POST BARDA
Choć trawiony gorączką Jaron bardzo chciał rozwiązać zagadkę elfa, którego kojarzył zbyt dobrze, by móc uznać, że spotkali się właśnie po raz pierwszy, Lia była zdrowa i mimo, że mężczyzna był od niej prawie dwa razy większy, to wciąż miała więcej siły. Szanowany i wpływowy pan Vanderbilt opierał się na niej i bez niej nie miał szans na dotarcie do głównego traktu, a co dopiero na powrót do domu. - Idziemy w takim razie. Dziękujemy ci jeszcze raz - powiedziała cicho Lia.
Z mieczem u boku i torbą przewieszoną przez ramię, dziewczyna skinęła głową i pociągnęła za sobą Jarona, który wciąż wpatrywał się uporczywie w elfa. Ten nie czekał, aż pozostała dwójka odejdzie; szybko odwrócił się do nich plecami i zabrał za odkładanie swoich rzeczy na pierwszy lepszy, chwiejący się stolik w kącie pomieszczenia. Jasnym było, że nie chce dłużej prowokować drugiego mężczyzny swoją zbyt znajomą twarzą.
- Niech los sprzyja ci w dniach, które nadejdą - rzuciła jeszcze dziewczyna na odchodne, a potem drzwi za nimi zamknęły się.
Dopiero wtedy ramiona elfa rozluźniły się, a on sam westchnął ciężko, z ulgą, i opadł na ten sam stołek, na którym chwilę wcześniej opatrywała go dziewczyna z Meriandos. Przetarł twarz dłońmi i przez chwilę siedział nieruchomo, z opuszczoną głową, zanim uniósł wzrok na Elspeth. Jeśli zdjęła maskę, patrzył na nią dalej, jeśli jednak w niej została, z powrotem zwiesił głowę, woląc patrzeć na czubki własnych butów, niż białą, pozbawioną emocji, lisią twarz.
- Jestem tak cholernie zmęczony - powiedział tylko, choć pewnie domyślał się, że elfka bardzo chętnie przyjęłaby od niego jakieś wyjaśnienie. - Mam nadzieję, że nie wrócą. Nie sądziłem, że będziesz tu mieć towarzystwo z miasta. I że w ogóle będziesz tu mieć kogoś, komu pomogłaś, tak swoją drogą. Dlaczego niczego od nich nie chciałaś? Vanderbiltowie to bogata rodzina. Bo czego ty właściwie chcesz? - zmarszczył brwi. - Mówiłaś, że zaraz cię tu nie będzie, dokąd chcesz iść?