POST BARDA
Aspa westchnął, rozeźlony. - Zbyt łatwo odpierasz moje zarzuty, droga pani kapitan. - Fuknął, gdy Vera dalej walczyła zamiast po prostu zgodzić się z elfem i zapłacić mu za śmierć muzykanta.
- Ufam Verze. - Podkreślił Gregor, podchodząc do baru, tylko po to, by poczęstować się butelką i rozlać alkohol do trzech małych szklaneczek. - Wypijmy na zgodę. Ręczę za kapitan Umberto, kapitanie. - Dodał, wyciągając po chwili jeszcze jeden kieliszek. Należał się również pracującej przy drutach Gustawie.
Aspa nie spodziewał się ataku na swoją sferę osobistą. Kiedy Vera nachyliła się do niego, on sam wychylił się ku tyłowi, a jego krzesło stanęło na tylnych nogach, gdy przednie utrzymywały się parę cali nad ziemią.
- Pani kapitan, ma pani rację. Jeśli to nie pani, musiał być to... ten głupiec, Carr. - Zrozumienie przyszło na twarz elfa natychmiastowo i aż postawił krzesło z powrotem na ziemi, zbliżając się do Very bez strachu. - To oczywiste. Kto, jeśli nie on, chciałby narobić mi problemów? Zaraz okaże się, że i ten idiota zadziałał, by Balbina poszła na dno! Ach, jakże ja go nie cierpię! - Zawołał, podnosząc się na nogi. Chwilowo stracił zwyczajowy spokój. - Wolę propozycję szanownego pana Leobariusa, napijmy się, na zgodę. Proszę mi wybaczyć nieporozumienie, lecz cóż, sprawa wydawała się rozwiązana w momencie, gdy pan Ludo zaczął brzdąkać wczoraj wieczorem.
- Z Luiskiem też powinieneś się przytulić, paniczu. - Napomknęła Gustawa.
- Może później. Teraz moje ramiona zajęte będą kapitan Umberto.
Elf rzeczywiście rozłożył ramiona, czekając, aż Vera w nie wpadnie. Uśmiechnął się tak, jak i ona. Rybka stałą się teatrem, a to była ich sztuka.