i nie miał wielkich szans. Bestia po chwili skoczyła na niego i słyszeli jęk bóli. To, co mogło wydawać się dziwne, to jak ten demon zaczynał kopać w śniegu i lodzie.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

67
- Z pewnością. Gdyby połamał Ci wszystkie kulasy w taki sposób, że nigdy nie odzyskałabyś w nich czucia.- odpowiedział bez chwili zastanowienia bo i jako wojownik od zawsze wolałby po prostu zginąć, niż żyć jak roślina w doniczce, którą muszą przenosić. Niemniej nie teraz czas na słowne utarczki, bo oni gaworzyli, a ich mag był w największym niebezpieczeństwie. Jego atak nijak nie wpłynął na rozwój sytuacji, a też swojej magii od tak nie był chętny ujawniać na każdym kroku i być może był to błąd kosztujący zdrowie, albo nawet życie jednego z towarzyszy. Kolejnego zresztą i chociaż gorycz była głęboko w nim to teraz czasu na nią nie było. Bestia nadal zagrażała wszystkim dookoła.
Magia mogła na niego działać najlepiej, ale nie mieli magicznych mieczy, aby ciąć i siekać takie lodowate bariery. Byli zmuszeni przebijać się przez nie niczym drwal przez zmarznięte drzewa. Nie licząc oczywiście sztyletów Joverny, która teraz jednak broni nie miała. Czy była bezbronna... no tego już taki pewny nie był, ale na pewno bolało ją całe ciało po uderzeniu.
"Zajmijcie bestię", dobre sobie.
Cholerna chęć do trzymania dobrych kart w uścisku...
Tamas pobiegł za potworem i tym razem skupił moc w mieczu. Zamierzał ciąć przed cielskiem stwora, aby fala uderzenia ostrego cięcia mocy poleciała w jeden z odsłoniętych lub osłabionych miejsc w lodowatym pancerzu. Miał na prawdę w poważaniu co ten stwór tak kopał, chciał go wykończyć, a potem będzie myślał nad tym co właściwie tamten miał zamiar zrobić.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

68
POST BARDA
- Niektórzy o tym marzą. - Zaśmiała się wesoło, jakby właśnie to wcale nie była walka na śmierć i życie. - Co oczywiście oznacza, że nie mogę spełniać ich pragnień. - Dodała wesoło i pędziła w stronę bestii. Nie wyglądało, by wcześniejsza rana powstrzymywała ją od dotrzymywania ich kroku. Kuliła się nieznacznie, bo jednak odczuwała ból w miejscu uderzenia. Każdy rozsądny odpuściłby sobie, ale jak widać, ona nie.
Magiczne cięcie Tamasa było tym, co mogło odwrócić sytuację. Fizyczne ataki praktycznie nie działały, czego nie można powiedzieć o tym, co robili inni. Atak nie trafił idealnie w odsłonięte miejsce, ale wyrządził szkody poważniejsze, niż można by się spodziewać. Przeciął lodowy pancerz przy tylnej kończynie, wbił się w skórę całkiem głęboko. Magiczna energia zniknęła idealnie w miejscu, gdzie sztylety wyznaczały krawędź pancerza. Rana była na tyle głęboko, że ta kończyła przestała prawidłowo się poruszać. Bestia nie mogła utrzymać niczego na tej nodze. Dziwny płyn zaczął wyciekać ze strony tej rany. Bestia zaryczała po raz pierwszy z bólu i jego dodatkowo ochrona szybko zaczynała się rozpadać na kawałki, odsłaniając jego skórę. Nie był to jednak jej koniec, gdyż po takim ataku, odwróciła głowę i skierowała się w stronę atakujących ją ludzi. Biegła na tyle szybko, ile stabilność ciała. Dwójka najszybszych towarzyszy Tamasa odrzuciła z potworną siłą, kiedy byli za blisko niej, reszta zdarzyła uniknąć potężnej łapy i zadali rany na jej skórze. Pancerza już nie miała na sobie w ogóle. Trzy bełty wystawały z jej boku.

Będąc tak otoczoną, musiała się zatrzymać i kolejne uderzenie łapy odrzuciła kolejnego wojownika, a ten nie potrafił powstrzymać krzyku bólu. Tym razem ten demon wpadł w prawdziwą furię, ale był ranny, przez co jego ruchy stały się wolniejsze. Tamas mógł zauważyć, że Joverna znowu zniknęła, a przed chwilą była przecież obok niego. Czy jednak będzie miał czas myśleć o niej, kiedy szał demona właśnie powodował, że chciał każdego rozgnieść na kawałeczki?
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

69
Mu do śmiechu nie było. Miał ranną kompankę, prawdopodobnie jednego trupa, żółtodziobów trzymających się jakoś na nogach i pieprzonego demona, którego nigdy wcześniej nie widział, a ten jak na złość jeszcze zdechnąć nie chciał.

Czy mógł myśleć o innych? Do cholery to było jego zadanie, bo jak połowa z nich zginie teraz to będzie musiał z podkulonym ogonem wracać do twierdzy jako nieudacznik. To tylko jeden demon- powiedzieliby mu weterani. Nikt tak szybko nie uwierzy w bestię, która pokrywa się takim pancerzem, że nie idzie go przebić, że działa jak dzikie zwierzę i nie atakuje na oślep, a ma jakiś plan w tym wszystkim.
Tamas zacisnął mocniej ręce na rękojeści i dołączył do okręgu, który starał się trzymać bestię w miejscu.
- Na pohybel, skurwysynowi, strzelać w pysk, żeby gorzej mu było patrzeć. Reszta nie dać się zabić, bo wilki wasze trupy zeżrą, nie chce mi się kopać w tym mrozie!
Wielkolud skupił znów energię na mieczu i ciął w chwili w której demon spróbował siec żółtodzioba obok niego. Chciał przede wszystkim wybrać taki moment, aby bestia nie zasłoniła się, ani też nie uskoczyła. Oczywiście magia nie zadziała tak dobrze jak prawie z przyłożenia, bo odległość była większa, ale jednak teraz pancerza nie miał... a tez mimo to liczył, że to wszystko kupi Jovernie czas, którego chciała. Tamas nie zamierzał za wszelką cenę być tym, który ubije bestie, ten tytuł nie miał dla niego żadnego znaczenia- liczyła się skuteczność i wspólne działanie. Jeśli trupów nie będzie, albo będzie tylko ten jeden to i tak uzna to za jakiś sukces.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

70
POST BARDA
- Na pohybel - Odpowiedziały mu krzyki jego towarzyszy. Ci mieli obecnie żądzę zabijania w oczach tego demona. Pomimo faktu, że odczuwali także strach, widzieli szanse na pokonanie tego bydlaka. Może nie pragnęli spotkać takiego przeciwnika od razu, bo czuli, że gdyby byli tutaj osobno, uciekaliby tam, gdzie jest ciepło. Na samą słoneczną pustynię. Tu działała grupa i doświadczenie Tamasa, który mógł zauważyć, że taka walka działała dobrze na morale drużyny. Nie można było jej co prawda zaliczyć do łatwej potyczki, ale pokazywała, że w grupie siła. Wiele elementów trzeba było poprawić, jak koordynacja ataków, wytępić nieco bohaterstwa i uciekania do przodu.
Uderzenie Tama wspomagane energie zostało wycelowane idealnie tak, jak zamierzał. To było doświadczenie życiowe, które pozwalało mu w intensywnej walce wybrać moment, będzie tym odpowiednim. Cięcie miecza, wspomagane magią zderzyło się z jego nogą. I choć nie powstrzymało go od uderzenia kolejnego wojownika. Nie było nawet czasu spojrzeć którego, magiczne uderzenie wbiło się głęboko w jego nogę. Choć nie przecięło do kości, wystarczyło na tyle, by bestia zaryczała z bólu.

Na jej plecach znalazła się Joverna, która sprawnie wyciągnęła sztylety i biegła w kierunku szyi. To przecież nie powinno być trudne, jednak nagły ruch bestii spowodowany bólem spowodował, że straciła równowagę i spadła. Wprost pod nogi bestii. Jego ludzi, którzy jeszcze stali, także zaczęli atakować. Bełt wbił się w lewe oko, włócznia w drugie, oślepiając demona na dobre. Kolejni zadali cięcia lub wbili się w cielsko. Demon przypadkowo kopnął ją mocno i przeturlała się widowiskowo po śniegu. Demon jeszcze żył i próbował się podnosić. Jego Posoka, która już obwicie zraszała śnieg, zmieniała jego barwę i teraz mogli zauważyć dziwne bąble, które pojawiają się w miejscu tam, gdzie było jej więcej. Czyżby kolejny czar, który ma jej pozwolić przeżyć?
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

71
Tamas mruknął nieco zadowolony z tego, że jego ataki przynosiły efekty jak i po części ratowały towarzyszy przed atakami. Kupowany czas, jednak okazało się moment później, że Joverna nie dała rady dobić stwora. Lądowanie z tego cielska do najprzyjemniejszych też raczej nie należało, a kopnięcie było pewnie jeszcze grosze... Chociaż chyba lepiej tak, niż zostać nadepniętym.

Wielkolud nie tracił więc czasu na zastanawianie się co właściwie działo się z krwią demona, bo i tak nie był w stanie przygotować się na to co nadejdzie nie znając tak na prawdę żadnego typowego zachowania tego gatunku.
- Odsunąć się od krwi!- krzyknął i zrobił kilka kroków bliżej oślepionej bestii, ale zarazem nieco na skos, aby demon nie spodziewał się dokładnego miejsca z której nadejdzie atak. Na większość żywo- nieżywych istot wystarczy ścięcie łba, chociaż tego demona raczej ściąć nie mogli, bo prędzej do tartaku musieliby trupa zaciągnąć. Pozostało więc możliwie szybko się zbliżyć. Był oślepiony to i cała reszta pewnie podejdzie bliżej. Tamas zamierzał wrazić miecz w ślepie stwora starając się złapać taki kąt, aby miecz utkwił w mózgu o ile go miał, a jeśli będzie miał zbyt daleko... to spróbuje pchnąć w podstawę pyska, przebijając pysk w stronę mózgu. Chwilowa utrata miecza mu nie straszna, bo jeśli ten utknie to miał jeszcze zapasowy plan. Naładować swoją pięść energią i pchnąć w rękojeść w taki sposób, aby cała siła poszła naciskiem na miecz, który zostanie pchnięty głębiej niż byłby w stanie zrobić to wojownik własnymi mięśniami.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

72
POST BARDA
Trafienie w oczodół stwora w tym wypadku było zadaniem raczej uciążliwym, niż trudnym. Bestia oczywiście tego nie ułatwiała, miotając się głową. Co jeszcze nie było ułatwieniem to ataki jego towarzyszy, które także dodatkowo rozpraszały bestia. Potrzebował dokładnie kilku uderzeń serca spokoju, by wyprowadzić cios dokładnie tam, gdzie chciał. Minęło parę chwil, które były takim wyczekiwaniem na idealny moment. Wykrzyczał rozkaz, a co, którzy byli w pobliżu, starali się unikać tej dziwnej posoki.

Moment przyszedł, kiedy bestia skierowało głowę w jego stronę. Wtedy tez nastąpiło coś, czego nigdy nie spotkał u demonów. Przestała jakby walczyć, stanęła i wyczekiwała na końcowy los, zdając sobie sprawę z tego, że nie wygra tego. Miał wrażenie, że chciała umrzeć, pozostając dumną bestią, która w swych ostatnich chwilach nie chciała wyglądać jak szczur, który próbuje desperacko utrzymać się życia. Kiedy przychodzi twój koniec, wiedziało się o tym. Czy to oznaczało, że ten demon był inteligentny i miał dodatkowo jeszcze jakieś poczucie własnych emocji? Pewnie tego nigdy się nie odwiedza, bo Tamas wbił głęboko miecz w jego oczodół i to wystarczyło, odebrać życie temu stworowi. Zwalił się na bok, a w swych ostatnich chwilach legł tak, by wyglądało, że walczył do ostatniej chwili.

Dla większości młodzików był to pierwszy demon, z którym mieli okazje walczyć. Część z nich padła ze zmęczenie, bo nie spodziewali się tak ciężkiej i trudnej walki.
- O ja pierdolę. Co to do cholery było? - zapytał jeden z wojowników, który walczył na pierwszej linii. Był wstrząśnięty tym wszystkim. I nie można mu się dziwić.
- Zawsze walczysz dowódco z takimi bydlakami? - Zapytał jeden ze strzelców, który próbował ustać na nogach. Przyglądając się teraz, mógł zobaczyć, że cała drużyna była w większym, bądź mniejszym stopniu jakoś pobita. Oberwali mimo tego, że próbowali unikać, ale z takiej potyczki wyjście bez szwanki byłoby chyba cudem.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

73
Było to na prawdę wymagające bydle. Gdyby była ich setka na wojnie o błyszczącą to najprawdopodobniej straty sięgnęłyby dwakroć więcej wojowników, straży i golemów. Tamas miał to szczęście, że nauczył się paru magicznych sztuczek, aby skuteczniej walczyć z takimi bestiami. Niemniej zdarzały się też takie, które potrafiły niwelować ataki magiczne... Przypominała mu się walka jego małego oddziału, który miał pilnować przejścia, a niemalże wszyscy zginęli. Tamas do dziś uważał, że był jednym z winnych tego co zaszło, chociaż to nie on uwierzył w słowa demona, którego pojmał młody czarodziej krwi.

-A wy co? Wstawać! Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni. Zrzucać co niepotrzebne do wozów, pomagać rannym, sprawdzić czy nasz młodzik żyje.
Rzekł nieco ponuro wielkolud kiedy wycierał miecz o sierść przy szyi stwora. Jego majestat był dla niego nieistotny, ale nie dało się wykluczyć tego, iż istota była świadoma swoich działań, a nie bezmyślnym stworem atakującym napotkaną grupę. Ten demon wydawał się znacznie bardziej rozwinięty od golemów spod Błyszącej... Tamci w końcu wykonywali jedynie rozkazy i nie wydawali się mieć przemyśleń i uczuć, nawet jeśli zamknięto w nich dusze ludzi.

-Pocieszę was. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego dużego skurwiela. Zazwyczaj demony nie myślą zbyt dużo i nie są tych rozmiarów.- odpowiedział w miarę zdawkowo bo sam musiał przemyśleć co mogło oznaczać pojawienie się tak niebezpiecznych jednostek demonów.

Wojownik schował miecz chwilę walcząc z pustym miejscem za plecami i ruszył możliwie szybko do Joverny, której głęboki śnieg nieco pomógł przy zatrzymywaniu się. Bez różnicy czy dalej leżała czy już jakoś powstała, on wziął ją na ręce, nie zaciskając zbyt mocno. Jeśli protestowała to usłyszała tylko krótkie odpowiedzi- Ja jestem dowódcą, jesteś ranna, nie udawaj niewzruszonej.
Plan był taki, aby zebrać wszystkich rannych na wozy, dwóch szyjących z odległości wysłać na wzgórze, aby sprawdzić czy nikt się jeszcze nie zbliża, a sam Tamas wraz z kimś innym odrąbie łapę stwora. Nie chodziło o trofeum, a o dowód istnienia tego nietypowego demona....

Jeśli nic się nie wydarzyło więcej to Tamas zarządził oddalenie się od trupa na kilka mil i dopiero postój, aby nieco wylizać rany i odpocząć.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Dzikie tereny splugawionych ziemi

74
POST BARDA
I zaczęło się zamieszanie po bitwie, wynikające z rozkazów. Trzeba było się pozbierać i ruszyć dalej, a jednocześnie sprawdzić, co z rannymi. Nie można powiedzieć, by wyszli bez szwanku, ale żyli. I chyba to właśnie było w tym wszystkim najważniejsze.
- A mogą być jeszcze większe skurwiele niż ten? - Zapytał Olific, kiedy pomagał wstać tym, którzy ledwo mieli siły chodzić lub byli lżej ranni. Pomimo zmęczenia i ran, atmosfera była dobra. Część drużyny zaczęła nawet żartować z tego wszystkiego, choć nie wiedzieli do końca, co stało się z dwoma ich ludźmi. Zwłaszcza że nikt nie słyszał jęków Nikkisa, co mogło świadczyć o tym, że nie żyje. Adrenalina schodziła powoli.

- Puść się do cholery. - Joverna choć ranna, miała jedną rejkę wykrzywioną pod dziwnym katem. - Nie jestem małą dziewczyną, chłoptasiu, byś mnie nosił. Wyobraź sobie, że potrafię jeszcze chodzić! - I jego reprymenda, która chyba miała ja uspokoić, zadziałała odwrotnie. Oczywiście wszyscy to słyszeli i wielu z nich miało całkiem niezły ubaw z dowódcy.
- Czy ty sądzisz, że nigdy nie byłem ranna? Czy to może to cholerne męskie ego, które jak widzi ranną kobietę, pozbawia ich resztek rozumu?! - Wyrywała się oczywiście, ale nie mogła uciec. Nie, kiedy nie mogła zrobić nic, poza głośnym wyrażaniem swojego niezadowolenia. I jak tylko była w wozie, widać było po niej, że jest mocno zła i naburmuszona. Nie podobało jej się takie traktowanie, które nawet nie przystawało do tego, jak powinno to wyglądać. A przynajmniej tak sobie wmawiała.

Nikkisa wyciągnięte z dziury, jaka sobie wyczarował, by uniknąć zmiażdżenia przez stworzenia. Nie uniknął ataku pazurami i miał paskudną raną na prawej ręce. Mocno krwawił. Chłopcy próbowali jakoś go opatrzyć. Vickri na szybko zszył ranę, bo inaczej groziłoby to utratą kończyny dla chłopaka lub życia z powodu rany. Wymagało to jednak poprawki.

"Trofeum z bestii" znalazło się na wozie. Kolejna dziwna rzecz to były kości. Błyszczały niczym dobrze oszlifowana stal. Była ciężka i potrzeba było dójki facetów, by ją przenieść. Nikt nie miał czasu przyglądać się anatomii tego stworzenia.

Odjechali kawałek, by mogli zając się rannymi i wypocząć. Vickri poprawił to, co zrobił, ale chłopak pozostał nieprzytomny. Podszedł do Tamasa.
- Zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie wiem, czy dzieciak się obudzi. Teraz wszystko zależy od niego. Reszta nie odniosła poważniejszych ran. No może z wyjątkiem... - Na chwile się zawahał. - Joverny. Jest tak zła, że gotowa zdrową ręką zdzielić każdego, kto się do niej zbliży. Wyrzuciła wszystkich i chyba próbuje sama sobie nastawić rękę. Nikt z chłopaków nie jest chętny, by zbliżać się do niej teraz. Z wyjątkiem Bohura, ale brata bym nie wysyłał, bo kiepsko by się to skończyło. - A reszta próbowała rozpalić ogień, by przygotować skromny posiłek, a także wykonywali inne czynności, by przygotować niewielkie obozowisko.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzikie tereny splugawionych ziemi

75
- Przed Błyszczącą widziałem tylko takie, które były niewiele większe ode mnie. Do tej pory spotkałem takie... a kto wie co jeszcze przeciwnik ma w zanadrzu.
No ta myśl raczej nikogo nie pokrzepi. Tamas zresztą wolał być szczery bo i teraz morale było wysokie, a na przyszłość większość z nich poczuje ulgę jeśli trafią im się przeciwnicy wielkości człowieka. Może to tylko ziarenko i wykiełkuje kiedyś, ale lepiej też mieć na uwadze, że przeciwnik się zmienia. Oni magicznie nie urosną, chyba że każdy chciałby zostać bezrozumnym golemem armii.

-Honor - powiedział kiedy ta się szarpała, a głos miał niemalże ojcowski, pouczający i znudzony- Lojalność. Obowiązek... Wy, południowcy, lubujecie się w dylematach moralnych, ale nie wiecie, jak się posługiwać prostymi terminami. Widzisz, jesteś moim towarzyszem broni, niezależnie od tego czy ci pierś wystaje bardziej i czy masz tylko mentalne jaja większe niż mężczyźni, ja pomagam każdemu towarzyszowi. Nie dbam, czy mi wierzysz, czy nie, bo prawda i tak pozostaje prawdą. Nie obchodzi mnie to czy jesteś kobietą czy szczylem co się zsikał bo go ledwie ranili. Obchodzą mnie jednostki, a ty jesteś jednostką, na której mi zależy, jak na każdym zabranym przez ciebie rekrucie. Zrozumiałaś?
Potem już tylko milczał, zostawił ją na wozie i pomógł faktycznie tym, którzy tej pomocy potrzebowali. Dopiero wtedy odrzucił swoje graty, odrąbał łapę i ruszył z całą grupą kawałek od miejsca walki.

Nie podobał mu się stan młodzika, ale sam nijak nie umiał obchodzić się z ranami mniej niż prowizorycznie. Dziś już i tak mu bardziej nie pomogą. Rozbity na szybko obóz i chłopaki mogli wreszcie odpocząć.
- Jak stracił dużo krwi to dajcie mu dodatkowo moje posłanie i przykryjcie go, aby nie wyziębił się.
Przez chwilę się nie odzywał opierając się o wóz na którym nie było rannych tylko beczki i łapa.
- Pójdę do niej= mruknął nieco ponuro czując, że skończy się to znów jakąś dyskusją, albo wyzwiskami. Nijak słowami go nie zrani, jednak drzeć się jak przepiórka nie powinna. Sprawiała właśnie wrażenie takiej dziewczynki, która się naburmuszyła i nie pozwala sobie pomóc.
- Liczydło, wykaż się nieco swoim kunsztem, odbezpiecz wieko jednej beczki i uczknij z dwa dzbany dla chłopaków, zasłużyli na to...= a potem krótko pokazywał na niego dużym palcem wskazującym- Ale dwa dzbany na wszystkich, nie na łeb. I zabezpiecz mi tą beczkę tak, żeby przetrwała podróż.
Potem jeszcze chwilę obserwował mężczyznę i wreszcie ruszył na spotkanie z tą, która przyprawiała teraz nieco problemów innym.
Podszedł do wozu, odsunął materiał kryjący tył i spojrzał na rannego, a potem Jovernę. Na razie nic nie mówił tylko patrzył co czyni.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Splugawione Ziemie”