Koszary

91
POST BARDA
- Niech ci nie będzie wstyd. - Miguel uniósł spojrzenie na Theo i na moment mocno zacisnął usta. - To przywilej! Kapitan dobrze wybrał i zasłużyłeś na bycie jego adiu-... asystentem. - Chłopak wybrał łatwiejszą formę słowa, którym posłużył się wcześniej Theo.

Noc była cicha i spokojna, a do tego dość ciemna. Z bliska, Theo mógł widzieć upór wymalowany na lekko zarumienionej twarzy Miguela. Przyjaciel nie wyrwał nadgarstka z jego uścisku.

- Nie wracam bez ciebie! - Powtórzył Miguel nieco głośniej, nieco pewniej. - Nie ma tam dla mnie niczego, jeśli ty nie wrócisz ze mną, rozumiesz? Nie mogę ci tego obiecać, bo wolę być tutaj, służyć pod kapitanem i tobą, niż w domu bez ciebie, za to z panem i panią. - Ojciec i siostra nie byli osobami, których służba mogłaby wychwalać jakoś szczególnie. - Poza tym, tu są też inni. A ja przyrzekłem, że będę walczyć. Nie jestem tchórzem, Theo.
Obrazek

Koszary

92
-Nie będziesz służył pode mną, bo ja nie mam tutaj nic do powiedzenia! Ja tylko chodzę z miejsca na miejsce i robię to co kapitan mi rozkaże! - Zdenerwował się i uniósł lekko głos. - Czemu jesteś taki uparty? - Zapytał zaraz nieco ciszej i puścił rękę Miguela, stając do niego bokiem. Odetchnął głęboko żeby się uspokoić.
-Wiem, że nie jesteś tchórzem i że dasz z siebie wszystko. - Dodał już spokojniej i miał nadzieję, że ich kłótnia nikogo nie zaalarmuje. Nie chciał też żeby chłopak myślał że w niego wątpi. Rozejrzał się, czy żaden ze strażników się nie zbliża.
Był zły, że Miguel nie chce go słuchać. Z drugiej strony rozumiał też, że przyjaciel nie chciał wracać do Różanki skoro większość mężczyzn została wcielona do armii. Przecież też miał swoją dumę, tak samo jak Theo. Potrafił też zrozumieć, że Różanka nie była dla niego już tym samym, skoro nie byli tam we dwoje. Gdyby w posiadłości nagle zabrakło Miguela, Theo również nie chciałby tam dalej mieszkać i wolałby być bliżej przyjaciela. Nawet jeśli musiałby cały dzień kopać rowy. Znali się praktycznie od kołyski i byli ze sobą mocno zżyci.
-Jestem samolubny, wiem. Przepraszam, ale po prostu się o ciebie martwię. Idź się położyć. Wiem że sobie poradzisz podczas bitwy, więc porozmawiamy już po. - Powiedział wzdychając ciężko. Wyglądał na zmartwionego. Czy powinien powiedzieć mu o wielkich pająkach? Czy Miguel byłby w stanie dochować tajemnicy i nie załamać się przed bitwą?

Koszary

93
POST BARDA


- Na razie nie masz nic do powiedzenia. - Denerwował się Miguel i tak, jak wcześniej unikał spojrzenia przyjaciela, tak teraz nie spuszczał z niego wzroku. - Ale za moment zostaniesz kimś ważnym! A ja chcę tu być z tobą tak długo, jak długo mogę. - Zaparł się. - Choćbym miał pilnować twoich koni, Theo. Nie chcę tam wracać, jeśli ciebie tam nie będzie. - Powtórzył, smutniejąc nieco. - Nie boję się walki, ale boję się, że zostanę sam, bez ciebie. Dlatego cieszę się, że kapitan o ciebie osobiście dba.

W emocjach, Miguel trącił stopą kępkę trawy. Nie udało mi się jej wyrwać z gruntu, lecz nie próbował ponownie.

- Zobaczę cię jeszcze przed bitwą? To znaczy, na pewno cię zobaczę, ale będziemy mogli rozmawiać? - Doprecyzował.

Zza rogu wyszło dwóch uzbrojonych w pochodnie żołnierzy. Chociaż byli jeszcze daleko, Theo rozpoznał w nich wieczorny obchód, który miał sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i czy żołnierze wypoczywają.
Obrazek

Koszary

94
-Nie stanę się nikim ważnym, jeśli przez całą bitwę będę stał obok kapitana… - Odmruknął, ale nie powiedział już nic więcej, bo nie chciał się kłócić.

Słuchając słów Miguela, z jednej strony zrobiło mu się ciepło na sercu, a z drugiej wolałby jednak żeby stajenny wrócił do domu. Chciał go mieć przy sobie, ale nie w takich okolicznościach w jakich teraz się znajdowali. Theo wiedział, że był ważna częścią życia chlopaka. Tak samo jak stajenny musiał zdawać sobie sprawę, jak bardzo ważny był dla swojego panicza.
-Ja też nie chcę zostać sam, mam tylko ciebie. - Przetarł twarz i oczy ze zmęczenia. Nie tak sobie wyobrażał całą tę rozmowę. - Sam się zgłosiłeś, czy moja siostra Cię wysłała? - Musiał to wiedzieć. Jeśli to Sara wysłała go na front, to nadal będzie życzył jej wszystkiego co najgorsze, ale teraz podwójnie. Głupia suka.
-Mam nadzieję, że uda nam się porozmawiać. Jeśli będę mógł, to podejdę. - Kiedy zobaczył w oddali strażników, wiedział że muszą się już żegnać. - Miguel, idź już do baraku. Na pewno zobaczymy się po bitwie. Jeśli do tego czasu komuś z Was coś się stanie, albo będziecie czegoś potrzebować, to nie zawahaj się mnie znaleźć, dobrze? Strażnicy idą. - Oszacował, że byli na tyle daleko, że zdąży jeszcze przytulić szybko przyjaciela.
- Uważaj na siebie, jesteś dla mnie najważniejszy. - Powiedział jeszcze. Bał się, że to może być ich ostatnie spotkanie, ale nie chciał się zdradzić, jak bardzo najważniejszy był dla niego Miguel.

Koszary

95
POST BARDA
- To jedyna droga do bycia kimś ważnym. - Nie zgodził się Miguel. Sam zerkał w stronę nadchodzących strażników, zdradzanych plamą światła pochodni. Jasnym było, że chciał mieć jeszcze więcej czasu z Theo! - Sam się zgłosiłem. Chciałem pójść za tobą. - Przyznał się w końcu, lecz na jego twarzy nie było wstydu, a zawziętość. - Nawet gdybym tego nie zrobił, i tak poszedłbym zamiast mojego taty. Albo on, albo ja.

Ojciec Miguela nie był stary, lecz nie był już też młodzieniaszkiem. Z ich dwojga, to Miguel był lepszy do wstąpienia do wojska. Armia mogła zrobić z niego w końcu mężczyznę.

Twarz chłopca zmieniła się na bardziej zawziętą, jakby chciał protestować, jakby nie chciał jeszcze sie żegnać. Po chwili wahania musiał jednak skinąć głową i odpuścić. Momentalnie zerwał się, by objąć Theo, tylko na moment, tylko na chwilę, lecz to wystarczyło, by zaskakująco mocne ramiona owinęły się wokół niego i przytuliły. Theodore poczuł ciepło ciała przyjaciela, ale też jego zapach po treningu, gdy nie miał jeszcze okazji obmyć się. Tym razem woń nie była przykryta aromatem koni.

- Dbaj o siebie. - Polecił Miguel i bez oglądania się za siebie wrócił do baraku.

- Hej, ty! Cisza nocna! - Odezwał się jeden ze strażników, gdy zdołali podejść bliżej. - Proszę wracać do siebie. - Dodał nieco uprzejmiej, gdy zobaczył znaczenia na mundurze. Theo nie był zwykłym szeregowym.

***

Podczas kolejnych dwóch dni Theo nie miał okazji zobaczyć Miguela. Podzieleni na pułki żołnierze ćwiczyli walkę i uczyli się zasad w swoich grupach, zaś młody Regor zmuszony był towarzyszyć Kieleckowi i oficerom. Rankiem wielu z nich poświęcało czas jego nauce, sprawdzając wiedzę na temat okolicznych terenów, ogólnej sytuacji geopolitycznej, a nawet testując jego zdolności bojowe. Prócz tego typu szkoleń, trafiło mu się również wiele bardziej przyziemnych zadań, jak choćby szczotkowanie kapitańskiego nakrycia głowy i płaszcza, również pastowanie butów. Bycie ordynansem miało go wiele nauczyć, ale drugą stroną medalu było posłuszeństwo i wymuszanie pokory na chłopcu z bogatej rodziny. Popołudniami Theo mógł w pełni uczestniczyć w zadaniach kapitana, nie tylko mu towarzysząc, ale również wyrażając własne zdanie. Kieleck niejednokrotnie prosił Theo o wyrażanie własnej opinii, zupełnie jakby ten był jednym z wyżej postawionych, zupełnie jakby jego słowo mogło wpłynąć na zmianę decyzji. Nie każdy patrzył na to przychylnie, lecz słowo Kielecka było najważniejsze.

***

Trzeciego dnia, około południa, oficerowie i Kieleck zebrali się w większej sali, by za zamkniętymi drzwiami rozplanowywać strategię obrony Meriandos. Miasto nie było duże, lecz nie dało się ukryć, iż nie mieli zbyt wielu żołnierzy.

- Najważniejsze jest obstawienie magazynów. - Mówił jeden z oficerów, wysoki, ciemnowłosy i ciemnooki Petro Albin. Nie był stary, mógł przekroczyć ledwie trzydziestkę, lecz jasnym było, iż ma łeb na karku. - Skierujmy nasze siły na obstawianie skupów i folwarków.

- To zbyt duże rozproszenie naszych sił. - Nie zgodził się starszy, siwy Linus Ulryk. - Nie mamy dość sił.

Kieleck uniósł dłoń, by powstrzymać dyskusję obu panów. Na pergaminie przed sobą zapisywał liczby, najwyraźniej kalkulując, która z opcji była lepsza dla sytuacji, w której się znaleźli. Cisza, która zapadła, wyłoniła odgłosy kopyt konia, który pędził po brukowanej drodze. Stukot podków zbliżał się, a kiedy był tuż pod oknami, koń zarżał, nagle zatrzymany. Pospieszne kroki rozbrzmiały w budynku.

- Stój! Zatrzymaj się!

Intruz nie zamierzał jednak stanąć. Nie musieli czekać długo, by dowiedzieć się, kto z takim pośpiechem wspinał się po schodach. Drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich białowłosy Iselor. Jego oddech był szybki i płytki, a twarz poczerwieniała od wysiłku. Drobne, ciemne nacięcia zdradzały, iż pędził bez opamiętania, nie zważając na gałęzie i krzaki, które mogły smagać go witkami po twarzy.

- Dzień drogi! - Wysapał. - Są dzień drogi od wioski! Musicie ruszać!

Pierwszy odezwał się Ulryk, który uprzednio zmierzył elfa chłodnym spojrzeniem.

- Jest jeszcze sprawa elfów... - Mruknął, jakby dopiero teraz wziął pod uwagę obietnicę, którą złożył Kieleck.

- Iselorze, usiądź, odpocznij. Theodorze, podaj mu wody. - Poprosił kapitan.

- Nie ma czasu! - Warknął zdenerwowany Iselor. - Wrogowie nadchodzą!
Obrazek

Koszary

96
Theo wiedział, że nie zaśnie tej nocy. Będzie się teraz bał o Miguela przez cały czas. Czy radzi sobie na szkoleniu? Czy nikt źle się do niego nie odnosi? Czy nie jest mu za ciężko…? Z drugiej strony przecież nie był sam. Miał wokół siebie innych pracowników Różanki, którzy na pewno nie pozwolą zrobić mu krzywdy.
Kiedy stajenny powiedział, że sam się zgłosił ze względu na niego, Regor czuł jak niszczą go wyrzuty sumienia. Próbował je przyćmić jednak faktem, że chodziło też przecież o ojca chłopaka. Miguel i tak poszedłby za niego.

Theo miał ochotę odwiedzić przyjaciela również na drugi dzień. Nie był jednak na tyle bezczelny, żeby prosić Kielecka o wcześniejsze zwolnienie z dziennej służby, lub o krótką przerwę. Trwał więc przy nim, skupiając się jak mógł i dając z siebie więcej niż kiedykolwiek. Wykonywał wszystkie jego polecenia bez zadawania zbędnych pytań i starał się również domyślić czego mu potrzeba. Kiedy kapitan zachęcał go do dzielenia się przemyśleniami, robił to. W podobnych sytuacjach sam nawet wychodził z inicjatywą. Tylko wtedy jednak, kiedy czuł że Kieleck mógłby tego od niego oczekiwać. Próbował być myślami o krok przed nim. A to wszystko dlatego, że pozwolił mu owego pamiętnego wieczoru spotkać się z przyjacielem. Theo w duchu był mu za to naprawdę wdzięczny i te trzy dni sprawiły, że polubił kapitana. Docenił też odrobinę własną siostrę. Co prawda dalej jej nienawidził, jednak musiał przyznać, że geografia oraz historia którą zawsze wciskała mu do głowy, na coś się w końcu przydały. Nie zrobił z siebie głupka przed oficerami, ponieważ znał mapy tutejszych okolic, obwarowania i nazwy miejscowości. Był również biegły w walce mieczem i strzelaniu z łuku. Potrafił nawet strzelić do nieodległego celu jadąc konno galopem. Jego nauczyciel jeździectwa nauczył go tej sztuczki.

Codziennie wieczorem chciał chociaż trochę poszkicować, jednak nie miał na to czasu i udało mu się narysować tylko trzy rysunki.
Obrazek
Miguel

Obrazek
Kapitan Kieleck, nieskończone

Obrazek
Iselor


Trzy dni minęły mu więc bardzo szybko. Stojąc blisko kapitana, słuchał jak oficerowie dyskutują między sobą. Jego spojrzenie biegało od jednej twarzy, do drugiej. Ciekaw był, co każdy z nich ma do powiedzenia.
Słysząc stukot konia a później zamieszanie na zewnątrz, spojrzał na Kielecka. Czyżby jakaś ważną wiadomość? Kierowany intuicja skierował się w stronę drzwi, kiedy do pomieszczenia wpadł zdyszany Iselor. Prawie na siebie wpadli.
-Tak jest. - Odparł Theo, żeby kapitan wiedział, że został usłyszany. Czym prędzej nalał do kielicha wody dla elfa. Czuł, że może zrobić się nieprzyjemnie, więc lepiej będzie jeśli Iselor zrobi to, co kazał mu Kielecki. Wcisnął mu więc naczynie w dłoń, położył rękę na jego ramieniu i mocnym ruchem usadził go na krześle które szczęśliwie stało tuż za nim, w rogu pokoju blisko wejścia.
-Pij… - Mruknął cicho, nie zabierając ręki z jego ramienia. Osłonił go swoim ciałem przed nieprzychylnymi spojrzeniami oficerów i z lekko zmarszczonymi brwiami, wbił intensywne spojrzenie w jego oczy.-Napij się. - Powtórzył. Lepiej będzie, jeśli elf nie zacznie się awanturować i da im porozmawiać. Stojąc tyłem do towarzystwa, przysłuchiwał się rozmowie.

Koszary

97
POST BARDA
Mimo wcześniejszego wahania, Theo zaczął sam wychodzić z inicjatywą i Kieleck to doceniał. Proaktywna postawa młodego Regora ułatwiała życie, a i panowie powoli docierali się do siebie, by współpracowało im się jak najlepiej. Również teraz Kieleck musiał być zadowolony z działania swojego asystenta, gdy ten przystąpił do uspokajania elfa, który pojawił się, chciałoby się rzec, znikąd. Theo nie zdążył otworzyć mu, gdy drzwi otworzyły się z impetem i niemal go pchnęły.

- Dzień drogi! - Powtórzył elf. Oddychał ciężko, łapiąc dech po wysiłku, a jego policzki były czerwone od nerwów, zmęczenia i wiatru, który smagał mu twarz w drodze. - Są dzień drogi, nie możecie tu siedzieć!

Gorączkowo rzucane spojrzenia w stronę zebranych zdradzały, że Iselor jest przejęty sprawą tak mocno, jak to tylko możliwe. Niemal bezwiednie odebrał od Theo kielich i nie walczył zbyt mocno, nim usiadł we wskazanym miejscu. Iskry, które niemal sypały się z oczu elfa wskazywały na to, że nie ma zamiaru pić, nie ma zamiaru czekać, bo wrogowie byli u bram! Mimo to, posłuchał Theo i uniósł kielich do ust, nie spuszczając zaciętego spojrzenia z Regora. Ciężko było orzec, czy w jego wzorku czai się wdzięczność, czy nienawiść.

- Dzień drogi od wioski elfów. - To Kieleck podjął temat, który przyniósł Iselor. - Powinniśmy zebrać oddział i ruszać niezwłocznie.

- Oddział z czego? Z chłopów, którzy nie potrafią unieść miecza?
- Poddał wątpliwości Albin. - Nie są gotowi do walki.

- Musimy walczyć z tym, co mamy.
- Nie zgodził się Ulryk.

- Nie wyślę ich na śmierć. - Zgodził się kapitan.

- Jeśli nikogo nie wyślesz, to będzie śmierć dla nas! Dla nas wszystkich! - Wyrwał się znów Iselor, choć nie wstał z krzesła, na którym usadził go Theo.
Obrazek

Koszary

98
Theo stanął bokiem do Iselora, żeby widzieć kapitana oraz resztę mężczyzn. Mimo to, nadal trzymał go za ramię i dociskał do krzesła. Chciał mieć kontrolę nad tym, czy będzie grzecznie siedział czy próbował wstać. Ust mu nie zaknebluje, ale przynajmniej powstrzyma przed rzuceniem się na któregoś z dowódców, jeśli usłyszy coś, co mu się nie spodoba. Iselor… miał temperament.

-Panie kapitanie, czy mam zacząć przygotowywać nas do drogi? - Zapytał w taki sposób, jakby decyzja została już podjęta i lada chwila mieli ruszać. Elfy im pomogły w zamiana za ochronę wioski, więc miał nadzieję, że żaden z obecnych tu żołnierzy nie będzie oponował, a kapitan Kieleck się nie ugnie. Młody Regor chyba spaliłby się ze wstydu jeśli taka sytuacja miałaby miejsce. Można było nie lubić elfów, ale jeśli obie strony zgodziły się na swego rodzaju sojusz, to nie powinien być on nagle zerwany. Wywiązali się ze swojego zadania, więc i mężowie Meriandos powinni dotrzymać danego przez Kielecka słowa.

Czekając na odpowiedź kapitana, nieco nieświadomie zacisnął mocno palce na ramieniu Iselora. Starał się tego po sobie nie pokazywać, ale również zaczynał się denerwować.

Koszary

99
POST BARDA


Iselor nie wyrywał się, ale trzymanie go na miejscu nie wpływało dobrze na nastrój elfa. Zważywszy na to, iż w ogóle nie powinien znaleźć się w sali, miał szczęście będąc tolerowanym, lecz pioruny rzucane z oczu wskazywały na jego niezadowolenie.

- Theodorze, zanim podejmiemy decyzję, zabierz stąd Iselora. - Rozkazał Kieleck rozważnie. Dyskusje nie mogły mieć miejsca przy zdenerwowanym przybyszu. - Każ go nakarmić, obmyć, jeśli sobie życzy, niech odpocznie.

- Wracam do wioski! - Szczeknął elf, wyrywając się nieco spod ręki Theo. - Nie mam czasu!

- Musisz nam pokazać, gdzie widziałeś wroga. -
Odparł spokojnie kapitan. Nie ugiął się pod krzykiem Iselora. - Potrzebujemy cię jako przewodnika.

- Niech jedzie.
- Nie zgodził się Ulryk. Na twarzy mężczyzny i w głosie malowała się kpina. - Elfy to same problemy, kapitanie. Niech walczą, niech powstrzymają czarną zarazę i dadzą nam więcej czasu.

- Tylko dzięki nim wiemy, że wróg porusza się szybciej, niż sądziliśmy. To duża przewaga w naszej sprawie. Theodore.
- Spojrzenie Kielecka znów spoczęło na Regorze. - Wiesz, co masz robić. Nie pozwól, żeby Iselor wyjechał.

- Zdrajcy!
- Wrzasnął elf i poderwał się z miejsca, wyrywając spod dłoni chłopca. Nie ruszył jednak do ataku, choć przy boku miał dwa długie sztylety, niby myśliwskie, lecz również dobre do tego, by zabijać wrogów, nie tylko zwierzęta. - Musicie ruszać teraz! Jeśli nie ruszycie, jesteście zdrajcami! Skazujesz nas na śmierć!

- Theodore! Iselorze! - Kieleck popędził ich obu unosząc głos tylko odrobinę. - Wyjdźcie. Theo, liczę na ciebie.

- Co za maniery...
- Oburzył się Albin.
Obrazek

Koszary

100
Nie wtrącał się w wymianę zdań pomiędzy kapitanem i jego oficerami. Zdania były bardzo podzielone, ale chłopak miał nadzieję, że Kieleck będzie miał na tyle siły przebicia, żeby zrobić to, co słuszne. Iselor mu się wyrwał, jednak Theo był przygotowany, żeby w razie czego powstrzymać go przed rzuceniem się na kogokolwiek. A przynajmniej tak mu się wydawało.
-Tak jest, panie kapitanie. - Odpowiedział tylko i złapał Iselora za ramiona.
-Chodź… - Już chciał wyjść razem z nim, kiedy coś go tknęło. Może… jednak mógłby coś powiedzieć? W końcu jest synem włodarza tych ziem. Nigdy w życiu nie skorzystał z tego przywileju i nigdy też się tym nie chwalił. Pierwszą decyzja Kielecka było wywiązać się z umowy z elfami. Dodatkowo, im większa armia (ludzie plus elfy), tym większa szansa na wygraną. Z drugiej jednak strony, skraca to również trening jakim poddani zostaną ich żołnierze. Z trzeciej jednak, byli sojusznikami w tej wojnie, więc należało dotrzymać słowa. Znowuż z czwartej, gdyby zostawić elfy na pastwę losu, to prawdopodobnie opóźniłyby atak czarnej zarazy oraz wielkich pająków na miasto. Jednak z piątej strony, kolejny sojusz z elfami w takiej sytuacji nie miałby szansy zaistnieć...
-J… jestem żołnierzem, ale również reprezentantem mojego ojca. - Odwrócił się w stronę mężczyzn. Złapał jednak Iselora za nadgarstek żeby mu nie uciekł. - Nie chciałbym żeby myślał, że słowo mężów Meriandos nie ma żadnej wartości, a my nie wywiązujemy się z umów zawartych z naszymi sojusznikami. -Żeby dać ujście stresowi, nieświadomie zaciskał mocno palce wokół nadgarstka elfa. -Byłby zawiedziony. I ja też nie chciałbym tak myśleć, jeśli kiedyś zajmę jego miejsce. - Powiedział to najbardziej twardym tonem na jaki było go stać. Nie chciał brzmieć pompatycznie, władczo ani wyniośle. Tylko ten jeden raz… proszę was bogowie, niech ten jeden raz ma znaczenie to, kim jestem…
Nie czekał na reakcję kapitana ani oficerów. Otworzył drzwi i wyprowadził ze sobą Iselora.
-Nie krzycz i się nie szarp. - Powiedział cicho, kiedy zamknął za nimi drzwi. Pociągnął elfa za sobą. - Kapitan Kieleck to dobry człowiek, na pewno dotrzyma obietnicy. Po prostu poczekajmy… chcesz coś zjeść? Umyć się? W łaźni na pewno teraz nikogo nie ma bo wszyscy są na ćwiczeniach.

Koszary

101
POST BARDA
Odważne stwierdzenie Theo pozostawiło oficerów bez komentarza. I chociaż sytuacja nie sprzyjała przyglądaniu się rozmówcom, Theo wyłapał, że Kieleck uśmiecha się lekko, jakby dumny ze swojego asystenta. Nie zatrzymywał go jednak i nie powiedział nic, co mogłoby świadczyć o aprobacie dla jego działań.

Zresztą, Theo miał większe zmartwienia: Iselora, który wbrew słowom młodego arystokraty, szarpnął się, by wyrwać rękę z jego uścisku. Na bladej skórze pozostały czerwone odciski palców Theo.

- Gdyby dotrzymał słowa, ruszyłby teraz, natychmiast! - Denerwował się elf. Mimo tego, że od jego przybycia minął już jakiś czas, wciąż ciężko oddychał. - Nie jestem tu po posiłek i kąpiel, tylko po pomoc! Jeśli chcesz mi pomóc, to zbierz ludzi i ruszajcie na wschód. Jeśli nie, to nie trać mojego czasu!

Iselor nie miał zamiaru grzecznie słuchać się Theo. Ruszył w kierunku schodów prowadzących na parter. Jego koń może i był tak zmęczony, jak i jeździec, ale w takich chwilach nie miało to znaczenia.
Obrazek

Koszary

102
-Daj im porozmawiać, dwie godziny nie zrobią Ci żadnej różnicy! -Syknął zdenerwowany i ruszył za za elfem. Spróbował złapać go za materiał ubrania przylegający do pleców.
-Jesteś… wściekły i uparty. Zatrzymaj się i ochłoń. Daj nam DWIE godziny, słyszysz? Daj kapitanowi dwie godziny, niech wszystko zorganizują! - Mówił, starając się przemówić mu do rozumu. Nie wiedział jak ma na niego wpłynąć, ani jak nad nim zapanować. Mogli się tak że sobą szarpać cały dzień.
-Ponoć masz być naszym przewodnikiem, jeśli mamy współpracować to ty też współpracuj! - Jeśli nie udało mu się złapać Iselora za ubranie, to próbował innych sposobów. Ponownie za nadgarstek, za ramię, chciał stanąć przed nim i go nie przepuścić, zbiec prędzej ze schodów... cokolwiek żeby go zatrzymać! Co za wściekłe kocisko… myślał Theo. Na pewno wyglądali bardzo komicznie.

Koszary

103
POST BARDA
Kiedy dłoń Theo zacisnęła się na materiale koszuli elfa, ten odwrócił się gwałtownie i w odwecie złapał go za kołnierz. Nie zrobił jednak niczego więcej, gdy sytuacja, w której się znalazł, na to nie pozwalała. Nie mógł zaatakować człowieka Kielecka, bo wtedy pomoc z pewnością by nie nadeszła. Theo miał doskonały widok na twarz Iselora ze zbyt bliska. Widział zmarszczone brwi, załzawione złością i bezsilnością oczy, poczerwieniałe policzki i lekko rozchylone usta.

- Jestem wściekły! - Przyznał, puszczając mundur Theo. Zatroszczył się nawet o to, by przesunąć dłonią po zagięciach, które mógł utworzyć. - Dwie godziny to za długo! Oni wszyscy zginą, jeśli im nie pomożecie. - Ton Iselora zmieniał się, porzucał wściekłość, pojawiało się za to zrezygnowanie i rozpacz. - Rozumiesz? Moja rodzina, moi pobratymcy! - Ręce elfa opadły bezładnie wzdłuż jego ciała. Przynajmniej już nie próbował uciekać. - Obaj wiemy, że nam nie pomożecie. Prawda?
Obrazek

Koszary

104
Theo nie wyrywał się, kiedy Iselor złapał go za kołnierz. Wszystko, byle go zatrzymać. Przypatrywał się jego załzawionymi oczom i rozumiał go doskonale. Również martwił się o Miguela oraz innych mieszkańców Różanki. Polubił również śmiesznego magazyniera, strażników ciągle łupiących w karty, i sporo innych osób z którymi przez ostatnie trzy dni miał styczność. Mimo zbliżającej się bitwy, w koszarach bywało naprawdę wesoło.
-Kapitan Kieleck jest zdeterminowany i gotowy żeby dotrzymać obietnicy. Musi jednak skonsultować to z innymi oficerami, ponieważ tak to u nas działa. Ale to prawda, że część z nich to niehonorowe dupki, więc jeśli… będzie najgorzej, to jest coś co chyba mógłbym jeszcze zrobić. -Mówił spokojnie, obserwując uważnie twarz Iselora. Chyba pierwszy raz naprawdę mógł mu się dobrze przyjrzeć. Kiedy chłopak go w końcu puścił, poprawił sobie niespiesznie mundur.
-Jesteśmy sojusznikami i na pewno pomożemy, tak jak wy pomogliście nam. Też byłbym wściekły na twoim miejscu…- Mruknął zgodnie z prawdą i położył dłoń na ramieniu elfa.-Mam nawet… różne taktyki w głowie i możemy o tym porozmawiać, jeśli powiesz mi jaki będziemy mieli teren do walki. - Zaproponował, mając nadzieję, że to trochę chłopaka uspokoiło. Elf mógł zauważyć, że Theo przyglądał się jego twarzy - oczom, ustom, kościom policzkowymi… chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów, żeby potem narysować go z bliska.

Koszary

105
- On tu dowodzi! - Zaprotestował Iselor. - On tu dowodzi i powinien im rozkazać. Tak to u was działa! - Podniósł głos. Miał spojrzenie na oddział Meriandos nieco inne, niż dyktowała rzeczywistość. Układali się przecież z Kieleckiem i skoro to on powiedział, że pomogą, jakie zdanie w tym mogli mieć oficerowie?

Twarz Iselora nie była brzydka - większość elfów wydawała się całkiem atrakcyjna na ludzkie standardy. Miał wysokie kości policzkowe i wyraźnie zarysowaną szczękę, drobny, wysoko osadzony nos i jasne oczy, a wszystko okolone jasnymi włosami. Z pewnością lepiej wyglądałby z uśmiechem, lecz sytuacja nie sprzyjała pozytywnym emocjom.

Kiedy dłoń Theo spoczęła na ramieniu elfa, ten tylko zerknął na nią z ukosa. Wciąż był spięty, lecz po chwili westchnął, pozwalając ciału rozluźnić się nieco.

- Nie mogę już teraz zrobić niczego, żeby pomóc. - Zgodził się. - Los mojej rodziny jest w ich rękach. Nie wiem, gdzie będziemy walczyć, to zależy od tego, jak szybko wyruszymy. Wioska jest w dolinie, nad rzeką. Teren dzielący wioskę i wojska wroga to głównie wzgórza porośnięte lasami. Nie wiem. - Pokręcił głową, a biała grzywka opadła mu na twarz, gdy spuścił wzrok, pokonany i bezradny.
Obrazek

Wróć do „Meriandos”