[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

121
POST BARDA
Goren złapał za drzewce włóczni Elspeth i pociągnął broń w dół.
- Oszalałaś? Ile się tego wina opiłaś? Uspokój się - syknął. - Nie będę nigdzie zawracać, nie będę mordować ludzi w imieniu twojej pani. Powiedziałem, że dowiozę cię do Heliar i to zamierzam zrobić, nic więcej. Jesteś nienormalna.
Wbrew temu, czego od niego chciała, elf tylko popędził konia do przodu, dalej na północ, dalej od ludzi w białych szatach, szykujących się na świętowanie dnia swojej bogini. Luna biegła coraz szybciej, z kłusu przechodząc do galopu i całkiem możliwe, że było to celowe działanie mężczyzny, bo nieprzyzwyczajona do tego Elspeth musiała z powrotem złapać się łęku, by odzyskać stabilność i nie spaść.
- Patrz przed siebie. Widzisz tę górę? Musimy objechać ją dookoła.
To wyglądało jak długa droga, nawet na grzbiecie szybko pędzącego wierzchowca. Góra Erial, na której tereny zapraszali ich tutejsi wieśniacy, była rozległym, wysokim wzniesieniem, zajmującym większą część horyzontu. Gdzieś tam daleko za nią znajdowało się miasto, a w nim przejście, którym Elspeth będzie mogła wreszcie wrócić do domu.
- Twoje wojska też będą musiały objechać ją dookoła. A najpierw... jak zakładam... będą musiały przebić się przez miasto. Nie przyślą tu oddziału specjalnie po ciebie, zresztą dlaczego mieliby cię szukać w tej dziurze? Czego w ogóle mieliby tu szukać?
Luna parsknęła i poderwała się, żeby przeskoczyć jakąś kłodę. Drobne, cienkie gałązki smagały ich raz po raz po ramionach i twarzach, choć przed tym drugim chroniła ją maska.
- Do karczmy - rzucił Goren chłodno. - A potem dalej. Może za kilka dni natkniemy się na jakichś twoich.
Elf był nieprzyjemny w obyciu od momentu, w którym zostało mu zaproponowane szpiegowanie dla mrocznych. Gdzieś w międzyczasie już zaczął podchodzić do Elspeth bardziej neutralnie, pozwalać sobie nawet na żarty, ale wystarczył ten jeden komentarz, by z powrotem zamknął się w sobie i by powróciła niechęć do siedzącej przed nim kobiety. Wyglądało na to, że wizja stosunkowo bezproblemowej podróży, może nawet przyjemnych pogawędek przy okazji, przepadła bezpowrotnie.... a przynajmniej dopóki Goren nie ochłonie.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

122
POST POSTACI


To nie była wina alkoholu, lecz magii, która otworzyła przejścia. Choć nie miała bezpośredniego wpływu na Elspeth, to elfka poczuła ekscytację, która kazała jej złapałać za broń i zabić wszystko, co nie było mrocznym elfem lub kimś, kto działał na ich korzyść. Włócznia idealnie leżała w dłoni i aż prosiła się, by zanurzyć jej grot w ciele wroga, lecz Goren stał na straży poczytalności towarzyszki. Elspeth szarpnęła się, gdy jego dłoń dotknęła broni.

- Nie potrzeba mi Heliar, wkrótce tu będą! - Warknęła, lecz nie była w stanie nic z tym zrobić, bo Luna przyspieszyła. Elfka musiała złapać się łęku, bo koń pędził jak szalony! Pająki były zdecydowanie bardziej dostojne, nawet w swoim pędzie. - Ughhh..! - Wydała z siebie jęk bez większego sensu, sfrustrowana tym, jaką Goren miał nad nią władzę. - Przyjdą też tutaj. - Zaparła się. - Będą wszędzie. Na górze, w karczmie...

Z każdym długim krokiem Luny, zapał Elspeth malał. Trzymała się siodła, klnąc pod nosem na wszystkich bluźnierczych bogów, których wyznawali mieszkańcy powierzchni, na Gorena, na gałązki, które smagały ją po ramionach. Pęd powietrza i nikły ból uderzeń pozwalały jej ochłonąć.

Nie odzywała się do elfa, który powstrzymał jej krwiożerczy zryw.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

123
POST BARDA
- Świetnie. To może cię tu zostawię? Siedź i czekaj - prychnął Goren.
Koń nie galopował długo. Właściwie elf sprowadził go z powrotem do kłusu, gdy tylko Elspeth się trochę uspokoiła i przestała rzucać się jak szalona z włócznią na wszystko, co się ruszało. Ich całkiem przyjemna rozmowa, przerwana przez pojawienie się odzianych w biel wieśniaków, a potem otwarcie się bram, raczej nie mała ponownie się rozkręcić. Oboje źli na siebie nawzajem, nie mieli sobie nic do powiedzenia.
Niebo daleko przed nimi zasnute było przez ciężkie, burzowe chmury, pchane przez wiatr w ich kierunku. Co jakiś czas przetaczał się huk grzmotu, dźwięk, do jakiego Elspeth wciąż się jeszcze nie mogła przyzwyczaić, choć spędziła na powierzchni już sporo czasu. Teraz jednak kojarzył się jej tylko z dobrymi rzeczami, z otwartym przejściem, z możliwością powrotu do domu. Wyjechali na otwartą przestrzeń, więc chłodny wiatr nieprzyjemnie wdzierał im się pod płaszcze i kaptury. Teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, dobrze by było się do siebie zbliżyć, by nie tracić ciepła, ale Goren trzymał się od elfki tak daleko, jak tylko było to możliwe na jednym siodle. Masyw ogromnej góry wznosił się po ich prawej stronie, a ostatnie, pojedyncze promienie zachodzącego słońca, które przebijało się czasem przez chmury, nadawały mu w niektórych miejscach ciepłych barw, w swojej jasności mocno kontrastowych do pociemniałego nieba na północy.
Jechali jeszcze przez długi czas, do momentu, w którym zapadła całkowita ciemność. Nawet księżyce ani gwiazdy nie rozświetlały mroku, gdy niebo zasnute było przez chmury, z których zaczynał powoli siąpić deszcz. Goren zaciągnął kaptur na głowę i wychylił się do tyłu, by odpiąć od juków niewielką pochodnię, zapalić ją i przypiąć do końskiej uprzęży. Dawała ona niewiele światła, ot, tyle, by widzieć dwa metry do przodu. Musieli też przez to zwolnić. Gdzieś w oddali jednak majaczyły niewielkie światełka jakichś zabudowań, być może tej gospody, do której podążali? Starowina miała rację, dotrą do niej w samym środku nocy.
- To jest wasz plan? Wyrżnąć wszystkich na powierzchni? - spytał nagle elf. - Już nawet nie chcecie nikogo zniewolić, tylko zabić każdego, kto się napatoczy? Czy to tylko w twojej głowie tak bardzo się poprzestawiało, kiedy upadłaś na ten kamień? Tak działa wasze wojsko? Zabijając kobiety i starców w obozowiskach i bezbronnych wieśniaków podczas ich obrządków? Wszyscy jesteście pozbawieni honoru, czy tylko ty jedna? Może celowo cię zostawili na powierzchni.
W jego głosie pobrzmiewała gorycz.
- Z którego klanu ty w ogóle jesteś, co? Z tych od rany?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

124
POST POSTACI
Elspeth nie odpowiedziała. Była zła na Gorena i jego sposób powstrzymania jej, ale nie wyraziła tego już na głos, zamykając usta. Kiedy koń zwolinił, ona sama postanowiła znaleźć sobie wygodniejszą pozycję, ale nie była w stanie, gdyż siedzisko na grzbiecie Luny było mniej wygodne, niż można było się spodziewać. Przynajmniej wiatr gnał ciemne chmury, grzmoty niosły się po niebie... wspaniale było cieszyć się wspaniałością Zumary i jej demonicznych bóstw, które błogosławiły ją i jej popleczników.

Goren jeszcze nie wiedział, co ich czeka, gdy pojawią się Mroczni! Nie tłumaczyła mu jednak, bo był oporny na wiedzę i zdrowy rozsądek. Jeśli chciał żyć, musiał przejść na ich stronę. Ale czy naprawdę chciał żyć, Elsepth nie wiedziała.

Wkrótce przysnęła, kołysana przez równy krok konia i ciepło elfa, który bardzo nie chciał się nim dzielić. Nie był to sen głęboki, a krótkie, przerywane drzemki, mające być tylko namiastką odpoczynku. Zmusiła się do przytomności, gdy w oddali zamajaczyły światła. Sprawdziła, czy na twarzy na pewno ma maskę - tak do niej nawykła, że czasem łatwiej było podnieść ręce do twarzy i ją wymacać, aniżeli zauważyć w inny sposób.

- Nie wszystkich. - Powiedziała nieco ochrypłym głosem, zaraz odchrząknęła. - Nie przydatnych. Kobiety, starcy, nie są przydatni. Gdzie był ich honor, gdy wygnali nas pod ziemię? Byliśmy bezbronni. Tak, jak oni teraz. Mój klan, ten od rany, niesie zemstę. Oko za oko, nie tak mówicie? - Zapytała z nie mniejszą goryczą w głosie. - Ich krzywda za naszą.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

125
POST BARDA
- Kobiety nie są przydatne? - powtórzył Goren z niedowierzaniem i zaśmiał się pozbawionym rozbawienia śmiechem. - Nie. Nie tak mówimy. Może z takiego założenia wychodzą jakieś prymitywne plemiona orków na południu, albo ludzie północy. Ale każdy, kto ma choć odrobinę rozsądku, wie, że świat tak nie działa. Świat nie działa na zasadzie oko za oko, Elspeth.
Światła gospody stawały się coraz wyraźniejsze, gdy stopniowo się do niej zbliżali. Ciężko było określić, ile dokładnie zajmie im dotarcie do niej, ale wciąż mieli pewność, że przynajmniej tym razem oboje wyśpią się w wygodnych łóżkach i może nawet będzie im dane zjeść ciepłą strawę przed snem.
- Nikt z żyjących nie jest odpowiedzialny za waszą krzywdę. Chcesz karać nas wszystkich za błędy przodków. Zresztą, ja nawet nie wiem, kto wam to zrobił! Nikt nie wie! Ile lat minęło od tamtej pory? Setki? - zirytował się. - Przepędzili was potężni magowie, czy sam Sulon zesłał was pod ziemię? Jeśli to pierwsze, to zabijcie magów, a nie staruszki w lesie! Jeśli to drugie, rzuć włócznią w niebo, może trafisz w boga.
Prychnął znów. Było zimno, więc mimowolnie objął elfkę tak, jak wcześniej, szukając ciepła tam, gdzie dało się je znaleźć. Nie znaczyło to jednak, że nie był na nią zły.
- Na powierzchni jest nas więcej. Przepędzą was z powrotem pod ziemię i będziecie tam gnić już zawsze. Zginie przy tym wielu, po jednej i po drugiej stronie, ale to tutaj zawsze wschodzi słońce.
Luna parsknęła, jakby potwierdzała jego słowa.
- Źle się za to wszystko zabraliście. Trzeba było rozwiązać to pokojowo. Wysłać posłańców. Uświadomić powierzchnię o swoim istnieniu, bo nikt o nim dotąd nie wiedział. Moglibyście... nie wiem... przejąć Fenisteę. Może znalazłoby się dla was miejsce w miastach, tak, jak znajduje się dla każdej innej rasy. Ale dlaczego miałoby to komukolwiek przyjść do głowy? Jesteście podli, przesiąknięci złem do szpiku kości. Ty też jesteś. Tak samo, jak każdy z mrocznych, z którym miałem do czynienia. Chcecie tylko krwi.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

126
POST POSTACI
Teraz, gdy Goren szukał ciepła, Elspeth nie chciała się do niego przytulać. Została wyprostowana tak, jak wcześniej, nie opierając się o niego. Kolejne nierporozumienia nie wpyłwały dobrze na ich relację.

- Te kobiety są słabe. - Wytknęła Elspeth. Do czegóż nadawałaby się taka staruszka w białej szacie? Nie była dość silna, by pracować fizycznie, nie dość zwinna, by choćby tkać materiały. Mogła być nawozem, może pożywieniem dla pająków. - Nie oko za oko. To, co zrobili, oddamy po stokroć. - Posłużyła się wyrażeniem, które z pewnością było częścią propagandy z podziemii. Fakt, iż rozumiała to w języku powierzchni, musiał wiele mówić o tym, jak wyglądało szkolenie młodych mrocznych.

Widmo wygodnego łóżka było niesamowicie kuszące. Elspeth nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała okazję złożyć głowę na czymś wygodniejszym, aniżeli rozpadający się barłóg w chatce lub też posłanie na ziemi. Wciąż była młoda, wciąż mogła spać na ziemi, ale z chęcią przyjmie odmianę od zwyczajowej niewygody. Problemem byli inni bywalcy karczmy.

- Wysłali nas na śmierć pod ziemią. - Syczała, pielęgnując w sobie nienawiść. - Nikt nie pomógł. Nic nie zrobili. Są tak samo winni. - Wyjaśniła, zaciskając dłonie na łęku. - Demony nam pomogły, nie wy. Jeśli zginę, zginę walcząc. - Postanowiła, nie przyznając się, że tak naprawdę... wcale nie chciała ginąć. Była żołnierzem, musiała walczyć, do tego została stworzona. Ale czy kiedyś nie marzyła jej się kariera pod ziemią, z jej synami? Szkoląc nowe pokolenia, lecz samej nie ryzykując, by żyć dla dzieci i w końcu, dla siebie?

Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie wątpliwości. Parę jasnych kosmyków wyrwało się z upięcia, były jednak pod kapturem.

- Chcemy krwi, bo czego mamy chcieć? Przyjaźni? Patrzysz na mnie z odrazą, jak mamy z wami żyć? W miastach? Jesteśmy dla ciebie wrogiem, choć jeszcze nic nie robimy. Dlatego umrzecie.

Spoiler:
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”