POST BARDA
Goren tylko pokręcił głową, nie zamierzając wdawać się w dyskusje na temat tego, co powinien teraz zrobić. Podjął już decyzję, miał jakiś plan w głowie, którego należało się trzymać i nie chciał go zmieniać. Słuchał tego, co Elspeth miała do powiedzenia, przyjmował do wiadomości jej wątpliwości i fakt, że nie rozumiała jego motywacji, ale nie była nikim, przed kim musiałby się tłumaczyć. Gdy powiedziała mu, że ma trzymać się jej, usta elfa wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. Po tym, jak zabiła dwójkę jego towarzyszy, teraz oferowała mu bezpieczeństwo u swojego boku? Mało to było przekonujące. Dopiero kiedy zaczęła mu grozić i nazwała go tchórzem, w jego spojrzeniu coś pociemniało jeszcze bardziej. Zerwał się z miejsca i momentalnie znalazł się przy niej, by uderzyć ją na odlew, wierzchem otwartej dłoni w twarz. Policzek zapiekł ją, gdy jej głowa odskoczyła w bok, ale mężczyzna nie uderzył jej na tyle mocno, by straciła pion i opadła z powrotem do pozycji leżącej. Musiała tylko przez moment radzić sobie z bólem, ale do gorszego już była przyzwyczajona.
- Zamknij się, jak nie chcesz, żebym cię jeszcze zakneblował - warknął Goren. - Mroczna dziwka.
Odszedł od niej, robiąc kilka wściekłych kroków dookoła ogniska i drugą ręką uciskając ramię tej, która uderzyła Elspeth. Rana, jaką elfka zdążyła mu zadać, musiała go jednak męczyć.
- I pomyśleć, że rozważałem rozwiązanie ci przynajmniej rąk. Nic o mnie nie wiesz. Nie jestem tchórzem.
Zatrzymał się po drugiej stronie ognia i rozluźnił palce, opuszczając na nie wzrok. Zaklął pod nosem, zauważając na nich krew, tę samą, która przesiąkała przez opatrunek i materiał jasnej koszuli. Po chwili wahania usiadł tam, gdzie stał, a jakiekolwiek kiepsko ukrywane zaciekawienie, jakim darzył Elspeth, zniknęło bezpowrotnie. Nie zamierzał dłużej z nią dyskutować, bo ewidentnie się nie rozumieli i nie mieli się zrozumieć.
- Jutro w stronę miasta - burknął. - Zobaczymy, czy będziesz miała tyle do powiedzenia, jak ci w oczy zaświeci to słońce, o które tak bardzo chcecie walczyć.